Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24.

Elizabeth pędziła po schodach w dół, kierując się w stronę jednego ze znanych jej skrótów, prowadzących na drugie piętro. Gdy znalazła się w bardzo wąskim korytarzyku, zwolniła, uważając na niskie sklepienie, przyozdobione gęstymi pajęczymi sieciami, na szczęście bez domowników.

"Obym natrafiła na jakiegoś Ślizgona z ostatniego roku" pomyślała, wychodząc na drugie piętro. "Najlepiej, gdyby to był Blaise".

Krukonka rozejrzała się po pustym korytarzu i pobiegła do kolejnej klatki schodowej, tym razem wiodącej aż do samych lochów. Po drodze minęła kilku młodych Puchonów, którzy przez wzgląd na swój gruby ubiór zmierzali najprawdopodobniej na boisko quidditcha.

Kiedy stanęła na ostatnim schodku, oparła się o ścianę, oddychając głęboko.

"Dobra, skup się" poleciła sobie w myślach.

Dziewczyna skręciła w lewo, a później w prawo, idąc na sam koniec korytarza, który okazał się pusty. Krukonka nie wiedziała, jak Ślizgoni dostają się do swojego dormitorium, więc nie było szans na wejście, poza tym wejścia nie strzegł żaden portret, który za namową mógłby poprosić jakiegoś ucznia na zewnątrz.

Młoda kobieta stała, przypatrując się kamiennej ścianie, służącej za tajne wejście, będąc w przeraźliwej świadomości szybko upływających sekund.

- O, Claride - usłyszała znajomy głos, dochodzący z korytarza.

- Merlinie, Draco! Spadłeś mi z nieba. - Elizabeth podbiegła do zdezorientowanego chłopaka.

- Ale nie mam przy sobie pieniędzy. - Zmarszczył brwi.

Krukonka zerknęła mu przez ramię, a następnie obejrzała się za siebie, sprawdzając, czy aby na pewno są sami.

- Draco słuchaj, to jest bardzo ważne. Idź, proszę cię, do dormitorium i powiedz kolegom, że musisz się ze mną przejść, bo ci nie dam spokoju, żeby nie wywołać żadnych podejrzeń. Już parę razy tak było.

- No tak - potwierdził. - Ale co to...

- Twój ojciec jest w gabinecie dyrektora. Przyszłam po ciebie, bo z nim rozmawiałam - powiedziała mu na ucho.

Dracon na chwilę rozchylił usta, po czym wystrzelił w stronę dormitorium jak z procy.

"Phi, mogłam tak od razu" pomyślała, patrząc za chłopakiem.

- Już - oznajmił, chwilę później zjawiając się w przejściu.

- To chodźmy szybko - poprosiła, kierując się z Malfoyem w stronę wyjścia.

Nie zauważyli żadnego z uczniów w okolicy, więc chłopak podjął:

- Jak to z nim rozmawiałaś?

- Długa historia, a mamy mało czasu - odparła, wchodząc na schody.

- Gdzie idziesz, tędy będzie szybciej! - zawołał Dracon, wskazując ręką kierunek.

- Znasz jakieś przejścia? - spytała.

- Tylko cztery - odpowiedział, podchodząc do ściany z obluzowanym uchwytem na pochodnie. - A słyszałem pogłoski, że jest ponad dziesięć.

- Ja znam dwa, z czego jedno jest mało użyteczne.

Dracon parsknął, pociągając za uchwyt. Po paru sekundach ich oczom ukazał się bardzo podobny korytarz, do tego którym podróżowała Elizabeth.

- Panie przodem - Przepuścił Krukonkę Ślizgon.

- Dzięki. - Kiwnęła głową. - Chodź szybciutko.

- Ile mamy czasu?

- Kiedy wychodziłam to około dziesięciu minut.

- Szlag, krótko. - Blondyn ściągnął brwi.

- Wiem - przyznała - A wiedziałeś o tym?

- To znaczy?

- No, że twój ojciec naprawdę żyje.

- Szczerze? Nic, a nic.

Elizabeth obejrzała się na chłopaka tak gwałtownie, że strzelił jej jakiś kręg szyjny.

- Żartujesz!

- Naprawdę nie wiedziałem, rusz się, proszę - powiedział, a Elizabeth przyspieszyła kroku.

Młoda kobieta wydostała się wraz z towarzyszem z tajnego przejścia.

- Prowadź, bo straciłam chwilowo orientację - rzekła dziewczyna.

Dracon wyminął Krukonkę i ruszył żwawym krokiem przed siebie, by po chwili skręcić w prawo.

- Jakie hasło? - spytał Ślizgon, wychodząc naprzeciw kamiennej chimery.

- Tretrzałki - rzuciła szybko Elizabeth, a posąg ukazał wejście.

Wbiegli po schodach, stawiając kroki co kilka stopni. Gdy stanęli przed drzwiami, dziewczyna wyczuła napięcie wiszące w powietrzu. Dracon nabrał powietrza i pewnie pociągnął za klamkę.

Tym razem ojciec Dracona stał za fotelem przeznaczonym dla gości, zwrócony w kierunku wejścia. Elizabeth odsunęła się trochę na bok, stwarzając chłopakowi większą strefę komfortu.

Dopiero wówczas zwróciła uwagę na podobieństwo Dracona do swojego ojca. Najwidoczniejszą cechą były oczywiście jego bardzo jasne i zadbane włosy, które różniły się jedynie fryzurą - Lucjusz posiadał długie włosy, natomiast jego syn dbał o to, by zanadto nie urosły. Ponadto sylwetka obu mężczyzn wskazywała kolejne podobieństwo; wysoka i szczupła, z długimi, prostymi nogami i kręgosłupem. Nawet oczy mieli identyczne - chłodno niebieskie, patrzące z niemałą dumą na każdego, kto ma czelność w nie spojrzeć.

Krukonka zerknęła na Severusa, który podobnie jak ona, opierał się o ścianę nieopodal swojego biurka. Przez chwilę dyrektor spojrzał na swoją uczennicę i kiwnął jej głową, na znak, że dobrze się spisała, a potem przeniósł wzrok na swego przyjaciela.

- Draco - odezwał się Lucjusz, robiąc pół kroku naprzód.

Młody mężczyzna wpatrzył się w swojego ojca, który nawet nie starał się ukryć swoich emocji. W najmniej spodziewanym momencie, pokonał dystans dzielący go od rodzica i mocno przytulił go do siebie, pozwalając sobie na okazanie długo skrywanych uczuć.

Elizabeth będąca świadkiem całej sytuacji i tego, co przeżywał przez ostatnie dwa lata Dracon, poczuła pieczenie w kącikach oczu.

Severus dyskretnie spojrzał na Krukonkę, po czym podszedł do niej i położył jej dłoń na ramieniu, by następnie nachylić się do jej ucha.

- Zostawmy ich samych na tę parę minut - szepnął.

- Draco, tak bardzo przepraszam - usłyszeli jeszcze zanim znaleźli się na schodach.

Gdy wyszli z gabinetu, dziewczyna podjęła:

- Merlinie, dawno nie czułam takich emocji.

- Jeszcze trochę i byś się popłakała. - Uśmiechnął się delikatnie, odwracając w stronę okna.

- To ze wzruszenia... Pomimo tego, że Lucjusz był zwolennikiem Voldemorta, to jednak Dracon bardzo go kochał - odparła, również patrząc na pokryty śniegiem teren szkoły oraz inną część zamku.

- Z kolei Lucjusz bardzo żałuje wszystkiego, czego się dopuścił, a swoją rodzinę kocha, jak mało kto - poinformował Severus.

- To dlatego go oszczędzili? - spytała cicho.

- Między innymi - odrzekł zdawkowo.

Po chwili ciszy jednak podjął:

- Już ci kiedyś mówiłem, Lucjusz nie był zagorzałym zwolennikiem przemocy. Dysponował funduszami i wieloma wpływowymi kontaktami... To głównie było wykorzystywane. Poza tym, po wojnie miała miejsce pewna sytuacja, która wszystko ułatwiła.

- Jaka? - zaciekawiła się.

Severus spojrzał w oczy Krukonki, by po chwili znów przenieść je na błonia.

- Pewien śmierciożerca, jeden z pierwszych jakiego złapano, a to tylko dlatego, że poddał się bez walki i jak sam twierdził, już nie ma po co żyć, przyznał się do wszystkich swoich win.

- Ale co to ma...

- To, że przyjął na siebie także te cięższe zbrodnie Lucjusza.

Elizabeth zamrugała ze zdziwienia.

- Dlaczego?

- Ponieważ uznał, że Malfoy ma dla kogo się zmienić. I miał rację.

- Tak po prostu? - zdziwiła się jeszcze bardziej.

- Claride, co to za wywiad? - Spojrzał na nią zirytowany.

- Sam pan mnie wdrążył w temat. Poza tym interesuje mnie sytuacja Dracona.

- Podobnie, jak i wszystkich wokół.

- Przecież przyrzekłam, że nikomu niczego nie powiem.

Severus westchnął, po czym kontynuował:

- Nie wierz nigdy zanadto w ludzką dobroć. Każdy ma w czymś jakiś interes. Ten śmierciożerca postąpił tak tylko dlatego, że Lucjusz wcześniej ocalił mu życie. Nie pytaj w jaki sposób, bo wytrącisz mnie z równowagi.

- Dobrze, panie profesorku, nie będę. - Posłała mu uroczy uśmiech, na który tylko pokręcił głową.

Po kilku minutach ciszy usłyszeli charakterystyczny dźwięk, świadczący o uruchomieniu przejścia do gabinetu, a niedługo po nim ich oczom ukazał się Dracon. Chłopak jednak spojrzał się za siebie, zupełnie tak jakby ktoś za nim stał, i wtedy Elizabeth domyśliła się, iż Lucjusz znów założył swoją pelerynę niewidkę.

Młody mężczyzna podszedł do Krukonki i uścisnął ją, jednocześnie podnosząc z ziemi.

- O matko, Draco! - pisnęła, zupełnie nie spodziewając się czegoś takiego.

- Bardzo ci dziękuję - powiedział, odstawiając kobietę na ziemię.

- Ja także - odezwał się Malfoy, odsłaniając maskę, do tej pory ukrytą pod niewidką.

- Do usług. - Skłoniła się lekko, a Lucjusz skinął jej głową.

- Nie wiem, kiedy znów się zobaczymy - odezwał się ojciec Dracona, mówiąc zarówno do swego syna, jak i pozostałej dwójki. - Ale mam większą nadzieję na spotkanie niż do tej pory. Żegnajcie.

Malfoy zniknął, a zanim odszedł, zostawiając trójkę na korytarzu, klepnął w ramię swojego syna, by dodać mu nieco otuchy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro