Rozdział 4. Magiczne kamienie
- N-naprawdę? Czy j-ja przed chwilą...
- Zutylizowałaś trytona wojennego - Flora dokończyła za mnie zdanie - Tak - Nie możliwe. Człowiek nie ma takiej siły by zranić, a co dopiero zabić trytona, choćby był to tryton piekarz
- Trzeba przekazać zdobytą wiedzę władcy - podsumowała Karolina. Przyłożyła palce do nieba odliczając która godzina - Trochę nam to zleciało. Słońce powoli zachodzi. Nie długo pojawi się więcej takich jak on
- J-ja z-zabiłam try-trytona - wyjąkałam przez zęby. Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Niebawem Leo powiedział
- Musimy się pospieszyć, wkrótce zamkną wrota - Wstałam z trawy i się otrzepałam. Zmierzyliśmy w stronę groty. Elfy szły pierwsze dyskutując o tym co się zdarzyło. Ja szłam za nimi, wpatrując się w moje ręce jak w śmiertelną broń. Ofelia wyrwała mnie z tego transu, szturchając mnie swoim płetwowatym ogonem
- Co tak smętna chodzisz? - zapytała mnie
- Wciąż nie mogę uwierzyć w to co się stało - odpowiedziałam jej, tym razem bez jąkania
- Możesz odłożyć ręce w normalną pozycję, raczej nic ci twoje płomienie nie zrobią
- Skąd wiesz?
- Widzę że mało wiesz o smokach, jak na człowieka. Ziejąc ogniem mój język się nie parzy, więc dlaczego skóra nie byłaby na to odporna?
- Masz rację - chwilę rozmyślałam - A jakbym podpaliła trawę? Czy wtedy by mnie nie poparzył? - Ofelia wydała dziwny odgłos, który chyba był śmiechem
- Już cię lubię
- To wcześniej nie? - na moje słowa parsknęła
- Głodna jestem - Leo obrócił się do nas i powiedział
- To weź sobie coś upoluj! Jesteś smokiem! - przysięgam że Ofelii opadła warga.
- A jeśli coś mnie zabije?
- Chronią cię zaklęcia. Trzeba by było zgromadzić trzynaście kamieni - zaciekawił mnie ten temat
- Kamieni? Tych o których mówili na posiedzeniu? - spytałam.
- Opowiedz o nich Leo, bo ja się przy tym zawsze rozklejam - rozkazała mu Ofelia.
- No dobrze, dobrze. Gdy smoki były na skraju wyginięcia, umierająca dwunastka użyła swoich ostatnich tchów i rzuciła zaklęcia ochronne na ostatnią smoczycę, a sami zmienili się w kamienie. Ich zaklęcia na nic by się nie zdały gdyby nie trzynasty smok, który pełny życia, zdrów i energii, użył siły i magii by utrwalić zaklęcie. I też zmienił się w kamień, ale w przeciwieństwie do innych, nie w srebrny, tylko w czerwony, który okrył się srebrnym osadem. Kamieni tych podnieść może tylko istota śmiertelna - dlatego zapewne Neptun i Amfitryta zniewalają ludzi. By je zdobyć - ten kto posiądzie je wszystkie może zrzucić czar. Niektóre legendy twierdzą że trzynastego smoka da się przywrócić do życia
- To tylko legendy! - podsumowała Flora - I czy wchodzicie? - nawet nie zauważyliśmy jak doszliśmy do wierzeji. Przeszliśmy przez nie i udaliśmy się korytarzami. Było inaczej niż na początku. Były tu setki ścieżek i dróżek prowadzących w różne strony. To miejsce przerodziło się w istny labirynt
- Co tu się stało? Gdzie się podziali inni
- In pace venimus In pace venimus- powiedziała Karolina. Natychmiastowo świat powrócił do normy i staliśmy w korytarzu pełnym chodzących z nosem we własnych sprawach elfów - Takie zabezpieczenie przed wrogiem. Wypowiadając słowa w labiryncie składasz przysięgę, którą jak złamiesz ze ścian wyrastają pnącza które zaatakują choćby na małą myśl o złamaniu jej. Oczywiście po wyjściu z kryjówki można myśleć i robić to co się chcę
- Wciąż mnie zaskakujecie
- Wkrótce gdy ich lepiej poznasz, zrozumiesz że mogliby coś u siebie zmienić stając się potężniejszymi, ale oni są bardzo tradycyjni, i nie posiadają przełomów swojej kulturze
- Ej! - Flora, Leo i Karo poddenerwowali się na Ofelię
- Tylko stwierdzam prawdę - parsknęłam śmiechem, a po chwili dołączyła do mnie smoczyca. Jako jedyne nie elfy trzymałyśmy się razem, i jak na razie dobrze nam to idzie.
Elfy zaprowadziły nas do naszych pokoji. A raczej norek. Muszę przyznać że architekturę mają piękną, ale zbyt skomplikowaną, by ktokolwiek mógł ją odtworzyć. Lecz ludzie też mają piękne pomysły na domy. Usiadłam w zaścielonej dziurze w ścianie, która zapewne była moim łóżkiem, i wzięłam kajet z małego biureczka obok. Nie mam jakiegoś wielkiego talentu, lecz od czasu do czasu lubię sobie poszkicować. Poszukałam kawałku grafitu, ale znalazłam tylko węgiel w kominku. Delikatnie naostrzyłam go tworząc coś w rodzaju rysiku i rozpoczęłam rysunek. Po paru minutach spojrzałam na to co narysowałam. Wyszły trochę rozmazane konwalie. Dłonie miałam całe ubrudzone, więc by nie zabrudzić pościeli, wstałam i podeszłam do beczki z wodą, umieszczonej w rogu pokoiku. Obmyłam dłonie, i zauważyłam coś dziwnego w mrocznej tafli. Jakby coś z niej na mnie patrzyło. Przyglądałabym się jej dłużej, gdyby nie Karolina, która stanęła w wierzejach.
- Jak tam u ciebie?- spytała się mnie. Odpowiedź była dosyć oczywista. Jednego dnia dosyć dużo się wydarzyło, jak na zwyczajnego człowieka, ale nikt nie jest normalny. Każdy różni się na swój sposób.
- No dużo się wydarzyło- odpowiedziałam- Tak wszystko na raz, i niedługo trening mam zacząć- westchnęłam.
- Świece gaszą nie długo. Zdrzemnij się z tym. Więcej dzisiaj raczej nie zdołamy zdziałać- powiedziała i znów skierowała się do drzwi.
- A, i rysiki są w szufladzie. Dobranoc
Powiedziała, po czym wyszła z norki, a ja oddałam się w objęcia Morfeusza.
***
Rano obudził mnie śpiew jaskółki. Mały skubany ptaszek zrobił sobie norkę w klifie i przypadkiem dokopał się do mojej norki. Delikatnie wstałam z łóżka by nie wystraszyć ptaka. Przyglądałam się jego niebieskawym skrzydłom i główce. Brązowe paciorkowate oczy wbił we mnie przestając grać melodje.
Postawiłam na biureczku małą misę z wodą dla jaskółki po czym zmieniłam koszulę nocną na bielizną, płócienną koszulę i czerwone lekkie spodnie które spiełam skórzanym pasem. Wskoczyłam w buty łowieckie i udałam się na pierwszą lekcję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro