Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28.

Dni dzielące czas nauki od czasu wolnego zleciały bardzo szybko. Gdy reszta przyjaciół Elizabeth dowiedziała się o całym zdarzeniu związanym z listem mamy Krukonki, jakie miało miejsce na początku przerwy świątecznej, z wielkim współczuciem stwierdzili, iż dziewczyna musiała się bardzo wynudzić, natomiast ona – chcąc nie chcąc – zmuszona była przyznać im rację. Pamiętała doskonale o warunkach, jakie postawił jej Severus i postanowiła przestrzegać ich, jak świętej zasady.

Ponadto na pierwszym, od momentu powrotu uczniów do zamku, obiedzie zostały podane wszystkie informacje dotyczące konkursów, jakie miały się odbyć w drugim półroczu. Tym razem podane zostały każde szczegóły dotyczące sposobu punktacji poszczególnych dyscyplin, a także ich realizacji. Konkursy, które opierały się na wiedzy z przedmiotów miały się odbyć w klasach, gdzie się ich naucza, a poddane ocenie zostaną czas oraz efektywność wykonanego zadania, w niektórych przypadkach, tak jak w kwestii eliksirów, także kreatywność ucznia.

Tak jak podejrzewała Elizabeth, Victoria i Allie natychmiast zdecydowały, iż wezmą udział w kategorii artystycznej, oczywiście występując jako duet.

– Dziewczyny, wiecie już co zaśpiewacie? – zagadała Krukonka po którejś kolacji, decydując się na odprowadzenie przyjaciółek do dormitorium.

– Mamy kilka pomysłów, ale musiałoby być a capella. – Skrzywiła się. – A prawdę mówiąc, nie wiem czy to dobrze wyjdzie.

– Mogę wam przygrywać, a mnie po prostu jury nie weźmie pod uwagę – zaproponowała.

– Naprawdę? – ucieszyły się. – To możemy wystąpić z Shape of my heart. A ty co zagrasz?

– Problem w tym, że minęły prawie trzy tygodnie odkąd wiem o tych konkursach, a nadal mam pustkę w głowie.

– Znasz bardzo dużo utworów, na pewno jakiś będzie pasować. – Uśmiechnęła się Victoria pocieszająco.

– Mam nadzieję – mruknęła Elizabeth, stając przed drzwiami do pokoju wspólnego – najwyżej zdecyduję się na eliksiry.

– I tak wolałabym widzieć cię na scenie – stwierdziła Puchonka, opierając się o ścianę nieopodal wejścia.

– Do jutra, pa – pożegnała się z przyjaciółką i ruszyła na siódme piętro.

Po drodze do Elizabeth dołączył Cesarius.

– Hej, Eli.

– Cześć, jak tam?

– Zerwałem z Padmą – przyznał.

– Co? Jak to?

– Pamiętasz, kiedy powiedziałaś mi, że to jest plotkara numer jeden?

– Taaak. – Kiwnęła głową, nadal niezbyt rozumiejąc.

– Niby zawsze wiedziałem, że jest to prawda, ale ostatnio miałem wrażenie, że ona jest ze mną tylko po to, żeby mnie wypytywać o różne rzeczy, jakie dzieją się w szkole, wiesz, tak bardziej od strony męskiej części uczniów... No i okazało się dzisiaj, że to jest prawda.

Elizabeth westchnęła ciężko.

– Powiedzieć ci coś?

– Wal.

– Trochę to niemiłe, ale tak się cholernie cieszę, że z nią nie jesteś. To jest taka pusta panienka, która sama nie wie, czego chce, a ty naprawdę jesteś fajnym chłopakiem i nie wiedzieć czemu się za nią uganiasz.

– Teraz już uganiałem – poprawił, a Krukonka usłyszała smutną nutkę w jego głosie.

– Ale nadal mi coś nie pasuje – stwierdziła Elizabeth, podając hasło rzeźbionemu orłu, by wejść do pokoju wspólnego.

– Ech, bo to nie wszystko... Okazało się, że to wszystko było wymuszone i tak naprawdę się ze mnie nabijała.

Młoda kobieta stanęła przed przyjacielem i z poważną miną rzekła:

– Chyba sobie muszę z nią uciąć pogawędkę.

– Nie, Eli. Nie jest to konieczne.

– Ale nie pozwolę, by ktokolwiek w ten sposób traktował jednego z moich przyjaciół, zwłaszcza taka... – zdusiła w sobie ciąg dalszy, pamiętając o swoim postanowieniu dotyczącym przekleństw – panna z niskim współczynnikiem inteligencji – dokończyła po chwili.

– Nie zniżaj się do takiego poziomu – poprosił, siadając wygodnie w fotelu obok kominka.

– Dobrze, nie będę. A jak się tego dowiedziałeś, jeśli mogę zapytać?

Krukon oparł się o swoje kolana, przez dłuższą chwilę wpatrując się w swoje stopy. Gdy podniósł głowę, Elizabeth miała wrażenie, że patrzy na nią przepraszająco.

– Słyszałem to już od pewnej osoby... od dłuższego czasu – zaczął. – Niestety nie wierzyłem w ani jedno złe słowo, jakie słyszałem na temat Padmy.

– Ech, zakochanie – westchnęła Elizabeth pod nosem.

– Po prostu puszczałem to mimo uszu – kontynuował. – A dzisiaj chciałem jej zrobić niespodziankę. Nie powiedziałem jej, że chcę do niej wpaść, a że jesteśmy z jednego domu, to bez problemu dostałem się do pokoju wspólnego, gdzie akurat ją zastałem. Siedziała tyłem do drzwi, więc mnie nie widziała, a obok niej kilka dziewczyn, które także mnie nie zobaczyły. Śmiały się, a wiesz z czego?

Elizabeth pokręciła przecząco głową, siadając na oparciu sofy niedaleko Krukona.

– Z moich wierszy, napisanych specjalnie dla niej, bo wiem, że większość dziewczyn uważa to za romantyczne, a mi akurat nie sprawia problemu ułożenie kilku ładnie rymujących się linijek tekstu... Cholera. Do tej pory byłem z nich taki zadowolony, bo uważałem, że naprawdę dobrze mi wyszły.

– Wiesz co, jeśli ona śmieje się z twojej twórczości, to naprawdę ma nierówno pod kopułą – odparła Elizabeth po chwili, po czym potarła powieki. – Merlinie, czemu stworzyłeś takich ludzi i zapomniałeś ich zabić. A kto ci mówił o takich sytuacjach od dłuższego czasu?

– Victoria – odpowiedział z lekkim uśmiechem. – Szkoda, że jej nie wierzyłem.

– Nie dziwię się, pewnie też bym od razu nie uwierzyła. Poza tym, patrząc na to z innej strony, to nie byłeś z Padmą jakoś bardzo długo, więc dużej ilości swojego cennego czasu nie zmarnowałeś – Puściła do niego oczko. – A jeśli chodzi o Victorię, to ona dość często o tobie wspomina.

– Tak? – zainteresował się.

– Ano tak. – Posłała mu uśmiech. – Nawet, muszę przyznać, widziałabym was razem – Ułożyła serce z dłoni, tak by Krukon znalazł się po jednej jego stronie.

– Daj spokój, z jedną zrywam, a z drugą się wiążę? Nie, nie... Muszę sobie trochę odsapnąć.

Młoda kobieta opuściła ręce i podparła się o podłokietnik sofy.

– Przecież nie naciskam, po prostu stwierdzam fakty.

Zapadła chwila ciszy, którą zakłócał jedynie odgłos palącego się drewna w kominku.

– Ces?

– Hmmm?

– A startujesz w jakiejś dyscyplinie? – spytała, przechylając na bok głowę.

– Rozważam transmutację lub obronę nad czarną magią.

– Opcja druga – podpowiedziała. – Masz w pełni cielesnego patronusa, co jest dość rzadkim zjawiskiem w tak młodym wieku.

– Też bardziej skłaniam się ku obronie – przyznał przyjaciółce racje, kierując wzrok na płomienie. – A ty coś wymyśliłaś?

– Nie, a wiesz co jest najgorsze? – spytała.

Zaprzeczył ruchem głowy.

– Pojutrze kończą się zapisy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro