Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Krok Trzeci

Wtorek. Kolejny dzień w księgarni. Codzienna rutyna, która zwykle była dla mnie źródłem spokoju, dziś stała się jakby bardziej męcząca, bardziej... pusta? Układam książki, poprawiam okładki, sprawdzam stany magazynowe. Wszystko mechanicznie, jakby moje ciało wykonywało te czynności, a umysł był gdzie indziej. I chyba rzeczywiście był, bo wciąż wracałam do myśli o nim. Nie wiem, co dokładnie mnie tak niepokoi. To czekanie, ta dziwna pustka, jakby coś miało się wydarzyć, ale nigdy nie nadchodziło. Na co ja właściwie czekam? Na niego? Na faceta, którego widziałam tylko raz, którego imienia nawet nie znam. Przecież to absurd. Nigdy nie byłam typem osoby, która pozwalałaby sobie na takie rozmyślania. A jednak... jego twarz wciąż tkwiła gdzieś w mojej pamięci. Ten intensywny wzrok, ciepły i jednocześnie przeszywający, jakby mówił coś, czego nie mogłam zrozumieć. Uśmiech, subtelny, ale pełen tajemnicy, jakby kryło się za nim coś więcej, coś, czego nie zdążyłam poznać. Czy to wszystko było jedynie moją wyobraźnią? Czy naprawdę był tam jakiś moment, jakiś niemy dialog między nami?

Zadręczam się tym, że nie zapytałam go o imię, że pozwoliłam mu wyjść, choć mogłam zrobić cokolwiek, powiedzieć coś, choćby głupie „miłego dnia, zapraszamy ponownie". Zamiast tego stałam jak sparaliżowana, analizując chwilę, która już się kończyła. A potem – jak zawsze – wróciłam do książek, do swojej rutyny. Nie poszłam za impulsem, choć przecież mignęła mi myśl: zapytać, zaproponować coś, cokolwiek. I nic z tego.

Teraz księgarnia jest niemal pusta. Cisza, która zwykle była przyjemna, teraz zdaje się ciężarem. Nie ma ludzi, nie ma tych drobnych rozmów i odgłosów, które wypełniały przestrzeń. Brakuje mi tego. Brakuje mi... jego. Czy on w ogóle się jeszcze pojawi? Wczoraj go nie było, dziś go nie ma, jutro pewnie też nie przyjdzie. Może to wszystko, to dziwne czekanie i te myśli, to tylko moja chwilowa ułuda. Może nadałam znaczenie czemuś, co wcale go nie miało. Patrzę na regał przede mną, gdzie stoją książki, które on przeglądał. Moje palce dotykają jednej z okładek, przesuwając się po niej, jakbym szukała jakiegoś śladu. Cisza w księgarni zdaje się rozbrzmiewać jeszcze głośniej, a czas płynie nieubłaganie wolno. Układam książki, ale to nie one zajmują moje myśli. Kiedy w końcu odrywam się od tej monotonii, siadam na chwilę za ladą, wpatrując się w drzwi. Może jednak... może kiedyś wejdzie.Ale może to tylko głupie, naiwne czekanie. Może on nawet o mnie nie pamięta. Może dla niego to był zwykły dzień, zwykła księgarnia. A ja wciąż zadaję sobie to jedno, głupie pytanie: Co, jeśli?

Piątek. Odpuściłam. To już chyba nie miało znaczenia. Minęły dni, a on jakby zapadł się pod ziemię. Przestałam czekać. W powietrzu unosił się tylko zapach papieru i kurzu, a księgarnia była taka pusta, niż zwykle. Niewielu klientów, mało rozmów. Czułam się jakby w martwym punkcie.

Niegdyś cisza była mi sprzymierzeńcem teraz drażni mnie. Zrezygnowana, wzięłam książkę z półki. Czekała na mnie tam, na jednym z regałów, opowieść o miłości. Powieść, która wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Czułam, jak moje palce muskają okładkę, a ja zatapiałam się w słowa. Słowa przeistaczają się w obrazy, aż w ostatecznej formie moja głowa wytworzyła film. Litery wciągały mnie coraz głębiej, a ja nie potrafiłam oderwać wzroku od kartek, jakby reszta świata przestała istnieć. „Nie przeszkadzać oglądam film z liter" potrzebuję takiej tabliczki. Byłam całkowicie pochłonięta fabułą, zanurzona w opowieści o miłości, aż nagle... poczułam na grzbiecie książki delikatny dotyk. Palce. Ciepłe, pewne. Zanim zdążyłam się zorientować, uniosłam wzrok. To on! Chłopak, którego wyczekiwałam przez cały tydzień, a który, jakby na zawołanie, pojawił się tuż obok. Uśmiechnął się do mnie serdecznie, jakby nic się nie zmieniło, jakby wcale nie minęło tyle czasu.

– Miło cię znowu zobaczyć – powiedział, patrząc mi w oczy. – Twój uśmiech... potrafi rozjaśnić dzień.

Poczułam, jak serce mi bije szybciej. Zdecydowanie za szybko. Chciałam odpowiedzieć, ale zanim zdążyłam, on kontynuował.

– Wiesz, zacząłem oglądać ten film *Zmierzch*, który mi Pani poleciła – Zaśmiał się lekko, jakby wspomnienie o tym było zabawne. – I muszę przyznać, nie spodziewałem się, że mnie wciągnie.

Uśmiechnęłam się. Zaczęliśmy rozmawiać o filmie, o książkach, o tym, co lubimy. W każdym słowie, które wypowiadał, czułam coś, co nie pozwalało mi oderwać się od rozmowy. Czułam się, jakbym po prostu... nie chciała, by to wszystko się skończyło. Po chwili milczenia zebrałam się na odwagę. Moje dłonie drżały, ale musiałam to zrobić.

– Może... może moglibyśmy się dodać na mediach społecznościowych? – powiedziałam, czując, jak ciepło zalewa moje policzki. Zaskoczył mnie swoją odpowiedzią, a może to raczej sposób, w jaki to powiedział. Uśmiechnął się szeroko, a jego oczy zabłysły w świetle księgarni.

– Oczywiście, swoją drogą jestem Dominik, miło Cię poznać Violetta – odpowiedział, czytając moje imię z plakietki, a jego głos brzmiał nieco figlarnie.

– Wiesz, że to nie jest wcale złe zaproszenie. Może będzie okazja, żeby się jeszcze spotkać? – rzucił, wychodząc w stronę drzwi, a ja poczułam, jak serce znów mi przyspiesza. Na odchodne, jeszcze przez chwilę, jego głos doszedł do moich uszu:

– Pamiętaj, że miłość w książkach... zawsze znajdzie drogę do rzeczywistości...– Zastygłam w miejscu, niepewna, czy to, co powiedział, było tylko żartem, czy może coś więcej. I choć jego słowa brzmiały niewinnie, czułam, jakby w nich było coś, co całkowicie mnie zawstydzało. Może świadomość, że coraz bardziej nie chce uciekać od tego, czego zazwyczaj unikałam. Wizja zawodu trzymała mnie zazwyczaj w ryzach, a tutaj lęk znika z każdym spotkaniem tego człowieka.

Sobota. Dla innych zaczątek odpoczynku a dla nie prolog zajęć. Zachciało mi się robić szkoły, zawodu... Wzięłam wolne w pracy, bo czekały mnie zajęcia z kosmetologii w szkole. Decyzja o zapisaniu się na ten kierunek była spontaniczna, ale coraz częściej miałam wrażenie, że popełniłam błąd. Siedząc w sali, bardziej zajmowałam się przeszukiwaniem Internetu w poszukiwaniu czegoś, co bardziej odpowiadałoby moim zainteresowaniom i talentom, niż słuchaniem wykładu o rodzajach peelingów.

I wtedy na coś trafiłam – „Terapeuta zajęciowy". Brzmiało intrygująco. Otworzyłam kilka stron i zaczęłam czytać. Pomoc innym, praca z osobami w różnym wieku, kreatywność... Brzmiało jak coś, co mogłoby mi dać satysfakcję. Jednak im więcej czytałam, tym bardziej czułam się przytłoczona. Czy jestem wystarczająco cierpliwa? Czy dam radę? Te pytania krążyły mi po głowie przez resztę zajęć.

Kierunek Terapeuta zajęciowy

To ścieżka edukacyjna, która przygotowuje do pracy z osobami wymagającymi wsparcia w codziennym funkcjonowaniu – zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Zadaniem terapeuty zajęciowego jest poprawa jakości życia swoich podopiecznych poprzez angażowanie ich w różnorodne aktywności dostosowane do ich potrzeb, możliwości i zainteresowań.

Brzmi obiecująco, czytam dalej... Czym zajmuje się terapeuta zajęciowy?

Terapeuta zajęciowy prowadzi zajęcia, które wspierają rozwój umiejętności społecznych, manualnych, poznawczych i emocjonalnych. W zależności od miejsca pracy i grupy pacjentów może to obejmować:

- Warsztaty manualne i artystyczne – np. rękodzieło, malowanie czy robótki ręczne.

- Zajęcia usprawniające fizycznie – ćwiczenia ruchowe, ogrodnictwo.

- Rehabilitację społeczną – pomoc w nauce radzenia sobie w codziennym życiu.

- Wsparcie emocjonalne – rozmowy i aktywności wzmacniające poczucie własnej wartości.

Możliwości zawodowe

Po ukończeniu tego kierunku można znaleźć zatrudnienie w:

- domach opieki społecznej,

- szpitalach i przychodniach rehabilitacyjnych,

- warsztatach terapii zajęciowej,

- ośrodkach pomocy społecznej,

- szkołach specjalnych i ośrodkach wychowawczych,

- prywatnych centrach terapeutycznych.

Jakie cechy charakteru są potrzebne?

Dobry terapeuta zajęciowy powinien posiadać kilka kluczowych cech:

1. Empatia – zrozumienie emocji i potrzeb podopiecznych.

2. Cierpliwość – proces terapeutyczny bywa długotrwały i wymaga wytrwałości.

3. Kreatywność – wymyślanie zajęć, które nie tylko wspierają rozwój, ale też są interesujące dla uczestników.

4. Komunikatywność – umiejętność nawiązywania kontaktu z osobami w różnym wieku i o różnym stanie zdrowia.

5. Organizacja – planowanie i dostosowywanie terapii do indywidualnych potrzeb.

6. Pogodna osobowość – pozytywne podejście może zarażać entuzjazmem i motywować innych.

Dlaczego warto wybrać ten kierunek?

Praca jako terapeuta zajęciowy daje możliwość realnego wpływu na poprawę życia innych ludzi. To zawód z misją, który pozwala na codzienny kontakt z ludźmi i daje dużą satysfakcję. Jest to również branża, w której zapotrzebowanie na specjalistów stale rośnie, szczególnie w kontekście starzejącego się społeczeństwa oraz większej świadomości dotyczącej wsparcia osób z niepełnosprawnościami.

Zakończyliśmy o osiemnastej, gdy na zewnątrz zapadła już ciemność. Zimny wiatr przeszył mnie na wskroś, jakby chciał wykręcić mi wszystkie siły. Wyszłam z budynku, czując, jak chłód od razu wbija się w skórę. Nocne miasto było ciche, jakby świat wokół mnie na chwilę zamarł. Czekała mnie godzina drogi komunikacją miejską, a potem jeszcze spacer przez park. Koszty dojazdu do szkoły były zbyt wysokie, by pozwolić sobie na wygodę taksówki, więc przywykłam do tego rytmu, codziennego szlaku, który mimo zmęczenia stał się moją rutyną.

Park, przez który musiałam przejść, zawsze wydawał się spokojny. Cisza wśród drzew, szelest liści pod nogami. Wszystko to miało swój urok, swoją harmonię. Jednak tego wieczoru coś było inaczej. Czułam to od razu. Powietrze było zbyt ciężkie, jakby napięte. Może to tylko moja wyobraźnia, ale od pierwszego kroku coś mi nie pasowało. Zaczęłam patrzeć uważniej, a moje kroki stały się szybsze, bardziej ostrożne.

W połowie drogi dostrzegłam dwóch mężczyzn. Szli w moim kierunku, ich postawy niewielkie, ale ich obecność – niepokojąca. Czułam, jak serce zaczyna bić mi szybciej, a w głowie zapaliła się czerwona lampka ostrzeżenia. Mężczyźni nie patrzyli w moją stronę, ale czułam ich spojrzenia, jakby mimo wszystko nie byłam dla nich obojętna. A kiedy spojrzałam w ich twarze, moje przeczucie zamieniło się w coś znacznie bardziej niepokojącego. Ich spojrzenia były zimne, przenikliwe, jakby wiedzieli, że coś się w mojej głowie zaczyna psuć.

Poczułam, jak napięcie rośnie w moim ciele. Gdy nasze drogi miały się skrzyżować, przyspieszyłam krok, nie mogąc oderwać wzroku od ich sylwetek. Serce biło mi jak oszalałe, a nogi stawały się coraz cięższe. Nie mogłam już dłużej znieść tej niepewności. Usłyszałam ich kroki za sobą, jakby biegli tuż za mną. To było zbyt realne. „Uciekaj" – pomyślałam w panice, a potem bez zastanowienia rzuciłam się biegiem. Nogi zaczęły działać automatycznie, pędziłam na oślep przez park, nie oglądając się za siebie, jakby to miało dać mi jakąś siłę. Słyszałam tylko przyspieszony oddech, odgłos swoich kroków odbijających się od chodnika, a potem w oddali, kroki zbliżające się, a potem znikające.

Kiedy wreszcie dotarłam do oświetlonej ulicy, moje serce wciąż łomotało w piersi, a ręce drżały tak, że prawie nie mogłam trzymać torebki. Odwróciłam się, ale mężczyzn już nie było widać. Nigdzie, ani na chodniku, ani w pobliżu. To tylko moja wyobraźnia? A może to rzeczywistość, która na chwilę ożyła w moich lękach?

Zanim zdążyłam zebrać myśli, mój telefon zawibrował w dłoni. Spojrzałam na ekran, czując, jak serce znowu przyspiesza. SMS.

–„To nie koniec. Masz się bać".

Zadrżałam. Numer był nieznany. Przez głowę przechodzi mi tysiąc myśli. Czy mam jakichkolwiek wrogów? Można tak powiedzieć. Były chłopak, z którym byłam przez całe dwa tygodnie. Dwa tygodnie, które były wystarczająco długie, by przekonać się, że jego zazdrość i obsesyjne podejrzenia zdrady, nie dadzą mi spokoju. Zerwałam z nim bez żalu, ale on nie mógł tego przełknąć. Nie mam natomiast dowodów, że to właśnie jego sprawka.

Kiedy weszłam do domu, mama siedziała przy stole w kuchni, pochylona nad kubkiem herbaty. Ciepłe światło lampy nad stołem i zapach kolacji w jakiś sposób przywróciły mi poczucie bezpieczeństwa. Opowiedziałam jej o tym, co się wydarzyło w parku. W jej oczach pojawił się niepokój, ale starała się tego nie okazywać.

– Zgłosimy to na policję – powiedziała stanowczo. Potem nalała mi zupy, a ja z wdzięcznością zjadłam, choć przez stres ledwo mogłam przełknąć.

Po kolacji wzięłam szybki prysznic, próbując zmyć z siebie nie tylko pot po ucieczce, ale też cały ten nieprzyjemny dzień. Kiedy położyłam się do łóżka, wciąż czułam napięcie w ciele. Telefon wyciszyłam, odkładając na biurko. Na wypadek, gdyby znowu ten psychopata postanowił napisać.

Zmęczenie w końcu mnie pokonało, ale ostatnia myśl, która przemknęła mi przez głowę, była prosta: „Muszę coś zmienić w swoim życiu. I to szybko"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro