Krok Czternasty
I tak minął mi tydzień. Piękny tydzień spotkań, pocałunków, nocnych przejażdżek i rozmów tych dużych i małych. Nigdy nie przypuszczałam, że aż tak pokocham dźwięk powiadomień z Messengera. Każde piknięcie budziło we mnie delikatny dreszcz ekscytacji, jakby świat za każdym razem przypominał mi, że On jest.
Byłam pewna, że nie mam żadnych szans, że znów dałam się złapać w pułapkę własnych wyobrażeń. Ale ten tydzień pokazał mi, jak bardzo się myliłam. Teraz jest mój. Fakt. Ten związek nie jest jak z książek, jakie znam, gdzie miłość rozwija się miesiącami i najpierw jest uczucie, walka z tym uczuciem, wolno rozwijająca się fabuła aż magiczne wyznanie. Ryzykowne wyznanie miłości co okazuje się być obustronne i żyli długo i szczęśliwie. To, co nas łączyło, było inne. Szybkie, spontaniczne, pełne iskier, ale też niepewności. Nie mogliśmy jeszcze nazwać tego miłością. To nie film na wielkich ekranach, gdzie wszystko jest jasne, a zakończenie pewne. To życie. Skomplikowane, pełne sprzeczności i pytań, na które wciąż szukamy odpowiedzi. Myśli mimowolnie wróciły do jednej z tych nocy, kiedy rozmawialiśmy o tym wszystkim...
Noc była wyjątkowo cicha, jakby las otaczający nasz mały świat. Siedzieliśmy na tylnym siedzeniu jego auta, zaparkowanego gdzieś w głębi lasu. Jedynie światła pozycyjne rzucały nikłe cienie na drzewa wokół, tworząc złudzenie, że jesteśmy zawieszeni w czasie i przestrzeni. Zapach sosnowych igieł mieszał się z wonią jego perfum. Zapach, który od kilku dni zaczął wydawać mi się najpiękniejszym na świecie. Opierałam głowę na jego kolanach, a on delikatnie gładził moje włosy. Czułam na sobie ciepło jego dłoni, które przesuwały się z taką subtelnością, jakby bał się mnie stłuc, pokruszyć. Tydzień. Zaledwie tydzień a czułam, jakbyśmy znali się od zawsze.
– Co sądzisz o miłości? – jego pytanie wyrwało mnie z zamyślenia. Spojrzałam na niego, zaskoczona. Miał głos cichy, drżący, jakby każde słowo ważyło więcej, niż mógł unieść. To pytanie, które zazwyczaj zadawałam innym, teraz zostało skierowane do mnie. Zaśmiałam się lekko, próbując rozładować napięcie.
– Ej! To ja tu lubię się bawić w psychologa! – szturchnęłam go palcem w pierś, ale jego spojrzenie pozostało poważne.
– No dobrze, zamieniamy się rolami – powiedział, uśmiechając się lekko.
– Czym dla ciebie jest miłość? – zapytałam, nagle poważniejąc. Moje własne słowa wybrzmiały w ciszy auta, jakby miały zaraz odbić się echem od szyb. Spojrzał przez okno, jakby tam, w ciemnościach, szukał odpowiedzi.
– Dla mnie miłość to moment, gdy świat przestaje być tylko twój. To... ktoś, z kim czujesz się pełny. Uzupełnienie – odpowiedział po chwili.
Uśmiechnęłam się, choć w środku czułam, jak moje serce przyspiesza.
– A dla ciebie? – zapytał cicho, jego kciuk leniwie przesuwał się po mojej dolnej wardze.
– Miłość to zrozumienie i obecność – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. – To nie patrzenie sobie w oczy, tylko w tym samym kierunku. To... piękne uczucie, które sprawia, że niczego więcej nie potrzeba.
Cisza, która zapadła, była dziwnie intymna.
– A kiedy wiesz, że się jest zakochanym? – zapytał nagle, a jego spojrzenie posmutniało. Zastanowiłam się chwilę.
– Myślę, że wtedy, gdy boisz się myśleć o tym, jak wygląda świat bez tej osoby – odparłam, unosząc wzrok na niego – Albo gdy każdy najmniejszy szczegół związany z nią zaczyna mieć znaczenie.
Patrzył na mnie przez chwilę, jakby chciał zapamiętać moje słowa. Potem odwrócił wzrok.
– A jeśli boisz się tego uczucia?
Zaskoczył mnie. Usiadłam obok niego, marszcząc brwi.
– Czego się boisz?
– Że nie będę umieć kochać równie mocno. Że zniszczę kogoś przez własną nieumiejętność – wyszeptał, odwracając głowę, jakby bał się, że zobaczę coś, czego nie chciał pokazać. Przysunęłam się bliżej, obejmując go.
– Co mogłoby cię przekonać, że warto spróbować? – zapytałam cicho.
Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, ale w jego oczach było coś więcej, delikatnego, niemal kruszącego.
– Obietnica.
– Jaka obietnica?
– Że powiemy sobie „kocham cię" tylko wtedy, gdy będziemy tego pewni. Pewni na milion procent – odparł.
– Masz to jak w banku – powiedziałam, całując go delikatnie.
Przerwał na chwilę, patrząc na mnie z nieśmiałością.
– I... bez wymuszenia na drugiej osobie, by też to powiedziała, dobrze?
Moje serce zabiło mocniej. W głowie zabrzmiał dzwonek alarmowy mojej wewnętrznej empatii.
– Kto ci to zrobił? – zapytałam cicho. Westchnął.
– Kiedyś ci opowiem. Ale teraz... – Uśmiechnął się, a jego twarz rozjaśniła się na nowo. – No chodź tu, bo nie mogę przestać myśleć o twoich ustach.
Seria klientów podchodzących do kasy wyrywa mnie z zamyślenia. Uśmiechy, krótkie uprzejmości, dźwięk skanera odbijającego kody książek. Wszystko to pochłania moją uwagę. Skupiona na pracy, nie zauważam, kiedy do księgarni wchodzi zakapturzony mężczyzna. Nagle przestrzeń wokół zdaje się zmieniać. Rozmowy cichną, nawet dźwięk klimatyzacji wydaje się tłumiony. Powietrze staje się ciężkie, a na karku czuję zimny dreszcz. Moja intuicja zaczyna krzyczeć, jakby ostrzegało: UCIEKAJ! Ale zamiast posłuchać wewnętrznego głosu, ciekawość bierze górę. Robię krok, potem kolejny, wchodząc między półki. Rozglądając się, czuje narastający lęk i już mam się wycofać, aby zadzwonić po Zuzę, ale wtedy go widzę. Zakapturzona postać stoi tyłem, nieruchoma, jakby czekała i wiedziała, że ją znalazłam. Gdy już chcę się odezwać, zażądać odpowiedzi kim jest, rozbrzmiewa gardłowy, niski śmiech.
– Cześć, kochanie. Jak miło cię ponownie widzieć.
Ten głos, przeszywa mnie jak sztylet. Zamieram. Próbuję zrobić krok w tył, ale nim zdążę zareagować, on jest szybszy. Palce zaciskają się boleśnie na moim ramieniu, wbijając w skórę. Nim się zorientuję, jestem przygwożdżona do regału, który aż drży a pojedyncze książki, spadają na ziemie. Ciężar jego ciała odbiera mi oddech. Podnoszę wzrok i natychmiast czuję, jak wracają koszmary. Te oczy, brązowe i wściekłe, przyprawiają mnie o dreszcze. Wszystko we mnie krzyczy, by walczyć, uciekać, ale ciało odmawia posłuszeństwa. Jakby zamarło w paraliżu. W głowie widzę tamtą noc. Pamiętam jego oddech, pijacki bełkot, jak krzyczałam, błagałam... i jak nie słuchał. Był silniejszy, zdecydowanie silniejszy, a ja byłam więźniem własnej bezradności. Te wspomnienia wracają z brutalną siłą, jakby działy się tu i teraz. Błagałam, by przestał, ale on nie słuchał. Ściągnął mi majtki, unieruchamiając, tak abym nie uciekła. Był pijany i zdecydowanie za silny, aby się mu postawić. Czekałam, aż ten koszmar się skończy, aż on się zabawi. Pamiętam jak obleśnie się uśmiechnął gdy zakładał bokserki mówiąc „- Fajna z Ciebie suczka Violuś". Nienawidzę do dziś gdy ktoś mnie tak nazywa. Łzy napływają mi do oczu, a głos więźnie w gardle jak węzeł.
– Błagam, nie rób mi nic złego – szepczę, ledwie słyszalnie.
On uśmiecha się kpiąco, nachylając bliżej.
– Violuś, to co mam ochotę zrobić, nie jest złe. Osoby, które się kochają, to robią. A ja cię kocham. Udowodnię ci.
Jego słowa są jak trucizna. W jednej chwili obraca mnie twarzą do regałów, ściskając moje nadgarstki tak mocno, że niemal tracę czucie. Łzy spływają na policzki, a w głowie rozbrzmiewa tylko jedna myśl: Nie! Błagam, ratunku! Słyszę dźwięk rozporka, a moje ciało sztywnieje w oczekiwaniu na najgorsze. Ale wtedy, zamiast bólu, czuję nagły chłód na rękach. Obracam głowę i widzę, jak mój oprawca osuwa się na ziemię. W drzwiach księgarni stoją policjanci, ich mundury lśnią w świetle jarzeniówek. Jeden z nich pochyla się nade mną, mówi coś, ale jego głos jest przytłumiony przez pisk w moich uszach. Widzę, jak wynoszą mojego ex, skutego kajdankami. Wtedy dopiero dociera do mnie, co się stało. Cały strach, napięcie, wszystko, w jednej chwili oblewa całe moje ciało. Osuwam się na podłogę, drżąc. Czuje się brudna, jakbym to ja dopuściła się czegoś okropnego. Czuje winę?
— Vi, oddychaj. Błagam cię – słyszę znajomy głos. Mikołaj, kuca przy mnie, jego dłonie delikatnie obejmują moją twarz.
— Kurwa! Vi! Oddychaj! — Panikuje, potrząsając mną — Kamil ona się udusi! Ja pierdole! — widzę jego przerażenie. Pokazuję rękoma, abym wzięła wdech i wypuściła – Patrz na mnie, oddychaj razem ze mną. Tak, powoli. Wdech i wydech. Dasz radę. Młoda... Musisz oddychać.
Naśladuję go, łapiąc rytm. Powoli, bardzo powoli, moje ciało zaczyna się uspokajać.
– Już jest dobrze. Mój brat się nim zajmie. Obiecuję ci, że on już nigdy cię nie skrzywdzi – mówi, patrząc mi prosto w oczy. Jego słowa są jak kotwica, która trzyma mnie w rzeczywistości. Oddycham głęboko, czując, jak napięcie opuszcza moje ciało. Wiem, że trauma nie minie od razu, ale po raz pierwszy od dawna czuję, że nie jestem sama. Rozpłakuje się i wpadam Mikołajowi w ramiona. Ten upada na tyłek, uderzając plecami o regał za nim. Nawet nie kwiknął, tylko mocno mnie przytulił, głaszcząc po głowie.
– No już, jesteśmy tu. Jesteś bezpieczna.
– To pani jest Violetta Mayer? – Głos funkcjonariusza wyrwał mnie z chwilowego odrętwienia. Podniosłam wzrok i spojrzałam na mężczyznę, który był niemal lustrzanym odbiciem Mikołaja, choć różniły ich drobne detale. Kamil był wysoki i dobrze zbudowany, podobnie jak jego brat, ale wyglądał bardziej surowo. Jego twarz była gładko ogolona, a krótko przycięte włosy układały się w elegancki, schludny sposób. W przeciwieństwie do Mikołaja brakowało mu tatuaży, brody i kolczyków, co nadawało mu bardziej formalny wygląd.
– Tak – odpowiedziałam, choć mój głos wciąż był cichy i niepewny. Kamil skinął głową, po czym kontynuował:
– Wie pani, że będę musiał przeprowadzić z panią rozmowę w sprawie tej sytuacji? Ale to może poczekać, jeśli teraz nie czuje się pani na siłach...
– Nie, nie, w porządku – powiedziałam szybko, prostując się na tyle, na ile pozwalało mi napięcie. – Tylko proszę, nie tutaj. Muszę poinformować moją szefową, że zamykam księgarnię, i możemy wyjść.
– Zapraszam do mojej kawiarni – wtrącił Mikołaj, łagodnie, ale stanowczo.
Skinęłam głową i poszłam do zaplecza, by zadzwonić do Zuzy. Nie wdawałam się w szczegóły, powiedziałam tylko, że doszło do incydentu i muszę zamknąć wcześniej. Zrozumiała natychmiast, nawet bez dodatkowych wyjaśnień. Nawet chciała przyjechać, ale zaprotestowałam. Po chwili opuściliśmy księgarnię, a chłodne powietrze wieczoru przyprawiło mnie o gęsią skórkę. W kawiarni Mikołaja panowała przytulna atmosfera. Ciepłe światło lamp, zapach świeżo mielonej kawy i miękkie fotele działały uspokajająco. Usiedliśmy przy jednym z narożnych stolików. Kamil położył swój notatnik na blacie i spojrzał na mnie z mieszanką profesjonalizmu i empatii.
– Pani Violetto, chciałbym, żeby wiedziała Pani, że ten człowiek, którego dzisiaj zatrzymaliśmy, nie był tutaj przypadkowo. Miał plan. Z naszych ustaleń wynika, że od pewnego czasu panią obserwował.
Słowa te przeszyły mnie jak lodowaty prąd. Kamil kontynuował:
– Na jego temat wpłynęło już kilka zawiadomień od innych kobiet. Każda z nich opisała podobny schemat działania. Ten człowiek jest notorycznym gwałcicielem. Jego ofiarami są młode kobiety, które zdobywał manipulacją, a potem krzywdził w brutalny sposób. Dzisiejszy incydent w księgarni nie był przypadkiem.
Czułam, jak moje dłonie zaczynają się trząść. Zacisnęłam je na filiżance herbaty, starając się zachować spokój. Mikołaj szybko zauważa moją mowę ciała. Wstał by po chwili przynieść mi tarteletkę. Aż się uśmiechnęłam.
– Czy... czy to znaczy, że zostanie zatrzymany na dłużej? – zapytałam, ledwo powstrzymując łzy. Kamil spojrzał na mnie z determinacją.
– Tak. Dowody, które już zebraliśmy, są wystarczające, by postawić mu zarzuty. Poza Panią mamy zeznania innych kobiet, które potwierdzają wszystko. Szykowany jest masowy pozew, a prokuratura będzie wnioskować o dożywocie.
Poczułam ulgę, choć była ona podszyta strachem. Świadomość, że nie byłam jego jedyną ofiarą, była przerażająca, ale jednocześnie dawała nadzieję, że tym razem sprawiedliwość zatriumfuje. Mikołaj położył mi dłoń na ramieniu, delikatnie, by nie przestraszyć mnie jeszcze bardziej.
– On już cię nie skrzywdzi.
Spojrzałam na nich obu. Mikołaj z ciepłem i troską w oczach oraz Kamila, który mimo surowej postawy emanował spokojem i poczuciem bezpieczeństwa. Aczkolwiek świadomość zeznań... Spojrzenia, spotkania tego człowieka na sali sądowej twarzą w twarz ponownie, mnie przeraża. Gdy odpowiedziałam na wszystkie pytania Kamila, a on zebrał notatki o moim byłym chłopaku, podziękował mi uprzejmie i wrócił na posterunek. Atmosfera przy stoliku zmieniła się a napięcie opadło, poczułam, jak zmęczenie powoli zastępuje adrenalinę. Zamiast jednak wracać do pustego mieszkania, zdecydowałam się zostać z Mikołajem tak długo, jak będzie to możliwe.
– Oczywiście, młoda, odwiozę cię na chatę. Byłbym totalnym chujem, każąc ci po takich przejściach wracać autobusem – powiedział, uśmiechając się lekko.
– Zboczeńcem już jesteś – rzuciłam z udawaną powagą, opierając się o blat baru. – Myślę, że te określenia świetnie ze sobą pasują.
– Ej, wypraszam sobie, dzieciaku! – odparł z oburzeniem na pokaz, ale szybko oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
– No faktycznie, różnica wieku między nami to aż kolosalne 4 lata – Śmiałam się. Z jakiegoś powodu Mikołaj z łatwością potrafił rozproszyć ciemne chmury w mojej głowie. Gdy się uspokoiliśmy, a on zamykał kawiarnię, usiadłam przy ladzie, opierając się łokciami o blat.
– Opowiedz mi o sobie – wypaliłam nagle, z ciekawością. – Co się stało, że wcześniej nie widziałam tutaj tej kawiarni?
– Bo jej tu nie było – odpowiedział, ścierając blat. – Mieszkam tu od niedawna.
– Przeprowadziłeś się tutaj? Do tej nory? – spytałam z niedowierzaniem.
– Tak, przeprowadziłem. Zaczynam życie na nowo – powiedział cicho. Przerwał na chwilę, jakby ważył swoje słowa, po czym kontynuował – Mój najlepszy przyjaciel, z którym planowałem założyć biznes, przeruchał mi narzeczoną.
Zamarłam, niepewna, czy dobrze usłyszałam. Mikołaj oparł się o ladę, jakby jego ciało pamiętało ciężar tamtych chwil.
– Nakryłem ich – powiedział powoli, ważąc każde słowo – w moim łóżku. W moim mieszkaniu. W mojej pościeli. Kochałem ją, wiesz? Planowałem z nią życie, rodzinę. Byłem pewien, że to ona – Zamilkł, a ja czekałam, dając mu przestrzeń.
– Po tym wszystkim popadłem w depresję. Było naprawdę źle – przyznał – Straciłem zaufanie do ludzi, sens do czegokolwiek. Walczyłem długo, żeby jakoś się pozbierać. Wtedy odezwała się Zuza. Zaproponowała mi przeprowadzkę tutaj.
Przyglądałam mu się, widząc, jak opowieść na nowo wciąga go w emocje.
– Sprzedałem mieszkanie – mówił dalej – pierścionek zaręczynowy i wszystko, co przypominało mi o starym życiu. Przyjechałem tutaj, do tej „nory", jak to nazwałaś, i zacząłem od nowa.
– I założyłeś kawiarnię – dokończyłam, a on skinął głową z lekkim uśmiechem.
– Tak. To miejsce to mój nowy początek. Czasem czuję, że jeszcze w pełni nie stanąłem na nogi, ale... – spojrzał na mnie – jest coraz lepiej.
– Mikołaj, to, co przeszedłeś, jest... straszne – powiedziałam, nie wiedząc, co dodać.
– Tak, ale wiesz co? – przerwał, prostując się – W pewnym momencie zrozumiałem, że mogę się albo pogrążyć w tym, co się stało, albo spróbować odnaleźć w tym nowy sens. Więc jestem tutaj. I nie żałuję.
Jego szczerość mnie poruszyła. W tym momencie zobaczyłam w nim coś więcej niż właściciela kawiarni, który potrafi rozśmieszyć mnie w trudnych chwilach i zboczucha widzącego podtekst seksualny w każdym, prostym zdaniu. Był człowiekiem, który potrafił podnieść się po najgorszym upadku. To zaskakujące jak ludzie nie dostrzegają tzw.: Maski. W życiu nie powiedziałabym, że człowiek taki jak Mikołaj przeszedł takie piekło.
---------------------------------
Nota Od Autorki:
Witam serdecznie wszystkich czyleników, którzy dotrwali, aż do tego momentu powieści <3
Serce rośnie mi z każdym wyświetleniem i z każdym głosem pod rozdziałem (gwiazdką). Pozostaw coś po sobie Drogi Czytelniku :) Notka, komentarz :)
Mam równiez świadomość błędów, za które z góry przepraszam :) Obiecuję jednak pełne oddanie się powieści, aby kolejne rozdziały, zdania i wątki nie straciły na swojej ciekawości :) Miłego czekania do nastętnego rozdziału :)
ps. Jakiego bohatera do tego momentu historii polubiłeś/łaś?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro