Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział osiemnasty

– Że co robisz? – powtórzył z niedowierzaniem Aaron. – Jesteś kompletnie nieodpowiedzialna. Na cały weekend z jednym chłopakiem?

– Wolałbyś, żeby z kilkoma? – prychnęła w odpowiedzi, walcząc z chęcią rozłączenia się. Stanęła przy przejściu dla pieszych, zerkając na zegarek na nadgarstku i już wiedząc, że jest spóźniona do psychologa. – Przecież cię kulturalnie poinformowałam, że wyjeżdżam dzisiaj rano, a jutro wieczorem będę już w domu. To tylko jedna noc.

– Myślisz, że nie domyślam się, co będziecie tam robić?

Elise zarumieniła się aż po cebulki włosów, ale na szczęście jej brat nie mógł tego zauważyć. Upewniła się, że nie nadjeżdża żaden samochód i pośpiesznie przeszła na drugą stronę, starając się ignorować motyle wszczynające rewolucję w jej żołądku.

– Zawsze mogłam cię okłamać, że idę na nocowanie do Kerstin. Doceń moją prawdomówność.

– Martwię się o swoją młodszą siostrzyczkę.

– Aaron... Byłeś niewiele starszy ode mnie, gdy założyłeś rodzinę, więc oszczędź sobie płuc i nie gadaj, że jestem na coś za młoda. To tylko wyjazd na weekend. I mógłbyś mnie kryć przed rodzicami? Dziadek myśli, że nocuję u ciebie.

– Nie wierzę, że to robię – jęknął. – Wyjazdy młodszych sióstr z chłopakami powinny być nielegalne.

– Nie zachowuj się jak dzieciak, Rooney. Muszę kończyć, bo już jestem spóźniona na wizytę do psychologa. Zadzwonię jutro.

Wydawało jej się, że Aaron chciał coś jeszcze dodać, ale zdążyła już nacisnąć czerwoną słuchawkę. Wzięła głęboki wdech i ruszyła pośpiesznie w kierunku gabinetu Diany Lang. Dzisiaj wyjątkowo umówiła się z nią o ósmej rano, tak by jak najwcześniej ruszyć z Willem w drogę, bo czekała ich ponad siedmiogodzinna podróż na niemal drugi koniec kraju.

Ekscytowała ją perspektywa wspólnego weekendu. Tak bardzo cieszyła się na ten wyjazd, że prawie udało jej się zapomnieć o swoim kłamstwie. Łudziła się świadomością, że miała jeszcze czas – Will planował wyjechać do Oslo dopiero za dwa tygodnie, na pewno zdążą sobie wszystko wyjaśnić. Nie chciała psuć im tej wycieczki.

Do gabinetu wpadła zdyszana, wiedząc, że spóźniła się niemal kwadrans. Ignorując uciążliwy ból w klatce piersiowej, przywitała się z czekającą na nią Dianą i usiadła na wygodnej sofie, od razu poważniejąc. Jakimś sposobem to miejsce zawsze utożsamiała z ciężką atmosferą intymnych rozmów, podczas których odkrywała siebie kawałek po kawałku, pozwalając pani psycholog przeanalizować wszystko, co do niej mówiła.

– Byłaś na pogrzebie Hugona? – spytała znienacka Diana.

– Nie. – Pokręciła głową. – Długo się zastanawiałam, czy byłoby to odpowiednie, gdybym tam pojechała. W końcu doszłam do wniosku, że nie czuję się na siłach, by spotkać jego rodzinę. Zresztą mój stan zdrowia w tamtym czasie też pozostawiał wiele do życzenia, miałam powikłania po zapaleniu płuc i praktycznie do końca wakacji musiałam leżeć w szpitalu.

– Uważasz, że to było dobre rozwiązanie? To, że cię tam nie było? Że nie mogłaś spojrzeć w oczy jego rodzinie?

– Tylko co by to zmieniło? – spytała z rezygnacją w głosie Elise. – Czułam się wtedy jak potwór. Nienawidziłam siebie i zastanawiałam się, jakim prawem przeżyłam tamten wypadek.

W oczach zebrały się jej łzy, ale nie pozwoliła im wypłynąć. Konfrontacja z tamtymi wydarzeniami wciąż wiele ją kosztowała, ale z dnia na dzień było coraz lepiej.

– Chociaż patrząc na obecną sytuację – dodała po chwili namysłu – to wydaje mi się, że uniknęłabym wielu nieporozumień.

– To znaczy? – Diana wyprostowała się, jakby zaintrygowana.

Elise wzięła głęboki wdech.

– Spotykam się teraz z kimś. – Odważnie popatrzyła na panią Lang. – Byłaby to może świetna wiadomość, że w końcu układam sobie życie, wracam do normalności, ale niestety to tylko bardzo komplikuje moje życie.

– Nie powiedziałaś mu o wypadku? – podsunęła Diana. – I boisz się, jak zareaguje?

– Poniekąd – odparła. – Ale to nie byłby aż tak duży problem, gdyby tym chłopakiem nie okazał się brat Hugona.

W końcu się przyznała, jednak wcale nie poczuła się lepiej. Miała nadzieję, że to choć odrobinę zagłuszy wyrzuty sumienia, ale stało się wręcz przeciwnie, zwłaszcza że Diana popatrzyła na nią w dziwny sposób, nieco osłupiała.

– Uważasz, że właściwie postępujesz, budując związek na kłamstwie? – spytała nieoczekiwanie, poprawiając okulary. – Że ten chłopak się nie domyśli?

Elise przełknęła głośno ślinę.

– Uważam, że wybieram mniejsze zło. Nie chcę go stracić, a wiem, że on nie zniesie prawdy. Znienawidzi mnie, gdy się dowie, że uczestniczyłam w tamtym wypadku. Sam mi kiedyś powiedział, że nie znosi tamtej dziewczyny, więc jak niby zareaguje na wiadomość, że to ja nią jestem? Przecież to oznacza rozstanie.

– Tego nigdy nie wiesz, Elise – odparła powoli Diana. – I w dodatku odbierasz temu chłopakowi możliwość wyboru. Trzymasz go przy sobie na siłę, okłamując go. Nie pozwalasz odejść ze strachu o siebie.

– Bo jestem egoistką – wyszeptała. – Ostatnio uświadomił mnie w tym mój przyjaciel. Nawet w moim związku to wychodzi.

– Odrobina egoizmu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, ale przyznam szczerze, że znalazłaś się w bardzo skomplikowanym położeniu.

– To już wiem od dawna – zaśmiała się nerwowo Elise, szczypiąc w łokieć ze stresu. – Wiele razy zastanawiałam się, jak z tego wybrnąć. Najpierw chciałam go unikać, ale ciągle na siebie wpadaliśmy i tak jakoś wyszło... że się zakochałam. A im bardziej brnęłam w ten związek, tym trudniej przychodziło mi powiedzenie prawdy. Teraz nie mam pojęcia, co robić, bo czuję się fatalnie, oszukując Willa, a z drugiej strony bronię się rękami i nogami, by tylko go nie stracić...

Znowu zachciało jej się płakać.

– Zdajesz sobie sprawę, że tylko odwlekasz to, co nieuniknione? Że Will w pewnym momencie zorientuje się? Co wtedy zrobisz?

– Nie wiem – wychrypiała. – Naprawdę, nie mam pojęcia, co wtedy zrobię. Powiem mu to, powiem, ale dopiero w odpowiednim czasie. Od wielu tygodni układam sobie w głowie to, jak mu to wytłumaczę, ale za każdym razem czuję, że skończy się to kłótnią, że stracę go na zawsze. Bo nawet jeśli mu to powiem i jeśli to zaakceptuje, to jak pociągnąć tę znajomość dalej? Jak mogłabym spojrzeć w oczy jego rodzicom? Rodzicom, którym zabiłam syna?

Nie pohamowała już łez, które spłynęły jej po policzkach. Otarła je pośpiesznie drżącymi rękami, nagle tracąc ochotę na wyjazd.

– Wydaje mi się, że najpierw powinnaś porozmawiać z nim o Hugonie. Im dłużej zwlekasz, tym trudniej będzie ci się potem przyznać. I tym trudniej przyjdzie Willowi ci wybaczyć.

Serce biło jej niespokojnie, a oddech znacząco przyspieszył. Nie chciała zgodzić się z Dianą, ale podświadomie czuła, że miała rację. Musiała w końcu porozmawiać z Williamem, musiała przerwać tę niekończącą się serię kłamstw, zanim on dowie się o tym pierwszy. Wciąż się nie domyślał, wciąż znajdował się w chroniącej go bańce mydlanej, ale ona mogła w każdej chwili pęknąć. Wiedziała, że zada mu ból, i chociaż absolutnie tego nie chciała, bo przecież Will już tyle się wycierpiał, to było to nieuniknione.

Inaczej ich związek nie miał żadnej przyszłości.

– Nie chciałam, żeby to tak się potoczyło. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czy Hugo miał brata, a kiedy poznałam Willa... miałam nadzieję, że to tylko głupi zbieg okoliczności. A potem wszystko działo się tak szybko, że nim się obejrzałam, straciłam nad tym całą kontrolę.

– Z kłamstwa zawsze jest bardzo trudno wyjść. Jeśli nie zdecydujesz się na powiedzenie prawdy, to obawiam się, że nasza terapia niewiele wniesie. Nawet jeśli uporamy się z twoim wypadkiem, to zawsze będzie nad tobą wisieć kłamstwo i związek z Willem.

Elise pokiwała bezwiednie głową, przełykając gorycz łez. Znowu poczuła się kompletnie wyczerpana, chociaż jeszcze pół godziny wcześniej tryskała energią i humorem na samą myśl o wyjeździe. Diana Lang miała absolutną rację – chociaż na pozór ratowała swój związek, to tak naprawdę krzywdziła Willa i samą siebie.

– Powiem mu to niedługo – powiedziała na głos. – Porozmawiam z nim w tym tygodniu. Na następnej wizycie już będzie po wszystkim, obiecuję. Tylko chcę dać sobie jeszcze ten jeden weekend, dobrze? Potem wszystko z nim wyjaśnię.

– Mam tylko nadzieję, że wszystko się ułoży. Sama nie poradzę sobie z twoimi problemami, Elise. Musisz mi pomóc i mierzyć się z tym wszystkim, nawet jeśli teraz wydaje ci się to bolesne czy niemożliwe do zrobienia. Inaczej nie ruszymy dalej, staniemy w martwym punkcie i nie będę potrafiła ci pomóc.

– Rozumiem, ale to jest bardzo trudne.

– Wiem i dlatego nie naciskam. Zrobisz wszystko w swoim czasie, ale musisz być świadoma, że w końcu on dowie się, jaka jest prawda. To twój wybór, czy to ty mu ją przekażesz, czy ktoś inny.

Kiedy wreszcie wyszła z gabinetu, miała wrażenie, że coś ciężkiego na nią spadło i zgniatało od środka. Humoru wcale nie poprawił jej widok znajomego Mini Morissa zaparkowanego przy chodniku; za kierownicą siedział Will, uśmiechając się szeroko na widok dziewczyny, ale Elise nie podzielała jego dobrego nastroju. Mimo wszystko przykleiła sobie do ust sztuczny uśmiech i zagłuszając falę poczucia winy, wsiadła do samochodu.

Bez mrugnięcia okiem przyjęła buziaka w policzek, ale nie odważyła się popatrzeć na Willa.

– Wszystko w porządku? – spytał, wbijając w nią wzrok.

Ruszył nieśpiesznie w kierunku jej domu.

– Jasne – gładko skłamała, obejmując się ramionami. – Po prostu dzień nie zaczął mi się najlepiej. To była trudna wizyta. – Odważyła się na niego spojrzeć i znowu wymusiła uśmiech.

William sięgnął ręką do jej włosów; pogładził je delikatnie, z czułością.

– Powiesz mi kiedyś, dlaczego chodzisz do psychologa? – spytał nieco zduszonym głosem po chwili nieco niezręcznej ciszy, którą wypełniały dźwięki radia. – Nie zrozum mnie źle, nie chcę być wścibski czy coś, ale martwię się o ciebie. I chcę ci jakoś pomóc, ale nie potrafię, bo wciąż się przede mną zamykasz.

Elise wypuściła głośno powietrze z ust.

– A co, może się mylę? – spytał gorzko, nie doczekując się odpowiedzi. – Wciąż się ode mnie odsuwasz. Skrywasz w sobie tyle tajemnic, a ja nie umiem ich rozgryźć. Często unikasz odpowiedzi, milczysz, nie chcesz poznać mojej rodziny... Czy naprawdę aż tak cię przerażam?

– Nie – zaoponowała gwałtownie, prostując się. – Will, bardzo cię proszę, nie mów takich przykrych rzeczy. – Posłała mu ciężkie spojrzenie. – Obiecuję, że jeszcze mnie poznasz lepiej. Nie psujmy sobie tego wyjazdu bezsensownymi kłótniami.

– Masz rację – przyznał po chwili namysłu, sięgając po jej rękę. – Ale wrócimy do tej rozmowy, dobrze?

– Dobrze. – Pocałowała go w policzek, by jakoś załagodzić sytuację. – Tylko już się nie denerwuj. Czeka nas świetny czas razem, okej? – Odsunęła mu łagodnym gestem włosy znad czoła.

– Okej, panno Einar.

Kiedy dojechali pod dom Elise, byli już w znacznie lepszych humorach.

– Będę za pięć minut.

– No mam nadzieję, bo jeszcze pojadę bez ciebie – zaśmiał się Will.

Weszła do środka, pozamykała wszystkie okna i upewniła się, że wszystko wzięła. Ta chwila samotności dała jej czas na odetchnięcie i zebranie myśli. Wiedziała, że niechybnie czekała ją trudna rozmowa z Willem, bo zaczynał zauważać, że coś było nie tak, ale musiała najpierw wybadać, jak wiele wiedział o tamtej sprawie.

No i nie chciała popsuć obojgu wyjazdu.

Do samochodu wsiadła całkiem rozluźniona. William uśmiechnął się, odpalając silnik i wrzucając pierwszy bieg, Elise natomiast włączyła radio i od razu wyszukała stacji z rockowymi kawałkami.

– Zawsze wydawałaś mi się bardzo delikatna i wrażliwa, taka muzyka jakoś mi do ciebie nie pasuje – przyznał po chwili. – To niesamowite, jak ciągle mnie zadziwiasz.

– A ty? Czego słuchasz?

Wzruszył ramionami.

– Różnych rzeczy. Gdy prowadzę samochód, mogę słuchać zwykłego popu, gdy trenuję, zazwyczaj stawiam na coś szybkiego i skocznego, ale przed zawodami mam taki mały rytuał, że zawsze słucham muzyki klasycznej, żeby się wyciszyć.

– Kiedy byłam młodsza, podczas nauki słuchałam wyłącznie Chopina. Potem jednak strasznie ciężko było mi się skupić i musiałam siedzieć w ciszy.

Rozmawiali o wszystkim i o niczym, dopóki nie wyjechali z miasta. Wtedy w samochodzie zapanowała przyjemna cisza; od czasu do czasu któreś nuciło piosenkę lecącą w radiu albo mówiło coś śmiesznego. Elise rozluźniła się i przestała myśleć o dzisiejszej wizycie u psychologa.

– Mogę cię o coś spytać? – podjęła niepewnie po jakiejś godzinie drogi, nerwowo skubiąc rękaw swojej koszulki.

– Jasne.

– Co wiesz o dziewczynie, którą uratował Hugo?

W samochodzie zapanowała ciężka cisza. Elise niemal od razu pożałowała tego pytania, głośno przełykając ślinę. Will wziął głęboki wdech i przeczesał palcami włosy, jakby się zastanawiał dogłębnie nad odpowiedzią.

– Moja rodzina niewiele mi mówiła o wypadku. Rodzice woleli mnie od tego odciąć, odpowiadali na moje pytania półsłówkami. Sprawdzałem różne artykuły w Internecie, ale zachowano anonimowość tej dziewczyny. Wiem tylko tyle, że była w moim wieku i pochodziła z Sandefjord. Chyba nazywała się Elizabeth, ale nie jestem pewny.

Zrobiło jej się niedobrze, ale ciepły, nieco zdziwiony głos Willa zmusił ją do szybkiego otrząśnięcia się.

– Dlaczego o to pytasz?

– Po prostu byłam ciekawa. – Wzruszyła ramionami, czując na sobie uważny wzrok chłopaka.

– A ty, Elise? Co wiesz o tamtym wypadku?

Nie wyczuła w jego głosie żadnej nuty podejrzliwości, ale postanowiła być czujna. Wyprostowała się i spojrzała za szybę, by tylko nie musieć widzieć twarzy Williama. Serce biło jej niespokojnie, a żołądek zacisnął się boleśnie z nerwów. Po co w ogóle zaczynała ten temat?

– Niewiele pamiętam z tamtego okresu.

Brzydziła się swoich kłamstw, ale musiała improwizować. Chociaż właściwie czy minęła się z prawdą, skoro straciła wtedy przytomność?

William najwyraźniej jej uwierzył, bo nie drążył dalej tematu; to spowodowało, że znienawidziła siebie jeszcze bardziej, o ile mogło być to możliwe.

– Pamiętam, że regionalna prasa rozpisywała się na ten temat przez kilka tygodni – dodała pośpiesznie, zamykając oczy. – Że ta sprawa bardzo poruszyła mieszkańców Sandefjord. Zginął młody chłopak, właściwie turysta, bohatersko ratując pijaną dziewczynę, która pewnie została znienawidzona przez całe miasteczko.

– Nic dziwnego, patrząc na to, co zrobiła – prychnął Will, kręcąc głową.

Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak ranił tymi słowami Elise. Ta jednak przełknęła głośno ślinę, starając się o tym nie myśleć.

– Nie uważasz, że zasługiwałaby na drugą szansę? – spytała niepewnie.

– Takich rzeczy się nie wybacza, Elise – westchnął. – Może i była młoda i głupia, ale tu zginął człowiek. To nie była zwykła impreza, na której się upiła i zarzygała samochód rodziców czy została spisana przez policję. Gdyby nie wskoczyła do wody, nic by się nie stało. Ona nie tylko przyczyniła się do śmierci Hugona, ale zniszczyła życie jego rodzinie, rozumiesz?

Mówił tak gorzko, z bólem i żalem, że Elise na chwilę zamknęła usta i powstrzymała się od odpowiedzi. Nie była pewna, czy zaraz się nie rozpłacze jak mała dziewczynka, dlatego skupiła się na tym, by oddychać wolno i spokojnie.

– Ja omal nie zrezygnowałem przez nią ze sportu. Moja mama brała leki na depresję przez cały rok, tata rzucił się w wir pracy... Rodzice omal się nie rozwiedli, a nie zdecydowali się na rozstanie tylko ze względu na mnie. Ludzie w szkole, nauczyciele Hugona, jego była dziewczyna... Oni też przeżyli jego śmierć. Ciekawy jestem, czy ta dziewczyna w ogóle żałuje tego, co zrobiła.

– Jestem pewna, że żałuje – odparła chyba zbyt gwałtownie Elise nieco zduszonym głosem; objęła się mocniej ramionami i wbiła wzrok w Williama. – Założę się, że niczego w życiu nie żałuje bardziej, niż pójścia na tamtą imprezę. Upicia się, wskoczenia do wody... Założę się, że wtedy nie była sobą, że zachowywała się nie tak, jak zawsze. I założę się, że tamten wypadek ją zmienił.

Will prychnął jedynie w odpowiedzi, a na jego usta wkradł się niespodziewanie krzywy uśmiech.

– Chyba nie mam ochoty dłużej rozmawiać na temat tego wypadku – przyznał po chwili, pogłaśniając radio.

Elise z powrotem przeniosła wzrok na widoki rozciągające się za oknem. Will bezwiednie sięgnął po jej rękę i ścisnął ją, lekko masując kciukiem wierzch dłoni.

– Wiesz, w takich chwilach i przy takich rozmowach wydajesz mi się bardzo podobna do mojego brata.

– To znaczy? – Zmarszczyła brwi.

– On też wszystkich usprawiedliwiał. Zawsze starał się zrozumieć drugą osobę. Nawet jeśli ktoś zrobił coś złego, Hugo zawsze potrafił to jakoś wytłumaczyć. Był po prostu bardzo dobrym człowiekiem. Zawsze mu zazdrościłem tej cechy, bo ja bywam raczej pamiętliwy, nie umiałbym komuś wybaczyć tak szybko, jak on to robił.

Jakimś cudem Elise wcale nie chciała uciec z samochodu. Choć słuchanie o Hugonie nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy, to czuła jednocześnie dziwny spokój. Do tej pory jak ognia unikała jego tematu, a teraz z zaciekawieniem słuchała tego, jaki był w przeszłości. Zagłuszała jednocześnie wyrzuty sumienia, które pojawiały się na samą myśl, że przyczyniła się do śmierci Hugona i tak bezwstydnie oszukiwała Willa.

– Jakie miał plany na przyszłość? – zapytała Elise, sama się dziwiąc, że dała radę to wykrztusić.

– Chciał zostać ratownikiem medycznym. – Will puścił dłoń Elise, by zmienić bieg. – Marzył o pomaganiu ludziom. Chodził na kursy pierwszej pomocy, edukował przedszkolaków, robił różne certyfikaty. Byliśmy prawie pewni, że dostanie się na studia, ale dwa dni przed egzaminami zerwała z nim dziewczyna, z którą spotykał się prawie trzy lata. No i wszystko się posypało, bo nie dość, że był sam, to zawalił testy i zabrakło mu tylko jednego punktu, by dostać się na wymarzone studia.

– To musiało być bardzo przykre – wyszeptała Elise. – Jak sobie z tym poradził?

– Wyjechał do dziadków na wakacje, żeby odciąć się od Oslo i starych znajomych. – Wzruszył ramionami. – Żeby przemyśleć, co zrobić w takiej sytuacji. No i wszyscy wiemy, jak to się skończyło – dodał gorzko. – Po prostu niewiarygodne, jak jedna decyzja jakiejś głupiej nastolatki zniszczyła całą jego przyszłość. – Pokręcił głową, przykładając zaciśniętą pięść do ust.

Elise niemal siłą zmusiła się, by nie zapłakać, by nie wykrzyczeć w akcie desperacji tego, że to ona była tą dziewczyną, że to ona zepsuła życie całej rodziny Larsenów. Oddychała głęboko, walcząc z samą sobą, walcząc z chęcią ucieczki i zastanawiając się, jakim cudem los mógł tak ponuro z niej zakpić.

Jak mogła zakochać się w Williamie? I jak długo jeszcze mogła ciągnąć swoje żałosne kłamstwo?

I jadąc tak w kierunku Bergen, doszła do wniosku, że nie mogła mu jeszcze powiedzieć prawdy. Nie, dopóki nie upewni się, że Will będzie gotowy jej wybaczyć. Nie, dopóki nie poczuje się wystarczająco pewna. Nie, dopóki związek z chłopakiem będzie ją uszczęśliwiał najbardziej na świecie.

~*~

Ten rozdział - jak i kilka następnych - należy do tych krótszych, bo ma zaledwie 6,5 strony. Jednak rozmowy między Elise i Willem wydają mi się ważne i bardzo potrzebne.

Całuję,

Wasza arrain <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro