Rozdział trzeci
Elise z niezrozumiałego powodu przeczuwała, że niedzielny rodzinny obiad, który był jednocześnie przyjęciem urodzinowym dziadka, okaże się totalną katastrofą.
Właściwie nie miała podstaw do takich przemyśleń. Dzień przebiegał zadziwiająco dobrze – może poza faktem, że o czwartej nad ranem obudził ją kolejny koszmar, po którym nie zdołała zmrużyć oka.
Zaraz po śniadaniu dokończyła sprzątanie. Wyszła do ogrodu, by zerwać trochę kwiatów, którymi zamierzała przyozdobić jadalnię. Pochylając się nad grządkami, rzuciła jeszcze uważne spojrzenie w kierunku plaży, ale była ona pusta – żadnych truchtających, umięśnionych chłopaków gotowych nieść pomoc damie w opałach, z ulgą pomyślała Elise.
Od wczorajszego zdarzenia prawie przestała o tym wszystkim myśleć.
Prawie.
Zastanawiała się, czy powinna powiedzieć mamie o ataku, ale doszła do wniosku, że nie chciała je martwić. Theresa i tak bardzo przeżywała dzisiejszy obiad, chociaż miała na nim się zjawić tylko najbliższa rodzina. To nie był dobry czas na dzielenie się swoimi problemami.
W domu każdy miał swoje zadanie – tata sprzątał, mama gotowała, a Elise pomagała każdemu po trochu: nakrywała do stołu, doprawiła rybę, zrobiła trochę sałatki warzywnej i wytrzepała dywany.
Mimo takiej ilości pracy naprawdę cieszyła się na rodzinne popołudnie, tym bardziej że stęskniła się za Aaronem i jego małymi córkami.
Gdy o piętnastej wszystko było gotowe, Elise postanowiła wreszcie przyszykować się na przyjęcie. Mając godzinę do przyjazdu gości, szybko narzuciła na siebie swoją ulubioną niebieską sukienkę na ramiączkach, zrobiła delikatny makijaż i zaplotła długi warkocz ze swoich włosów.
Ponieważ wiedziała, że zostało jej jeszcze trochę czasu, sięgnęła po lustrzankę i wyszła na balkon. Z niezrozumiałego powodu spojrzała w kierunku plaży, ale nie dostrzegła na niej Willa – kręciło się tam tylko trochę turystów, korzystających z wyjątkowo dobrej pogody, bo było bardzo ciepło i słonecznie, a po wczorajszym załamaniu pogody nie został nawet ślad.
Stłumiła w sobie uczucie zawodu. Halo, przecież obiecała sobie, że będzie go unikać, a teraz stała na balkonie i wypatrywała Willa niczym Julia swojego Romea!
Co jej znowu odbiło?
Pośpiesznie zrobiła kilka ujęć spokojnej tafli morza, od której odbijały się promienie słońca. Tę chwilę relaksu zakłócił warkot silnika samochodu, który zaparkował na ulicy koło domu. Nie trzeba było długo czekać, aż wyskoczyły z niego dwie małe bestie – Anna i Inge, córeczki Aarona.
Elise odłożyła aparat na łóżko i zbiegła na dół do ogrodu. Jej bratanice właśnie znalazły się w objęciach Theresy, Aaron potrząsał dłonią taty, a Ingrid już śpieszyła w kierunku szwagierki, by się z nią przywitać.
Dziewczyna obrzuciła bratową szybkim spojrzeniem – Ingrid promieniała, i to nie z powodu jasnej cery podkreślonej rudymi włosami do ramion, niebieskimi oczami i zwiewną białą sukienką do kolan. Prawdziwe szczęście kryło się w jej szerokim uśmiechu, którego efekt potęgował rząd śnieżnobiałych prostych zębów.
– Elise, jak miło cię widzieć! – Ingrid mocno ją objęła, całując w oba policzki i zapewne zostawiając na nich ślad krwistoczerwonej szminki. – Jak pięknie wyglądasz! To nowa sukienka?
– Nie, kupiłam ją rok temu, ale niewiele razy ją zakładałam. Ty też świetnie wyglądasz, Ingrid. Tak... promiennie.
Ingrid zachichotała, zasłaniając dłonią usta. Już w następnej chwili do Elise podbiegły dziewczynki; gdyby nie wiedziała, że Annę i Inge dzielił rok różnicy, śmiało mogłaby powiedzieć, że były bliźniaczkami.
Obie miały krótkie blond włoski, a na ich czoła opadały urocze grzyweczki, nieco zasłaniając jasnoniebieskie oczy. Małe zadarte noski odziedziczyły po Ingrid, a pucułowate policzki pokryte piegami po Aaronie. Wyglądały jak dwie krople wody, a różniły się jedynie wzrostem, bo Anna była pół głowy wyższa od Inge.
Elise nie dała się jednak zwieść ich uroczym i słodkim widokiem, bo doskonale wiedziała, że pod tą przykrywką czaiły się prawdziwe rozwrzeszczane, awanturujące się i rozpieszczone do granic możliwości przez dziadków potworki.
Dziewczyna jedną ręką przygarnęła do siebie Annę, drugą Inge, i obie ucałowała czule w czoła. Mimo że właśnie trzymała w objęciach małe terrorystki, to nie mogła zaprzeczyć, że je uwielbiała.
– Else?
Podniosła wzrok i jej spojrzenie skrzyżowało się z czułym i nieco rozbawionym wzrokiem Aarona. Tylko on, oprócz Edvarda, używał tego zdrobnienia.
– Rooney! – Nikt poza Elise tak na niego nie mówił.
Szybko podeszła do wyższego o głowę brata i mocno go objęła, wdychając głęboko zapach jego korzennej wody kolońskiej. Aaron miał na sobie za dużą koszulę, która tylko podkreślała to, jak chudą i wątłą był osobą. Elise zerknęła radośnie na jego podłużną twarz – na oczy koloru nieba opadała mu krzywo ścięta grzywka jasnych włosów, a wyraźnie zarysowaną kwadratową szczękę pokrywał dwudniowy zarost.
– Tęskniłam za tobą – westchnęła, odsuwając się na długość ramion.
Od zawsze miała świetny kontakt z bratem. Nawet jeśli nie pochwalała tego, jak ułożył sobie życie, to i tak go kochała. Od zawsze był dla niej ogromnym oparciem.
– Musimy tu częściej przyjeżdżać w takim razie – rzucił z zawadiackim uśmiechem.
– Byłoby super.
– Jest tu gdzieś dziadek? – spytała Ingrid, kierując się w stronę domu. – Czyżby solenizant spóźniał się na swoją imprezę? – zaśmiała się.
– Tata zawsze jest pięć minut po czasie. – Mikael podrapał się po głowie. – On uwielbia robić takie wejście smoka. Ostatni przyjeżdża na przyjęcie, ale i ostatni z niego wychodzi – zaśmiał się, obejmując Theresę ramieniem. – Chodźcie do środka, pewnie jeszcze trochę to potrwa, nim tu dojdzie.
Wszyscy poza Elise i Aaronem przeszli do jadalni. Dziewczyna natomiast podeszła do furtki graniczącej z plażą i oparła się o nią, wypatrując w tamtym kierunku sylwetki Edvarda. Najwyraźniej planował się sporo spóźnić.
– Jak się trzymasz, Else?
Nie spojrzała na Aarona, gdy ten podszedł do niej od tyłu i oparł na jej ramionach swoje wielkie niezgrabne ręce.
– A jak ma być? Świetnie.
– Nie jestem mamą, nie musisz mnie oszukiwać – powiedział poważnie.
Elise wywróciła oczami, ale jej brat nie miał prawa tego zobaczyć, wciąż znajdując się za jej plecami.
– Nie chcę o tym rozmawiać.
– Wciąż nie możesz spać? – Nie odpowiedziała na tę zaczepkę. – Masz tak podkrążone oczy, że ślepy by się domyślił, że coś jest nie tak. Wyglądasz na przemęczoną. Kiedy ostatnio miałaś atak?
– Aaron! – krzyknęła karcąco, odwracając się do niego na pięcie. Skąd on wiedział, jak się domyślił? – Daj spokój, nic się nie dzieje – dodała twardo, krzyżując ręce na piersi.
– Kiedy ostatnio miałaś atak? – ponowił pytanie, ignorując słowa Elise.
Czuła na sobie uważny wzrok brata, jednak nie była w stanie spojrzeć mu w oczy. Na twarzy musiał wykwitnąć jej spory rumieniec, tak zdenerwowała ją spostrzegawczość Aarona.
– Wczoraj – mruknęła ze zrezygnowaniem. – Ale od kilku miesięcy miałam spokój, przysięgam! – szybko dodała.
Aaron prychnął w odpowiedzi.
– A lekarz? Co na to lekarz, Elise? Nie ma na to jakichś leków? Przecież ty się zamęczysz!
Westchnęła ciężko i popatrzyła w stronę morza, które rozciągało się kilkaset metrów dalej.
– Powiedział, że to najprawdopodobniej wynik niedotlenienia mózgu. Najpierw podejrzewali, że to padaczka, co zresztą już wiesz, ale wszystko wskazuje na reakcję na stres. – Rozłożyła ręce w geście rezygnacji. Aaron w tym czasie zaczął chodzić w tę i z powrotem, pocierając podbródek, jakby usilnie się nad czymś zastanawiał. – Proponowano mi leki na uspokojenie, ale, do cholery, nie chcę się nimi ciągle faszerować! Leki na sen też już nic nie dają.
– A psycholog? – spytał, stając gwałtownie.
Elise westchnęła w odpowiedzi. Jeszcze wczoraj mama proponowała jej to samo.
– Dobrze wiemy, że żaden do tej pory mi nie pomógł. – Objęła się ramionami, bo zrobiło się jej chłodno. – Z tym się nic nie da zrobić, Aaron. Wydaje mi się, że po prostu muszę tak żyć. Bez snu, z napadami, brakiem koncentracji i chronicznym zmęczeniem.
Aaron najwyraźniej chciał jej coś odpowiedzieć, bo otworzył usta i wyciągnął ku niej rękę, ale wtedy usłyszeli, jak otwarła się furtka. Tak pochłonęła ich rozmowa, że nie zauważyli, że przyszedł dziadek.
– O proszę, moje ulubione wnuki!
– Jedyne wnuki. – Aaron uśmiechnął się blado, podchodząc do Edvarda. – Wszystkiego najlepszego, dziadku.
Uścisnęli się ciepło, jakby nie widzieli się latami, a przecież w zeszłym miesiącu świętowali urodziny Ingrid. Elise obserwowała dziadka ubranego w szary garnitur, zastanawiając się, ile usłyszał z jej rozmowy z bratem.
Mogła mieć tylko nadzieję, że nic.
Mimo że Edvard nie dał nic po sobie poznać, Elise nie mogła przestać myśleć o wcześniejszej wymianie zdań. Skąd Aaron wiedział, że ostatnio znowu gorzej się poczuła? Jak zdołał to wyczytać? Owszem, znali się bardzo dobrze, Aaron był jej przyjacielem, ale nie spodziewała się, że tak szybko wszystkiego się domyśli.
Nie pamiętała, kiedy odśpiewali dziadkowi „Sto lat" ani kiedy wręczyli mu prezenty, składając życzenia. Ocknęła się dopiero, gdy usiedli przy stole, a mama przyniosła pieczonego łososia w ziołach i postawiła go przed gośćmi.
– To jak, Elise, jakie plany na wakacje? – spytała Ingrid, nakładając danie na talerz. – Słyszałam, że będziesz pracować w domu starców.
– Pracuję od tygodnia i jest tam fajnie – krótko odparła, wzruszając ramionami. Jakoś nie miała zbyt wielkiej ochoty na wylewne odpowiedzi.
– A planujesz gdzieś wyjechać?
– Proponowaliśmy jej, żeby w sierpniu pojechała z nami na tydzień do Francji, ale nie chciała. Co, słonko, wakacje z rodzicami to pewnie nudy? – zaśmiała się Theresa. – Ale rozumiem, że chce zaangażować się w pracę. Ten dom opieki to świetny pomysł, nie będzie się nudzić przez najbliższe miesiące.
– A studia? – spytała Ingrid. – Ja chciałabym zacząć jakiś kierunek, ale w tym roku pewnie się to nie uda. – Wymieniła się spojrzeniem z Aaronem.
– Jeszcze nie mam pomysłu. – Elise znowu wzruszyła ramionami, czując, jak ten gest wchodzi jej w nawyk. – Może pielęgniarstwo? Lubię opiekować się innymi, ale z drugiej strony ten kierunek wymaga ogromnej ilości nauki i nie wiem, czy dałabym sobie radę.
– Mówiłaś, że chcesz studiować – wtrącił się Mikael. – Dlaczego jeszcze nie w tym roku, Ingrid?
Elise przeczuła, co się za chwilę wydarzy, gdy tylko Ingrid popatrzyła w dziwny sposób na Aarona, po czym oboje wstali, chwycili się za ręce i szeroko uśmiechnęli. Elise wstrzymała oddech, domyślając się, co usłyszy.
– Ingrid jest w ciąży.
– W drugim miesiącu – radośnie dodała Ingrid.
Przy stole zapanowała kompletna cisza. Theresa głośno upuściła widelec na talerz, Mikael uniósł wysoko brwi w geście zdumienia, Edvard zaczął nerwowo skubać wąsa, a Elise nie powstrzymała się i uderzyła otwartą dłonią w czoło.
No tak, od rana czuła, że wydarzy się coś złego.
Jak to możliwe, że Aaron miał dwa tak różne oblicza?! Z jednej strony był kochanym, troskliwym starszym bratem, a z drugiej kompletnie nieodpowiedzialnym człowiekiem z marną pracą na dwa etaty, mieszkaniem na kredycie, dwójką dzieci i żoną, która nie pracowała!
Po prostu cyrk na kółkach!
Z szoku pierwszy otrząsnął się Edvard.
– Nie mogłem sobie wymyślić lepszego prezentu urodzinowego, kochani. Gratuluję, po prostu gratuluję!
Podniósł się i ich uścisnął; w tym samym czasie Theresa i Mikael rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia. Elise za to zupełnie straciła apetyt, nie wiedząc, jak się zachować.
W końcu wstali wszyscy i zaczęli gratulować Ingrid i Aaronowi. Elise sztywno przytuliła brata, nie mogąc przestać martwić się tym, jak oni dadzą sobie radę z tym wszystkim.
Po wieściach o kolejnej ciąży Ingrid rozmowa przestała się kleić. Elise, zmęczona tą ciężką atmosferą, która zawisła nad rodziną, zaproponowała, że weźmie dziewczynki na spacer. Chciała się przewietrzyć i pomyśleć na spokojnie, nie musząc znosić zatroskanego spojrzenia Aarona, które ten posyłał jej z przeciwległej strony stołu.
Z ulgą wyszła na plażę, ostrzegając Annę i Inge, by nie wchodziły do wody. Dała im plastikowe zabawki, które wyciągnęła z garażu, po czym przysiadła na piasku nieopodal, kątem oka obserwując bratanice, które zaczęły budować zamek. Wokół bawiły się również inne dzieci, a w pobliżu mnóstwo osób porozkładało koce, gdyż dopisywała pogoda. Niektórzy nawet pływali w morzu, nie zważając na jego lodowatą temperaturę.
Kolejne dziecko? Naprawdę? Kiedy ledwo radzili sobie finansowo w obecnej sytuacji? Przecież gdyby nie pomoc rodziców Aarona, nie daliby rady się utrzymać! Aaron już i tak był przemęczony – nocą wypływał na ryby, by rano iść do sklepu spożywczego pracować przez osiem godzin, wykładając towar na półki. Do domu wracał późnym popołudniem i od razu szedł spać.
Jak oboje wyobrażali sobie dalsze życie? W tym maleńkim mieszkanku, z dwójką dzieci i ciągłym brakiem czasu dla siebie? Ingrid nie pracowała i jeszcze mówiła coś o studiach! A kto niby za to zapłaci?
No i jeszcze wspominali coś o przeprowadzce do Oslo, co było kompletną paranoją. Przecież mieszkanie w Sandefjord posiadało wiele zalet – rodzina Aarona mogła im w każdej chwili pomóc, nie tylko finansowo. Elise, mając przed sobą rok przerwy, odwiedzałaby ich i pomagałaby w opiece nad dziewczynkami, by trochę odciążyć Ingrid. Chcieli jedynie narobić sobie problemów!
Byli kompletnie nieodpowiedzialni. Aż trudno w to uwierzyć, bo oboje sprawiali wrażenie bardzo rozsądnych osób, ale to tylko pozory – tak naprawdę Ingrid i Aaron potrafili zaskoczyć w najmniej spodziewanym momencie jakimiś rewelacjami.
– Ciociu, chodź tutaj! – Usłyszała piskliwy głosik Anny.
Dziewczynka stała kilka kroków dalej z wiaderkiem i plastikową łopatką w rączkach. Elise podniosła się i podeszła, zastanawiając się, czy będzie musiała pomóc w odbudowie zburzonego zamku z piasku, ale nagle uzmysłowiła sobie coś przerażającego.
– Anno, gdzie jest Inge?
Miała wrażenie, że ziemia usuwa się jej spod nóg, gdy Anna wskazała rączką na morze.
– Inge chciała się wykąpać.
Ciało Elise zaczęła ogarniać panika, ale szybko się opanowała. Zaczęła głęboko oddychać, by nie dopuścić do kolejnego ataku, bo przecież musiała znaleźć Inge. Nie mogła też przestraszyć Anny, bo sama wystarczająco trzęsła się z przerażenia. Ogarnęła wzrokiem plażę i z ulgą zobaczyła, że bratanica siedziała tuż przy wodzie – fale jedynie łagodnie obmywały jej stopy.
Elise z mocno bijącym sercem i oczami wypełnionymi łzami niemal biegiem pokonała odległość dzielącą ją od Inge, która bawiła się mokrym paskiem, przerzucając jego kupki w dłoniach. Chwyciła dziewczynkę i mimo jej zduszonego protestu ruszyła w kierunku domu, trzymając małą na rękach.
– Co ja ci mówiłam, Inge? – spytała roztrzęsionym głosem, upewniając się, że Anna szła tuż obok niej, drepcząc pośpiesznie swoimi chudymi nóżkami. – Nie wolno wam było wchodzić do wody!
– Ale ja nie weszłam do wody, bawiłam się piaskiem i szukałam muszelek – jęknęła Inge, nieco sepleniąc; skrzywiła się, ale najwyraźniej była przestraszona reakcją Elise, bo wtuliła się w jej ramiona. – Przepraszam, ciociu Elise – dodała płaczliwym głosem.
– Nic się nie stało, skarbie – powiedziała zdecydowanie łagodniej Elise, uświadamiając sobie, że tylko przestraszyła dziewczynki, a to przecież ona nie dopilnowała dzieci. – To ja przepraszam. – Lekko ucałowała Inge w czoło, by ją trochę uspokoić.
Doszły praktycznie pod dom i dopiero wtedy Elise zdecydowała się postawić Inge na nogach.
To była tylko i wyłącznie jej wina! Nie przypilnowała dziewczynek wystarczająco, bo zbyt rozkojarzyła ją informacja o kolejnej ciąży Ingrid.
Przecież wiedziała, że miała kłopoty z koncentracją, że łatwo się rozpraszała. Nie powinna spuszczać z oczu Anny i Inge! To były malutkie dzieci, które niewiele rozumiały. Co z tego, że usiadła na piasku kilka metrów dalej, skoro obie bawiły się tak blisko wody, a ona zajęła się swoimi przemyśleniami?!
Jak w ogóle mogła nie zauważyć, że Inge odeszła od siostry w kierunku morza?
Całe szczęście, że nic się nie stało, że pomimo tego ogromnego stresu, który sprawił, że ledwo stała na nogach, nie dostała napadu! Gdyby do niego doszło, nie mogłaby się ruszyć, przestraszyłaby niepotrzebnie Annę i nie odnalazłaby tak szybko Inge.
Nawet nie chciała myśleć, co mogłoby się wydarzyć, gdyby dziewczynka jednak weszła do wody.
Elise zrobiło się niedobrze na tę wizję.
Nie mogła być aż tak rozkojarzona podczas opieki nad dziećmi. Taka sytuacja nie ma prawa się powtórzyć, postanowiła, wchodząc do domu i zostawiając bratanice pod opieką reszty rodziny wciąż goszczącej się przy stole. Zdecydowała się nie mówić nikomu o całym zajściu, bo nie chciała denerwować Ingrid i wywoływać awantury z Aaronem, który na pewno nie byłby zadowolony z tego, co się wydarzyło.
Sama zaszyła się w swoim pokoju. Usiadła na skraju łóżka i schowała twarz w dłoniach, głośno wzdychając. Miała ochotę płakać, ale zdusiła w sobie szloch, zagryzając wargę. Czuła się kompletnie wykończona, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.
Do jej świadomości dotarła zatrważająca myśl, że udało jej się uniknąć koszmaru, który raz już przeszła.
_______________
Cóż, nie było w tym rozdziale Willa, a to fragmenty z jego udziałem są moimi ulubionymi :D Tutaj jednak mamy okazję poznać rodzinę Elise, a zwłaszcza jej brata.
Jak się Wam podobało?
Całuję,
Wasza arrain ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro