Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dwudziesty drugi

Gdy Elise miała sześć lat, w domku dziadka w jednym ze starych kufrów odnalazła pozytywkę należącą do jej babci. Edvard pozwolił wnuczce się nią bawić, ale musiała bardzo na nią uważać, bo była to jedna z najcenniejszych pamiątek po jego żonie. I rzeczywiście przez długi czas obchodziła się z nią jak z jajkiem, ostrożnie puszczając melodię, nie wynosząc poza salon i co tydzień przecierając delikatnie ściereczką, by pozbyć się z niej kurzu.

Aż pewnego dnia postanowiła pobawić się nią na plaży. Gdy Aaron kąpał się w morzu, ona siedziała na brzegu, mocząc radośnie stopy i puszczając w kółko muzykę z pozytywki. Wszystko było dobrze, dopóki nie nadeszła większa fala, która zalała jej nową zabawkę. Elise rozpaczliwie próbowała ją nakręcić, ale już nigdy nie udało się wydobyć z niej żadnego dźwięku.

Doskonale pamiętała moment, w którym musiała stanąć twarzą w twarz z dziadkiem i przyznać się do wszystkiego. I jeszcze lepiej pamiętała, jaką miał minę, gdy go przepraszała. I chociaż Edvard od razu poklepał Elise po głowie, zapewniając, że nic się nie stało, to wiedziała, jak bardzo przeżył tamtą sytuację.

Teraz czuła się podobnie, tylko tu nie chodziło o pozytywkę, a kłamstwo, które zrujnowało jej związek.

Zamurowało ją. Chciała powiedzieć coś sensownego, skleić jakieś zdanie, obronić się, ale potrafiła jedynie stać z lekko otwartymi ustami i wpatrywać się w przepełnione prawdziwym cierpieniem oczy Willa. Najgorsze było jednak jej milczenie, które z każdą kolejną sekundą utwierdzało chłopaka w tym, że Elise cały czas go oszukiwała.

– Przejdźmy do ogrodu – wykrztusiła w końcu, mrugając kilka razy, by wreszcie otrząsnąć się z letargu.

William bez słowa odwrócił się na pięcie i pośpiesznie ruszył na tył domu. Elise jeszcze nie miała siły płakać, ale wiedziała, że tym właśnie skończy się ta rozmowa. Sięgnęła jeszcze po sweter, nawet nie dlatego, że było jej zimno, bo akurat zalewała ją fala gorąca, ale bardziej po to, by móc czymś zająć ręce. Narzuciła go na siebie i zamknęła za sobą drzwi.

Na drżących kolanach podążyła za nim, próbując uspokoić oddech, dojść do siebie i wreszcie jakoś zareagować. Nie mogła się jednak pozbyć widoku tych pięknych bursztynowych oczu, które patrzyły na nią z wyrzutem. Zdradziła go i oboje o tym doskonale wiedzieli.

William oparł się o płot i wbił wzrok w taflę wyjątkowo spokojnego morza, od której odbijał się blask księżyca. O Boże, nawet nie był w stanie na nią spojrzeć...

– Dlaczego o to zapytałeś? Skąd przyszło ci to do głowy? – zapytała, przerywając ciężką ciszę.

– Spotkałem się dzisiaj z Ollem. Wszystko mi, kurwa, wyśpiewał.

Miała wrażenie, że nogi się pod nią ugięły, ale jakimś cudem wciąż stała i wciąż przeżywała wewnętrzne katusze. Serce biło jej jak szalone, oczy piekły od łez, które usilnie starała się powstrzymywać, warga niebezpiecznie drżała, a żołądek zacisnął się w ciasny supeł, przez co bała się, że zaraz przestanie oddychać i zwymiotuje wszystko, co włożyła dzisiaj do ust.

– To nie tak jak myślisz – podjęła drżącym głosem, ale Will uderzył wściekle pięścią w płot, przez co podskoczyła i zapomniała języka w gębie.

Rozejrzała się ze strachem, czy nikt nie spacerował przypadkiem po plaży, bo wszystko mógł usłyszeć, ale wokół było pusto. Przynajmniej nie będą mieli świadków tej awantury.

– A jak? – wychrypiał i wreszcie na nią spojrzał z odrazą i nieskrywaną nienawiścią. – A jak, do cholery? Dlaczego mi nie powiesz wprost? Dlaczego wciąż unikasz odpowiedzi? Dlaczego ciągle kręcisz?

Wybuchła płaczem, którego nie potrafiła już kontrolować. Zrobiła krok w jego kierunku, ale William cofnął się i wyciągnął ku niej rękę, nie pozwalając Elise do siebie podejść.

– Tak, to byłam ja.

Niemal usłyszała, jak te cztery słowa połamały ich serca na pół. Roztrzaskali się jak porcelanowe filiżanki spadające z dużej wysokości.

– Wiedziałem, kurwa, wiedziałem – mamrotał bardziej do siebie niż do niej. – Boże, jakiego zrobiłaś ze mnie idiotę. Gratuluję, Elise, do tego trzeba mieć talent.

Znowu jej ciałem wstrząsnął niekontrolowany szloch. Dlaczego to tak bardzo bolało?

– Wtedy, na plaży, gdy się poznaliśmy... Chciałem cię spytać, bo nie dawało mi spokoju twoje imię. Ale pomyślałem sobie, że przecież taka świetna dziewczyna nie może okazać się jednocześnie mordercą. Do cholery, dlaczego nie powiedziałaś, że nazywasz się Elisabeth?! Przez cały czas wmawiałem sobie, że Elise to twoje pełne imię. Może gdybyś od początku była ze mną szczera, nie łudziłbym się tyle czasu, że to wszystko to głupi zbieg okoliczności.

Miała ochotę krzyczeć z bezsilności, ale odnosiła wrażenie, że jakaś niewidzialna ręka trzyma ją mocno za gardło, nie pozwalając wydobyć najmniejszego dźwięku. Zupełnie jakby ktoś zawiązał jej struny głosowe, zabierając możliwość wyartykułowania choćby słowa.

– Zignorowałem też fakt, że bałaś się wody. Pomyślałem, że to normalne, że przecież mnóstwo ludzi ma taki paniczny lęk. A potem... potem, gdy wyrzuciłem z głowy wszelkie wątpliwości, kiedy między nami było tak cudownie, po prostu ci zaufałem.

Nie chciała tego słuchać. Nie wierzyła, że William mówił do niej z tak czystą nienawiścią, z oczami pełnymi łez, z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy. Spełniał się właśnie jej najczarniejszy scenariusz.

Najgorsze było to, że miał rację.

– Pozwól mi to wyjaśnić – błagała drżącym głosem.

– A co tu jest do wyjaśniania?! No powiedz, co chcesz wyjaśniać?!

– Pozwól mi opowiedzieć, co się tam wtedy stało.

– Ale po co? – podniósł głos. – Ja doskonale wiem, co się wtedy stało. Nie musisz nadwyrężać sobie płuc...

– Pozwól mi... – podjęła na nowo, ale urwała w połowie zdania, bo William znowu podniósł rękę, by ją uciszyć.

– Byłaś na tamtej imprezie? – spytał rzeczowo, a ona bezwiednie pokiwała głową, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. – Wypiłaś wtedy alkohol? Upiłaś się?

– Tak, ale...

– Weszłaś do wody i zaczęłaś się topić? – Nie ustępował, a jego ton był zimny, oschły i kompletnie pozbawiony ciepłych uczuć.

– Tak, ale... – wciąż próbowała dojść do głosu, jednak William jej na to nie pozwalał.

– Czy Hugo cię uratował?

Zaczęła znowu głośno szlochać, co Will odczytał jako potwierdzenie jego zarzutów. Znowu zaklął pod nosem i zaczął chodzić w jedną i drugą stronę, nie obrzucając Elise nawet jednym spojrzeniem. Czuła się taka zdruzgotana, niezdolna do niczego więcej niż płaczu i regulowania oddechu. W brzuchu leżało coś ciężkiego, co wykręcało jej narządy ze stresu i nie pozwalało zebrać myśli.

– Jak mogłem być taki głupi? – Will nagle złapał się za głowę. – Jak mogłem ignorować takie oczywiste fakty? To dlatego chorujesz. To dlatego chodzisz do psychologa. To dlatego unikałaś mojej rodziny i nie chciałaś razem ze mną odwiedzać mojego dziadka. To dlatego nie pozwoliłaś mi poznać swoich rodziców. To dlatego tak przeżywałaś, gdy opowiadałem ci o Hugonie, o tym, co zrobił. To dlatego broniłaś tamtej dziewczyny, gdy jechaliśmy do Bergen. Broniłaś jej, bo nią byłaś.

Zgięła się w pół i znowu zaczęła płakać. Nawet nie miała siły, by odpierać te słowne ataki, tak bardzo raniły ją słowa Willa.

– Elise, wszystko w porządku?

Niemal podskoczyła na dźwięk zaniepokojonego głosu mamy, która znikąd pojawiła się na tarasie, obrzucając oboje uważnym spojrzeniem. Elise i William spojrzeli na nią z zaskoczeniem, nagle sobie przypominając, że nie byli sami, bo w salonie, z którego świetnie oglądało się ogród, zebrała się cała rodzina dziewczyny.

No tak, pewnie narobili niepotrzebnego krzyku.

– Mamo, Else musi sobie sama teraz poradzić. – Za plecami Theresy stanął Aaron, kładąc dłoń na ramieniu. – Zostawmy ich samych, muszą coś między sobą uzgodnić i wyjaśnić kilka spraw. W niczym nie możemy im pomóc.

Theresa miała niepewną minę, ale po dłuższej chwili niezręcznej ciszy pokiwała głową w kierunku syna i weszła z powrotem do środka, zamykając za sobą drzwi. Elise wcale nie poczuła się przez to lepiej, zwłaszcza że wszyscy siedzący w salonie zerkali z zaciekawieniem przez wielkie okna.

No tak, nikt oprócz Aarona nie wiedział nic o Willu.

Elise, wykorzystując chwilowe rozproszenie, postanowiła podjąć próbę obrony.

– Sam powiedziałeś, że nienawidzisz tamtej dziewczyny. Jak po czymś takim miałam ci się przyznać? Nie chciałam, żebyś widział od tamtej pory we mnie tylko osobę, która przyczyniła się do śmierci Hugona – wyszeptała, odważając się spojrzeć na Willa. – Nie mogłam ci powiedzieć, bo wiedziałam, że wtedy cię stracę. Próbowałam ratować ten związek, chronić cię, rozumiesz?

Will stał w jednym miejscu ze skrzyżowanymi na piersi rękami, oddychając ciężko, jakby próbował się uspokoić. Jeszcze nigdy nie widziała go tak poruszonego, dotkniętego do żywego. Nie poznawała go.

– Nie miałaś prawa przede mną tego ukrywać – powiedział z wyrzutem, znacznie spokojniej niż do tej pory. – Nie miałaś prawa decydować za mnie w tej kwestii. Zrobiłaś ze mnie popisowego idiotę, mydląc mi oczy przez te wszystkie tygodnie. Powinienem wiedzieć, z kim się związuję... Kurwa, przecież ja chciałem zabrać cię do Oslo, może wynająć nam mieszkanie, zaopiekować się tobą... Myślałem tyle o naszej przyszłości, a ty to wszystko zepsułaś.

– Proszę, nie mów w ten sposób... – westchnęła zduszonym głosem, ledwo łącząc słowa w niezbyt składne zdania. – Nie zachowujesz się jak mój Will.

– Nie jak twój Will?! – krzyknął kpiąco, uśmiechając się z nerwów, ale w jego wyrazie twarzy nie było ani krzty wesołości. – A gdzie moja Elise? Moja Elise, której zaufałem, którą pokochałem i z którą planowałem przyszłość? Bo przede mną stoi dziewczyna, której nie poznaję. Czy moja Elise mogłaby aż tak mnie zawieść?

Objęła się ramionami, ignorując narastający ból w klatce piersiowej. Miękkie z nerwów nogi ledwo trzymały ją w pionie; musiała się chwycić drżącą ręką płotu, by w ogóle ustać. Łapała każdy oddech, a serce w jej piersi tłukło się nierówno, mocno i szybko, omal nie roztrzaskując żeber.

– Kurwa – rzucił nagle. – Jak mogłem być tak ślepy? Do cholery, przecież ja ci wszystko o sobie opowiedziałem. Mówiłem rzeczy, których w życiu nie powtórzyłbym nikomu ze swoich znajomych. Byłaś moją najlepszą przyjaciółką. To przed tobą po raz pierwszy w życiu otworzyłem, tobie zaufałem, tobie powierzyłem największe sekrety... A ty tak po prostu mnie okłamywałaś bez mrugnięcia okiem. Jak mogłaś mi spojrzeć w oczy po czymś takim?

Zaciśnięte gardło nie pozwalało jej odpowiedzieć w jakikolwiek sposób. Była w stanie jedynie obserwować z bólem Willa, który znowu zaczął chodzić nerwowym krokiem i przeczesywać swoje włosy w frustracją.

– Zakochałem się w tobie. W życiu nie czułem czegoś takiego do żadnej dziewczyny. A ty... Ty okazałaś się kłamcą. Wszystko robiłaś z premedytacją. Manipulowałaś mną, a teraz jeszcze próbujesz się zasłonić troską o mnie? Jakie to żałosne.

Kolejne słowa rozbijały jej kawałki serca na jeszcze drobniejsze okruchy. Nienawidziła siebie w tamtej chwili równie mocno co trzy lata temu, gdy mama niechętnie powiedziała jej o śmierci Hugona Larsena. Miała wrażenie, jakby właśnie spadła z wysokiego drzewa, a siła uderzenia wycisnęła z niej cały tlen, aż do ostatniego tchu.

– Zabrałem cię do Bergen. Byłaś pierwszą dziewczyną, z którą spędziłem noc. Ufałem ci bezgranicznie, a ty...

Zabrakło mu słów, bo znowu zaczął przeklinać.

Elise wciąż ledwo stała na nogach, nie mogąc wykrztusić nawet słowa. Rozpadała się od środka, miażdżona przez pełen nienawiści i przesiąknięty słusznym gniewem monolog Willa.

– Półtora miesiąca milczałaś. Nie zająknęłaś się nawet słowem, że miałaś coś wspólnego z tamtą tragedią. Zamierzałaś mi w ogóle powiedzieć? – Obrzucił ją powątpiewającym spojrzeniem.

– Dzisiaj – wydusiła. – Dzwoniłam do ciebie, chciałam się z tobą spotkać.

– Ignorowałaś mnie cały dzień. Co, stchórzyłaś?

– Nie! – zaoponowała gwałtownie, krztusząc się powietrzem. – Chciałam sobie wszystko ułożyć. Przygotować do tego.

Ale czy dało się przygotować na taki rozwój sytuacji? Na aż takie wzburzenie Willa?

– Daruj sobie, Elise. Jak pięknie to załatwiłaś, co? Prawie dwa miesiące szczęśliwego związku, iście filmowy wakacyjny romans. A teraz, gdy przyszedł czas na kolejne decyzje, ty nagle chciałaś mi powiedzieć prawdę? Chciałaś w ten sposób zniszczyć wszystko, co budowaliśmy tyle tygodni...? Boże, przecież nasz związek to jakaś śmieszna fikcja.

Jego głos znowu stracił wszelkie emocje, zupełnie jakby i Williama wyczerpała ta awantura. Cofnął się kilka kroków, patrząc na nią pustym wzrokiem.

– Pozwól mi wyjaśnić... – poprosiła, wyciągając ku niemu dłoń.

Zamrugała, bo z jakiegoś dziwnego powodu przed jej oczami pojawiły się czarne plamy. Nie miała siły i całym ciężarem ciała oparła się o płot. Will wciąż wpatrywał się w nią z zatrważającą obojętnością. Pokręcił jedynie głową na jej słowa.

– Nawet nie mogę na ciebie patrzeć – wychrypiał.

Odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku furtki. Wtedy Elise zrozumiała, że jeśli go nie zatrzyma, jeśli teraz wyjdzie, to już nigdy nie uda im się pogodzić.

– William...

Z jej ust wyszedł tylko ledwo słyszalny szept. Chłopak nawet się nie obejrzał, zamykając za sobą furtkę. Ruszył sprężystym krokiem przed siebie, ignorując błagalne mamrotanie Elise, która powtarzała uparcie jego imię jak w amoku, nie rozumiejąc, dlaczego jej głos brzmiał tak słabo.

Nie miała siły dłużej stać na nogach. Zalana łzami, poturbowana emocjonalnie, wyczerpana i zrezygnowana osunęła się po płocie, opierając na rękach.

Nie mogła oddychać.

Dopiero po kilku sekundach zrozumiała, że jej stan nie wynikał jedynie z emocjonalnej bomby, którą zrzucił na nią Will, niespodziewanie przychodząc pod jej dom i kończąc ich związek w taki sposób.

Ona się dusiła.

Łapczywie chwytała każdy oddech, aż kręciło się jej w głowie. Ból w piersi narastał, palił do żywego, dlatego odruchowo przyłożyła dłoń do mostka, ale wcale to nie pomogło. Nie miała siły nawet się podnieść ani zawołać o pomoc, bo na gardle zaciskał się niewidzialny sznur, co uniemożliwiało wydobycie z siebie głosu.

Nigdy nie przeżyła tak silnego napadu, nigdy nie widziała czarnych plam zasłaniających obraz. Do niedotlenionego mózgu doszła świadomość, że może umrzeć, że to nie żarty.

Runęła twarzą na ziemię, tracąc czucie w rękach i nogach. Jak przez mgłę kątem oka dostrzegła, że szklane drzwi prowadzące na taras otwierają się, że ktoś wybiega na zewnątrz, krzycząc jej imię. To chyba mama przewróciła ją na plecy; Elise zarejestrowała jeszcze wielkie oczy Theresy, przerażenie wymalowane na jej twarzy i głosy reszty rodziny, która znalazła się na podwórku, by ją ratować.

A potem pochłonęła ją ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro