Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

   Rozległy się odgłosy szurania krzeseł o kamienną posadzkę. Wszyscy wyszli w ciszy, słychać było tylko lekkie kroki magów i ciężkie stąpania smoków.
   Jako jedyna zostałam w sali, przyglądając się mapom. Przejechałam palcem po jednej z linii, symbolizującej ułożenie sił. Niemal codziennie wysyłani byli zwiadowcy, którzy mieli za zadanie informować nas o kolejnych ruchach przeciwnika. Wielu z nich nie wróciło.
   Przyciągnęłam mapę bliżej, aby przyjrzeć się drobnym literom, zapisanym w pośpiechu.

   Muszę coś wymyślić... 

***

   Siedziałam na parapecie w swojej komnacie, kompletnie nie przejmując się wysokością. Kiedyś miałam lęk przestrzeni. W tamtej chwili te czasy wydawały się być bardzo odległe.
Wyciągnęłam dłoń przed siebie, tworząc nad nią malutki płatek śniegu. Bawiłam się nim, patrząc, jak wiruje wokół moich palców. Po chwili dołączył do niego kolejny i kolejny...
   Odwróciłam wzrok od błyszczących drobinek, spoglądając na horyzont. Ze spalonej wioski unosiła się już tylko wątła strużka dymu, wyraźnie odcinając się od gwieździstego nieba.
   Zacisnęłam dłoń w pięść i zgrzytnęłam zębami. Nie mogłam znieść świadomości, że moją powinnością było pomóc tamtym ludziom, a ja nic nie mogłam zrobić. Musiałam gnić tu ze sprzeczającymi się arystokratami, którzy i tak traktowali mnie niczym powietrze.
   Z denerwowana zeskoczyłam z parapetu na zimną podłogę. Miałam ogromną ochotę coś rozwalić. Rzuciłam się na posłanie, aby krzyknąć w poduszkę. Niewiele pomogło.
   Wstałam i usiadłam przy biurku. Ze starej świecy już praktycznie nic nie zostało, więc ostrożnie uniosłam ogarek i przyłożyłam płomień do knota kolejnej.
   Planowanie było moim sposobem na oderwanie się od przygnębiających myśli. Wtedy dawałam sobie złudne poczucie, że mogę coś zrobić.
   Godzinami siedziałam nad mapami, studiując je. Każdego dnia odkrywałam nowe miejsca, mimo że zdawało się, iż znam każdy milimetr papieru.
    Wyciągnęłam pergamin, pióro i kałamarz atramentu. Wyjęłam korek ze szklanej szyjki naczynia. Zanurzyłam ostrą końcówkę w granatowej cieczy. Moja ręka zawisła nad papierem. Zastanowiłam się, jak powinnam zacząć. Wystarczyła ta chwila nieuwagi, aby powstał ogromny kleks.
    Zaklęłam pod nosem, jednak niezbyt chciało mi się coś z tym zrobić. Ignorując kleksa, zaczęłam szkicować prowizoryczną kopię mapy. Nie byłam mistrzem kaligrafii, czego dowiedziałam się po skończeniu pracy. Kontury wyglądały, jakby ktoś je rozjechał traktorem.
   Prychnęłam pod nosem, gniotąc pergamin. Mój wzrok padł na dziennik. Jego okładka farbowania była na czerwono, a na niej widniała złota płaskorzeźba przedstawiająca płomienie. Wspomnienia nagle ożyły.

   - Dlaczego mnie nie dobijesz? - wychrypiał.

   Wiedziałam, że powinnam go zabić, ale nie potrafiłam. Oboje byliśmy tego świadomi. Po prostu byłam na to zbyt słaba.

   - Nie jesteś słaba - wyszeptał cicho, patrząc w niebo. - Jesteś silna i to o wiele bardziej, niż może się to wydawać. Nie daj sobie wmawiać, że jest inaczej.

   - Dlaczego mi to mówisz? - spytałam po chwili.

   - Te blizny... - wyszeptał, a bańka krwi pojawiła się w kąciku jego ust. - Wielki Dowódca zrobił mi je, gdy przeniosłem mu wieści o twej ucieczce. On... on jest moim ojcem, a ty... będziesz musiała go zabić. Tylko tak zakończysz tą wojnę. - otworzyłam usta, aby mu przerwać, ale on powstrzymał mnie słabym ruchem ręki. - Daj mi skończyć. On potrafi ożywiać martwych. To bardzo rzadki dar. Dlatego nasze wojska są tak liczebne. My praktycznie nie giniemy.

   - Po co mi pomagasz? - spytałam cicho.

   - W krzakach przy ścieżce są mapy, moje notatki... i coś jeszcze - wyszeptał, ignorując mnie.

   Mężczyzna zakasłał, a bańka na ustach pękła. Poczułam, że moje kolano nasiąka czymś mokrym i lepkim.
   To już koniec Ununchiego. Mojego prześladowcy i największego koszmaru - moim ciałem wstrząsnął dreszcz, gdy dotarła do mnie prawda.

   - Nie wspominaj mnie jako koszmar - wyszeptał, a ja rozszerzyłam oczy.

   - Słyszysz moje myśli? - zapytałam zdziwiona. - Przecież cały czas mam tarczę na umyśle...

   - Twoja tarcza jest jeszcze za słaba na mnie.

   - Czyli cały czas wszystko słyszałeś? Przez całą walkę? - spytałam cicho.

   - Owszem.

   - Wiedziałeś, że cię zaatakuję, a mimo to nie broniłeś się. Dlaczego?

   - Bo tak miało być. Muszę umrzeć, a ty musisz zakończyć tę wojnę - zakasłał cicho, a krew prysnęła z jego ust, plamiąc już i tak brudną zbroję.

   - Zaczekaj. Pomogę ci - powiedziałam. - Przyniosę ci coś. Muszą być tu jakieś lecznicze zioła, albo coś...

   - Nie. To nie ja potrzebuję pomocy. Aret... idź do niego. Wiem, że tego chcesz, a ja i tak muszę umrzeć.

   - Ale...

   - Tak będzie lepiej. Jak już go uratujesz, wracajcie do Fortecy Magii Wody. Tamci żołnierze nie poradzą sobie bez mojej obecności.

  - Wszyscy są twoimi marionetkami? - spytałam z niedowierzaniem, a odpowiedział mi znaczący uśmiech.

   - Leć do Areta. On cię bardziej potrzebuje - wyszeptał słabo.

   Wstałam powoli, czując ból w niedawno zadanych ranach. Z wahaniem spojrzałam na mężczyznę. On tylko uśmiechnął się słabo.

  - Idź, uzdrów go - szepnął.

   - Nie potrafię - powiedziałam z rezygnacją.

   - Potrafisz - powiedział cicho i przeniósł wzrok na niebo - Umiesz więcej niż ci się wydaje - powtórzył.

   - Niestety. Przeceniasz mnie - mruknęłam cicho.

    Ununchii oddychał z coraz większym wysiłkiem. Nie skomentował mojej wypowiedzi, pewnie dlatego, że nie miał na to już siły.
   Spuściłam wzrok, nie chcąc patrzeć na śmierć, ale cały czas tam stałam. Nie mogłam odejść, mimo że ciągnęło mnie do Areta.

   - Chciałbym cię prosić o jedno. Proszę, obiecaj, że spalisz moje ciało -wychrypiał.

   - Obiecuję - wyszeptałam, ale tego mężczyzna nie usłyszał.

    Zamknęłam oczy i powoli wypuściłam powietrze z ust. Wiem, że powinnam czuć przejmujący smutek po śmierci Ununchiego. Jednak tak nie było. Zbyt krótko znałam jego prawdziwe oblicze.
    Po zgonie dowódcy zrobiłam, tak jak prosił. Uzdrowiłam Areta, wróciłam do twierdzy i pomogłam magom. Potem wróciłam na polanę, aby oddać mu ostatnią przysługę. Jednak zanim to zrobiłam, przeszukałam dokładnie okolicę ścieżki. Tak jak powiedział, w krzakach znalazłam skórzaną torbę. W środku znalazłam mapy z dokładnym położeniem każdego oddziału przeciwnika, plan twierdzy, w której przesiaduje wódz wroga oraz dziennik.
Oddałam królowi wszystko, oprócz dziennika. Ten zachowałam dla siebie, bojąc się o reputację Tyrueiego. Tylko on, ja i Ununchii wiedzieliśmy, co tak naprawdę stało się na Klifie Przeznaczenia. Król był pewien, że Tyruei próbował mnie chronić, ale z marnym skutkiem. Nie miał zielonego pojęcia o zdradzie smoka.
    Wyciągnęłam dłoń po dziennik, wertując go. Po raz pierwszy zrobiłam to, gdy tylko znalazłam torbę. Wtedy też znalazłam złoty wisiorek, który został schowany do ukrytej kieszonki wewnątrz okładki. Do tej pory nie odważyłam się przeczytać choćby słowa, ale chyba nadszedł czas, aby się przełamać.
  Nawet nie zdając sobie sprawy, z tego co robię, wyciągnęłam dłoń, chwytając za złoty łańcuszek.
  Misterny splot błyszczał w blasku księżyca, a czerwony rubin kręcił się w kółko.

~*~

Tak, jak obiecywałam, rozdziały pojawiać się będą co tydzień. 

Ten i następny będą miały charakter czysto wspominkowy.

W mediach macie piosenkę, która moim zdaniem najlepiej pasowała do rozdziału. Często słucham jej, gdy wena nie chce przyjść. Postaram się dodawać piosenki jak najczęściej.

Co wy na to, żebym przez kilka następnych rozdziałów dodawała ciekawostki, dotyczące kulisów tej książki? Jak kilka osób będzie za, zrobię edit i tutaj też coś dorzucę.

Silea

Edit

Ciekawostka nr. 2 (licząc tą w poprzednim rozdziale)

Pierwotna wersja książki pisana była, gdy chodziłam do szóstej klasy. Był to czas pewnej mojej załamki. Wiele od tego czasu uległo zmianie (nie tylko w książce, ale też w moim życiu). Bohaterowie wzorowani byli dokładnie na osobach prawdziwych, jednak teraz ich wygląd, zachowanie oraz charakter uległ pewnej transformacji. Do tego cześć postaci jest kompletnie nowa i nie była wtedy jeszcze planowana.

Ta ciekawostka nie jest tak ciekawa, ale następna będzie bardziej interesująca i dotyczyć będzie imienia głównej bohaterki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro