["Przejdzie ci"]
Jeez... ile razy słyszałam te słowa. Denerwujące i przytłaczające jak rzadko które.
W zasadzie poprzedna część miała być o tym, ale bałam sie że zapomnie tamtego porównania, a to by było smutne. Ta będzie.
"No dobra ale o co ci chodzi?" Chodzi o dojrzewanie, no prawie, raczej o kwestie lekceważenia problemów przez hipokrytów.
Brzmi tajemniczo i ogólnie, więc od początku.
Gdy zaczyna się ten czas w którym zaczyna się wymagać od nas myślenia, co z racji tych właśnie okoliczności jest utrudnione, zaczynamy mieć problemy, utrapienia, a nasz ogłupiały mózg nie raczy przestać nas prześladować.
W tym momencie "wbijają" do nas dorośli, i mówią coś w stylu "jeżeli masz problem to powiedz, zawsze ci pomoge" yhm ta jasne.
Ja kiedyś w to uwierzyłam. Nie polecam. To był początek i wtedy po raz pierwszy usłyszałam magiczne sformułowanie "dojrzewasz, przejdzie ci" NIE, nie przechodzi. Pomijam fakt że to było kilka lat temu. Dalej było już tylko gorzej.
Delikatnie mówiąc było BARDZO ŹLE. Na zasadzie:
- spałam np. po 11 godzin w tygodniu
(po 1/2h dziennie)
- cały "nocny czas" zamias spać, płakałam*, obwiniałam sie za to że żyje
- rano szłam do szkoły
-całe lekcje praktycznie przepłakiwałam*, po cichu oczywiście
-w zasadzie płakałam* cały czas jak nikt nie patrzył
-w przerwach od obwiniania się myślałam o śmierci, o tym słynnym "ja się nie liczę", planowałam TO, wiele razy,
-tak zleciało mi 7/8 miesięcy...
I uwaga teraz najlepsze:
- NIKT NIC NIE ZAUWAŻYŁ**
W głębi duszy wcale nie chciałam umierać...
Powiedziałam o tym 2 osobom... Pierwsza po prostu mnie słuchała, ale dowiedziałam się że jest nie tolerancyjana a to przeważyło nad zaufaniem.
Później była M.*** któtej bardzo chcę podziękować (jeżeli to kiedyś przeczytasz to czuj się dumna, za uratowanie mi życia♡)
Po chyba 1.5 roku zdecydowałam sie na to że chce pójść do psychologa. Dlaczego? Nie dla tego że "przeciesz nie jestem nie normalna". Dlatego, że wiązało się to z rozmową z rodzicami, bo sama nie mogłam się zapisać. Rozmową której trochę się bałam, ale byłam zdesperowana i wiedziałam że tego potrzebuję.
Szczerze? Ich ignorancja przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Na początku było spokojnie, później zaczeło się że "dojrzewam". Dalej byłam przekonywana do tego że dadzą mi leki od których się uzależnie. Po 1. Tak, wiem o tym, a po 2. Nie, nie chce leków, chcę wysłuchania. Można ppwiedzieć "Ale co sie czepiasz że straszna ignorancja..." no właśnie. Na koniec zostałam soczyście opieprzona że cytując "wymyśliłam sobie to, bo w dupie mi się poprzewracało" padło jeszcze o wiele więcej takich hmmm... ciekawych wyrażeń.
Od tego czasu nigdy więcej nie rozmawiałam z nimi o jakim kolwiek "psychicznym" temacie.
Z serii jak w 15 min stracić zaufanie prawdepodobnie na zawsze. Polecam.
Ostatnio myślałam o tym, aby znów ich zapytać. Jak by powiedzieli że "dojrzewam"
to chciałabym im odpowiedzieć "A jak za kilka miesięcy się zabije to też sie nie przejmiesz, no bo przeciesz dojrzewałam?"
W woli wyjaśnienia:
* ogólnie płacze bardzo mało
** było to prawdepodobnie spowodowane tym jak bardzo dobrze umiałam udawać i poprostu nagle przestać płakać - bez czerwonych oczy, nosa lub innych objawów. Umiem też perfekcyjnie udawać "szczęście".
*** tylko ona była na tyle silna by być silna rozmawiając twarzą w twarz, jest chyba jedyną osobą która widziała mnie prawdziwą, bez maski, załamaną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro