Krok Piąty
Cały tydzień był szalony. Tydzień przecen to w księgarni zawsze istne oblężenie. Klienci przychodzili od rana do wieczora, często z długimi listami tytułów, a ja ledwo nadążałam z obsługą, pakowaniem książek na prezent, uzupełnianiem półek. Czułam się jak w trybie ciągłego sprintu. Nawet gdy przez chwilę mogłam usiąść za kasą, nie miałam czasu, by choć na moment zająć się czymś innym, zapomnij o przeglądaniu Internetu.
Piątkowa druga zmiana była punktem kulminacyjnym całego tego chaosu. Pakowałam kolejne zamówienia na prezent, starając się, by wstążki na paczkach wyglądały idealnie. Właśnie wtedy Dominik wszedł do księgarni.
Początkowo nawet go nie zauważyłam. Jak zawsze, cicho zniknął między regałami, w pełni wykorzystując moje roztargnienie. Dopiero gdy musiałam wyjść zza lady kasowej, żeby znaleźć na półkach tytuły zamówione przez klientów, stało się coś, co całkowicie wyrwało mnie z rutyny.
Pochylona nad półką, szukając jednej z książek, poczułam lekkie muśnięcie za uchem i dotyk na moich włosach. Podskoczyłam lekko, a potem odwróciłam się – i zobaczyłam Dominika z szerokim uśmiechem.
– Hej – powiedział, jakby to było coś zupełnie naturalnego. –O rany nie spodziewałem się, że są takie delikatne w dotyku- Poczułam, jak moje policzki zaczynają się delikatnie czerwienić. Coś nowego, pochwała czegoś, co zawsze chciałam zmienić.
– Co ty tutaj robisz? – zapytałam, starając się brzmieć swobodnie.
– Szukam książek – odpowiedział ze wzruszeniem ramion. – Ale właściwie teraz bardziej ciebie. O której kończysz?
Spojrzałam na zegar wiszący nad drzwiami. Jeszcze dwie godziny. Wahałam się przez chwilę, a on szybko dodał:
– Zapraszam cię na kawę. Możesz wybrać miejsce.
To byłaby miła odmiana po całym tym zgiełku. Westchnęłam.
– Dobra, ale pod jednym warunkiem. Pomożesz mi z zamówieniami, bo sama nie zdążę — Uśmiechnął się szeroko, jakbym zaproponowała mu coś sprośnego, zgodził się. Nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu, gdy razem zaczęliśmy przeszukiwać półki, układać paczki i wydawać kolejne zamówienia. Dominik był zaskakująco pomocny – jego żarty i komentarze sprawiały, że praca mijała mi szybciej i lżej. Nawet klienci, którzy zwykle byli zniecierpliwieni, uśmiechali się, widząc naszą współpracę.
Gdy w końcu zamknęliśmy księgarnię, czułam się zmęczona, ale dziwnie szczęśliwa. Przeszliśmy kilka kroków za róg do małej kawiarni, która wieczorem była przytulna i cicha. Dominik zamówił dla nas latte i szarlotkę z lodami i bitą śmietaną. Gdy kelnerka przyniosła zamówienie, spojrzeliśmy na siebie jednocześnie i roześmialiśmy się.
– Kocham szarlotkę z lodami – przyznałam, patrząc na apetyczne ciasto.
– Ja też. Tylko nie mów, że zawsze jesz najpierw lody, a potem ciasto.
– Oczywiście, że tak – odpowiedziałam z udawanym oburzeniem.
Dominik roześmiał się i stuknął swoją łyżeczką o moją w geście toastu. Rozmowa toczyła się swobodnie, naturalnie, jakbyśmy znali się od zawsze. W jego towarzystwie czas płynął zupełnie inaczej, a zmęczenie tygodnia powoli rozpływało się w ciepłym blasku kawiarni.
Siedzę z kubkiem latte w dłoniach, pozwalając ciepłu filiżanki otulić moje palce. Rozmowa z Dominikiem płynie swobodnie, ale w pewnym momencie jego głos staje się tylko tłem. Przyglądam się mu, jakby wreszcie miałam chwilę, by naprawdę dostrzec każdy szczegół.
Jego włosy są ciemnobrązowe, gęste i lekko niesforne, jakby specjalnie nie przejmował się ich układaniem, a one same wiedziały, jak leżeć idealnie. W tej chwili, gdy nachyla się lekko nad stolikiem, mogę zauważyć pojedyncze refleksy, które odbijają światło, tworząc subtelne odcienie – od gorzkiej czekolady po niemal czarne pasma.
Na pierwszy rzut oka jego oczy wydają się po prostu brązowe, ale kiedy przechyla głowę w stronę lampki, dostrzegam w nich coś więcej. Ciepłe odcienie miodu, chłodne smugi orzecha. Jakby jego spojrzenie zmieniało się wraz z otoczeniem, nigdy do końca nie odsłaniając tego, co kryje.
Delikatny zarost rysuje wyraźną linię wokół jego szczęki. Jest dokładnie taki, jaki powinien być – wystarczająco zadbany, by wyglądać schludnie, ale na tyle naturalny, by podkreślać jego męskość. Kształt jego twarzy jest harmonijny, z wyraźnymi cechami, które czynią go intrygująco przystojnym.
I te perfumy. Czuję je, nawet gdy siedzimy po przeciwnych stronach stolika. Nie są nachalne, ale wystarczająco wyraziste, by mnie otulić. Mają coś w sobie – głębię, jakby były połączeniem drzewnych nut i czegoś świeżego, z lekką nutą przypraw. To zapach, który jednocześnie uspokaja i wciąga, jak obietnica czegoś nieodgadnionego. Dominik nagle spogląda na mnie z uśmiechem, który wydaje się zbyt pewny siebie.
– Dlaczego się tak przyglądasz? – pyta, opierając brodę na dłoni. W tej chwili to mieszanka wybuchowa... Męskie cechy wyglądu z zachowaniem uroczego chłopca. Czuję, jak ciepło rozlewa się po moich policzkach. W panice łapię za kubek, upijając łyk kawy, mimo że jest już niemal zimna.
– Wcale się nie przyglądam – odpowiadam, zbyt szybko, by brzmiało to przekonująco. Uśmiecha się szerzej, a ja wiem, że zauważył. Ale nic nie mówi. Wraca do rozmowy, jakby nic się nie stało, zostawiając mnie z tą chwilą i z myślą, że może zauważył nie tylko moje spojrzenie, ale i to, co kryło się za nim. Dlaczego do diabła zachowuje się jak nastolatka?! Mam 20 lat do licha.
Kończymy kawę, ostatnie okruszki szarlotki znikają z talerzyków, a Dominik patrzy na mnie z lekkim uśmiechem.
– Zrobiło się już ciemno. Pozwolisz, że cię odprowadzę?
Przez moment zastanawiam się, czy nie odmówić, ale widok jego spokojnego, ciepłego spojrzenia sprawia, że po prostu kiwam głową.
– Dobrze, ale tylko dlatego, że park w nocy wydaje mi się trochę straszny – Odpowiadam teatralnie poprawiając włosy, udając odważniejszą od niego.
Na te słowa Dominik uśmiecha się szerzej. Chwilę później wychodzimy z kawiarni, a chłodny wieczór wita nas rześkim powiewem. Idziemy powoli, przez park, mijając rzadka światła latarni i cienie drzew, które tańczą na ścieżkach.
– Zagramy w grę? – pyta nagle, przerywając chwilę ciszy.
Spoglądam na niego z uniesioną brwią.
– W grę? Jaką znowu grę? – pytam z lekkim rozbawieniem.
– W pytania – odpowiada, jakby to było najoczywistsze na świecie.
Śmieję się, kręcąc głową.
– A co, jeśli nie chcę?
– To się nie dowiem niczego ciekawego o tobie – mówi z udawanym smutkiem. W końcu, z aktorską precyzją wzdycham, poddaję się.
– Dobra, pytaj, ale masz być szczery, gdy przyjdzie moja kolej.
– Jaki jest twój ulubiony kolor? – zaczyna Dominik, niemal natychmiast.
– Fioletowy – odpowiadam bez zastanowienia. Przytakuje z aprobatą.
– Fioletowy to dobry wybór. A twoje ulubione zwierzę?
Uśmiecham się lekko, spoglądając na gałęzie drzew poruszane przez wiatr.
– Wilki. Są piękne, wolne i zawsze trzymają się w stadzie. Podziwiam ich lojalność – Cichym marzeniem jest mi kiedyś pogłaskać jednego z nich.
Dominik zamyśla się na chwilę, jakby analizował moją odpowiedź.
– To ma sens – mówi w końcu. – Teraz twoja kolej-Patrzy na mnie wyczekująco, jak małe dziecko, któremu obiecano cukierka.
– Jaki jest twój znak zodiaku? – pytam, wbijając w niego spojrzenie.
– Wodnik – odpowiada szybko. – A twój?
– Bliźnięta – mówię z uśmiechem. – Wiesz, że nasze znaki są ze sobą zgodne? - Dominik śmieje się głośno na to co przed chwilą powiedziałam.
– Nie wierzę, zodiakara! - Śmieję się, a ja nie mogę zaprzeczyć.
– Kiedyś się tym interesowałam – przyznaję, próbując zachować powagę, ale nasze wspólne rozbawienie wygrywa. Rozmowa toczy się lekko, naturalnie, a park nagle przestaje być mroczny i cichy. Śmiejemy się, mijając kolejne alejki, aż w końcu docieramy pod mój dom.
– Dziękuję za dzisiejszy wieczór – mówi Dominik, zatrzymując się. – I za to, że zgodziłaś się na kawę- Jego słowa mają w sobie coś ciepłego, co sprawia, że odpowiadam tylko uśmiechem. Przytulamy się na pożegnanie, a przez ramię zauważam, że moja mama stoi w oknie, obserwując nas z ukradkowym uśmiechem.
– Odezwę się – mówi Dominik na odchodne.
Wchodzę do domu z cichym westchnieniem. Zanim zdejmę kurtkę, mój telefon wibruje w kieszeni. Dominik. Otwieram wiadomość.
DOMINIK: Jestem w trakcie oglądania tych czterech części filmu pt. „Zmierzch". Nie zapomniałem
Parskam śmiechem, a mój uśmiech zdaje się być nie do ukrycia. Mama, opierając się o framugę drzwi do przedpokoju, patrzy na mnie z zaciekawieniem.
– Kim jest ten przystojniak i jak to się stało, że odprowadzał cię do domu? - Kręcę głową, uśmiechając się pod nosem.
– To długa historia, mamo – odpowiadam, opowiadając jej pokrótce o Dominiku i naszym spotkaniu. Gdy tylko kończę rozmowę, kieruję się prosto do swojego pokoju, wciąż czując ciepło jego słów i zapach jego perfum. W myślach przywołuję każde słowo naszej rozmowy, z szerokim uśmiechem na twarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro