Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4. Magiczne kamienie

- N-naprawdę? Czy j-ja przed chwilą...

- Zutylizowałaś trytona wojennego - Flora dokończyła za mnie zdanie - Tak - Nie możliwe. Człowiek nie ma takiej siły by zranić, a co dopiero zabić trytona, choćby był to tryton piekarz

- Trzeba przekazać zdobytą wiedzę władcy - podsumowała Karolina. Przyłożyła palce do nieba odliczając która godzina - Trochę nam to zleciało. Słońce powoli zachodzi. Nie długo pojawi się więcej takich jak on

- J-ja z-zabiłam try-trytona - wyjąkałam przez zęby. Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Niebawem Leo powiedział

- Musimy się pospieszyć, wkrótce zamkną wrota - Wstałam z trawy i się otrzepałam. Zmierzyliśmy w stronę groty. Elfy szły pierwsze dyskutując o tym co się zdarzyło. Ja szłam za nimi, wpatrując się w moje ręce jak w śmiertelną broń. Ofelia wyrwała mnie z tego transu, szturchając mnie swoim płetwowatym ogonem

- Co tak smętna chodzisz? - zapytała mnie

- Wciąż nie mogę uwierzyć w to co się stało - odpowiedziałam jej, tym razem bez jąkania

- Możesz odłożyć ręce w normalną pozycję, raczej nic ci twoje płomienie nie zrobią

- Skąd wiesz?

- Widzę że mało wiesz o smokach, jak na człowieka. Ziejąc ogniem mój język się nie parzy, więc dlaczego skóra nie byłaby na to odporna?

- Masz rację - chwilę rozmyślałam - A jakbym podpaliła trawę? Czy wtedy by mnie nie poparzył? - Ofelia wydała dziwny odgłos, który chyba był śmiechem

- Już cię lubię

- To wcześniej nie? - na moje słowa parsknęła

- Głodna jestem - Leo obrócił się do nas i powiedział

- To weź sobie coś upoluj! Jesteś smokiem! - przysięgam że Ofelii opadła warga.

- A jeśli coś mnie zabije?

- Chronią cię zaklęcia. Trzeba by było zgromadzić trzynaście kamieni - zaciekawił mnie ten temat

- Kamieni? Tych o których mówili na posiedzeniu? - spytałam.

- Opowiedz o nich Leo, bo ja się przy tym zawsze rozklejam - rozkazała mu Ofelia.

- No dobrze, dobrze. Gdy smoki były na skraju wyginięcia, umierająca dwunastka użyła swoich ostatnich tchów i rzuciła zaklęcia ochronne na ostatnią smoczycę, a sami zmienili się w kamienie. Ich zaklęcia na nic by się nie zdały gdyby nie trzynasty smok, który pełny życia, zdrów i energii, użył siły i magii by utrwalić zaklęcie. I też zmienił się w kamień, ale w przeciwieństwie do innych, nie w srebrny, tylko w czerwony, który okrył się srebrnym osadem. Kamieni tych podnieść może tylko istota śmiertelna - dlatego zapewne Neptun i Amfitryta zniewalają ludzi. By je zdobyć - ten kto posiądzie je wszystkie może zrzucić czar. Niektóre legendy twierdzą że trzynastego smoka da się przywrócić do życia

- To tylko legendy! - podsumowała Flora - I czy wchodzicie? - nawet nie zauważyliśmy jak doszliśmy do wierzeji. Przeszliśmy przez nie i udaliśmy się korytarzami. Było inaczej niż na początku. Były tu setki ścieżek i dróżek prowadzących w różne strony. To miejsce przerodziło się w istny labirynt

- Co tu się stało? Gdzie się podziali inni

- In pace venimus In pace venimus- powiedziała Karolina. Natychmiastowo świat powrócił do normy i staliśmy w korytarzu pełnym chodzących z nosem we własnych sprawach elfów - Takie zabezpieczenie przed wrogiem. Wypowiadając słowa w labiryncie składasz przysięgę, którą jak złamiesz ze ścian wyrastają pnącza które zaatakują choćby na małą myśl o złamaniu jej. Oczywiście po wyjściu z kryjówki można myśleć i robić to co się chcę

- Wciąż mnie zaskakujecie

- Wkrótce gdy ich lepiej poznasz, zrozumiesz że mogliby coś u siebie zmienić stając się potężniejszymi, ale oni są bardzo tradycyjni, i nie posiadają przełomów swojej kulturze

- Ej! - Flora, Leo i Karo poddenerwowali się na Ofelię

- Tylko stwierdzam prawdę - parsknęłam śmiechem, a po chwili dołączyła do mnie smoczyca. Jako jedyne nie elfy trzymałyśmy się razem, i jak na razie dobrze nam to idzie.

Elfy zaprowadziły nas do naszych pokoji. A raczej norek. Muszę przyznać że architekturę mają piękną, ale zbyt skomplikowaną, by ktokolwiek mógł ją odtworzyć. Lecz ludzie też mają piękne pomysły na domy. Usiadłam w zaścielonej dziurze w ścianie, która zapewne była moim łóżkiem, i wzięłam kajet z małego biureczka obok. Nie mam jakiegoś wielkiego talentu, lecz od czasu do czasu lubię sobie poszkicować. Poszukałam kawałku grafitu, ale znalazłam tylko węgiel w kominku. Delikatnie naostrzyłam go tworząc coś w rodzaju rysiku i rozpoczęłam rysunek. Po paru minutach spojrzałam na to co narysowałam. Wyszły trochę rozmazane konwalie. Dłonie miałam całe ubrudzone, więc by nie zabrudzić pościeli, wstałam i podeszłam do beczki z wodą, umieszczonej w rogu pokoiku. Obmyłam dłonie, i zauważyłam coś dziwnego w mrocznej tafli. Jakby coś z niej na mnie patrzyło. Przyglądałabym się jej dłużej, gdyby nie Karolina, która stanęła w wierzejach.

- Jak tam u ciebie?- spytała się mnie. Odpowiedź była dosyć oczywista. Jednego dnia dosyć dużo się wydarzyło, jak na zwyczajnego człowieka, ale nikt nie jest normalny. Każdy różni się na swój sposób.

- No dużo się wydarzyło- odpowiedziałam- Tak wszystko na raz, i niedługo trening mam zacząć- westchnęłam.

- Świece gaszą nie długo. Zdrzemnij się z tym. Więcej dzisiaj raczej nie zdołamy zdziałać- powiedziała i znów skierowała się do drzwi.

- A, i rysiki są w szufladzie. Dobranoc

Powiedziała, po czym wyszła z norki, a ja oddałam się w objęcia Morfeusza.

***

Rano obudził mnie śpiew jaskółki. Mały skubany ptaszek zrobił sobie norkę w klifie i przypadkiem dokopał się do mojej norki. Delikatnie wstałam z łóżka by nie wystraszyć ptaka. Przyglądałam się jego niebieskawym skrzydłom i główce. Brązowe paciorkowate oczy wbił we mnie przestając grać melodje.

Postawiłam na biureczku małą misę z wodą dla jaskółki po czym zmieniłam koszulę nocną na bielizną, płócienną koszulę i czerwone lekkie spodnie które spiełam skórzanym pasem. Wskoczyłam w buty łowieckie i udałam się na pierwszą lekcję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro