Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Mężczyzna zaczal glaskac mnie po ogonku.

-N-nie teraz...-nie pewnie i bardzo cichutko się odezwałem.

Spojrzał na mnie i położył się obok mnie, po czym wtulił moje ciało w swoje i po głaskał po wloskach, całując mnie w uszko.

-Śpij maluszku...

Nie trwało długo, nim wykonałem jego prośbę.

Time spkip

Wstałem około godziny siódmej rano. Nie czułem się dobrze: glowa mnie bolała, a o poranionych rzeczach nie powiem.

Wstałem z łóżka i udałem się na dół nie pewnie.

W kuchni stał przystojny Mikołaj. Cóż mogę powiedzieć. Zmienił się, bardzo.

Jego włoski urosły, przybyło mu mięśni, a on sam z charakteru, stał się straszny. Nie ukrywam, bałem się go. Po prostu nie potrafiłem mu zaufać.

- Oh, czesc Wiki. Głodny?

Pokiwałem główką, a on dał mi kilka naleśników wręcz przesączonych czekolada. Moja reakcja była tak szybka, że nawet nóż i widelec za mną nie nadazały.

Po nakarmieniu samego siebie, zostałem pogłaskany.

-Młody? Poszedł byś do sklepu?

-Mogę, a-a c-co?

-Bo trzeba gumki kupić. -zaruminiłem się. -do wlosow! Do wlosow!-zaczal sie bronic, na co wybuchłem śmiechem.

Mężczyzna uśmiechnął się i pogłaskał  mnie ponownie.

Po daniu mi pieniędzy i upewnieniu się, że wrócę, wypuścił.

Po około piętnastu minutach drogi, zgubiłem się.

Wszedłem więc do pierwszego lepszego sklepu, na którego półkach były same mangi.

Niepewnie odszukałem ladę sklepową. Na moje nieszczęście, nikogo przy niej nie było, lecz po chwili ktoś chwycił mnie za ramię, a ja odskoczyłem.

-Dzień dobry, pomóc w czymś?-spuściłem łebek momentalnie.

Chwyciłem kartkę i już miałem zacząć pisać, lecz chłopak zabrał mi ja i rozdarł.

-Mów normalnie, Ja nie gryze. -próbowałem się odezwać ale mi nie wyszło.-No już, szeroko usta i uruchom struny głosowe.

-J-j-j-ja....ch-chcieć...p-p-p-pomoc.

-Ty być kali?-chłopak zaczął się droczyć.

-N-n-nie, n-naz-zywan s-się....-moje jakanie sie przestało być tak natarczywe, acz kolwiek nadal było.

- "Jakający chłopiec"?-zapytał, a ja lekko rozbawiony i zażenowany sytuacją nie zauważyłem kiedy przestałem się jąkać.

-Ej noooo...

-O widzisz? Nie zająknołeś się.-wyczułem, że się uśmiecha.

-Jestem Wiktor, miło mi-wyciągnąłem dłoń w jego stronę.

-Jestem Alex, ale wolę jak zwracają się do mnie Sacra. -uścisnął mą dłoń.

Uniosłem łebek i zobaczyłem piękne szare oczka. Serce zabiło mi dwa razy mocniej, a umysł stał się pusty. Jego wzrok był śliczny, mimo zdziwienia. Kolor teczowek tak piękny, jakiego nigdy nie widziałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro