Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Krok Dziesiąty

Ostatni dzień targów książki. Krzątałyśmy się przy stoisku, kończąc formalności. Udało się podpisać dwa kluczowe kontrakty dla naszej księgarni. Umowy, które mogły naprawdę zmienić naszą sytuację. Moja głowa pękała od nadmiaru informacji, ale serce rosło z dumy. W końcu to była nasza wspólna praca, nasze małe zwycięstwo. Przerwałam na chwilę, by sprawdzić telefon. Powiadomienia sypały się jak deszcz: wiadomości od współpracowników, powiadomienia z social mediów, a między nimi jedna, która przykuła całą moją uwagę. Dominik. Poczułam, jak ścisk w sercu rozlewa się na całe ciało. Moje palce zawisły nad ekranem. Czego on chce? W głowie przelatywały mi tysiące scenariuszy, każdy mniej sensowny od poprzedniego. Ciekawość była silniejsza. Kliknęłam wiadomość i przeczytałam:

DOMINIK: „Czy dasz się zaprosić na ponowną kawę? Wydaje mi się, że mieliśmy omówić film, jaki mi poleciłaś. Właśnie skończyłem oglądać wszystkie części. I nie ukrywam, że moja przyjaciółka zabrała nam czas, jaki chciałem spędzić wtedy z tobą".

W jednej chwili moje emocje eksplodowały. Zapiszczałam tak głośno, że kilka osób z sąsiednich stoisk odwróciło się w moją stronę z zaskoczeniem. Zuza, która była zajęta przeglądaniem katalogów, podbiegła do mnie w sekundę.

— Co się dzieje? Co się stało?! — wykrzyknęła, patrząc na moją rozświetloną twarz. Podałam jej telefon bez słowa. Jej oczy przebiegły po tekście, a potem rozdziawiła usta i wrzasnęła tak samo głośno jak ja.

— Mówiłam ci! Wiedziałam, że napisze! — krzyczała, skacząc w miejscu.

— To się stało! Myślał o mnie! — wtórowałam jej, podskakując obok. Ludzie patrzyli na nas jak na dwie wariatki, ale nie dbałyśmy o to. Ten moment był nasz. Moje serce tańczyło w rytm naszych podskoków. Zuza złapała mnie za ramiona i spojrzała mi prosto w oczy, jej twarz poważniejsza, choć wciąż uśmiechnięta.

— Odpowiadasz teraz czy później? — zapytała.

— Teraz! — odparłam, ale zanim zaczęłam pisać, zatrzymała mnie, zabierając telefon sprzed nosa.

— Co jest?! — Pisnęłam zirytowana. Zuza wywróciła oczami.

— Konfiskuje dla twojego dobra. Jak odpiszesz teraz, wyjdziesz na desperatkę, która ślęczała nad telefonem, czekając na jego wiadomość. Odpiszesz potem — Po czym schowała sobie do tylnej kieszeni spodni mój telefon. Miała rację. Drżałam, serce waliło jak oszalałe, a w głowie miałam tysiące pomysłów na odpowiedź. Ale wiedziałam jedno: dzisiaj wracam z targów z więcej niż tylko nowymi kontraktami. Wracam z nadzieją, że ta kawa będzie początkiem czegoś, czego tak bardzo pragnęłam.

Reszta dnia minęła szybko. Targi książki? To były nasze pierwsze, ale na pewno nie ostatnie. Ledwo się obejrzałyśmy, a już ludzie zaczęli sprzątać swoje stoiska, a sala pustoszała szybciej niż książki na Black Friday. Z Zuzą mamy swoje tempo pracy, czyli totalny chaos na początku, a potem cudowną synchronizację, jakbyśmy przez całe życie pakowały stragany książek razem. Po pół godziny miałyśmy wszystko w torbach, gotowe do załadunku.

Zuza wciągnęła ostatnią torbę na tylne siedzenie swojego auta, a ja, musiałam jeszcze zorganizować przestrzeń w bagażniku. Przecież wszystko musi pasować idealnie jak puzzle. Zuza tylko westchnęła, patrząc na mnie z boku.

– Ty to masz cierpliwość. Nie wiem, jak ci się chce za każdym razem tak to układać – rzuciła, opierając się o auto.

– Bo jak ty wszystko wrzucisz, to potem możemy się jedynie narazić na mandat. – Mrugnęłam do niej, dociskając ostatnią torbę.

Spacer do hotelu był krótki, ale jak zwykle przepełniony rozmowami. Zuza gadała o tym, jak świetnie wypadł mój pomysł z zakładkami do książek. A moje ręcznie składane origami? Hitem stoiska. Czułam rosnące wewnątrz ego, aż mnie jakoś tak wyprostowało, a uśmiech wpełzł niepostrzeżenie na buzie.

– Muszę ci to powiedzieć, bo się uduszę – zaczęła, odwracając się do mnie na światłach. – To, co robisz z tymi zakładkami, to jest sztuka. Nie takie tam byle co. Ludzie podchodzili i chętniej kupowali książki z tymi zakładkami, bo widzieli, że to coś od serca. No i kto by pomyślał, że origami można zrobić w tylu wzorach? – Zarumieniłam się. A że Zuza nigdy nie owija w bawełnę, wiedziałam, że mówi szczerze.

– Dobra, dobra, nie przesadzaj. To tylko kawałek papieru, który złożyłam kilka razy. – Czy podświadomie domagałam się większej ilości pieszczenia mojego ego i odrobinkę manipulowałam, aby chwaliła dalej? Tak.

– Jasne, tylko kawałek papieru – parsknęła. – Ja tam próbowałam zrobić to twoje żurawie i wiesz, co wyszło? Żuraw po przejściach z depresją. Ty masz do tego dar. Powinnaś to rozwijać. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zakładki, origami, książki... to wszystko było tak bardzo „moje", że czasem zapominałam, że inni to dostrzegają. Może ten dzień był początkiem czegoś większego? Nietuzinkowość i małe rzeczy cieszą. A że nie jest to codzienne, to łatwo zdobyć sympatie czytelników i klientów. Wchodzimy do pokoju hotelowego, gdzie czekały na nas nasze walizki. Ostatnie pakowanie, ostatnie zamykanie zamków błyskawicznych, ostatnie westchnienia, zanim ruszymy w drogę powrotną do domu. Gdy w końcu wsiadłyśmy do auta, Zuza włączyła muzykę i spojrzała na mnie.

– Gotowa? – zapytała, z tym swoim szerokim uśmiechem.

– Jak nigdy, aczkolwiek nie do końca wiem, czy chce wyjeżdżać – odpowiedziałam. Ale w głowie już planowałam, co jeszcze mogę stworzyć na kolejne targi. Bo tak naprawdę to był dopiero początek. Przeglądałam zdjęcia na telefonie, gdy Zuza prowadziła auto. Lubię wracać do tych chwil, zanim wyblakną. Trzy dni targów, pełne ludzi, rozmów i śmiechu, zasługują na to, żeby je zachować. Tyle że zamiast euforii czułam, jak we mnie narasta irytacja. Wszystko przez to, że podczas przeglądania zdjęć wpadłam na profil tej dziewuchy. Tak, wielmożnej przyjaciółeczki faceta, do którego chciałabym, nie ukrywajmy podbić. O tyle komplikuje sprawę, iż wiem, że nie odpuści tak łatwo. Gdzieś czuje wciąż w sercu, jej zachowanie nie było przypadkowe. Klikam w okienko profilu tej dziewczyny, Marta. Rudowłosa, niska, z wybujałym ego większym od tego całego targowego centrum. Miała ten typ Instagrama, co to mówi „Patrzcie na mnie. Patrzcie na moje ciało. Patrzcie, jak świetnie wyglądam w tej bluzce, która ledwo istnieje". Patrzę na to i chce mi się śmiać. Oczywiście skłamałabym, mówiąc, że nie ma ciała. Jest kobieca, ale te zdjęcia wszystko o niej mówią. Nagle dostrzegam w biogramie opis „(Ile ty masz lat?) Hehe, siedemnaście". Czy oceniam? Tak. Od kiedy pojawiła się w naszej rozmowie, a raczej wparowała jak huragan, wszystko zaczęło się sypać. Dominik zawsze był dla mnie oazą spokoju, tym, co balansowało moją tendencję do przesadnej analizy wszystkiego. Albo przynajmniej przy nim to analizowanie było czymś przyjemnym. Ale przy niej? Przerzucałam kolejne zdjęcia na jej profilu. Oto ona w obcisłym crop topie. Oto ona na jakimś tle, które nie miało znaczenia, bo nikt nie patrzył na nic poza nią. Przewróciłam oczami.

Nie to, że jestem zazdrosna. To nie moja wina, że rudowłose siedemnastki wywołują u mnie reakcję jak na zbyt głośny dźwięk budzika. Zganiam na kolor włosów, prawda jest taka, że moja intuicja krzyczy – INTRUZ.

– Co tam oglądasz? – zapytała Zuza, wyrywając mnie z tego błogosławionego procesu wyżywania się w myślach.

– Instagram – mruknęłam.

– Dominik? – zapytała od razu, co było dowodem na to, że zna mnie lepiej, niż bym chciała.

– Mniej więcej. Jego przyjaciółeczka – syknęłam, przesuwając palcem po ekranie. Te denne opisy typu.: Trzęsę dupą, a ty chciałbyś zrobić clap (clap-clap). Nie mieszczę się w spodnie, to przez BBL (BBL). Nowe Jordany i spodnie, Fendi bag. Wystarczy wrzucić fotkę, żeby zmoczył się przez sen (haha). Oho słucha upadku muzycznego.

– Aha, ta „rudowłosa"? – Zuza uśmiechnęła się kątem ust, zerkając na mnie kątem oka.

– Właśnie ta. Siedemnaście lat i cała filozofia na poziomie „jestem lepsza, patrzcie, mam dupę". Zuza się zaśmiała, ale potem pokręciła głową.

– Serio się tym przejmujesz? Dominik to dorosły facet, a ona to... no, trochę dziecko jeszcze. Poza tym nie rób z niej większego wroga, niż jest. Może po prostu lubi pokazywać, co ma? – Jej ton był lekki, jakby próbowała mnie rozładować.

– Nie chodzi o to, co pokazuje, tylko o to, jak. Jakby wszyscy mieli jej dziękować za istnienie – odpowiedziałam, chowając telefon. – A poza tym, jej energia, jaką rozsiewa. Pod tytułem. „Jestem ładna, więc należy mi się wszystko, czego zechce", a że wtedy chciała zdjęcie, to nie zważała na rozmowę dwojga dorosłych. Zuza nic nie powiedziała, ale spojrzała na mnie z tym swoim półuśmiechem, który mówił „Idziesz w obsesję, siostra". Może miała rację. Ale jedno wiedziałam na pewno, w tej historii rudowłosa nie dostanie miejsca jako „przyjaciółka". Jeśli już, to jako rozdział pod tytułem „eliminacja karalucha".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro