rozdział 23
Czas w Narnii i czas w świecie, w którym żyło rodzeństwo Pevensie, leciał dla Ailey trochę inaczej. O ile dla innych nie miało różnicy, ile czasu spędzili w Narnii, tak ona doskonale zdawała sobie sprawę, że kilka tygodni w swoim prawdziwym domu stanowiło kilka dni w drugim. Dlatego, kiedy znów się tam znalazła - nieopodal domu Profesora - wiedziała, że minęło sporo czasu.
Spojrzała na ogromny budynek przed sobą z pewną nostalgią, uśmiechając się delikatnie. Kocie łapy, które po sobie pozostawiała, prowadziły aż do drzwi domu. Tam rozejrzała się wokoło, sprawdzając, czy nikt jej nie widział, po czym przemieniła się z powrotem w człowieka i najzwyczajniej w świecie weszła do środka.
Zamknęła ostrożnie za sobą drzwi i skierowała się w stronę schodów, patrząc na wszystko z delikatnym uśmiechem. Naprawdę cieszyła się, że znów tam była, bo wbrew pozorom brakowało jej trochę Profesora, który był dla niej trochę jak drugi ojciec. A nie widziała go przecież przez dłuższy czas.
Ailey wyszła zza zakrętu i wyjątkowo szybko znalazła się na ziemi. Zdezorientowana zaistniałą sytuacją, dopiero po chwili zorientowała się, że tuż nad nią stała pani Mcready, równie zdziwiona, co ona. Kobieta spojrzała na nią, a jej twarz wykrzywiła się w dziwnym grymasie, gdy rozpoznała dziewczynę.
- Ty... Myślałam, że wyjechałaś na dobre. - odezwała się pani Mcready, mierząc nastolatkę wzrokiem.
- Panią też miło widzieć. - mruknęła Ailey, nie chcąc zwracać uwagi na niemiły ton kobiety.
- Co tu się dzieje?
Obie odwróciły się nagle w stronę Profesora, który pojawił się tam znikąd. Pani Mcready wykrzywiła usta w niezręcznym uśmiechu, podczas gdy Ailey uśmiechnęła się tak szeroko i tak naturalnie... Mężczyzna ucieszył się z jej widoku, sam już trochę za nią tęskniąc. Wyciągnął do niej dłoń, którą od razu przyjęła, wstając z jego małą pomocą.
- Muszę z panem porozmawiać. - oznajmiła Ailey, patrząc tylko na mężczyznę przed sobą.
- Z przyjemnością. - odparł od razu, posyłając jej szczery uśmiech. Jego oczy lśniły delikatnie, co dodawało mu uroku. - Ailey jest mieszkańcem tego domu, pani Mcready, więc proszę ją traktować dobrze.
- Oczywiście, Profesorze.
Tak szybko jak wydarzyła się tamta sytuacja, tak szybko pani Mcready zniknęła z oczu mężczyźnie i nastolatce. Ta odwróciła się do Profesora z delikatnym uśmiechem, który od razu odwzajemnił. Zaraz oboje skierowali się do pokoju mężczyzny, gdzie ten zaczął robić dla nich herbaty - jaką oboje lubili.
- Promienieje pan.
- Ty tak samo, moja droga. - powiedział od razu, zerkając na nią przez ramię. Doskonale widział tamten uśmiech, który naprawdę rzadko się u niej pojawiał. - Spotkałem się z dawnymi znajomymi. Oh, jak cudownie było znów z nimi porozmawiać, pośmiać się, powspominać. Czasami żałuję, że mieszkamy tak daleko i spotykamy się tylko raz na kilka lat.
Ailey nie odezwała się, upijając łyk swojej herbaty. Lubiła słuchać Profesora i jego historii, ale w tamtym momencie poczuła się wyjątkowo źle z tym wszystkim. Nie narzekała na brak znajomych, z którymi mogła się spotkać, bo zawsze była typem samotniczki i nic w tej kwestii się nie zmieniło. Fakt, miała dla kogo wracać do Narnii, ale do tego świata też miała dla kogo wracać.
To dlatego tam wtedy siedziała.
- A co tam słychać u ciebie, kochana? Na pewno masz dużo do opowiedzenia.
- Oh, to z pewnością. Działo się tak wiele w ostatnich tygodniach. - przyznała zgodnie z prawdą, nieświadomie się uśmiechając. Kiedy tylko przypomniała sobie ponowne spotkanie z przyjaciółmi i ojcem... - Znów spotkałam rodzeństwo Pevensie. Minął niby rok, ale zmienili się, choć tylko z wyglądu. Wciąż mam z nimi świetny kontakt.
- A tak się przed tym wzbraniałaś. - zaśmiał się cicho, co udzieliło się również jej.
- Zna mnie pan, chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego. - odpowiedziała niemalże od razu, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Miałabym tylko jedną prośbę do pana. To dla mnie ważne.
- Wiesz, że pomogę ci ze wszystkim, Ailey. Możesz śmiało mówić.
Ciche westchnienie opuściło jej usta.
- Dałby mi pan adres rodzeństwa? Chciałabym złożyć im wizytę. - powiedziała na jednym tchu, trochę obawiając się jego reakcji. Niby wiedziała, że był w stanie zrobić dla niej wszystko, ale mimo to...
- Musiałbym sprawdzić, gdzie mam go zapisanego.
- To nie musi być teraz! - oznajmiła od razu, nie chcąc go w żaden sposób pospieszać. - Po prostu... Niech pan go poszuka na spokojnie, bo ja gdzieś zapodziałam listy, które pisał do mnie Piotr. Z resztą, zawsze wyrzucałam koperty, na których był adres.
- Rozumiem. I na pewno poszukam w wolnym czasie. - powiedział mężczyzna, widząc w jej oczach, że bardzo jej na tym zależało. Naprawdę chciał jej pomóc.
- Byłabym wdzięczna.
Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało, ale Profesor nie mógł wytrzymać. Zaraz zaczął opowiadać ze szczegółami sytuację sprzed kilkunastu dni, ale też sprzed kilkudziesięciu lat. Ailey nie pozostawała mu dłużna i również opowiedziała o tym, co działo się w Narnii, o rodzeństwie, o Kaspianie... O swoim ojcu.
A czas mijał nieubłaganie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro