Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział czternasty

Gdy Elise wyszła z pokoju pana Larsena, miała mętlik w głowie.

Gdyby jakieś pół godziny temu miała choćby najmniejsze przypuszczenia, że Teodor akurat na pewien czas odzyska świadomość, w życiu nie wchodziłaby do jego pokoju, by sprawdzić, czy u niego wszystko w porządku. Spodziewała się, że mógł być splątany, rozkojarzony, nieobecny, gdyż do tego stanu zdążyła się już przyzwyczaić.

Do tej pory ani razu jej nie poznał. Przez dwa tygodnie właściwie codziennie od nowa mu się przedstawiała, a nawet jeśli pamiętał jej imię, to potrafił o nie kilkukrotnie dopytywać. Nie kojarzył jednak jej ze śmiercią Hugona, chociaż Elise domyślała się, że to tylko z powodu choroby, bo Edvard znał kiedyś pana Larsena.

Zresztą wiele osób w Sandefjord wiedziało, że to ona spowodowała tamten wypadek, a z pewnością do grona tych osób należeli Ruth i Teodor, chociaż nigdy się z nimi nie skonfrontowała.

Podeszła do okna, pod którym jeszcze niedawno stała z Willem, chociaż tamte chwile pojednania zdawały się trwać wieki temu. Uchyliła okno, które ktoś zdążył w tym czasie zamknąć, po czym odetchnęła głęboko świeżym powietrzem.

Gdy Teodor zadał tamto pytanie, na jej twarzy musiało się malować prawdziwe zaskoczenie i przerażenie. Pamiętała, jak chwyciła klamkę, gotowa do ucieczki, ale pan Larsen wyciągnął do niej rękę, by ją zatrzymać.

– Poczekaj, chcę z tobą porozmawiać.

Stała jak wryta i nie mogła się ruszyć, czując jedynie, jak jej serce pragnęło wyrwać się z piersi, bijąc niczym dzwon i tłukąc żebra.

– Może źle się wyraziłem... – dodał niepewnie, odkładając trzymaną w dłoniach fotografię. – Ty jesteś Elisabeth? – Pokiwała głową, tłumiąc w sobie chęć do natychmiastowego opuszczenia tamtego pomieszczenia, które zdawało się nagle skurczyć. – To ciebie uratował mój wnuk, prawda?

Znowu pokiwała głową, niezdolna do wydobycia z siebie żadnego dźwięku. Strach, że pan Larsen ją poznał, kompletnie paraliżował.

– Wiesz, nie miałem okazji z tobą porozmawiać... A bardzo chciałem, chociaż nigdy nie zdobyłem się na odwagę, by cię odwiedzić. Wspominałem, że znałem twojego dziadka? Chodziliśmy razem na ryby. Zresztą pamiętam ciebie i twojego brata, jak biegaliście razem po plaży.

Elise wstrzymała oddech. Nie tego się spodziewała. Próbowała wyczuć złość w głosie Teodora, ale słyszała jedynie – o dziwo – dziwną nostalgię i melancholię.

– Odejście Hugona było dla nas ogromnym ciosem – przyznał po chwili. – A zwłaszcza dla Williama, dla którego Hugo był najlepszym przyjacielem. Willie nie wie, że to ciebie wtedy uratował jego brat, prawda?

Elise pokręciła głową. Wciąż nie zdołała zmusić swoich strun głosowych do wydobycia choćby jednego dźwięku.

– Tak myślałem... Wiesz, ledwie cię poznałem, bo ostatnio widziałem cię, jak miałaś może jakieś dwanaście, trzynaście lat... Nosiłaś aparat na zębach i plotłaś swoje włosy w długie rude warkocze... A potem okazało się, że to ciebie uratował Hugo. Domyślam się, że nie czułaś się najlepiej, gdy prawie całe Sandefjord uważało cię za winną tego, co się wydarzyło.

Zrobiło się jej niedobrze. Nie chciała tego słuchać, zwłaszcza że w ostatnią sobotę tak wiele kosztowało ją opowiedzenie tej historii. Nie miała siły do niej wracać, nie teraz, stojąc twarzą w twarz z Teodorem Larsenem, któremu na chwilę nieoczekiwanie wróciła świadomość.

Nie pomagał nawet fakt, że pewnie za niedługo znowu popadnie w otępienie, zapomni o tej rozmowie i o tym, że znał Elise. Czuła się tak potwornie winna, zmęczona i przestraszona, a przecież to była dopiero połowa dnia.

– Chcę, żebyś miała świadomość, że ja zawsze traktowałem to jako nieszczęśliwy wypadek. Oczywiście, byłaś pod wpływem alkoholu, zachowałaś się nieodpowiedzialnie... Ale Hugo z jakiegoś powodu znalazł się w pobliżu i ja wierzę, głęboko wierzę, że tak miało się stać. Że miał cię uratować, Elisabeth. Wiedziałaś, że chciał być ratownikiem? Nie byłby sobą, gdyby chociaż nie próbował wyciągnąć cię z tej wody.

Elise pozwoliła sobie na głęboki, nieco świszczący oddech.

– On marzył o takiej pracy. Nigdy nie odmówił nikomu pomocy, bo był dobrym chłopakiem. Zresztą Willie jest do niego pod tym względem bardzo podobny, mój syn świetnie ich obu wychował... Chciałbym ci powiedzieć, że ja nie winię cię za to, co się wtedy wydarzyło. Jestem przekonany, że tak miało się to skończyć, rozumiesz?

Pokiwała głową.

– Ja... przepraszam – wychrypiała. – Ale ja nie mogę tego słuchać...

Chciała uciec, naprawdę chciała uciec, ale z jakiegoś niezrozumiałego powodu nie mogła się ruszyć.

– Rozumiem, że to dla ciebie trudny temat. Dla twojej rodziny, dla mojej... Ale wydaje mi się, że nic się nie dzieje bez przyczyny, że ty miałaś przeżyć tamtej nocy, choć wydawało się, że to się nie mogło udać.

– Przepraszam, że tak się stało – wykrztusiła z trudem przez ściśnięte gardło. – Przepraszam, że zabrałam panu wnuka.

– Hugo by sobie nie wybaczył, gdyby cię wtedy nie uratował.

Pan Larsen miał tak ciepły, serdeczny głos, kompletnie pozbawiony złości, sarkazmu, uszczypliwości czy żalu... Elise nie mogła pojąć, jak spokojnie z nią rozmawiał, jak trzeźwo na nią patrzył i jak nie dał po sobie poznać, że był na nią choć w najmniejszym stopniu zły.

– Dziękuję, że mnie pan nie skreśla.

– Domyślam się, że za mnie zrobiło to już wiele osób.

Nie mogła się z tym nie zgodzić. Sofia, Olle, większość znajomych w szkole... Mogłaby tak wymieniać jeszcze długo. A jednak człowiek, który jako pierwszy powinien ją znienawidzić, okazał się być zdecydowanie bardziej wyrozumiały i dobroduszny niż większość społeczności w Sandefjord.

– Trudno się nie zgodzić...

Teodor przechylił głowę, wpatrując się uważniej w Elise.

– Wyglądasz mi na dobre dziecko, Elisabeth. Nie wydaje mi się, żebyś chciała kogoś umyślnie skrzywdzić. A wypadki... cóż, wypadki chodzą po ludziach. Czasami nie mamy wpływu na to, co się stanie.

Elise przełknęła głośno ślinę i już miała coś odpowiedzieć, gdy zauważyła, że spojrzenie pana Larsena nagle stało się zamglone.

– Przepraszam, czy wszystko w porządku? – spytała nieco drżącym głosem, podchodząc do niego kilka kroków.

Teodor rzucił jej spłoszone spojrzenie.

– Kim pani jest i co robi u mnie w pokoju?

Miała wrażenie, że coś ciężkiego spada jej na dno żołądka. Znowu stracił świadomość, znowu jego umysłem zawładnęła choroba. Już nie był sobą.

– Przepraszam, pomyliłam się. Zaraz przyjdzie ktoś do pana z personelu i przyniesie podwieczorek. Do widzenia.

Wspominając tę rozmowę przy oknie, Elise nie mogła uwierzyć, jak szybko zmienił się nastrój pana Larsena, jak różne były jego dwa oblicza. Jak łatwo przyszło mu zapomnieć o tym, o czym rozmawiali dosłownie kilka chwil wcześniej, zapomnieć, że znał Elise, że Hugo nie żył, że miał drugiego wnuka...

Tak trudno było jej pojąć mechanizm alzheimera.

Wzięła głęboki wdech, sprawdzając godzinę. Miała przecież dzisiaj jeszcze spotkać się z Marcusem, chociaż kompletnie straciła na to ochotę. Była tak wyczerpana po tym, co się dzisiaj wydarzyło, że najchętniej odwołałaby wszystko, ale w sumie chciała porozmawiać z nim o Sofii i o jej wiadomości.

Zadzwoniła do niego i okazało się, że już na nią czekał. Pożegnała się pośpiesznie z pracownikami, mając nadzieję, że ten dzień szybko się skończy. Gdy wyszła na zewnątrz, dostrzegła Marcusa opartego o ścianę, który na jej widok szeroko się uśmiechnął. Elise odniosła dziwaczne wrażenie, że wyglądał jakoś inaczej, porządniej niż zazwyczaj – włosy zaczesał zadziornie do góry, tak że łagodnie opadały mu na kark, na sobie miał koszulę z krótkim rękawkiem (kiedy ona ostatnio widziała go w czymś innym niż zwykła koszulka?) i długie czarne spodnie.

– Przy tobie wyglądam mocno niewyjściowo – zaśmiała się, obejmując go lekko na przywitanie.

Miała na sobie jedynie obcisłe spodnie i nieco za duży biały sweter. Dzisiaj rano zapomniała, że umówiła się z Marcusem, dopiero później jej się przypomniało. Przez myśl nawet jej przemknęło, czy nie lepiej byłoby to wszystko odwołać, ale doszła do wniosku, że to nie w porządku wobec Marcusa, który przecież był jej najlepszym przyjacielem.

– Gdzie tam, jak zwykle wyglądasz świetnie. Masz ten swój ulubiony rower?

– Niestety, ostatnio się popsuł i jeszcze go nie naprawiłam, chociaż czeka już tydzień. Dzisiaj rano podwiózł mnie tata, bo miał na później do pracy. Idziemy tam gdzie zawsze?

– Jasne, chyba że masz inny pomysł. Chętnie wypiję jakąś wielką kawę.

– Miałeś ciężki dzień? – spytała, zerkając na Marcusa; ten wsadził ręce do kieszeni i uśmiechnął się krzywo, czując na sobie jej spojrzenie.

– Nie, wczoraj zgadaliśmy się z kumplem i byliśmy na piwie. Wróciłem koło drugiej w nocy i jeszcze nie odespałem – zaśmiał się. – Zresztą na weekend wyjechaliśmy z rodzicami do jakiejś ciotki, więc znalazłem się pod ostrzałem pytań, co studiuję i kiedy przyprowadzę do domu jakąś dziewczynę. Byłem też nieudolnie swatany z sąsiadką ciotki, która ma piętnaście lat.

Elise parsknęła śmiechem.

– Jestem pewna, że kogoś sobie w końcu znajdziesz. Jesteś świetnym facetem.

Przeszli przez ulicę i znaleźli się pod jedną z lokalnych kawiarni o dość zwyczajnej nazwie „Rosy Cafe". Marcus przepuścił ją w drzwiach i po chwili oboje znaleźli się w przytulnym wnętrzu, w którym unosił się przepyszny zapach słodkich croissantów, tortów i świeżo parzonej kawy. Elise wzrokiem odnalazła jeden z wolnych stolików i od razu ruszyła w tamtą stronę. Gdy usiadła, rozejrzała się po zatłoczonym miejscu – większość osób stała w kolejce po lody, ale część zajmowała miejsca na miękkich fotelach i pufach, które stały wokół drewnianych ław, nad którymi wisiały urocze lampy w kształcie kwiatów.

– Na co masz ochotę? Pewnie coś słodkiego, bo wyglądasz, jakbyś miała za sobą ciężki dzień. Coś złego wydarzyło się dzisiaj w pracy? Pewnie chodzi o tego całego Larsena, prawda?

– Co? – Elise zmarszczyła brwi. – Nie nakręcaj się, Marcus. Nie mam ochoty znowu roztrząsać tematu Willa, bo ostatnio omal się przez to nie pokłóciliśmy. A tak poza tym, wezmę ciasto drożdżowe z jagodami i latte na podwójnym mleku – mruknęła, krzyżując ręce na piersi.

Marcus westchnął ciężko, przeczesując włosy. Wbijał w nią poirytowane spojrzenie, jakby coś szło nie po jego myśli.

– Nie denerwuj się na mnie. Ostatnio ciągle chodzisz wkurzona, a ja nie wiem, jak ci pomóc – powiedział w końcu, podnosząc się. – Pójdę zamówić. I ja stawiam – dodał, gdy zauważył, że Elise sięgnęła do torebki po portfel.

Elise obserwowała, jak Marcus podchodzi do kasy i zamawia dla nich jedzenie. Coś w jego zachowaniu jej nie pasowało. Zresztą od jakiegoś czasu zauważyła, że się zmienił, choć nie potrafiła określić, co było nie tak. Może przesadzała? A może zbyt poważnie podchodziła do jego pytań o sprawę z Larsenami? Przecież on się tylko troszczył, a ona nie chciała rozmawiać na ten temat.

Wystarczająco dużo dzisiaj przeszła z Willem i jego dziadkiem, nie miała ochoty na nowo nad tym rozmyślać z powodu pytań zadawanych przez Marcusa.

– Smacznego – powiedział z szerokim uśmiechem.

– Dawno nie widzieliśmy się we trójkę – podjęła Elise, wbijając widelec w ciepłe ciasto. – Właściwie ostatnio byliśmy na zakupach ponad dwa tygodnie temu.

– Ja z nią gadam przez telefon. – Wzruszył ramionami. – Aż tak ciężko mnie znieść, gdy jesteśmy tylko we dwoje? – Wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– No skąd! Jak możesz tak mówić – prychnęła. – Uwielbiam twoje towarzystwo.

Upiła łyk latte, czując na sobie uważne spojrzenie Marcusa.

– Wydajesz się czymś zmartwiona, Elise. Od dwóch tygodni cię w ogóle nie poznaję – powiedział w końcu. – Mam wrażenie, że to przez poznanie Willa i twoją pracę w tym domu starców. Było już lepiej, czułaś się w miarę dobrze, a nagle on przyjechał do Sandefjord i wszystko zaczęło się walić...

– Nie chodzi o Willa ani o jego dziadka, nie tym razem – powiedziała w końcu Elise, zastanawiając się, czy powinna przyznać się Marcusowi, że zakochała się w Willu, jednak postanowiła to przemilczeć, wiedząc, że jej przyjaciel na razie niespecjalnie przepadał za chłopakiem. – Aczkolwiek pośrednio chodzi o wypadek sprzed trzech lat.

– To znaczy? – Marcus zmarszczył brwi.

Elise wzięła głęboki wdech, tracąc ochotę na ciasto i kawę. Najchętniej zatopiłaby się w pościeli i zadzwoniła do Williama, by móc posłuchać jego lekko zachrypniętego głosu. A jednak Marcus się o nią martwił i nie miała sumienia ukrywać przed nim prawdy – może poza jej zauroczeniem.

– Sofia się odezwała. Chce się jutro spotkać.

– Mam nadzieję, że się nie zgodziłaś.

Powiedział to tak stanowczo, że Elise zastygła z ciastem nabitym na widelec w połowie drogi do ust.

– Dlaczego miałabym się nie zgodzić? Pewnie chce wyjaśnić sobie ze mną trochę spraw.

– Czy ona niewystarczająco cię już zraniła? Zostawiła cię, gdy najbardziej jej potrzebowałaś – fuknął, kręcąc głową. – Musiałaś ciągle rozmawiać z policją, znosić szkolne plotki, a jedyna osoba, której ufałaś, wystawiła cię do wiatru. Wiesz, ile złych rzeczy naopowiadała o tobie? Zniszczyła twoją reputację, by chronić swój tyłek. Nie wiem, czy Sofia zasługuje chociaż na odrobinę twojej uwagi.

Elise wpatrywała się w milczeniu w Marcusa, który po tej ognistej przemowie zaczerpnął głębokiego wdechu. Wydawał się mocno wzburzony i podirytowany. Co się z nim ostatnio działo? Zawsze był oazą spokoju; to on hamował temperament Kerstin i dbał, żeby cała ich trójka nie skoczyła sobie do gardeł.

A teraz nie mogła uwierzyć, że odzywał się do niej tak ostro, z wyraźną złością w głosie. Patrzył na Elise spode łba, a cała troska, o jaką go podejrzewała, zupełnie wyparowała.

– Dlaczego tak się zachowujesz? – spytała zrezygnowana. – Może i ja chodzę ostatnio bardziej zdenerwowana niż zazwyczaj, ale ty nie jesteś lepszy, Marcus. Wciąż tylko gadasz o Willu i próbujesz mną kierować. Nie podoba mi się to.

– Nie chcę, żebyś znowu wpakowała się w kłopoty, a ten cały Larsen po prostu mi się nie podoba. To zresztą trochę chore, że tak się koło ciebie kręci, a ty mu na to pozwalasz. Ciekawe, jakby zareagował, gdybyś powiedziała mu prawdę.

– Marcus! – Elise położyła dłoń na piersi, by wyrazić swoje oburzenie. – Jak możesz tak mówić?

– Moim zdaniem mu się podobasz. Łazi co chwilę pod twój dom i zaczepia cię w tym ośrodku dla starców. Nie chciałbym, żebyś się w nim zakochała, bo ta relacja tylko cię zrani, a ja nie chcę patrzeć, jak znowu się męczysz, jak znowu to wszystko przeżywasz.

Elise omal nie zachłysnęła się powietrzem. Serce biło jej nienaturalnie szybko, a w okolicy płuc pojawił się znajomy ból. Nie mogła dłużej ukrywać prawdy przez Marcusem.

– Ale ja już się w nim zakochałam.

Powiedziała to niemal szeptem, ale jej przyjaciel i tak podchwycił to zdanie. Wbił w nią niedowierzające spojrzenie, unosząc wysoko brwi i nieco rozchylając usta. Nie tego się spodziewał.

– Zwariowałaś?

– Niewykluczone.

Nie chciała o tym rozmawiać, ale widząc, jak twarz Marcusa najpierw zbladła, a potem zrobiła się cała czerwona, czuła, że to dopiero początek.

– Mało przeszłaś przez tę rodzinę? Sprawa z Hugonem ciągnęła się za tobą miesiącami, wszyscy się od ciebie odsunęli... Ta rodzina miała zniknąć z twojego życia, a ty sama na własne życzenie właśnie się wpakowałaś w kolejny syf. – Schował twarz w dłoniach.

– Dlaczego tak uważasz? Dlaczego nagle przestałeś mnie wspierać? Ostatnio słyszę z twoich ust ciągłe zarzuty, wciąż męczysz mnie i dopytujesz się o Williama, a ja nie rozumiem, o co ci chodzi. Dlaczego nie zachowujesz się jak mój przyjaciel, tylko zupełnie obcy człowiek? – wyrzucała te słowa coraz szybciej, rozpaczliwiej, nie rozumiejąc zachowania Marcusa ani tego, dlaczego mówił do niej w ten sposób.

Marcus przeczesał włosy, westchnął głęboko i wbił pełne furii spojrzenie w jej twarz.

– Bo cię kocham, do cholery.

Te słowa zawisły między nimi niczym najgorsze przekleństwo. Elise miała wrażenie, że serce pękło jej w tym momencie na kilka kawałków, a wszelkie myśli uleciały z głowy – liczyło się tylko to spojrzenie Marcusa, który wydawał się wściekły i jednocześnie zawstydzony tym, co z siebie wydusił.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś?

Nieznośnie milczał, a atmosfera między nimi wciąż gęstniała.

– W jakiej sytuacji mnie teraz postawiłeś, co? – wychrypiała, próbując pozbierać się po tej informacji. – Błagam, powiedz, że żartowałeś.

Nie żartował, co pojęła w ciągu jednej chwili, gdy gwałtownie podniósł się do góry, trącając stolik, aż ich kubki z kawami zachybotały się niebezpiecznie. Marcus bez słowa ruszył do wyjścia, a Elise, która dzisiaj już raz biegła za jednym chłopakiem, w ułamku sekundy podjęła decyzję, że musi to powtórzyć.

Dzisiaj odzyskała Willa, a za chwilę mogła stracić Marcusa.

– Poczekaj. – Dobiegła do niego dopiero przy drzwiach, chwytając za rękę. – Nie zostawiaj mnie tak bez słowa. Porozmawiajmy.

Rzucił jej tak wściekłe spojrzenie, że aż cofnęła się o krok. Miała wrażenie, że zaraz się rozsypie, tak raniło ją zachowanie Marcusa. Przecież on nigdy się tak nie zachowywał! Nie krzyczał, nie patrzył z taką nienawiścią i złością! Zawsze był spokojny, opanowany, milczący, a dzisiaj... Dzisiaj nie przypominał siebie.

– O czym ty chcesz niby jeszcze rozmawiać?! – krzyknął, a ludzie zgromadzeni w kawiarni obrócili się w ich stronę i zaczęli przysłuchiwać tej wymianie zdań. Elise jednak nie zwracała na nich najmniejszej uwagi, wciąż wierząc, że jakoś sobie to wszystko wyjaśnią z Marcusem. – Trzy lata temu, gdy cała szkoła cię olała, a Sofia obrabiała ci dupę za plecami, tylko ja i Kerstin cię żałowaliśmy! Bujałem się w tobie od podstawówki, a ty tego nawet nie raczyłaś zauważyć, bo byłaś zbyt zajęta czubkiem swojego nosa i rosnącą popularnością u boku Sofii.

Wyszarpnął się z jej uścisku i wyszedł na ulicę. Elise bezwiednie ruszyła za nim, ponownie chwytając jego ramię, gdy znalazł się koło przystanku autobusowego. Niewiele myślała, bo wszystko przyćmił ból, jaki promieniował w jej klatce piersiowej. Wiedziała, że powodowały go nie tylko słowa Marcusa, ale i panika ogarniająca umysł.

– Marcus!

Obdarzył ją pełnym obrzydzenia spojrzeniem.

– Wiesz, że gdyby nie ja, byłabyś sama jak palec?! To ja przekonałem Kris, żeby do ciebie podejść, żeby z tobą rozmawiać! Trzy lata temu, gdy każdy cię nienawidził, tylko ja stałem po twojej stronie! Chciałem się do ciebie zbliżyć, pokazać, że mi na tobie zależy... A ty przez te trzy lata byłaś ślepa jak kret! A teraz co? Teraz mi mówisz, że zakochałaś się w kimś, kogo znasz dwa tygodnie?!

Tym razem to ludzie na przystanku zwrócili na nich uwagę. Elise z mocno bijącym sercem wpatrywała się z niedowierzaniem w ogarniętą furią twarz Marcusa. Nie poznawała już tych brązowych oczu, teraz wypełnionych prawdziwym gniewem. Puściła jego ramię, mając wrażenie, że zaraz się przewróci. Oddychało się jej jakoś ciężko, ale nie zwróciła na to uwagi.

– Po prostu nie mogę w to uwierzyć! – krzyczał dalej Marcus. – Nie mogę uwierzyć, że nie potrafiłaś dostrzec mnie przez ostatnie lata, a tak łatwo zabujałaś się w bracie chłopaka, którego zabiłaś!

Nic więcej nie dodał. Zaklął jeszcze pod nosem, odwrócił się na pięcie i odszedł, nawet nie oglądając się za siebie. Elise nie miała jednak siły znowu za nim iść. W piersi serce biło szybko i boleśnie, a ból w płucach był na tyle silny, że aż ją zamroczyło. Niemal po omacku doszła do ściany budynku i oparła się o nią całym swoim ciężarem, ledwo stojąc na miękkich jak wata nogach. Musiała uregulować oddech, by nie dopuścić do kolejnego ataku.

Ktoś do niej podszedł i spytał, czy wszystko w porządku, a ona bezwiednie, z przyzwyczajenia, pokiwała głową.

Nie mogła uwierzyć w to, co powiedział jej Marcus. Naprawdę przez ostatnie trzy lata się w niej podkochiwał? Dlatego, gdy przyszła pierwszy raz do szkoły po wypadku i miała wrażenie, że każdy szepcze o niej za plecami, Marcus i Kerstin, których kojarzyła jedynie z widzenia, nieoczekiwanie zaprosili ją do swojego stolika na stołówce i dosłownie się nią zaopiekowali? Bo Marcus coś do niej czuł?

Dlaczego nigdy jej nie powiedział?

Drżącymi rękami wyciągnęła telefon z torebki, którą na szczęście wzięła z kawiarni, i wykręciła pośpiesznie znajomy jej numer.

– Halo? – Usłyszała lekko zdziwiony głos.

Wzięła głęboki oddech, by choć nieco się uspokoić, ale na niewiele się to zdało. Wciąż nie dała rady odkleić się od ściany i wrócić do domu.

– Kerstin, musimy poważnie porozmawiać.

~*~

Przyznam, że nie jest to mój ulubiony rozdział, bo jakoś ciężko mi się go pisało. Kto spodziewał się takiego zachowania po Marcusie?

Całuję,

Wasza arrain 🖤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro