Krok Dwudziesty
Oczy stają się niewyobrażalnie suche, uniemożliwiając normalne widzenie. Mruganie to istny koszmar jakby ktoś sypnął mi garścią piasku w oczy, a płuca kurczą, jakby ktoś włożył mnie w zaciskający się gorset. Powietrze jest zbyt gęste, zbyt ostre, rani gardło niczym odłamki szkła. Serce uderza tak mocno, że dźwięk własnego pulsu dudni w uszach jak wojenny bęben. Dłonie – czy to wciąż moje dłonie? – drżą w spazmatycznych skurczach, jakby chciały wyrwać się z własnej skóry. Próbuję zacisnąć je w pięści, ale są jak obce, zdrętwiałe, lepkie od potu. Fala gorąca wędruje w górę kręgosłupa, rozlewa się po klatce piersiowej, zalewa głowę, a potem nagle zmienia się w lodowaty dreszcz. Przestrzeń wokół mnie maleje, ściany zdają się przesuwać, zwężać, naciskać na moje ciało. Czy ja w ogóle jeszcze tu jestem? Czy to ciało wciąż mnie nosi, czy już tylko istnieje samo, odłączone ode mnie, drżące, rozpadające się? Nie ma powietrza. Jest tylko przeszłość. Głos, którego nie chcę słyszeć, słowa, które wbijają się w skórę jak szpilki. Ból. Ból we wnętrzu klatki piersiowej, pulsujący w gardle, w żołądku, w każdej pojedynczej komórce mojego ciała.
Chciałbym uciec. Ale nie mogę się ruszyć.
Nagle czuję, jak Mikołaj i Dominik dobiegają do mnie. Ich sylwetki są rozmazane, jakby ktoś rozlał tusz na papierze. Widzę, że poruszają ustami, ale ich słowa giną w ogłuszającym szumie w mojej głowie. Próbuję złapać oddech, ale klatka piersiowa zaciska się boleśnie, jakby ktoś owinął ją drutem kolczastym. Dominik klęka obok i obejmuje mnie ramionami, próbując ogrzać. Jego ciepło ledwie przebija się przez chłód, który opanował moje ciało. Czuję, jak skóra na twarzy sinieje, a dreszcze wstrząsają mną coraz mocniej.
I wtedy – nagłe uderzenie.
Palący ból rozlewa się po moim policzku, a szok uderza we mnie równie mocno jak dłoń Mikołaja. Wciągam gwałtownie powietrze, czując, jak płuca w końcu się otwierają. Świadomość wraca jak fala, nagle i bez ostrzeżenia.
– Jak mogłeś ją uderzyć?! – głos Dominika przecina powietrze jak brzytwa.
– Miała atak paniki, trzeba było to ukrócić. Zobacz, zaczyna swobodnie oddychać – Mikołaj odpowiada rzeczowo, jakby to było coś oczywistego. Dominik nie wygląda na przekonanego. Jego dłonie oplatają moją twarz, zmuszając do spojrzenia mu w oczy. Szuka w nich potwierdzenia, że wróciłam. Lekko kiwam głową.
– Wody... – szepczę ochryple, chwytając się za szyję.
Dominik natychmiast zrywa się z miejsca i znika gdzieś w tłumie, pędząc w stronę strefy rozrywki.
Dopiero teraz zauważam, gdzie jestem. Zimne kafelki podłogi palą mnie przez cienki materiał spodni. Obok są ruchome schody, przesuwają się beznamiętnie w górę i w dół, jakby nic się nie stało. Jestem w szoku, że udało mi się zajść dalej, niż sądziłam. Mikołaj przysuwa się bliżej i kuca naprzeciwko mnie, poprawiając mankiety śnieżnobiałej koszuli.
– Vi? Jesteś już ze mną? – jego głos jest ciepły, ale wciąż napięty. Spoglądam na niego i unoszę kąciki ust w bladym uśmiechu.
– Tak. Kolejny raz udało ci się mnie uratować.
Jego wargi drgną w rozbawieniu, ale w oczach czai się cień niepokoju. Dopiero teraz to dostrzegam. W jego spojrzeniu nie ma rozbawienia przeplatanego zboczonymi myślami, które zawsze iskrzyły mu w oczach. Jest za to troska, szczera i głęboka, jakby patrzył na kogoś, kogo nie chce stracić. Jakbyśmy byli rodziną. Mikołaj łapie moją dłoń. Palce męskiej ręki są ciepłe w przeciwieństwie do mojej lodowatej. Przystawia ją do ust i składa na niej długi, choć niezwykle delikatny pocałunek. Czas na chwilę zwalnia.
– Nigdy więcej mnie tak nie strasz – mówi cicho, niemalże do siebie – Nawet nie wiesz, jak bardzo jesteś dla mnie ważna.
Marszczę brwi, analizując jego słowa. Coś w głowie każe mi je rozebrać na czynniki pierwsze, ale ciało wciąż nie wróciło do pełnej sprawności. Mikołaj szybko zauważa moje zaskoczenie i zanim zdążę cokolwiek powiedzieć, kontynuuje:
– Tak, znamy się niezwykle krótko – przyznaje, lekko ściskając moją dłoń – Ale stałaś się dla mnie kimś naprawdę ważnym. Proszę, dbaj o siebie.
Coś w jego głosie sprawia, że ciepło rozlewa się po klatce piersiowej, skutecznie rozpraszając resztki chłodu i lęku. Jego niebieskie oczy świdrują mnie na wylot, jakby próbowały mi przekazać coś, czego usta nie mogą.
– Co za kurwa i szmata z tej Marty. Kto przyjmuje do ekipy takiego człowieka!? Ona ich z czymś szantażuje? – wyrzuca w powietrze ręce, chcąc wyrzucić z siebie wszystkie negatywne emocje.
– Gorzej, Dominik się z nią przyjaźni – dodaje, ze zniesmaczoną miną.
Wtem dobiega do nas Zuzanna, jej twarz cała mokra od łez, oczy zaczerwienione, a oddech przyspieszony. Wpada na mnie z impetem i obejmuje mocno, jakby szukała w nich wsparcia. To nie tak, że to ja przed chwilą walczyłam o życie. Wcale.
– Kochanie moje – tuli się, jakby nie widziała mnie lata, po chwili poprawia mi włosy, by dokładnie zbadać każdy skrawek mojej twarzy –- Tak żem ją zwyzywała, że bachor zamknął się w łazience – mówi, chichrając i szlochając na przemian, a jej słowa brzmią chaotycznie, jakby sama nie do końca wierzyła w to, co się stało. Ponownie się wtula – Martwiłam się, widząc Cię w takim stanie – Mamrocze w tkaninę bluzy. Po chwili podnosi się i kontynuuje – Wielkie mi halo, lekko musnęłam ją po buzi – dodaje po chwili, wzruszając ramionami i przybierając niewinną minę. Mikołaj, który do tej pory obserwował sytuację, nagle się prostuje i przygląda Zuzannie uważnie, jakby analizował każde jej słowo, a potem parska śmiechem.
– Lekko musnęłaś? – powtarza, unosząc brew w wyrazie niedowierzania – Serio?
Zuzanna krzywi się lekko, jakby nie podobał jej się jego ton.
— No... może trochę mocniej. Ale wiesz, jak mnie wyprowadziła z równowagi! — Jej głos drży od emocji, a na twarzy maluje się złość wymieszana z satysfakcją.
— Wyprowadziła z równowagi? — powtarzam powoli, czując, jak moje wnętrze ściska niepokój. Co ona tym razem zrobiła?
— Słuchajcie obaj, ostrzegałam, że jeśli dziś coś znów odwali, wybuchnę. A ja słowa dotrzymuję, zawsze! — Syczące słowa wypowiada z przesadną starannością, akcentując każde z nich, jakby chciała, by wryły się nam w pamięć. Wybuchamy śmiechem. W oddali przebija się znajoma sylwetka. Dominik. Biegnie w naszym kierunku, a tuż obok niego James, obaj ze skupionymi minami. Ich ręce, uniesione ostrożnie przed siebie, kurczowo ściskają kubeczki wypełnione po brzegi wodą, jakby nieśli coś znacznie cenniejszego niż zwykły płyn. Przykucnęli przy mnie. Gdy tylko ugasiłam pragnienie, uniosłam wzrok na Dominika i wyszeptałam, że chcę wracać do domu. James, razem z Mikołajem i Zuzanną, wrócili się po moją kurtkę i torebkę a w tym czasie Dominik, ignorując wyraźny sprzeciw, wziął mnie na ręce, jakbym ważyła tyle, co nic.
– Dominik, mogę iść sama – zaprotestowałam słabo, choć nawet ja nie byłam przekonana do własnych słów. Nie odpowiedział. Zamiast tego złożył delikatny pocałunek na moim czole. Ten gest sprawił, że napięcie w moim ciele opadło. Oparłam głowę o jego ramię i pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Wtem wróciła reszta ekipy.
– Czy mogę wrócić z wami? – zapytał James, odchrząkując, jakby bał się, że go odprawimy. Po chwili dodał – Mieszkam niedaleko, wysiadłbym po drodze.
– Nie ma sprawy, zabierzemy cię – rzucił bez emocji Dominik i skierował się do wyjścia. Oplatając rękoma jego szyję, zerknęłam kątem oka w stronę strefy rozrywki. Marta właśnie wychodziła, a obok niej szedł jej chłopak, przybity, ze spuszczoną głową. Ona natomiast... Uśmiechnęła się do mnie kpiąco. W tym spojrzeniu było coś, co sprawiło, że poczułam nieprzyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Ścisnęłam mocniej materiał koszulki Dominika. Nie miałam siły na konfrontacje. Nie teraz.
– Wsiadajcie, szybko – rzucił Mikołaj, otwierając drzwi samochodu. Dominik ostrożnie usadził mnie na miejscu pasażera, a sam zajął miejsce za kierownicą. James usiadł z tyłu, obok Zuzanny i Mikołaja. Silnik zamruczał cicho, a światła uliczne zaczęły ślizgać się po szybach. Przez chwilę w aucie panowała cisza. Ciężka, wypełniona niedopowiedzeniami. Przerwała ją Zuzanna.
– Co za babsztyl... – syknęła Zuzanna, wbijając wzrok w szybę – Z wyrysowaną na ryju satysfakcją mówiła to wszystko do Violetty!
Słyszałam w jej głosie czystą pogardę, ale ja czułam już przede wszystkim zmęczenie. Ciemnowłosa odwróciła głowę w kierunku okna, wpatrując się w mijane budynki pustym a wręcz martwym spojrzeniem. Jej usta wykrzywiły się w grymasie, jakby sama myśl o Marcie była dla niej czymś obrzydliwym.
– Dominik, musisz poważnie pogadać ze swoją „przyjaciółką" – dorzucił Mikołaj, podkreślając ostatnie słowo. Dominik nie od razu odpowiedział. Widziałam, jak zaciska dłoń na kierownicy, a jego knykcie bieleją od siły uścisku.
– Tak, wiem... – mruknął w końcu, ale w jego głosie zabrakło tej pewności, którą zwykle miał.
To jedno krótkie zdanie było jak cios. Poczułam ścisk w żołądku. Nie chciałam słyszeć tego zmęczenia w jego głosie, nie chciałam widzieć napięcia w jego ciele. Marta coś mu zrobiła, coś, o czym mi nie powiedział. Czy to była wina dzisiejszego wieczoru? A może tych wszystkich wcześniejszych sytuacji, o których nie miałam pojęcia?
Zsunęłam się na fotelu, lekko garbiąc. Chciałam się skulić, schować w materiale jego kurtki, jak dziecko szukające schronienia. Nie tak miał się skończyć ten wieczór. Na tylnym siedzeniu wrzało. Zuzanna i Mikołaj nie zamierzali odpuścić, wyrzucając z siebie kolejne słowa pełne oburzenia i gniewu. James raz po raz wtrącał coś pod nosem. Nie chciałam tego słuchać. Ich głosy stawały się coraz bardziej odległe, jakby ktoś ściszał dźwięk w radiu. W głowie wciąż odbijał się obraz rudowłosej, jej kpiący uśmieszek, ten błysk triumfu w oczach. A obok niej... chłopak, który wyglądał, jakby coś w nim umierało. Zacisnęłam powieki, próbując odgonić myśli. Chciałam udawać, że nic się nie stało. Że to wszystko było tylko złym snem, który zniknie po przebudzeniu, ale wiedziałam, że nie zniknie.
Coś we mnie szeptało, że to dopiero początek problemów.
----
No witam was kochani :)
Noty od autorki to dla mnie zapomniana praktyka choć jak sie okazuje skuteczna staram się je wprowadzać :) Może ktoś z was miał podobne przeżycia? Atak paniki nie jest czymś obcym? Czekam na komentarze z waszej strony a ja uciekam pisac kolejne rozdziały <3
Wyczekujcie <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro