Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 3

- Jasna cholera! Znowu? - zawołała Ailey sama do siebie, opadając na ziemię. Dziewczyna zakryła twarz rękoma, załamana, że od kilku tygodni nie udawało się jej przedostać do Narnii. Nie miała nawet jak poinformować swoich podwładnych, że jej nie ma.

- Ailey, cóż to za słownictwo?

Blondynka spojrzała w stronę drzwi, gdzie pojawił się Profesor we własnej osobie. Mężczyzna wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.

- Dobry. - mruknęła niezbyt radośnie, podnosząc się na równe nogi. Zaraz jednak odwróciła się do mężczyzny plecami i oparła rękoma o pobliską szafkę. - Mam już dość. Wielokrotnie próbowałam i wciąż nie mogę. Co ja mam teraz zrobić? Zostawiłam ich tam samych.

- Najpierw może trochę odpuść, kochana. - odezwał się Profesor, podchodząc do niej bliżej, po czym położył dłonie na jej ramieniu. Ailey od razu odwróciła się w jego stronę, wdzięczna, że się nią w ogóle przejmował, mimo że nie musiał. - Idź na jakiś spacer, dobrze ci to zrobi.

- Jest pan pewien?

- Z całą pewnością. - przytaknął z uśmiechem, nie widząc żadnych przeciwwskazań, by tego nie zrobiła. Wiedział, że spacer i przemyślenie wszystkiego na spokojnie, dobrze jej zrobi. - A póki co muszę już iść, miałem kilka spraw do załatwienia. - dodał, odsuwając się od niej.

Ailey spojrzała w jego kierunku, odprowadzając go wzrokiem do drzwi. Dziękowała mu w duchu za te wszystkie dobre rady, za te wszystkie spędzone godziny na rozmawianiu, bądź po prostu piciu herbaty w akompaniamencie ciszy.

- Do zobaczenia.

Profesor spojrzał jeszcze raz w jej stronę i uśmiechnął się delikatnie. Doskonale zdawał sobie sprawę, widział, że było jej ciężko z tym wszystkim, ale co niby miał zrobić? Nie potrafił się pomóc, przynajmniej w tej sprawie.

- Przejdź się, Ailey. To pomoże.

Mężczyzna wyszedł, zostawiając ją samą. A Ailey po raz kolejny osunęła się na ziemię i spojrzała w kierunku zamkniętych drzwi, jakby te miały jej w jakimś stopniu pomóc przedostać się z powrotem do Narnii.

- Oby, Profesorze. Oby.

Dziewczyna posłuchała się Profesora i kilka minut później rzeczywiście wyszła na spacer. Ale nie byłaby sobą, gdyby została w postaci człowieka.

~*~

Było wczesne lato, kiedy Doktor Kornelius obudził Kaspiana w środku nocy, po kilku zaledwie godzinach snu.

- Czy będziemy przerabiać astronomię, Doktorze? - zapytał Kaspian, spoglądając w jego stronę nieco zaspanym wzrokiem.

- Sza! - uciszył go Doktor. - Zaufaj mi i rób to, co ci powiem. Ubierz się dobrze, czeka cię długa podróż.

Kaspian był wyraźnie zaskoczony, ale nauczył się już całkowicie ufać swojemu wychowawcy, zaczął więc bez słowa wypełniać jego polecenie i prędko się przebrał.

- Mam tu dla ciebie torbę. - powiedział Doktor, kiedy chłopak był już ubrany. - Musimy pójść do drugiego pokoju i napełnić ją jedzeniem, które zostało z wczorajszej kolacji.

- Mogą tam być moi służący. - zauważył Kaspian, nie zapominając, że nie byli w zamku sami.

- Śpią twardo i nie tak łatwo się obudzą. Jestem tylko początkującym magiem, ale w końcu potrafię sprawić, by ktoś zdrowo zasnął.

Przeszli do sąsiedniej komnaty i tam, zgodnie z jego słowami, zastali dwóch służących wyciągniętych w fotelach i chrapiących głośno. Doktor Kornelius złapał szybko kawałek zimnego kurczaka i kilkanaście płatków dziczyzny, trochę chleba, jabłko i małą butelkę dobrego wina i zapakował to do torby Kaspiana, którą chłopak przewiesił sobie przez ramię.

- Masz swój miecz? - spytał Doktor, lustrując chłopaka wzrokiem.

- Mam.

- Dobrze. Otul się płaszczem, tak aby ukryć torbę i miecz. - polecił, co nastolatek posłusznie wykonał. - W porządku. A teraz pójdziemy na Wielką Wieżę, aby spokojnie porozmawiać.

Noc była pochmurna, jakże różna od tej, podczas której obserwowali koniunkcję Tarvy i Alambil jakiś czas wcześniej. Różną od tych, podczas których Kaspian spotykał się z Ailey w lesie.

Kiedy znaleźli się na szczycie wieży, Doktor Kornelius powiedział:

- Drogi książę, musisz natychmiast opuścić ten zamek i szukać szczęścia w szerokim świecie. Tutaj twojemu życiu zagraża bezpieczeństwo.

- Dlaczego?

- Ponieważ jesteś prawdziwym królem Narnii, Kaspianem Dziesiątym, prawdziwym synem i dziedzicem Kaspiana Dziewiątego. Oby wasza królewska mość żył jak najdłużej. - powiedział i, ku wielkiemu zdumieniu Kaspiana, ukląkł na jedno kolano i pocałował go w rękę.

- Co to wszystko ma znaczyć? Nic nie rozumiem. - odezwał się oszołomiony nastolatek, nie rozumiejąc jego zachowania.

- Dziwiłem się zawsze, dlaczego nigdy mnie o to nie pytasz. - odpowiedział starszy, drapiąc się po czole. - Dlaczego, będąc synem króla Kaspiana, sam nie jesteś królem Kaspianem? Każdy, prócz waszej królewskiej mości, wie, że Miraz jest uzurpatorem. Kiedy zdobił władzę, nawet on  sam nie nazwał siebie królem tylko Wielkim Opiekunem. Ale potem zmarła twoja matka, dobra królowa, jedyna spośród Telmarów, która była mi życzliwa. A potem, jeden po drugim, zmarli lub gdzieś zniknęli wszyscy baronowie, którzy znali twojego ojca. Nie było to dzieło przypadku. To Miraz ich usunął. Belizar i Uwilas zginęli przeszyci strzałami na polowaniu; mówiło się, że to nieszczęśliwy wypadek. Cały wielki ród Pasarydów został wysłany nad północną granicę, aby walczyć z olbrzymami. Wszyscy po kolei zginęli. Arlan, Erimon i wielu innych zostali skazani i uśmierceni pod zarzutem spisku, oczywiście na podstawie fałszywych świadectw. Dwóch braci z Bobrowej Tamy kazał zabić jako szaleńców. W Miami namówił siedmiu szlachetnych baronów, jedynych spośród Telmarów, którzy nie bali się morza, aby żeglowali przez Wschodni Ocean w poszukiwaniu nowych lądów. Żaden z nich nigdy mjr powrócił i nie trudno się domyślić, że zostało to zaplanowane. A gdy już nie było nikogo, kto mógł przypomnieć o twoich prawach, wówczas jego poplecznicy zaczęli go błagać ( zgodnie z jego życzeniem, rzecz jasna ), aby obwołał się królem. Oczywiście zgodził się szybko.

- Sądzisz, że teraz chce zabić mnie? - zapytał Kaspian, przerażony wizją swojej śmierci. W końcu miał jeszcze całe życie przed sobą.

- To prawie pewne. - odpowiedział Doktor Kornelius bez entuzjazmu.

- Ale dlaczego dopiero teraz? Dlaczego nie zrobił tego wcześniej? I co takiego mu zrobiłem?

- Może przedtem tego nie chciał, ale teraz zmienił zdanie po tym, co zdarzyło się zaledwie dwie godziny temu. Królowa urodziła mu syna.

- Nie rozumiem, co to ma wspólnego z tym wszystkim. - oznajmił chłopak.

- Nie rozumiesz! - zawołał Doktor. - Czyżbym na próżno uczył cię historii i polityki? - spytał, lecz nie oszukiwał odpowiedzi. - Słuchaj więc. Dopóki nie miał swoich własnych dzieci, godził się na to, że zostaniesz królem, kiedy jego już nie będzie. Ty sam niewiele go obchodziłeś, ale na pewno wolał na tronie ciebie niż kogoś obcego. Teraz, kiedy już ma swego własnego syna, będzie z całą pewnością pragnął, aby to on został jego następcą. Czy nie rozumiesz, że jesteś przeszkodą?! Usunie cię z drogi.

- Czy on naprawdę jest taki zły? - zapytał chłopak, choć doskonale znał swojego wuja. Nie chciał jednak wierzyć, że ten mógłby posunąć się do takich rzeczy. - Czy naprawdę mógłby mnie zamordować?

- Zamordował twojego ojca. - oznajmił Doktor Kornelius poważnym tonem. - I matkę obecnej królowej Narnii, królowej Ailey. Była dobrą przyjaciółką twoich rodziców.

Kaspianowi zrobiło się słabo i zamilkł.

W dodatku to wspomnienie o Ailey, której nie widział od dłuższego czasu. Nie wiedział, co się z nią działo przez ten cały czas. Nie chciał wierzyć, że mogło się jej coś stać.

- Kiedyś ci o tym opowiem. - dodał po chwili Doktor. - Ale nie teraz. Teraz nie ma chwili do stracenia. Musisz natychmiast uciekać.

- Czy pójdziesz ze mną?

- Obawiam się, że to niemożliwe. Byłbyś jeszcze bardziej zagrożony. Dwóch łatwiej wytropić niż jednego. Kochany książę, mój miły królu Kaspianie, musisz być bardzo dzielny. Musisz wyruszyć natychmiast i samotnie. Próbuj przedostać się przez południową granicę, na dwór króla Naina z Archenlandii. Przyjmie cię dobrze.

- A jeśli pojadę do królowej Ailey? Ona na pewno mnie ugości. Wierzę w to.

Doktor Kornelius zamyślił się nieco.

- Możesz, ale lepiej będzie, jeśli pojedziesz do Archenlandii. Ona na pewno cię znajdzie, jeśli tylko będzie tego chciała. O ile żyje. - ostatnie zdanie dodał już nieco ciszej, sam nie wierząc, że przeszło mu to przez gardło.

- To moja przyjaciółka. - powiedział do siebie Kaspian bardziej niż do kogokolwiek innego. - Czyli już cię nigdy nie zobaczę? - zapytał załamującym się ze wzruszenia głosem.

- Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś zobaczymy, miły królu. Nie mam przecież na całym świecie innego przyjaciela prócz waszej królewskiej mości. - odparł zgodnie z prawdą, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka, którą prędko zabrał. - Ale teraz, naprawdę, trzeba się bardzo spieszyć. To najważniejsze. Tu są dwie rzeczy, które mogą ci się przydać w drodze. Oto niewielka sakiewka ze złotem, niestety bardzo mała, choć zgodnie z prawem wszystkie skarby w tym zamku powinny należeć do ciebie. A tu jest coś znacznie lepszego.

Włożył Kaspianowi do ręki coś, czego królewicz nie mógł w ciemności zobaczyć, ale co musiało być niewielkim rogiem.

- To jest największy i najświętszy skarb w całej Narnii. - powiedział Doktor. - Wiele wycierpiałem i wiele zaklęć wyszeptałem, gdy byłem młody, aby go znaleźć. To jest zaczarowany róg samej królowej Zuzanny. Zostawiła go po sobie, kiedy nagle zniknęła z Narnii pod koniec Złotego Wieku. Mówią, że ktokolwiek w niego zadmie, otrzyma niespodziewaną pomoc, a nikt nie może przewidzieć, jak dziwną i niespodziewaną. Róg posiada moc sprowadzenia tutaj z dalekiej przeszłości Królowej Łucji i króla Edmunda, i królowej Zuzanny, i Wielkiego Króla Piotra, no i oczywiście królową Ailey, którzy z powrotem zaprowadzą prawo. Może na jego dźwięk przybędzie sam Aslan? Weź go, królu Kaspianie, ale pamiętaj: możesz go użyć tylko w ostatecznej potrzebie. A teraz szybko, szybko, szybko! Te małe drzwi na samym dole wieży, drzwi do ogrodu, są otwarte. Tam się rozstaniemy.

- Czy nie mógłbym przedtem wyprowadzić mojego Rumaka?

- Już jest osiodłany i czeka na ciebie w końcu sadu.

Kiedy schodzili po schodach pełnej wiatru wieży, Kornelius szeptał mu do ucha ostatnie rady i wskazówki. Serce Kaspiana przepełniał smutek, ale starał się wszystko dobrze zrozumieć i zapamiętać.

Zeszli wreszcie na sam dół i Doktor mocno uścisnął mu dłoń.

Przebiegłszy przez trawniki, napotkał Rumaka radosnym rżeniem witającego swego pana - i oto król Kaspian Dziesiąty opuszczał już zamek swego ojca. Kiedy obejrzał się ostatni raz za siebie, zobaczył sztuczne ognie, którymi witano narodziny nowego królewicza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro