Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 21

Już następnego dnia rozesłano po całym kraju heroldów ( którymi były głównie wiewiórki i ptaki ), aby ogłosili odezwę do rozproszonych Telmarów - nie wyłączając tych, którzy byli uwięzieni w Berunie. Oznajmiono im, że teraz królem jest Kaspian, a Narnia będzie odtąd należeć nie tylko do ludzi, ale i do mówiących zwierząt, karłów, driad, faunów i innych leśnych stworzeń. Każdy, kto zechce się podporządkować nowym prawom, może pozostać w Narnii, ale dla tych, którym się to nie będzie podobało, Aslan przygotował inny kraj. Wszyscy, którzy pragną się tam udać, muszą stawić się przed Aslanem i królami przy Brodzie Beruny w południe piątego dnia od ogłoszenia odezwy. Możecie sobie wyobrazić, jak się zaczęli skrobać w głowę Telmarowie w całej Narnii. Niektórzy, zwłaszcza młodsi, słyszeli już przedtem - podobnie jak Kaspian - opowieści o Dawnych Czasach i cieszyli się, że znowu wróciły. Co zdążyli się już zaprzyjaźnić z mieszkańcami lasu, a teraz postanowili pozostać w Narnii. Ale większość starszych, a zwłaszcza ci, którzy uprzednio piastowali urzędy i godności, nadąsała się i nie chciała żyć w kraju, w którym nie mogła odgrywać pierwszoplanowej roli. "Żyć tutaj, z tymi wszystkimi przeklętymi tresowanymi zwierzętami? Nigdy w życiu", mówili. "I z duchami", dodawali inni, wstrząsając się z obrzydzeniem. "Bo czym są naprawdę te driady i inne cudaki? Możecie sobie to wyobrazić?" Byli też podejrzliwi. "Nie można mieć do nich zaufania, dobrego strasznego Lwa i całej reszty. ZOBACZYCIE, że niedługo wyciągnie po was swoje pazury". Ale zawarta w odezwie obietnica znalezienia im drugiej ojczyzny też budzika nieufność. "Zawlecze nas do swojego legowiska i zje jednego po drugim, jak amen w pacierzy", mruczeli posępnie. Im dłużej rozprawiali o tym między sobą, tym bardziej robili się nadąsani i podejrzliwi. W końcu jednak więcej niż połowa Telmarów stawiła się o wyznaczonym czasie przy Brodzie Beruny.

Na jednym końcu polany Aslan kazał wbić w ziemię dwa długie, wyższe od człowieka paliki, tak że cała konstrukcja wyglądała jak drzwi prowadzące znikąd donikąd. O oznaczonej porze zebrali się przed nimi wszyscy: sam  Aslan, mając po prawej stronie Piotra, a po lewej Ailey, koło której stał Kaspian, Edmund, Zuzanna i Łucja, Zuchon i Truflogon, Doktor kornet, Gromojar, Ryczypisk i inni. Ludzie i karły zrobiły dobry użytek z królewskiej garderoby znalezionej w tym, co było kiedyś zamkiem Miraza, a teraz stało się siedzibą Kaspiana. Cóż to były za jedwabie i złotogłowy, cóż za śnieżne płótna, bielejące między rozcięciami rękawów! Z srebrzyste siatkowe koszulki, i wysadzane drogimi kamieniami rękojeści mieczów, i pozłacane hełmu, i aksamitne berety z pióropuszami - wszystko to lśniło tak, że nie można było długo na nich patrzeć. Nawet zwierzęta zawiesiły sobie na szyjach bogate łańcuchy. Ale nikt nie przyglądał się ani nastolatkom, ani karłom, ani zwierzętom. Wszystkie oczy wlepione były w Aslana, którego grzywa, opadając złocistą, żywą gęstwiną, jaśniała bardziej niż srebra i złotogłowy. Reszta Starych Narnijczyków stała w dwóch rzędach po obu brzegach polany, a na dalekim końcu zebrali się Telmarowie. Słońce świeciło jasno, proporce i sztandary łopotały na lekkim wietrze.

- Ludu Telmaru! - przemówił Aslan. - Wy, którzy szukacie nowej ojczyzny, posłuchajcie moich słów. Wyślę was do waszej własnej ojczyzny, którą znam, lecz której wy nie znacie.

- Nie pamiętamy Telmaru. Nie wiemy, gdzie on leży. Nie wiemy, jaki jest. - zaczęli szmerać Telmarowie.

- Przyszliście do Narnii z Telmaru. - mówił dalej Aslan. - Ale Telmar nie jest waszą prawdziwą ojczyzną. W ogóle nie należycie do tego świata. Przybyliście do niego wiele pokoleń temu ze świata, do którego należy Wielki Król Piotr.

Na te słowa połowa Telmarów wszczęła tumult, wykrzykując piskliwie:

- Sami widzicie! A nie mówiliśmy? Chce nas pozabijać, chce nas zgładzić z tego świata!

Druga połowa zaczęła natychmiast wypinać piersi i poklepywać się nawzajem po ramionach, mówiąc:

- Sami widzicie! Można było podejrzewać, że jesteśmy czymś lepszym od tego tłumu cudacznych, obmierzłych, nienaturalnych stworzeń. Widzicie, płynie w nas królewska krew!

Wtedy nawet Kaspian i Korneliusz, a także rodzeństwo oraz Ailey, zwrócili się do Aslana w wyrazem zdumienia na twarzach.

- Spokój! - zagrzmiał Aslan niskim głosem, bardzo już bliskim ryku. Ziemia zadrżała lekko i każde żywe stworzenie zamarło w milczeniu.

- Ty, szlachetny Kaspianie. - zaczął Aslan po chwili. - Powinieneś wiedzieć, że nie mógłbyś zostać prawdziwym królem Narnii, gdybyś nie był Synem Adama i gdybyś nie pochodził ze świata Synów Adama, jak starożytni królowie. I jesteś nim. Wiele lat temu w tamtym świecie, na głębokim morzu, które nazywają tam Południowymi Morzami, okręt Orlen piratów został rozbity przez burzę u brzegów pewnej samotnej wyspy. A oni zrobili to, czego się można było spodziewać po piratach: zabili krajowców i wzięli sobie ich kobiety są żony. Z palmy zrobili wino i pili je, zasypiając pijani w cieniu palmowych drzew. A potem budziki się, wszczynali kłótnie i często jeden zabijał drugiego. W czasie tych bójek sześciu zostało zmuszonych przez resztę do ucieczki, zabrali swoje kobiety i uciekli ja wysoką górę, która wznosiła się pośrodku wyspy. Znaleźli tam jaskinię, w której się ukryli. Ale nie była to zwykła jaskinia. Było to jedno z magicznych miejsc, jedna ze szczelin między tym światem a tamtym. Dawno temu istniało wiele szczelin, lecz z biegiem czasu pozostało ich coraz mniej. Ta była jedną z ostatnich, choć nie powiedziałem, że OSTATNIĄ. I stało się, że ci ludzie wpadli w tą szczelinę albo wspięli się przez nią, albo wpełzli w nią , albo przeciekli przez nią jak woda, dość że znaleźli się w tym świecie, w krainie Telmar, która nie była wówczas zamieszkana. A dlaczego była niezamieszkana, to już długa historia, opowiem wam ją innym razem. I tak żyli w Telmarze, a ich potomkowie shaki się ludem dumnym i dzikim. Po wielu stuleciach nastał w Telmarze wielki głód i wtedy to najechali na Narnię, w której pracował wówczas chaos ( ale to również jest długa historia ), podbili ją i zaczęli w niej panować. Czy słuchasz uważnie, królu Kaspianie?

- Słucham z najwyższą uwagą, panie mój. - odpowiedział Kaspian, po czym spojrzał nagle na stojącą obok Ailey. - I wolałbym mieć bardziej szlachetne pochodzenie.

- Pochodzisz od Pana Adama i Pani Ewy. - powiedział Aslan, również zerkając na swoją córkę, która przyglądała się mu z zaciekawieniem. - To wystarczy, by najnędzniejszy z żebraków podniósł dumnie głowę, i wystarczy też, by największy na ziemi władca pochylił swe ramiona ze wstydu. Nasz zadowolony.

Kaspian się skłonił. Już po chwili też poczuł czyjąś dłoń na ramieniu, więc odruchowo odwrócił się do dziewczyny obok siebie. Na twarzy obojga pojawiły się delikatne, aczkolwiek szczere uśmiechy.

- A więc, mężowie i niewiasty Telmaru, czy chcecie wrócić do świata ludzi, na wyspę, z której wyszli wasi praojcowie? To nie jest złe miejsce. Potomkowie piratów dawno już wymarli i wyspa jest bezludna. Są tam źródła słodkiej wody i żyzna ziemia, drzewo na budulec i ryby w zatokach, a inni ludzie z tamtego świata jeszcze jej nie odkryli. Szczelina jest wciąż otwarta. Muszę was jednak ostrzec, że kiedy raz przez nią przejdziecie, zamknie się za wami na zawsze. Nie będzie już w tym miejscu połączenia między dwoma światami.

Zapanowała cisza. Potem jakiś krzepki, przyzwoicie wyglądający żołnierz wysunął się z tłumu Telmarów i powiedział:

- Zgoda. Ja przyjmuję tę propozycję.

- To dobry wybór. - rzekł Aslan. - A ponieważ przemówiłeś pierwszy, bądź spokojny o swoją przyszłość w tamtym kraju. Podejdź tu.

Twarz mężczyzny pobladła. Ailey, widząc, że niezbyt paliło mu się podejście do nich, zmieniła się w lwicę i skierowała w jego stronę. Tłum westchnął, cofając się o krok, więc od razu przemieniła się w człowieka. Trochę wbrew samej sobie, wyciągnęła do mężczyzny dłoń, uśmiechając się do niego delikatnie.

- Nie gryzę. - zaśmiała się, zabierając rękę, kiedy mężczyzna jej nie przyjął. - Ale radziłabym podejść. Aslan nic nie zrobi, ręczę za niego.

Mężczyzna przytaknął, nie mając podstaw, by jej nie wierzyć. Było w niej coś, czego nie dało się określić... Coś, co przyciągało wielu.

Wreszcie podszedł do Aslana w towarzystwie Ailey i stanął przed Lwem. Cały dwór rozstąpił się, pozostawiając mu wolną drogę do przejścia zrobionego z trzech tyczek.

- Przejdź przez to, mój synu. - powiedział Aslan, nachylił się i lekki dotknął jego nosa swoim. Gdy tylko oddech Lwa owionął żołnierza, w jego oczach pojawiły się nowy wyraz - wyraz zaskoczenia, jakby próbował sobie coś przypomnieć, a to coś było bardzo przyjemne. Wyprostował się i przeszedł przez Drzwi.

Wszystkie oczy były w niego utkwione. Wszyscy widzieli trzy drewniane tyczki, a pomiędzy nimi drzewa, trawę i niebo Narnii. Widzieli mężczyznę między tyczkami, a potem - w jednej sekundzie - już go nie było.

Z drugiego końca polany, gdzie zgromadziła się reszta Telmarów, rozległ się głośny lament.

- Och! Co się z nim stało! Czy chcesz nas wszystkich pozabijać? Nie przejdziemy tędy!

A jeden z mądrzejszych Telmarów powiedział:

- Nie widzimy żadnego innego świata między tymi tyczkami. Jeśli chcesz, abyśmy ci uwierzyli, dlaczego jeden z WAS nie przejdzie pomiędzy nimi? Wszyscy twoi przyjaciele jakoś trzymają się z dala od tych drzwi.

Jeszcze nie przebrzmiały jego słowa, gdy z gromadki dworzan wystąpił Ryczypisk, skłonił się i powiedział:

- Jeżeli mój przykład może się na coś przydać, Aslanie, ja sam na czele moich jedenastu towarzyszy przejdę bez zawahania między tymi tyczkami!

- Nie, mój mały. - odparł Aslan, kładąc ostrożnie swoją aksamitną łapę na głowie Ryczypiska. - Okropne rzeczy czekałyby cię w tamtym świecie. Pokazywano by cię na jarmarkach. Nie, to inni muszą dać przykład.

- Chodźcie. - powiedział nagle Piotr do Edmunda i Łucji. - Nasz czas nadszedł.

- Co masz na myśli. - zapytał Edmund.

- Tędy! - krzyknęła Zuzanna, która sprawiała wrażenie, jakby była w coś wtajemniczona. - Tj, między drzewa. Musimy to zmienić.

- Co zmienić? - zapytała Łucja.

- Zmienić ubrania, rzecz jasna. - odpowiedziała Zuzanna. - Ale byśmy głupio w TYM wyglądali na peronie małej angielskiej stacji.

- Ale przecież nasze stare ubrania są w zamku Kaspiana. - zauważył Edmund.

- Nie, już ich tam nie ma. - odezwał się milczący dotąd Piotr, który prowadził ich w najgęstsze zarośla. - Są tutaj. Zostały przyniesione dziś rano w tobołku. Wszystko jest gotowe.

- A więc to o tym mówił Aslan dziś rano tobie i Zuzannie? - spytała Łucja.

- Tak, i o wielu innych rzeczach. - powiedział Piotr z uroczystą miną. - Nie mogę tego powtórzyć wam wszystkim. Były tam rzeczy, o których chciał powiedzieć tylko mnie i Zuzannie, ponieważ my dwoje już nigdy nie wrócimy do Narnii.

- Nigdy?! - krzyknęli jednocześnie Edmund i Łucja z przerażeniem.

- Wiedziałam, że to pewnego dnia nastąpi, a jednak się łudziłam. - odezwała się nagle Ailey, zjawiając się za nimi jak duch. Każdy z nich odwrócił się w jej stronę, zdziwiony jej widokiem. - No co? Wiedziałam od samego początku. Tylko to was nie dotyczy, Łucjo i Edmundzie. - dodała niemalże od razu, wzdychając cicho. - Pewnego dnia wrócicie tu ponownie. Ale Zuzanna i Piotr już nigdy się tu nie pojawią. Są za starzy. Bez obrazy.

- Ach, Piotrze. - zawołała Łucja. - Cóż za pech! Możesz to znieść?

- No cóż, myślę, że jakoś to zniosę, choć będzie ciężko. - odpowiedział Piotr, odruchowo patrząc na Ailey. Każdy doskonale to zauważył, ale nikt nie skomentował. - Wszystko wygląda trochę inaczej, niż myślałem. Zrozumiecie to, kiedy nadejdzie wasz ostatni raz. A teraz pospieszcie się, tu są wasze rzeczy.

Nie był to dla nich miły powrót, teraz kiedy już zdjęli królewskie szaty i mieli na sobie swoje szkolne ubranka ( niezbyt świeże, należy dodać ). Wśród Telmarów dało się słyszeć pojedyncze gwizdy. Ale reszta mieszkańców Narnii powstała i zaczęła wiwatować na cześć Wielkiego Króla Piotra, królowej Zuzanny od Zaczarowanego Rogu, króla Edmunda i królowej Łucji. A potem były serdeczne i ( przynajmniej jeśli chodzi o Łucję ) nie wolne od łez pożegnania ze starymi przyjaciółmi: całusy ze zwierzętami, uścisku z Brzuchatymi Misiami, ściskanie rąk z Zuchonem, łaskoczące całowanie z Truflogonem i delikatne uściski z Ailey. I oczywiście Kaspian próbował oddać róg Zuzannie, i oczywiście Zuzanna powiedziała, aby go zatrzymał. A potem było pożegnanie cudowne i okropne zarazem, pogrzebanie z samym Aslanem.

Kiedy Piotr pożegnał się z Lwem, ostatni raz podszedł do Ailey. Dziewczyna patrzyła na nich wszystkich z wyraźnym smutkiem, sama nie wiedząc, co ze sobą zrobić. To było dla nich najgorsze pożegnanie z możliwych.

- Więc już nigdy więcej się nie spotkamy?

- Nie mów hop, zanim nie przeskoczysz. - odparła Ailey niemalże od razu, posyłając mu ledwo widoczny uśmiech. Spuściła zaraz wzrok, wzdychając cicho. Nie była na to gotowa.

- Piotrze...

Piotr nie zdążył się odwrócić, gdy poczuł dłoń na swoim policzku, a następnie usta dziewczyny na swoich. Oboje stali chwilę bez ruchu, aż w końcu zaczęli poruszać ustami we wspólnym rytmie. Odsunęli się od siebie dopiero, gdy zabrakło im tchu. Nie odezwali się, bo wcale nie musieli. A przede wszystkim nie wiedzieli, co powiedzieć w zaistniałej sytuacji.

Wreszcie Piotr stanął przed Drzwiami pierwszy, za nim Zuzanna, która położyła ręce na jego ramionach, Edmund położył ręce na jej ramionach, Łucja położyła ręce na jego ramionach, pierwszy z Telmarów położył ręce na jej ramionach - i jak, w długim rzędzie, ruszyli ku Drzwiom. A potem nadszedł moment, który trudno opisać, ponieważ rodzeństwu wydawało się, że widzą trzy rzeczy naraz. Jedną był czarny wylot jaskini, otwierającej się na zieleń i błękit jakiejś wyspy na Pacyfiku, na której mieli się już za chwilę znaleźć Telmarowie po przejściu przez Drzwi. Drugą była jedną polana w Narnii, twarze karłów i zwierząt, przepastne oczy Aslana, jaskrawożółte włosy Ailey i białe ładna na policzkach borsuka. A trzecią ( która nagle pochłonęła tamte dwie ) była szata, ponura płyta peronu na wiejskiej stacyjce i ławka z rozłożonymi wokół niej bagażami, na której wszyscy którzy czworo siedzieli tak, jakby się z niej nigdy nie ruszało. Było to trochę nudne i ponure miejsce po tym wszystkim, co przeszli w Narnii, ale jednocześnie nieoczekiwanie miłe w swoisty sposób, ze znajomym kolejowym zapachem, angielskim niebem i jesiennym semestrem szkolnym przed nimi.

- No cóż. - powiedział Piotr. - Ale MIELIŚMY przygodę!

- Psiakość! - zawołał Edmund. - Zostawiłem w Narnii swoją nową latarkę!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro