Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

Według moich obliczeń zostało nam ponad trzy tygodnie drogi. Poruszanie się piechotą miało swoje plusy, ale z każdym kolejnym dniem wydawało się posiadać o wiele więcej minusów.
Bagna ciągnęły się w nieskończoność i coraz trudniej było uwierzyć, że kiedykolwiek z uda nam się z nich wydostać.
Przynajmniej nie napotkaliśmy więcej pościgu. Konie nie należą do istot bagiennych. Ludzie zresztą też.
Każdy miał poranione stopy, a nasze ubrania z dnia na dzień zdawały się coraz mniej zdatne do użytku. Zapasy kurczyły się coraz bardziej, mimo że posiłki uzupełnialiśmy ziołami i korzeniami znalezionymi na szlaku. Dziękowałam niebiosom za moją gorliwość w nauce, która w końcu się opłaciła. Niestety nie wszystkie rośliny istniały w obydwu światach.
Rozmasowałam sobie kark, czując, że kolejny komar znalazł sobie kolację.
Musiałam przyznać, że topografia tego miejsca była co najmniej dziwna. Z jednej strony bagna, a z drugiej rwące rzeki. Przecież takie ułożenie nie miało prawa istnieć. Przynajmniej na Erboarze.
Zaryzykowaliśmy rozpalenie ogniska. Dookoła nie spotkaliśmy żywej duszy, a każdy z nas miał dość zimna i wilgoci. A przede wszystkim komarów.
Cisza dookoła ogniska była równie nieprzyjemna, co ta w ciągu dnia. Zdecydowanie bardziej niemiła niż komary, deszcz i chłód razem wzięte. Doskonale wiedziałam, czyja to była wina. I czułam się z tego powodu źle.

- Przepraszam - powiedziałam nagle, aby przerwać ciszę.

Rzuciłam to w przestrzeń, zakłócając myśli innych. Wszyscy podnieśli naraz głowy i spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Ja jednak byłam zdecydowana kontynuować. Powinnam to powiedzieć już dawno temu, ale, tak jak każdy, nie lubiłam przepraszać.

- Źle się zachowałam. To było niesprawiedliwe wobec was - dokończyłam. - Po prostu tego wszystkiego było dla mnie za wiele. Wy do wojny przywykliście od urodzenia. Ja dopiero od niedawna mam z nią styczność.

- Do wojny nie da się przywyknąć. Nigdy - odparł Naloson, odwracając wzrok.

Cisza się przedłużała. Nagle ziemiste podłoże wydało się wszystkim nad wyraz interesujące.

- Rozumiem... albo chociaż staram się was zrozumieć - mruknęłam. - Tak czy inaczej, postawiłam źle. Przepraszam wszystkich.

Nadal cisza. Cholera, a jak oni mi nie wybaczą? Nad moją głową już wisiało widmo klęski i samotności. Serce przyspieszyło, a ja nagle zapragnęłam uciec jak najdalej stąd.

- Co tak siedzicie, jak te kołki!? - krzyknął nagle Naloson, po czym doskoczył do mnie i zamknął w niedźwiedzim uścisku.

Potem dołączyła reszta, a ja nareszcie odetchnęłam z ulgą. Co prawda z wielkim trudem, bo otaczający mnie przyjaciele niezbyt pozwalali mi na głębszy wdech.

- No, skoro między nami jest już zgoda, to przydałaby nam się jakaś fajna nazwa! - krzyknął Naloson, gdy już wszyscy odsunęli się ode mnie.

- Na serio? - zapytał Aret, przywracając oczami.

- Jasne! - potwierdził mag wody, nie tracąc ani trochę ze swojego humoru.

- A po co nam to? - zapytał nadal sceptyczny Aret.

- Jak to po co? Gdy już dotrzemy do tej waszej twierdzy i zapukamy do wrót, to trzeba mieć gotową odpowiedź - odparł chłopak, zupełnie jakby to było oczywiste.

- Fakt. Nie pomyślałem o tym - wycedził mag ziemi.

- No i fajnie. Ktoś ma jakieś pomysły? - zapytał Naloson, najwyraźniej nie wyczuwając wyraźnej nutki niechęci w wypowiedzi Areta.

Westchnęłam cicho, ale w głębi duszy cieszyłam się, że wszystko wróciło do normy. I jak widać było na załączonym obrazku, nie tylko ja radowałam się z powrotu starych stosunków między nami.

- Skoro nikt nie chce pierwszy, to niech zacznie Silea - zawyrokował mag wody.

- Czemu ja? - zapytałam rozbawiona. Czasem trudno było uwierzyć, że miał tyle lat, co ja.

- Bo jesteś liderem. A teraz myśl - rozkazał, a miał przy tym tak poważną minę, że aż trudno było powstrzymać śmiech.

- Nie mam pojęcia - powiedziałam po prostu, rozkładając ramiona.

- Oj, no weź. Nie umiesz się bawić - stwierdził chłopak. - Powiedz coś. Cokolwiek.

Prychnęłam cicho, patrząc na gałęzie drzew. Nieznane mi z nazw gwiazdozbiory zaczynały błyszczeć.

- Drużyna czterech żywiołów? - powiedziałam pierwsze, co mi przyszło do głowy.

- Nie. Zbyt proste - zawyrokował mag wody. - Teraz kolej Areta.

- Naprawdę? - zapytał chłopak.

- Tak.

- Eh... no nie wiem. Może Siedmiu Wspaniałych?

- Niechwytliwe i dobre dla pospólstwa. Ktoś ma jakieś inne pomysły? - zapytał Naloson.

- Ale wy jesteście dziecinni - stwierdził Kiczoko, wstając.

Stary mag ziemi był nie w humorze, odkąd dziennik zniknął w moich rękach. Cały dzień zachowywał się mrukliwie. Moje przeprosiny niewiele wniosły. Zresztą nie dziwiłam mu się, moje postępowanie nie było do końca w porządku.
Starzec oddalił się od obozu, rzucając przez ramię, że zrobi obchód.

- Nikt, nic? - zapytał Naloson, niewiele robiąc sobie z uwagi Kiczoka. Odpowiedziała mu cisza. - Jak nie, to ja mam pomysł. Co powiecie na Smoka Żywiołów?

Naloson był tak zadowolony z wymyślonej przez niego nazwy, że wypiął pierś do przodu i uniósł głowę w górę. Wydawał się czekać na tą swoją "wielką chwilę".

- Długo nad tym myślałeś? - zapytałam z uśmiechem.

- Cały dzień - odparł z dumą. Aret poklepał go po ramieniu.

- Geniusz z ciebie. Niech Ci już będzie. Od dziś jesteśmy Smokiem Żywiołów - stwierdził mag ziemi. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.

Powolnym ruchem wstałam. Kątem okiem zobaczyłam, że Ben już śpi, oparty o skrzydło Tyrueiego. Smok zbytnio nie mógł się ruszyć, aby nie obudzić chłopca.

- Idę się przejść - powiedziałam cicho. Moi towarzysze pokiwali głowami.

Jest ktoś, z kim muszę pogadać.

~*~

Edit, bo zapomniałam o ogłoszeniach.

Pierwsza sprawa - oneshoty

Póki co, mam już ponad tysiąc słów, a nie jestem nawet w połowie zaplanowanej fabuły. Na razie nie zdradzę, czego będzie ona dotyczyć. Niespodzianka ^^

Druga sprawa dotyczy częstotliwości rozdziałów. Jak już mówiłam, jeden na dwa tygodnie, ALE jako, że jestem już po egzaminach kuratoryjnych, możliwe, że uda mi się wygospodarować nieco czasu i opublikować coś szybciej. Jednak nic nie obiecuję.

Pozdroski

Silea

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro