Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział drugi

To musiała być jakaś cholerna pomyłka.

Elise chwyciła rękę Willa, ale po szybkim uścisku gwałtownie ją zabrała, starając się nie patrzeć mu w oczy. Ruszyła w kierunku swojego domu, szczelnie opatulając się płaszczem i zastanawiając się, czy chłopakowi nie było zimno.

- Więc te... hm... ataki... Czy one zdarzają ci się często? Chorujesz na coś?

Przygryzła wargę, chcąc jak najszybciej dotrzeć do mieszkania i usunąć z pamięci to spotkanie. Wciąż wydawało jej się to niemożliwe - że poznała Willa, a on po usłyszeniu jej nazwiska nie skojarzył, kim była.

A może przesadzała? Może to tylko głupi zbieg okoliczności? Przecież nazwisko Larsen było w Norwegii bardzo popularne, a to, że William je nosił, nic nie musiało oznaczać. Ta myśl pozwoliła jej się nieco uspokoić.

- Niezbyt często. - Wsadziła zmarznięte dłonie do kieszeni. - Zdarzają się, gdy jestem bardzo zmęczona albo zdenerwowana. To nic takiego, taka trochę przesadzona reakcja organizmu na stres. - Wzruszyła ramionami i zapragnęła zmienić temat. - Nie jest ci zimno? Pogoda jest paskudna, a ty jesteś ubrany, jakbyś wracał z wakacji na Hawajach.

Ten żart był co najmniej kiepski, ale Will się zaśmiał, pewnie z grzeczności.

- Trenuję, więc jest mi ciepło - odparł, uśmiechając się lekko. - Niby jestem teraz na wakacjach, ale muszę być w formie. Idę na studia na akademię sportową, więc nie mogę sobie odpuścić.

Odważyła się spojrzeć na Willa - rzeczywiście, miał szerokie ramiona i ładnie zarysowane mięśnie.

- A ty? Czym się interesujesz?

Uchwyciła jego zaciekawione spojrzenie, rejestrując jednocześnie w głowie fakt, że byli w tym samym wieku.

- Fotografią. - Z ulgą dostrzegła nieopodal zarys swojego domu. - Ale nie wiążę z tym swojej przyszłości, to raczej niegroźne hobby. Na pewno nie odważyłabym się tego studiować.

- Dlaczego? Skoro to twoja pasja, to na pewno zajęcia by cię zaciekawiły.

- Nie idę na studia - odparła spokojnie Elise, zastanawiając się, czemu właściwie to powiedziała. - W tym roku sobie odpuszczam, ale być może zdecyduję się na nie za rok. Tylko wybiorę coś bardziej... hm... konkretnego.

- Chyba rozumiem, co chcesz powiedzieć. Wiele razy zastanawiałem się, czy dobrze robię, poświęcając wszystko dla sportu. W końcu wystarczy zwykła kontuzja, a cała kariera idzie w las. - Rozłożył ręce.

- Więc dlaczego jednak się zdecydowałeś? - spytała z nieudawaną ciekawością. Zaczynała jej się podobać ta rozmowa.

- Bo nie wyobrażam siebie w innym miejscu - odparł beztrosko, wciąż wpatrując się uważnie w Elise. Zaczynało ją to krępować. - Sport towarzyszy mi od zawsze, kocham to, co robię. Biegam, pływam, chodzę na siłownię. Ruch to po prostu moje życie. Ty coś trenujesz?

- Kiedyś, jak byłam mała, chodziłam na balet, ale nie mogłabym robić tego profesjonalnie, bo okazało się, że jestem zbyt niska. Teraz nie ćwiczę niczego, może czasami jogę, ale nie mam za grosz kondycji.

- A nie chciałabyś spróbować jej zbudować? - spytał z łobuzerskim uśmiechem.

- Nie za bardzo mogę... - Udała, że nie zrozumiała zaczepki. - Lekarz zabronił mi ciężkich ćwiczeń. - Zatrzymała się i ze zdziwieniem doszła do wniosku, że chęć ucieczki całkowicie jej przeszła. - W sumie dopuszczone są jedynie spokojne, długie spacery. O jodze nic mu nie powiedziałam, ale uważam, żeby się nie przemęczać.

- Czyli to, na co chorujesz, jest bardzo poważne?

Obrzucił ją nieodgadnionym spojrzeniem, jednak Elise nie miała odwagi popatrzeć mu w oczy. Nie chciała z nim rozmawiać o swoich problemach zdrowotnych. Zresztą w ogóle powinna przerwać tę konwersację, chociaż świetnie się ją prowadziło, i zapomnieć o dzisiejszym zdarzeniu.

- Tutaj mieszkam. - Uf, nie mogła mu lepiej odpowiedzieć.

Will przygryzł wargę i popatrzył na dwupiętrowy dom Elise. Był to okazały budynek w kolorze kości słoniowej, w ogóle niepodobny do tego, w którym mieszkał Edvard. Nowoczesny, z ogromnymi oknami, rozległym tarasem i niewielkim balkonem należącym do pokoju Elise. Do masywnych dębowych drzwi prowadziła kamienna ścieżka, którą z dwóch stron otaczały drobne kwiaty starannie pielęgnowane przez Theresę.

- Jeszcze raz bardzo ci dziękuję. Za pomoc i odprowadzenie. - Wyciągnęła rękę w jego stronę.

Will uścisnął ją lekko i uśmiechnął się krzywo. Wyglądał tak, jakby chciał coś dodać.

- Cześć - powiedziała po dłuższej chwili, otwierając furtkę.

- Cześć - odmruknął, przeczesując palcami włosy. Elise doszła do wniosku, że to musiał być jego nawyk.

Odwróciła się, gotowa ruszyć do drzwi, ale zatrzymał ją ciepły i niepewny głos Williama.

- Elise...

Spojrzała na niego - wyglądał, jakby bił się z myślami. Przestępował z nogi na nogę, miał zmarszczone brwi i wbijał wzrok w czubki swoich sportowych butów.

- Uważaj na siebie, dobrze? - wykrztusił w końcu, spoglądając w kierunku Elise.

Odniosła wrażenie, że nie to chciał powiedzieć, ale postanowiła to przemilczeć. Myślała tylko o tym, by wreszcie znaleźć się w bezpiecznym domu i na spokojnie przeanalizować to, co właśnie się wydarzyło.

W odpowiedzi uśmiechnęła się szeroko do Willa, a ten to odwzajemnił. Elise pomyślała nagle, że chłopak był bardzo przystojny, chociaż stał jakiś metr od niej w sportowych ubraniach, mając czerwone z chłodu policzki i włosy rozsypane na spoconym czole. Na ten widok serce zabiło jej mocniej, ale zignorowała to, skupiając się na utrzymaniu przeciągłego spojrzenia, jakim wzajemnie się mierzyli.

W końcu odpuściła; ze słabym uśmiechem błąkającym się na ustach odwróciła się na pięcie i ruszyła nieśpiesznie w stronę domu. Nie odważyła się obejrzeć do tyłu, by sprawdzić, czy Will wciąż stał przy furtce i obrzucał ją tym swoim uważnym spojrzeniem.

Dopiero gdy znalazła się w środku, przeciągle westchnęła i roztarła zmarznięte ręce.

Serce biło jej jak szalone, ale nie z powodu ataku, którego doświadczyła kilka chwil wcześniej, tylko przez spotkanie z Willem.

Nie mogła zebrać myśli, dlatego zrzuciła z siebie mokry płaszcz i poszła do łazienki. Puściła z kranu ciepłą wodę, obmyła nią twarz i popatrzyła na swoje odbicie w lustrze, które wisiało nad umywalką.

Beznamiętnie przesunęła wzrokiem po dużych, wręcz krystalicznie czystych niebieskich oczach, które odziedziczyła po tacie, wystających kościach policzkowych, wąskim nosie, pełnych ustach, wyraźnie zarysowanym podbródku i pobladłej z zimna skórze. Odnalazła też nieliczne piegi, które jednak od pewnego czasu zaczęły stopniowo zanikać. Przyjrzała się długim do pasa, prostym włosom w kolorze miodu - nikt nie potrafił jednoznacznie stwierdzić, czy miały bardziej kolor rudy, czy blond.

Jakie było prawdopodobieństwo, że nowo poznany William Larsen mógł okazać się chłopakiem, którego się obawiała? Czy wiedział, kim była Elise? Nie dał po sobie nic poznać, że ją rozpoznał, więc może martwiła się niepotrzebnie?

Następna myśl jednak sprawiła, że serce na moment przestało jej bić.

Jeśli Will był osobą, o której w pierwszej chwili pomyślała, to oznaczało, że znalazła się w ogromnych kłopotach.

~*~

- To przecież niedorzeczne! - krzyknęła Kerstin, wymachując rękami; osoby siedzące przy pobliskich stolikach odwróciły się w ich stronę. - Elise, to tak nieprawdopodobne, że aż niemożliwe!

Siedziała właśnie z dwójką swoich najlepszych przyjaciół - Kerstin i Marcusem - w kawiarni w centrum handlowym. Po dwugodzinnych zakupach cała trójka zgodnie stwierdziła, że mają ochotę na kawę i jakieś ciasto. Elise właśnie pochylała się nad szarlotką, żałując, że opowiedziała przyjaciołom o dzisiejszym zdarzeniu.

- Naprawdę myślisz, że miałaś aż takiego pecha, żeby spotkać akurat kogoś spokrewnionego z TYM Larsenem?

- A możesz mówić ciszej? - warknęła Elise, czując, jak palą ją policzki.

Obrzuciła Kerstin karcącym spojrzeniem, którym jednak dziewczyna się nie przejęła. Elise doszła do wniosku, że wygląd przyjaciółki niekoniecznie pasował do jej charakteru.

Kerstin była wysoka i chuda jak patyk. Miała farbowane hebanowe włosy sięgające za ramiona i grzywkę opadającą jej aż do brwi. Zawsze nosiła mocny makijaż - grube kreski zrobione eyelinerem podkreślały jej zielone oczy. Długi nos wydawał się nie pasować do wąskich ust pomalowanych mocną czerwoną szminką. Kerstin jednak była bardzo ładna, chociaż miała ogromne kompleksy na punkcie swoich odstających uszu.

Elise od zawsze zastanawiała się, jakim cudem Kerstin tak dobrze dogadywała się z Marcusem, który stanowił jej kompletne przeciwieństwo.

Był cichy, bardzo milczący i zdecydowanie bardziej przypominał pod tym względem Elise. Wyglądem również niezbyt się wyróżniał - może poza swoim wzrostem, bo miał prawie dwa metry. Niewiele mówił, za to obserwował w skupieniu świat tymi swoimi brązowymi oczami. Elise przypominał typowego Norwega: jasna skóra, nieco za długie blond włosy opadające na kark i sympatyczny uśmiech bardzo pasowały do osobowości Marcusa.

- Elise ma rację - odparł nieco flegmatycznie głębokim spokojnym głosem, który tak lubiła Elise. - Niepotrzebnie podnosisz głos. Mnie natomiast martwi twój kolejny atak. - Rzucił w kierunku dziewczyny zatroskane spojrzenie.

- To nic takiego. - Wzruszyła ramionami.

- Powinnaś powiedzieć o tym mamie - poradził łagodnie, kładąc jej rękę na ramieniu. - Może trzeba z tym pójść do lekarza?

Mierzyli się przez chwilę wzrokiem, ale Kerstin postanowiła wrócić do tematu Williama, dlatego oboje spojrzeli na wzburzoną twarz przyjaciółki, która najwyraźniej nie zwróciła uwagi na krótką wymianę zdań między Elise a Marcusem.

- Dobrze, więc ustalmy coś. Chłopak w naszym wieku ci pomaga, ba, nawet odprowadza cię do domu. Ma na nazwisko Larsen, co powinno go według ciebie, El, umieścić na liście pod tytułem „nie zbliżać się" lub „bez kija nie podchodź". A moim zdaniem to kompletnie bez sensu, bo szczerze wątpię, żeby był spokrewniony z Larsenem, o którym wszyscy myślimy. Podałaś mu swoje nazwisko?

- Tak, ale nie zareagował na nie w żaden sposób.

- Widzisz? - Dla Kerstin najwyraźniej wszystko było oczywiste. - Więc pewnie cię nie poznał, co oznacza, że nie jest spokrewniony z tym, którego imienia nie wolno wymawiać, czyli bez przeszkód możesz umówić się z nim na randkę.

Elise wymieniła się z Marcusem ciężkimi spojrzeniami.

- To nie jest zabawne, Kris - upomniał ją w końcu Marcus, upijając łyk swojej czarnej jak smoła kawy.

- Dobra, zaraz, macie rację. - Kerstin wyciągnęła z kieszeni dżinsowej kurtki telefon. - Jak on się nazywa? Will Larsen? Zaraz go prześwietlimy.

Wystarczyło kilka kliknięć, by na ekranie jej smartphone'a wyskoczyło kilka profilów na Facebooku.

- Który to, El? - Dziewczyna z mocno bijącym sercem wskazała drugie od góry konto, na którym wisiało zdjęcie szeroko uśmiechniętego Willa. - Ej, laska, on jest niczego sobie. Ha, i zobacz, brak wspólnych znajomych! To przemawia na jego korzyść.

Przesunęła palcem po ekranie.

- Sprawdź jego aktywność trzy lata temu - polecił jej Marcus, a Elise obrzuciła go oburzonym spojrzeniem. - No co? - Rozłożył ręce. - Mnie też on ciekawi.

- Chyba za dużo sobie wyobrażacie. Jaka jest szansa, że w ogóle jeszcze go zobaczę? - spytała Elise, nagle tracąc ochotę na szarlotkę.

- Laska, on wie, gdzie mieszkasz - odparła Kerstin, nie odwracając wzroku od ekranu telefonu, na którym wciąż sprawdzała profil Willa. - Hm, konto założył dopiero dwa lata temu. Ma same zdjęcia z jakichś biegów przełajowych, zawodów w pływaniu czy maratonów. Nie no, Elise, trafiłaś na obiecującego sportowca. A jaki ma tyłeczek!

Cmoknęła kilka razy w powietrze, na co Elise zareagowała jedynie wywróceniem oczu.

- Kris - wycedziła przez zęby twardym tonem. - Przestań go stalkować. Po co ja wam w ogóle o nim opowiadałam?!

- Jesteś cała czerwona, Elise - skomentowała krótko Kerstin z głupkowatym uśmiechem na ustach.

A jak niby miała się nie rumienić, skoro wciąż rozmawiali o Willu? Żałowała, że w ogóle poruszyła ten temat.

- Jak tam wasze przygotowania do studiów? - zmieniła kierunek rozmowy.

Kerstin prychnęła w odpowiedzi, licząc najwyraźniej na rozwinięcie wątku Williama, natomiast Marcus odetchnął z ulgą, wyraźnie się rozluźniając.

- Aktualnie szukamy jakiegoś dwupokojowego mieszkania - odparł. - Kerstin upiera się przy centrum miasta, ale wynajęcie czegoś w Oslo jest koszmarnie drogie. Z kolei dojazd z przedmieścia będzie uciążliwy. Nie za bardzo wiemy, co robić, prawda, Kris?

- Gdybyś wyjeżdżała z nami, byłoby o wiele łatwiej. I lepiej - wypaliła Kerstin, obrzucając Elise pełnym wyrzutu spojrzeniem. - Dlaczego nie zdecydowałaś się na studia?

Elise wzruszyła ramionami; nie miała siły odpowiadać po raz kolejny na to pytanie, bo przecież jej przyjaciele doskonale znali na nie odpowiedź.

- Jestem za głupia na studia. Dobrze wiecie, że od wypadku mam problemy z pamięcią i koncentracją. Zamęczyłabym się tam!

Nie chciała podnosić głosu, ale emocje wzięły górę. Kilka osób znowu się obejrzało, przez co Elise miała ochotę się rozpłakać. Marcus, widząc, w jakim była stanie, pogładził ją po ramieniu, żeby trochę się uspokoiła.

Kerstin spuściła wzrok, przygryzając wargę. Elise zastanawiała się, jak żałośnie musiała zabrzmieć jej przemowa.

- Nie rozumiem, El, dlaczego chcesz zostać tutaj, w Sandefjord, gdzie wszystko przypomina ci o tym, co się stało. Na twoim miejscu wyrwałabym się stąd jak najdalej. No wiesz, gdzieś, gdzie nikt mnie nie zna i nie patrzy przez pryzmat wydarzeń z przeszłości.

Oczy Elise wypełniły się łzami.

- Już dość, Kris.

Ton głosu Marcusa był tak ostry, że Elise aż podskoczyła. Popatrzyła na niego ze zdziwieniem, ale ten wbijał wściekle wzrok w Kerstin, która najwyraźniej nic sobie nie robiła z jego paplaniny.

- Wszyscy mamy dość tego tematu. To była decyzja Elise. Owszem, będzie nam bez ciebie ciężko w Oslo - jego spojrzenie złagodniało, gdy popatrzył na Elise - ale to ty musisz czuć się dobrze. Będziesz nas odwiedzać, prawda?

- Jasne, że będę - odpowiedziała z lekkim uśmiechem.

- Przepraszam, Elise, ale nie umiem trzymać języka za zębami... - Kerstin wyglądała na speszoną, co stanowiło naprawdę rzadki widok. - Po prostu staram się ciebie zrozumieć, ale nigdy nie znalazłam się w twojej sytuacji...

Zawiesiła się nagle, a jej wzrok powędrował nad stolikami. Elise i Marcus automatycznie spojrzeli w tamtym kierunku.

- Ha, kogo moje oczy widzą! - prychnęła Kerstin. - Sofia Holt!

Ze sklepu przy kawiarni wyszła wysoka smukła blondynka z włosami opadającymi na ramiona. Nie zwróciła na przyjaciół uwagi, w jednej ręce niosąc torby z zakupami, a drugą poprawiając okulary zsuwające się jej na czubek nosa. Na jej widok serce Elise podeszło gardła.

- Jak świetnie wychodzi jej ignorowanie cię, Elise - warknęła ze złością w głosie Kerstin, gdy tylko Sofia zniknęła im z pola widzenia. - To takie żałosne!

Elise nie skomentowała tego w żaden sposób. Żeby zająć myśli czymś innym niż swoimi problemami, wyciągnęła z torby stojącej przy jej nodze niewielki pakunek owinięty niedbale papierem.

- Myślicie, że spodoba się dziadkowi? - spytała nieco zduszonym głosem, mając nadzieję, że ani Kerstin, ani Marcus (który był znacznie bardziej spostrzegawczy) nie zauważyli, jak wstrząsnął nią widok Sofii.

- Jasne, Elise, to najfajniejszy album na zdjęcia, jaki widziałem - odparł Marcus. - Włożysz w niego jakieś swoje prace?

- Myślałam raczej o jakichś rodzinnych fotografiach, ale w sumie dziadkowi całkiem podobają się zdjęcia, które robię. Wiesz, zastanowię się nad tym. - Uśmiechnęła się do niego.

Kiedy tak mierzyła się spojrzeniem z Marcusem, poczuła, że wszystko było na swoim miejscu. Przecież miała przyjaciół, kochającą rodzinę i swoją pasję. Czekały ją długie wakacje i praca w wolontariacie, która całkiem się jej podobała.

Doszła do wniosku, że nie mogła pozwolić, aby ten wewnętrzny spokój, który budowała w sobie latami, został zburzony przez ludzi, z którymi nie miała już do czynienia, ani przez jakiegoś chłopaka, którego - miała nadzieję - już nigdy nie spotka.

Obiecała sobie, że za wszelką cenę będzie unikać Williama Larsena.

________________________

A więc jest rozdział drugi :)

Stopniowo staram się wprowadzać bohaterów, bo będzie ich tutaj dość sporo, a więc proponuję powoli ich zapamiętywać :D ostatnio naliczyłam ich dwudziestu, a czasami sama zapominam, jak mają na imię... :D

Jak się Wam podobało? Zachęcam do komentowania, wskazywania błędów i wyrażania swoich opinii. Następny rozdział również pojawi się za tydzień.

Całuję,

Wasza arrain ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro