Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

   Następna narada przyniosła więcej niż wszystkie poprzednie razem wzięte. Nic tego nie zapowiadało. Nawet pogoda zdawała się przeczyć powodzeniu rozmów. W te niebywale suche lato, spadł po raz pierwszy obfity deszcz.
   Narada zaczęła się tak, jak każda. Król przemówił, a potem nastąpiła kłótnia o to samo - kto ma rację.

  - Powinniśmy się przegrupować i ich zaskoczyć.

  - Dla nich zaskoczeniem jest, że tak długo się utrzymujemy - mruknął pod nosem Kiczoko, ale chyba tylko ja usłyszałam jego pesymistyczną uwagę.

  - Niby jak chcesz to zrobić?

  - Nie mam pojęcia.

  - Czyli masz naprawdę świetny plan!

  Nastąpiła cisza, w trakcie której słychać było tylko bębnienie deszczu o okna.
   Kap, kap, kap...
   Cisza na sali przedłużała się.
   Pomyślałam o tym, jak cudownie teraz byłoby wyjść na dwór, na deszcz. Poczuć orzeźwiające krople na skórze.
   Kap, kap, kap...
   W sali nadal cisza.
   Król oparł głowę na dłoni. Westchnął ciężko, po chwili podnosząc wzrok na mnie.

   - A ty Diwarze, co myślisz? - zapytał król, a ja zaskoczona spojrzałam na niego.

   Do tej pory nie zdarzyło się, aby władca zapytał mnie o zdanie. Po sali rozległ się pomruk zdziwienia. Może i byłam Diwarem, ale byłam też kobietą. Rada niechętnie przyjęła moją obecność na zebraniach, a moje sporadyczne uwagi także nie były mile widziane. I ja, i oni czuliśmy, że jestem tu nie na miejscu.

   - Eh, ja... - zaczęłam, spuszczając wzrok na mapy. 

   Setki skomplikowanych kresek, kropek i szkiców przedstawiały cała naszą sytuację. Nie była ona wesoła.
   Obawiałam się odzywać gdziekolwiek, a tu byłam w wysoko postawionym towarzystwie. Bałam się zabrać głos w szkole, w obecności Justyny, a ona przecież była tylko wredną dziewczyną.
   Podniosłam wzrok, napotykając uspokajające spojrzenie króla. Z trudem zebrałam się w sobie.

   - Myślę, że powinniśmy coś zrobić - zaczęłam niepewnie, a któryś z doradców prychnął. Strachliwa część mnie skuliła się w sobie.

   Wzięłam głęboki wdech, patrząc jeszcze raz na mapy i zbierając się na odwagę. Plan, który kiełkował w mojej głowie już od paru tygodni, nagle zaczął nabierać kształtów.

  - Dajmy im myśleć, że wygrywają - mruknęłam, przysuwając do siebie jedną z map.

   - Oni już wygrywają - warknął ktoś, ale ja starałam się go zignorować.

   - Tutaj - wskazałam na ostatnią z wolnych twierdz magii powietrza. Wszyscy mimowolnie pochylili się w moją stronę. - I tutaj, tutaj też - wyszeptałam, pokazując z podekscytowaniem na poszczególne miejsca.

   - Brawo. Wielki Diwar zna się na mapach i pokazuje nam, gdzie znajdują się ostatnie wolne twierdze... - syknął jeden z magów powietrza, ale niemal natychmiast został uciszony.

   Jego uwagę zanotowałam gdzieś na skraju świadomości, bo ogarnęło mnie niesamowite podekscytowanie. Po takim czasie biernego czekania zaczynałam  żyć. Wydawało mi się to dziwne, przecież przywykłam do bezczynności przez cały czas.

   - Wyślijmy wiadomość. Niech się wycofają - powiedziałam po chwili.

   - Mamy oddać te miejsca bez walki!?

   - Nie do końca bez walki. Spójrzcie. Ta forteca powietrza znajduje się na wyspie. Założę się, że pod nią jest mnóstwo podwodnych jaskiń. Prawda? - zapytałam, patrząc na wkurzającego staruszka, a on niechętnie przyznał mi rację. - Setka magów wody powinna wystarczyć, aby wygrać z wojskiem ognia.

   - Ich jest więcej.

   - Ale my mamy element zaskoczenia. Tych magów powietrza wyślemy do opuszczonej świątyni ziemi. Wojownicy ognia nie spodziewają się walki z innym żywiołem. Wszystkie świątynie na północy trzeba będzie opuścić...

   - Nie ma mowy, aby oddać te miejsca! Wszystkie artefakty i zabytki zostaną zdemolowane, a...

   - Czyli jaśnie pan pragnie przegrać wojnę, ale ocalić zabytki? - zapytałam zirytowana, nawet nie myśląc nad słowami.

   - Ale trzeba spokojnie...

   - Spokojnie, jak na wojnie. Nie ma czasu na takie bzdety. Mieliśmy lata, zostały tylko tygodnie. Dlaczego? Bo czekaliście na Diwara. A jak już jest, to nie chcecie się go słuchać, bo jest kobietą. Myślicie, że nasz wróg przez ten czas nic nie zrobił? Kłócił się między sobą, zamiast pomyśleć? On nie ma takiego problemu - poparł mnie jeden ze smoków, prostując skrzydła, jakby w gotowości na ripostę, która jednak nie nastąpiła.

   - Artefakty można ukryć, z zabytkami nic nie zrobimy - zakończył dyskusję król.

   - Chwila... mieliśmy dać im myśleć, że wygrywają - zauważył któryś z radnych. Już nie zwracałam uwagi, który to. Teraz byłam tylko ja i mapy.

  - Nie możemy tak nagle się poddać, bo nabiorą podejrzeń. Po tej jednej akcji, wycofajmy się. Wszystkie oddziały mają znaleźć się w zamku i sposobić do obrony.

  - Chwila. Mamy tak po prostu oddać władzę kobiecie? - zapytał irytujący mag powietrza.

  - A masz jakiś lepszy plan od niej? - zapytał król, ale odpowiedziała mu cisza. - Właśnie tak podejrzewałem.

  - Siedząc w zamku, nie wygramy - zauważył jeden z magów ziemi.

  - Niech myślą, że bronimy się ostatkiem sił. W tym czasie wyślemy mały oddział, który postara się zniszczyć wroga od środka - powiedziałam.

  - Mały oddział ma zniszczyć całą Armię Ognia! Doprawdy, wielce to prawdopodobne - warknął ten sam upierdliwy staruch. Wezbrał we mnie gniew.

  - Gdybyście raczyli mnie słuchać, wiedzielibyście, że ci ludzie to tylko marionetki!

  - Od kogo niby to wiesz? - zapytał, wiercąc mnie wzrokiem.

  - Moja sprawa, skąd to wszystko wiem - warknęłam.

  Oczywistym był fakt, że nie powiedziałam im skąd to wiem. Tylko Aret wiedział. Aż dziwiłam się, że nie próbowali wyczytać tej informacji z umysłu chłopaka. Na całe szczęście nikt nie wpadł na taki pomysł.

  - W takim razie nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy ci ufać. Jesteś nieodpowiedzialną kobietą, która swoje informacje albo wyssała z palca, albo zaczerpnęła razem ze swoimi kumami spod studni! Ciesz się, że w ogóle tutaj jesteś, chociaż ja nie wierzę, że jesteś Diwarem. Co to, to nie!

  - Dość! - wrzasnął król, wstając. Wszyscy spojrzeli zaskoczeni na władcę. - Mam dość! Zachowujecie się jak rozwydrzone dzieci, podczas gdy ważą się losy wojny. Tu nie chodzi tylko o was i o wasze ego! Jestem królem całego narodu, włączając w to Lomu! Więc albo zaczniecie zachowywać się jak na członków królewskiej rady przystało, albo wyjdźcie stąd! Dokończymy naradę wbrew wiekowej tradycji, ale przynajmniej zrobimy coś więcej niż obrażanie się nawzajem!

  Nastała cisza, w której słychać by było przelatującą muchę. Siedziałam jak na szpilkach. Niektórzy radcy poruszyli się niepewnie, a któryś ze smoków zamachał nerwowo skrzydłami. Tylko Kiczoko zdawał się czuć komfortowo w tej sytuacji.

  - Czy ktoś zamierza wyjść? - zapytał cicho król, przerywając ciszę. Nikt nie odważył się ruszyć. - Świetnie. W takim razie kontynuujemy. Diwarze?

   Spłoszona podniosłam wzrok. Przez chwilę przemknęła mi przez głowę myśl, że mogłabym się wycofać. Przełknęłam ślinę, szybko odrzucając tę opcję.

  - Oddział, o którym mówiłam, powinien być mały, ale zgrany - zaczęłam cicho, ale nie musiałam martwić się, że nie zostanę usłyszana. W sali nadal panowała cisza. - Nie więcej niż dziesięć osób. Wyruszyłby w tajemnicy, a jego zniknięcie powinno być niezauważalne. Nie mogą być to osoby ważne, dlatego nie będzie to żaden z mistrzów. Ruszylibyśmy na południe...

  - Ruszylibyśmy? Nie chcesz chyba powiedzieć, że pragniesz brać w tym czynny udział? - zapytał zaniepokojony Kiczoko.

  - Nie zwracaliście uwagi na mnie w trakcie narad. Nie zrobi różnicy, jak zniknę.

  - To zbyt niebezpieczne. Diwar jest symbolem nadziei, a jeśli zginiesz... nie możemy znowu stracić Posłańca i jego mocy. Nie możesz tak ruszyć, nie opanowała jeszcze do końca swojego żywiołu! Chcesz tak po prostu nas tu zostawić?

  Już otwierałam usta, aby znaleźć jakąś logiczną odpowiedź,  jednak zostałam ubiegnięta przez króla.

  - Moc została opanowana. Mimo że nadal sprawia trudności Diwarowi, jest on już gotowy aby stawić czoła swojemu i naszemu wrogowi. Za długo nic nie robiliśmy. Niech rusza, jeśli czuje, że tak powinna zrobić. Jeśli ktoś jeszcze ma jakieś wątpliwości, niech powie. Jeśli nie, kontynuujemy.

  Nikt się nie odezwał. Może to i lepiej.
  Przełknęłam ślinę, bo moje gardło zaschło z emocji. Zaczęłam dopiero po chwili ciszy.

  - Nikt nie może wiedzieć, że to ja ruszyłam. W zamku jest mnóstwo ludzi. Na pewno znajdzie się ktoś na tyle podobny do mnie, aby udawać moją osobę przez ten czas - odparłam racjonalnie, a gdy nikt się nie wypowiedział na ten temat, kontynuowałam. - Mam już paru kandydatów,  których łatwo zastąpić lub nikt nie zauważy ich zniknięcia.

  - Co proponujesz, Diwarze?

  - Muszę najpierw porozmawiać z osobami, które mogłyby się nadawać - stwierdziłam.

~*~
Wesołych Świąt wszystkim!

  *grafika z otchłani internetu*

Ale trzeba przyznać, Loki wygląda genialnie ^^

Więc tak... nigdy nie byłam dobra w składaniu życzeń, więc życzę wam po prostu wszystkiego najlepszego!

I to by było na tyle.

Ciekawostka nr. 7

Może się to wydać dziwne, ale najpierw wpadłam na pomysł stworzenia Tyrueiego, a dopiero później Areta i Bena.

A teraz łapcie moje bazgroły, przedstawiające naszego smoczka:

Jeszcze raz - wesołych świąt!

Silea

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro