Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 8

Pewnego cudownego letniego ranka, gdy rosa lśniła jeszcze na murawie, Kaspian wyruszył wraz z borsukiem i dwoma karłami przez las. Wspięli się na przełęcz położoną wysoko w górach, a potem zeszli po ich południowych zboczach, skąd widać było zielone wzgórza Archenlandii.

- Najpierw odwiedzimy Trzy Brzuchate Niedźwiedzie. - oznajmił Zuchon.

Doszli do starego, zmurszałego dębu, pokrytego mchem i najwidoczniej pustego w środku, ponieważ Truflogon zapukał w pień trzy razy. Nie było jednak żadnej odpowiedzi. Zapukał ponownie i wówczas usłyszeli zaspany, wełnisty głos:

- Dajcie nam spokój. Jeszcze nie czas wstawać.

Ale kiedy zapukał jeszcze raz, wewnątrz rozległ się dziwny hałas, przypominający małe trzęsienie ziemi, potem otworzyło się coś w rodzaju drzwi i jeden po drugim wyszły z drzewa trzy brązowe misie, rzeczywiście bardzo brzuchate i bardzo zaspane. A kiedy już wszystko im wyjaśniono ( co trwało bardzo długo ), zgodziły się z Truflogonem, że Syn Adama powinien być królem Narnii, ucałowały Kaspiana - a były to bardzo mokre i sapiące pocałunki - i ofiarowały mu trochę miodu. Kaspian nie miał wielkiej ochoty na miód - bez chleba i o tej porze - ale pomyślał, że nie byłoby grzecznie odmawiać. Wiele czasu upłynęło, zanim ręce przestały mu się kleić.

Ruszyli w dalszą drogę, aż doszli do wyskijjefi bukowego lasy i tu Truflogon zawołał:

- Trajkowitko! Trajkowitko!

I prawie natychmiast, skacząc z gałęzi na gałąź, aż zawisła tuż nad ich głowami,  pojawiła się najwspanialsza ruda wiewiórka, jaką Kaspian kiedykolwiek widział. Była o wiele większa niż zwykłe nieme wiewiórki, które spotykał czasem w ogrodzie zamkowym - mniej więcej rozmiarów małego psa teriera - i wystarczyło na nią spojrzeć, aby wiedzieć, że potrafi mówić. I to jak! Najtrudniejsze okazało się skłonienie jej do chwili milczenia, bo - jak wszystkie wiewiórki - była okropną gadułą. Od razu powitała Kaspiana z radością i zapytała, czy nie miałby ochoty na orzeszka. Królewicz odpowiedział, że o niczym innym nie marzy, lecz kiedy smyrgnęła szybko w górę, Truflogon szepnął mu do ucha:

- Tylko nie patrz teraz na nią. Patrz w zupełnie innym kierunku. Wśród wiewiórek uważa się za wielki nietakt, gdy ktoś chce zobaczyć, gdzie są ich spiżarnię, lub sprawia wrażenie, że chce się tego dowiedzieć.

Trajkowitka wróciła z orzechem, a kiedy Kaspian go zjadł, zapytała, czy chcą może przekazać komuś jakąś wiadomość.

- Przedostanę się wszędzie bez dotykania stopą ziemi. - dodała.

Uznali to za dobry pomysł i poprosili ją, aby wezwała mieszkańców lasu na ucztę i naradę, która odbędzie się za trzy noce w Tanecznym Uroczysku.

- I zaproś też Trzy Brzuchate Niedźwiedzie. - dodał Zuchon. - Bo zapomnieliśmy im o tym powiedzieć.

Potem odwiedzili Siedmiu Braci z Posępnego Boru. Zuchon poprowadził ich z powrotem do wysokiej przełęczy, a potem do nieco ponurego miejsca wśród skał i jodeł. Szli w całkowitej ciszy i nagle Kaspian poczuł, że ziemia pod nim drży, jakby ktoś siedział w środku i walił w coś ciężkim młotem. Zuchon podszedł do płaskiego kamienia wielkości pokrywy sporej beczki i tupnął weń nogą. Po dłuższej chwili kamień poruszył się i ktoś odsunął go na bok. W skale pojawiła się czarna dziura, z której buchnęła gorąca para, a w dziurze ukazała się głowa karła bardzo podobnego do Zuchona. Rozmowa trwała długo, bo karzeł okazał się bardziej podejrzliwy niż Trzy Brzuchate Niedźwiedzie i Trajkowitka, ale w końcu zaproszono ich do środka. Zeszli pod ziemię po ciemnych, wykutych w kamieniu schodkach. Na dnie było całkiem jasno: blask bił od wielkiego pieca, gdyż podziemna pieczara okazała się wielką kuźnią. Płynął tu podziemny strumień. Dwóch karłów obsługiwało miech, trzeci trzymał długimi obcęgami na kowadle kawał rozpalonego do czerwoności żelaza, a czwarty bił w nie wielkim młotem. Dwu innych wyszło im na spotkanie, wycierając ręce w usmolone fartuchy.

Sporo czasu zajęło wyjaśnienie im, że Kaspian nie jest ich wrogiem, lecz przyjacielem, ale kiedy w końcu zrozumieli, zawołali "Niech żyje król!" i wręczyli im podarunki: stalowe kolczugi, hełmy i miecze dla Kaspiana, Zuchona i Nikabrika. Borsuk mógł również otrzymać taki wojenny ekwipunek, ale odmówił, twierdząc, że jest zwierzęciem, tak, zwierzęciem, i jeśli pazury i zęby nie wystarczą mu do obrony własnej skóry, to nie warto się bronić. Uzbrojenie wykonane było po mistrzowsku i Kaspian chętnie zamienił swój miecz, który wydał mu się dziecinną zabawką. Siedmiu Braci ( wszyscy byli Czerwonymi Karłami ) przyrzekło swój udział w uczcie w Tanecznym Uroczysku.

Nieco dalej, w suchym, skalistym wąwozie, znajdowała się jaskinia pięciu Czarnych Karłów. Przyglądali się Kaspianowi podejrzliwie, ale w końcu najstarszy z nich powiedział:

- Jeżeli on jest przeciw Mirazowi, to może być naszym królem.

A drugi dodał:

- Chcecie, żebyśmy was zaprowadzili wyżej, aż do turni? Mieszka tam jeden wilkołak, a może i dwóch, a także wiedźma. Możemy was przedstawić.

- Bardzo dziękujemy, ale chyba... - zaczął szybko Kaspian i zająknął się, a Truflogon skrzywił się i powiedział:

- Myślę, że nie skorzystamy z tej propozycji. Nie chcemy mieć żadnych takich po naszej stronie.

Nikabrik był innego zdania, ale został przegłosowany przez borsuka i Zuchona. Kaspian ledwo swym oczom i uszom wierzył, przekonując się, że rzeczywiście żyją jeszcze w Narnii potomkowie strasznych i dziwnych istot, znanych mu dotąd tylko z opowieści starej niani.

- Aslan nie byłby po naszej stronie, gdybyśmy zabrali całą tę hałastrę. - zauważył Truflogon, kiedy schodzili w dół, wracając z jaskini Czarnych Karłów.

- Oh, znowu ten Aslan! - prychnął Zuchon pogardliwie. - Ważniejsze, że wtedy i ze mnie musielibyście zrezygnować.

- A ty wierzysz w Aslana? - zapytał Kaspian Nikabrika.

- Wierzę w każdego i we wszystko. - odpowiedział karzeł. - Kto i co będzie walczyć z tymi przeklętymi telmarskimi barbarzyńcami i pomoże nam rozerwać ich na strzępy albo wyrzucić z Narnii. W każdego i we wszystko, w Aslana, w jego córkę, czy w Białą Czarownicę, rozumiesz?

- Spokojnie, spokojnie. - wtrącił Truflogon. - Sam nie wiesz, co mówisz. Ona jest gorsza od Miraza i całej jego rasy.

- Ale nie dla karłów. - odpowiedział hardo Nikabrik..

Następna wizyta była bardziej przyjemna. Kiedy zeszli w dół, góry rozstąpiły się, tworząc rozległą, leśną dolinę, po której dnie płynęła bystra rzeczka. Nad jej brzegiem drzewa ustąpiły miejsca zacisznej polance, porośniętej naparstnicami i dzikimi różami.

- Gromojarze! Gromojarze! - zawołał Truflogon i po chwili Kaspian usłyszał w oddali tętent kopyt, który zbliżał się i potężniał, aż całą dolina zaczęła drżeć, i w końcu, łamiąc i tratując zarośla, pojawiły się najszlachetniejsze stworzenia, jakie Kaspian kiedykolwiek widział: wielki centaur Gromojar ze swoimi trzema synami. Jego boki lśniły jak świeżo obłupane ze skórki kasztany, a długa broda, spływająca na piersi, miała kolor czerwonawego złota. Gromojar NHL prorokiem i potrafił czytać w gwiazdach, więc nie musieli mu niczego tłumaczyć.

- Niech żyje król! - zawołał. - Ja i moi synowie jesteśmy gotowi do wojny. Kiedy będzie bitwa?

Aż do tej chwili ani Kaspian, ani jego towarzysze nie myśleli poważnie o wojnie. Wyobrażali sobie mgliście, że można - na przykład - dokonać wypadu na jakąś ludzką zagrodę albo zaatakować grupę myśliwych, gdyby zapędzili się za daleko w południowe dzikie ostępy. Na ogół myśleli jednak raczej o życiu wśród lasów i gór, o próbie odbudowania Starej Narnii z dala od ludzi. Kiedy Gromojar przemówił, poczuli nagle, że cała sprawa jest bardziej poważna, niż im się wydawało.

- Masz na myśli prawdziwą wojnę, aż do wypchnięcia Miraza i jego ludu z Narnii? - zapytał Kaspian.

- A coś by innego? - odpowiedział centaur. - Po cóż by wasza królewska mość wkładał hełm i kolczugę i zawieszał miecz u boku?

- Ale czy to może się udać, Gromojarze? - zapytał borsuk.

- Już nadszedł czas. - odpowiedział Gromojar. - Do mnie, jak wiesz, należy pilne badanie gwiazd, tak jak do ciebie pamiętanie o wszystkim. Tarva i Alambil spotkały się ja wysokim niebie, a na ziemi narodził się raz jeszcze Syn Adama, który ma nazwać po imieniu wszystkie stworzenia i rządzić nad nimi w pokoju. Godzina wybiła. Nasza narada w Tanecznym Uroczysku musi być naradą wojenną.

Gromojar przemawiał takim tonem, że ani Kaspian, ani jego towarzysze nawet nie pomyśleli o tym, że można mu zaprzeczyć. Uwierzyli w możliwość zwycięstwa. To, że wojnę trzeba rozpocząć, nie nudziło już w nikim żadnej wątpliwości.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro