Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 23

Czas w Narnii i czas w świecie, w którym żyło rodzeństwo Pevensie, leciał dla Ailey trochę inaczej. O ile dla innych nie miało różnicy, ile czasu spędzili w Narnii, tak ona doskonale zdawała sobie sprawę, że kilka tygodni w swoim prawdziwym domu stanowiło kilka dni w drugim. Dlatego, kiedy znów się tam znalazła - nieopodal domu Profesora - wiedziała, że minęło sporo czasu.

Spojrzała na ogromny budynek przed sobą z pewną nostalgią, uśmiechając się delikatnie. Kocie łapy, które po sobie pozostawiała, prowadziły aż do drzwi domu. Tam rozejrzała się wokoło, sprawdzając, czy nikt jej nie widział, po czym przemieniła się z powrotem w człowieka i najzwyczajniej w świecie weszła do środka.

Zamknęła ostrożnie za sobą drzwi i skierowała się w stronę schodów, patrząc na wszystko z delikatnym uśmiechem. Naprawdę cieszyła się, że znów tam była, bo wbrew pozorom brakowało jej trochę Profesora, który był dla niej trochę jak drugi ojciec. A nie widziała go przecież przez dłuższy czas.

Ailey wyszła zza zakrętu i wyjątkowo szybko znalazła się na ziemi. Zdezorientowana zaistniałą sytuacją, dopiero po chwili zorientowała się, że tuż nad nią stała pani Mcready, równie zdziwiona, co ona. Kobieta spojrzała na nią, a jej twarz wykrzywiła się w dziwnym grymasie, gdy rozpoznała dziewczynę.

- Ty... Myślałam, że wyjechałaś na dobre. - odezwała się pani Mcready, mierząc nastolatkę wzrokiem.

- Panią też miło widzieć. - mruknęła Ailey, nie chcąc zwracać uwagi na niemiły ton kobiety.

- Co tu się dzieje?

Obie odwróciły się nagle w stronę Profesora, który pojawił się tam znikąd. Pani Mcready wykrzywiła usta w niezręcznym uśmiechu, podczas gdy Ailey uśmiechnęła się tak szeroko i tak naturalnie... Mężczyzna ucieszył się z jej widoku, sam już trochę za nią tęskniąc. Wyciągnął do niej dłoń, którą od razu przyjęła, wstając z jego małą pomocą.

- Muszę z panem porozmawiać. - oznajmiła Ailey, patrząc tylko na mężczyznę przed sobą.

- Z przyjemnością. - odparł od razu, posyłając jej szczery uśmiech. Jego oczy lśniły delikatnie, co dodawało mu uroku. - Ailey jest mieszkańcem tego domu, pani Mcready, więc proszę ją traktować dobrze.

- Oczywiście, Profesorze.

Tak szybko jak wydarzyła się tamta sytuacja, tak szybko pani Mcready zniknęła z oczu mężczyźnie i nastolatce. Ta odwróciła się do Profesora z delikatnym uśmiechem, który od razu odwzajemnił. Zaraz oboje skierowali się do pokoju mężczyzny, gdzie ten zaczął robić dla nich herbaty - jaką oboje lubili.

- Promienieje pan.

- Ty tak samo, moja droga. - powiedział od razu, zerkając na nią przez ramię. Doskonale widział tamten uśmiech, który naprawdę rzadko się u niej pojawiał. - Spotkałem się z dawnymi znajomymi. Oh, jak cudownie było znów z nimi porozmawiać, pośmiać się, powspominać. Czasami żałuję, że mieszkamy tak daleko i spotykamy się tylko raz na kilka lat.

Ailey nie odezwała się, upijając łyk swojej herbaty. Lubiła słuchać Profesora i jego historii, ale w tamtym momencie poczuła się wyjątkowo źle z tym wszystkim. Nie narzekała na brak znajomych, z którymi mogła się spotkać, bo zawsze była typem samotniczki i nic w tej kwestii się nie zmieniło. Fakt, miała dla kogo wracać do Narnii, ale do tego świata też miała dla kogo wracać.

To dlatego tam wtedy siedziała.

- A co tam słychać u ciebie, kochana? Na pewno masz dużo do opowiedzenia.

- Oh, to z pewnością. Działo się tak wiele w ostatnich tygodniach. - przyznała zgodnie z prawdą, nieświadomie się uśmiechając. Kiedy tylko przypomniała sobie ponowne spotkanie z przyjaciółmi i ojcem... - Znów spotkałam rodzeństwo Pevensie. Minął niby rok, ale zmienili się, choć tylko z wyglądu. Wciąż mam z nimi świetny kontakt.

- A tak się przed tym wzbraniałaś. - zaśmiał się cicho, co udzieliło się również jej.

- Zna mnie pan, chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego. - odpowiedziała niemalże od razu, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Miałabym tylko jedną prośbę do pana. To dla mnie ważne.

- Wiesz, że pomogę ci ze wszystkim, Ailey. Możesz śmiało mówić.

Ciche westchnienie opuściło jej usta.

- Dałby mi pan adres rodzeństwa? Chciałabym złożyć im wizytę. - powiedziała na jednym tchu, trochę obawiając się jego reakcji. Niby wiedziała, że był w stanie zrobić dla niej wszystko, ale mimo to...

- Musiałbym sprawdzić, gdzie mam go zapisanego.

- To nie musi być teraz! - oznajmiła od razu, nie chcąc go w żaden sposób pospieszać. - Po prostu... Niech pan go poszuka na spokojnie, bo ja gdzieś zapodziałam listy, które pisał do mnie Piotr. Z resztą, zawsze wyrzucałam koperty, na których był adres.

- Rozumiem. I na pewno poszukam w wolnym czasie. - powiedział mężczyzna, widząc w jej oczach, że bardzo jej na tym zależało. Naprawdę chciał jej pomóc.

- Byłabym wdzięczna.

Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało, ale Profesor nie mógł wytrzymać. Zaraz zaczął opowiadać ze szczegółami sytuację sprzed kilkunastu dni, ale też sprzed kilkudziesięciu lat. Ailey nie pozostawała mu dłużna i również opowiedziała o tym, co działo się w Narnii, o rodzeństwie, o Kaspianie... O swoim ojcu.

A czas mijał nieubłaganie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro