Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 2

- Ciekawe, jak tam u Ailey.

- Nie pisała do ciebie? Przecież mieliście taki dobry kontakt. - odparł Edmund, pakując książki do swojego plecaka. Chłopak spojrzał na swojego brata przelotnie i wrócił do wcześniej wykonywanej czynności.

- Nie, już dawno się nie odzywała.

- A ty pisałeś do niej? - spytała Zuzanna, opierając się biodrem o framugę drzwi. Dziewczyna patrzyła na swoich braci ze skrzyżowanymi rękoma na piersi.

Piotr jednak nie odpowiedział, bo najzwyczajniej w świecie nie chciał kłamać. W głowie wciąż siedziała mu Ailey, mimo że minęło już sporo czasu od ich ostatniego spotkania. Nie potrafił o niej zapomnieć, czasami nawet mu się śniła, o czym nigdy nie mówił na głos. Wielokrotnie chciał się z nią spotkać, ale wiedział, że to było niemożliwe. Mieszkała daleko, w dodatku często przedostawała się do Narnii, gdzie był jej prawdziwy dom.

I to właśnie w Narnii Ailey była tamtego słonecznego, choć mroźnego dnia. Szykowała się do wyjścia, krążąc po swojej komnacie, starając się znaleźć coś, czego szukała już od jakiegoś czasu.

- Gdzie to jest? Matko boska, gdzie jest ten cholerny wisiorek? - mruknęła sama do siebie, szperając po raz kolejny w tej samej szufladzie. I wreszcie znalazła to, czego szukała, unosząc wisiorek do góry z szerokim uśmiechem na twarzy. - Masz szczęście. - powiedziała do biżuterii, jednak szybko odsunęła ją od twarzy, z zdając sobie sprawę, że to nie wyglądało najlepiej z perspektywy osoby trzeciej. - Jezu! Znów zaczynam gadać sama do siebie.

Nagle dziewczyna odwróciła się w stronę drzwi, gdy te - z dość głośnym skrzypieniem - otworzyły się. Do środka weszła drobna  nimfa kwiatowa ( Anthousai ). Miała włosy włosy przypominające kwiaty hiacyntu, była piękna, młoda i pełna wdzięku.

- Pani, spóźni się pani zaraz na spotkanie z przyjacielem. - powiedziała nimfa, przyglądając się nastolatce z delikatnym uśmiechem.

- Co? - odezwała się zdziwiona Ailey, jednak szybko dotarło do niej, że tak naprawdę miała się jeszcze spotkać tamtego dnia z Kaspianem, który przez ostatni miesiąc stał się jej znacznie bliższy. - Aaa, tak, tak, przecież miałam... Dziękuję ci bardzo za przypomnienie. - powiedziała prędko, łapiąc się za głowę z własnej głupoty. Miała wiele na głowie ostatnimi czasy i już nawet nie ogarniała, co na kiedy było zaplanowane. - Możesz już odejść.

- Miłego spotkania, wasza wysokość.

Ailey uśmiechnęła się delikatnie, odprowadzając nimfę wzrokiem. Gdy ta w końcu zniknęła za drzwiami, jasnowłosa oparła się o szafkę plecami i westchnęła ciężko, przymykając oczy. Musiała przyznać sama przed sobą, była już zmęczona tym wszystkim. Rządzenie wymagało od niej wiele, a gdy nie było jej przyjaciół... Wszystko było znacznie trudniejsze.

- Oszaleję zaraz. - mruknęła cicho, po czym prędko wstała z ziemi.

~*~

- Spóźniłaś się.

Rzeczywiście, dziewczyna spóźniła się na spotkanie, ale zaledwie kilka minut. Kaspian przyjrzał się jej - mimo lekko podkrążonych oczu i roztrzepanych włosów, wciąż wyglądała pięknie. Bynajmniej dla niego.

- Przestań. - powiedziała cicho, podpierając ręce na udach, by zaczerpnąć nieco powietrza i unormować swój przyspieszony przez bieg oddech. - Miałam dzisiaj urwanie głosy. Każdy czegoś ode mnie chciał, w dodatku musiałam załatwić kilka spraw. - dodała w ramach wyjaśnienia, unosząc głowę do góry, by na niego spojrzeć. - Ale teraz mogę choć chwilę odpocząć od tego wszystkiego.

- To co dzisiaj robimy? - spytał chłopak, uśmiechając się szeroko w jej kierunku. Ailey nie mogła zaprzeczyć, że w ostatnim czasie bardzo polubiła ten uśmiech.

- A co proponujesz?

- Spacer? - zaproponował po chwilowym zastanowieniu się, choć tak naprawdę chciał iść z nią na spacer od samego początku.

- Chętnie.

I ruszyli przed siebie, dość dobrze znaną sobie już ścieżką. Słońce chowało się już za drzewami, zwierzęta uciekały do swoich domów, a oni... Po prostu szli przed siebie w ciszy z delikatnymi uśmiechami.

- Ładnie dziś wyglądasz. - skomentował Kaspian, odwracając się do jasnowłosej przodem. Ta spojrzała na swój ubiór, a następnie przeniosła wzrok na niego.

- Dziękuję. Ty też niczego sobie.

- Dzięki. - powiedział, a później znów zapanowała cisza. Chłopak jednak miał inne plany i, spoglądając ukradkiem na Ailey, zaczął mówić. - Ogólnie, podziwiam cię, wiesz? Jesteś młoda, a dajesz sobie ze wszystkim radę już od dawna. Jak ty to robisz? - spytał zaintrygowany. Wiedział nie od dziś, że dawała sobie radę. Najpierw rodzeństwo Pevensie wyręczało ją w wielu sprawach, bo w końcu też rządzili Narnią, ale kiedy wyjechali z domu Profesora... Wszystko spadło właśnie na jej głowę.

- Wiele istot mi pomaga. To dzięki nim jeszcze jakoś rządzę Narnią, po odejściu pozostałej czwórki władców. I dzięki nim jestem tu teraz z tobą.

Pomału zaczęło się ściemniać, aczkolwiek oni zdawali się tego nie zauważyć. Podążali przed siebie, odgarniając niekiedy gałęzie ze swojej drogi. Śpiewy ptaków ucichły, w lesie zaczęło robić się ciemno, gałęzie co jakiś czas jeszcze poruszały się przy delikatnych podmuchach wiatru.

- Ailey? - odezwał się nagle brunet, zatrzymując się w połowie drogi. Dziewczyna sama również się zatrzymała i spojrzała na niego. Stał zaledwie krok od niej, a jego oczy świeciły.

- Tak?

Kaspian bił się z własnymi myślami, ale ta jedna zwyciężyła, a on sam natychmiast znalazł się przy nastolatce. Złapał jej twarz w swoje dłonie i jak gdyby nigdy nic złączył ich usta razem. Ailey zastygła w miejscu, nie do końca rozumiejąc, co się działo.

Wreszcie odsunęli się od siebie, patrząc w swoje oczy. Jasnowłosa - której serce biło w tamtym momencie, jak szalone - spytała cicho:

- Co to było? Dlaczego to zrobiłeś?

Kaspian zmieszał się lekko i podrapał po karku, unikając jej wzroku. Trudno było mu przyznać na głos, że mu się podobała, ale skoro już ją pocałował, a ona go nie odtrąciła i uciekła... To już wiele dla niego znaczyło.

- Podobasz mi się od dawna. To była kwestia czasu, żebym w końcu to zrobił.

- Ale ja...

- Nie musisz tego odwzajemniać. Jeśli powiesz, że nie czujesz tego samego, co ja, to nic się nie stanie. - powiedział prędko, wskazując na samego siebie. Spojrzał w jej oczy... I zobaczył w nich tajemniczy błysk, który zawsze pojawiał się przy tej jednej osobie, przy tym jednym chłopaku...

- Kaspian, ja nie wiem, co czuję. Nie jestem dobra w okazywaniu uczuć. - westchnęła Ailey, spuszczając nieco głowę w dół. Objęła się ramionami, czując się ciut źle z tym, że w pewnym stopniu go odrzucała. Nie chciała sprawiać mu przykrości, za bardzo go lubiła, ale niestety musiała.

- Rozumiem.

- Nie chcę ci nic obiecywać, bo dobrze znam samą siebie i wiem, jaka jestem. - dodała jeszcze, kładąc dłoń na swojej piersi. Doskonale czuła, jak tamto biło niewyobrażalnie szybko i nie potrafiła go uspokoić.

- Rozumiem to, Ailey, naprawdę. Nie musisz się tłumaczyć.

Dziewczyna jednak widziała, że nie był w sosie. Dopadły ją wyrzuty sumienia, choć działa zgodnie ze sobą. W tamtym czasie Narnia, jak i jej obywatele, liczyli się dla Ailey bardziej, niż jakieś uczucia do telmarskiego księcia.

- Ale nie jesteś zły?

- Nie. - odparł od razu Kaspian, po czym podszedł do niej i pozwolił sobie na położenie dłoni na jej barkach. - Nie gniewałbym się na ciebie. - dodał cicho, ale zgodnie z prawdą. Rozumiał, że miała wiele na głowie, wiedział, że samymi spotkaniami z nim nieco zaniedbywała swoich poddanych... Ale nie potrafił postąpić inaczej, spotykając się z nią. Wiedział też, żeby lepiej nie denerwować Córki Wielkiego Lwa, bo zdawał sobie sprawę, jakie niebezpieczeństwo mogła przynieść jemu i jego rodzinie. - Z resztą jesteś lwem, nie wiem, co byś mi wtedy zrobiła. I chyba nie chcę wiedzieć.

Ailey zaśmiała się cicho, wpatrując w jego ciemne tęczówki. Miał rację i nie mogła temu zaprzeczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro