rozdział 16
Godzinę później dwa możni dowódcy armii Miraza, hrabia Podlizar i hrabia Sobiepan, przechadzający się wzdłuż pierwszych linii i wydłubujący resztki śniadania z zębów, dostrzegli zbliżające się ku nim od strony lasu poselstwo: olbrzyma Świdrogrzmota, którego widzieli przedtem na polu bitwy, lwicę, którą widzieli po raz pierwszy oraz postać między nimi, której nie mogli rozpoznać. Męstwa i powagi dodawała Edmundowi wtedy zbroja, okoliczności - a przede wszystkim magiczny oddech Aslana.
- Co to ma znaczyć? - odezwał się hrabia Podlizar. - Czy to atak?
- Raczej parlamentariusze. - powiedział Sobiepan. - Zobacz, niosą zielone gałęzie. Daję głowę, że przychodzą, aby się poddać.
- Ten, który idzie między lwem i olbrzymem, wcale nie wygląda na takiego, co chce się poddać. - zauważył Podlizar. - Kto to może być? To nie jest ten mały Kaspian.
- Nie, z pewnością nie. - zgodził się Sobiepan. - To prawdziwy rycerz, nie ma co. Skąd ci buntownicy go wstrząsnęli? Między nami miejsc, nie da się ukryć, se wygląd ma bardziej królewski niż nasz Miraz. I co to za zbroja! Żaden z naszych płatnerzy nie potrafiłby takiej wykuć.
- Stawiam mojego nakrapianego Srokacza, że nie przybywa, aby się poddać, ale po to, aby rzucić rękawicę.
- Jakże to? - zdziwił się Sobiepan. - Trzymamy ich w garści. Miraz nie byłby taki głupi, żeby trafić całą swoją przewagę, godząc się na pojedynek.
- Hm, może być do tego zmuszony. - powiedział Podlizar, zniżając głos.
- Ciszej! - wpadł mu w słowo Sobiepan. - Odejdźmy trochę od tych wartowników. No więc, czy dobrze zrozumiałem waszą hrabiowską mość?
- Jeżeli król podejmie wyzwanie, to coś, albo on zabije przeciwnika, albo sam zginie. - wyszeptał Podlizar.
- I co? - zapytał Sobiepan, nadstawiając ucha.
- A jeśli to on zabije, to mu wygramy tę wojnę.
- To jasne. A jeśli nie?
- No coś, jeśli nie, to wygramy ją bez królewskiej laski równie dobrze, jak z nią. Nie muszę chyba tłumaczyć waszej mości, że Miraz nie jest wielkim wodzem. A potem będziemy zwycięzcami bez króla.
- I, jeśli dobrze rozumiem waszą hrabiowską mość, nas dwóch będzie mogło trzymać w garści ten kraj równie łatwo bez króla, jak z królem?
Twarz Podlizara wykrzywił niemiły grymas.
- Nie zapominajmy, że to właśnie mu wprowadziliśmy go na tron. A przez te wszystkie lata, w których cieszył się berłem i koroną, jaką mieliśmy z tego korzyść? Czym się nam odpłacił?
- Nie musisz więcej mówić. - odpowiedział Sobiepan. - Ale spójrz, Miraz wzywa nas do siebie.
Kiedy doszło do królewskiego namiotu, zastali Edmunda i jego towarzyszy siedzących na zewnątrz i podejmowanych winem i ciastkami. Lisy został już doręczony królowi, który oznajmił, że musi mieć trochę czasu na rozważenie jego treści. Przyjrzeli się wszystkim trzem posłom uważnie i to, co zobaczyli wcale ich nie uspokoiło.
Miraz wiedział bez zbroi w namiocie i kończył śniadanie. Twarz miał spoconą, a czoło zachmurzone.
- Spójrzcie tylko! - krzyknął, ciskając pergamin przez stół. - Spójrzcie, co za bzdury z opowieści starej niani ośmiela się nam przysłać ten zarozumialec, nasz siostrzeniec!
- Za pozwoleniem, wasza królewska mość. - powiedział Podlizar. - Jeżeli ten młody rycerz, którego dopiero co widzieliśmy przed namiotem, jest królem Edmundem, o którym się wspomina w liście, to trudno go nazwać bzdurayz opowieści starej niani. Wygląda na bardzo groźnego przeciwnika.
- Król Edmund, też mi coś! - warknął Miraz. - Czy wasza hrabiowska mość też wierzy w te babskie bajeczki o Piotrze, Edmundzie, Ailey i całej reszcie?
- Muszę wierzyć swoim oczom, wasza królewska mość.
- No cóż, nie widzę powodu, abyśmy się mieli o to spierać. - powiedział Miraz. - Ale jeśli chodzi o wyzwanie, to żywię nadzieję, że mamy jedno zdanie?
- Sądzę, że tak, miłościwy panie. - odpowiedział Podlizar.
- I jakie jest wasze? - zapytał król.
- Niewątpliwie trzeba wyzwanie odrzucić. - powiedział Podlizar. - Nikt jeszcze nie nazwał mnie tchórzem, ale muszę wyznać, że nie znajduję w swym sercu tyle odwagi, by stawić czoła temu młodzieńcowi. A jeśli, na co mi wygląda, jego brat, Wielki Król, jest jeszcze groźniejszy od niego, to, na twe życie, panie mój i króli, nie masz się co z nim mierzyć.
- A niech cię zaraza pochłonie! - ryknął Miraz. - Nie jakiej rady oczekiwałem. Czy mieliście, że wezwałem was po to, aby się dowiedzieć, czy mam się lękać tego Piotra ( jeśli w ogóle taki istnieje )? Myślicie, że się go boję? Chciałem waszej rady co do taktyki, jaką powinniśmy zastosować, a mianowicie, czy warto ryzykować w takiej walce przewagę, którą już mamy.
- Na co mogę odpowiedzieć tylko jedno, wasza królewska mość. - powiedział Podlizar. - A mianowicie, że jest wiele powodów, aby to wyzwanie odrzucić. W twarzy tego dziwnego rycerza czai się groza śmierci.
- A den znów swoje! - zawołał Miraz, porządnie już rozgniewany. - Czyżbyś chciał wykazać, że jestem takim tchórzem jak ty?
- Wasza królewska mość ma prawo mówić, co zechce. - odpowiedział Podlizar obrażony.
- Mówisz jak stara baba, Podlizarze. - powiedział król. - A jakie jest twoje zdanie, hrabio Sobiepanie?
- Nie przyjmuj wyzwania, panie. - padła odpowiedź. - A to, co wasza królewska mość nazywa taktyką przewagi, będzie bardzo użyteczne. Daje to waszej królewskiej mości wyśmienity pretekst do odmowy pojedynku bez narażania dobrego imienia i honoru.
- Wielkie nieba! - wrzasnął Miraże, podrywając się od stołu. - Czy CIEBIE też dziś coś opętało? Czy myślisz, że SZUKAM pretekstów do odmowy? Równie dobrze mógłbyś mnie nazwać tchórzem.
Rozmowa toczyła się dokładnie w tym kierunku, jakiego sobie życzyli dwaj telmarscy panowie, nie powiedzieli więc nic.
- Widzę, co to wszystko oznacza. - powiedział Miraz, wpatrując się w nich tak, jakby mu za chwilę oczy miały wyskoczyć z orbit. - Sami jesteście tchórzami jak zające i macie czelność przykładać swoją miarę do mojego serca! Pretekstu do odmowy, też mi coś! "Przepraszam, ale nie walczę!" Czy nie jesteście żołnierzami? A jeśli rzeczywiście odmówię ( co nakazywałyby wymogi taktyki wojennej ), będziecie uważać i innym to wmawiać, że stchórzyłem? Czy nie o to wam chodzi?
- Żaden rozsądny żołnierz nie nazwie tchórzem mężczyzny w wieku waszej królewskiej mości, jeśli ten odmówi walki z tak groźnym rycerzem w kwiecie wieku. - powiedział Podlizar.
- A więc według was jestem starym niedołęgą, stojącym jedną nogą w grobie? - zagrzmiał Miraz. - Powiem wam, do czego to wszystko prowadzi, moi panowie. Wasze babskie rady - haniebne nawet z jedynie rozsądnego punktu widzenia, a więc z punktu widzenia taktyki i polityki - wywołały skutek całkowicie odmienny od tego, o jaki wam chodziło. Chciałem odrzucić to wyzwanie. Ale przyjmę je. Słyszycie, przyjmuję je! Nie pozwolę się zhańbić tylko dlatego, że jakiś urok - albo i jad zdrady - zatruł wam krew.
- Zaklinamy waszą królewską mość. - zaczął Podlizar, ale Miraz wyleciał z namiotu i natychmiast usłyszeli jego wrzask, gdy oznajmił Edmundowi oraz Ailey, o czym jednak nie wiedział, że przyjmuje wyzwanie.
Dwaj telmarscy panowie spojrzeli na siebie i zachichotali cichutko.
- Wiedziałem, że to zrobi, jeśli tylko odpowiednio się go podbechta. - powiedział Podlizar. - Nigdy jednak nie zapomnę, że nazwał mnie tchórzem. Zapłaci mi za to.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro