Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 16

Godzinę później dwa możni dowódcy armii Miraza, hrabia Podlizar i hrabia Sobiepan, przechadzający się wzdłuż pierwszych linii i wydłubujący resztki śniadania z zębów, dostrzegli zbliżające się ku nim od strony lasu poselstwo: olbrzyma Świdrogrzmota, którego widzieli przedtem na polu bitwy, lwicę, którą widzieli po raz pierwszy oraz postać między nimi, której nie mogli rozpoznać. Męstwa i powagi dodawała Edmundowi wtedy zbroja, okoliczności - a przede wszystkim magiczny oddech Aslana.

- Co to ma znaczyć? - odezwał się hrabia Podlizar. - Czy to atak?

- Raczej parlamentariusze. - powiedział Sobiepan. - Zobacz, niosą zielone gałęzie. Daję głowę, że przychodzą, aby się poddać.

- Ten, który idzie między lwem i olbrzymem, wcale nie wygląda na takiego, co chce się poddać. - zauważył Podlizar. - Kto to może być? To nie jest ten mały Kaspian.

- Nie, z pewnością nie. - zgodził się Sobiepan. - To prawdziwy rycerz, nie ma co. Skąd ci buntownicy go wstrząsnęli? Między nami miejsc, nie da się ukryć, se wygląd ma bardziej królewski niż nasz Miraz. I co to za zbroja! Żaden z naszych płatnerzy nie potrafiłby takiej wykuć.

- Stawiam mojego nakrapianego Srokacza, że nie przybywa, aby się poddać, ale po to, aby rzucić rękawicę.

- Jakże to? - zdziwił się Sobiepan. - Trzymamy ich w garści. Miraz nie byłby taki głupi, żeby trafić całą swoją przewagę, godząc się na pojedynek.

- Hm, może być do tego zmuszony. - powiedział Podlizar, zniżając głos.

- Ciszej! - wpadł mu w słowo Sobiepan. - Odejdźmy trochę od tych wartowników. No więc, czy dobrze zrozumiałem waszą hrabiowską mość?

- Jeżeli król podejmie wyzwanie, to coś, albo on zabije przeciwnika, albo sam zginie. - wyszeptał Podlizar.

- I co? - zapytał Sobiepan, nadstawiając ucha.

- A jeśli to on zabije, to mu wygramy tę wojnę.

- To jasne. A jeśli nie?

- No coś, jeśli nie, to wygramy ją bez królewskiej laski równie dobrze, jak z nią. Nie muszę chyba tłumaczyć waszej mości, że Miraz nie jest wielkim wodzem. A potem będziemy zwycięzcami bez króla.

- I, jeśli dobrze rozumiem waszą hrabiowską mość, nas dwóch będzie mogło trzymać w garści ten kraj równie łatwo bez króla, jak z królem?

Twarz Podlizara wykrzywił niemiły grymas.

- Nie zapominajmy, że to właśnie mu wprowadziliśmy go na tron. A przez te wszystkie lata, w których cieszył się berłem i koroną, jaką mieliśmy z tego korzyść? Czym się nam odpłacił?

- Nie musisz więcej mówić. - odpowiedział Sobiepan. - Ale spójrz, Miraz wzywa nas do siebie.

Kiedy doszło do królewskiego namiotu, zastali Edmunda i jego towarzyszy siedzących na zewnątrz i podejmowanych winem i ciastkami. Lisy został już doręczony królowi, który oznajmił, że musi mieć trochę czasu na rozważenie jego treści. Przyjrzeli się wszystkim trzem posłom uważnie i to, co zobaczyli wcale ich nie uspokoiło.

Miraz wiedział bez zbroi w namiocie i kończył śniadanie. Twarz miał spoconą, a czoło zachmurzone.

- Spójrzcie tylko! - krzyknął, ciskając pergamin przez stół. - Spójrzcie, co za bzdury z opowieści starej niani ośmiela się nam przysłać ten zarozumialec, nasz siostrzeniec!

- Za pozwoleniem, wasza królewska mość. - powiedział Podlizar. - Jeżeli ten młody rycerz, którego dopiero co widzieliśmy przed namiotem, jest królem Edmundem, o którym się wspomina w liście, to trudno go nazwać bzdurayz opowieści starej niani. Wygląda na bardzo groźnego przeciwnika.

- Król Edmund, też mi coś! - warknął Miraz. - Czy wasza hrabiowska mość też wierzy w te babskie bajeczki o Piotrze, Edmundzie, Ailey i całej reszcie?

- Muszę wierzyć swoim oczom, wasza królewska mość.

- No cóż, nie widzę powodu, abyśmy się mieli o to spierać. - powiedział Miraz. - Ale jeśli chodzi o wyzwanie, to żywię nadzieję, że mamy jedno zdanie?

- Sądzę, że tak, miłościwy panie. - odpowiedział Podlizar.

- I jakie jest wasze? - zapytał król.

- Niewątpliwie trzeba wyzwanie odrzucić. - powiedział Podlizar. - Nikt jeszcze nie nazwał mnie tchórzem, ale muszę wyznać, że nie znajduję w swym sercu tyle odwagi, by stawić czoła temu młodzieńcowi. A jeśli, na co mi wygląda, jego brat, Wielki Król, jest jeszcze groźniejszy od niego, to, na twe życie, panie mój i króli, nie masz się co z nim mierzyć.

- A niech cię zaraza pochłonie! - ryknął Miraz. - Nie jakiej rady oczekiwałem. Czy mieliście, że wezwałem was po to, aby się dowiedzieć, czy mam się lękać tego Piotra ( jeśli w ogóle taki istnieje )? Myślicie, że się go boję? Chciałem waszej rady co do taktyki, jaką powinniśmy zastosować, a mianowicie, czy warto ryzykować w takiej walce przewagę, którą już mamy.

- Na co mogę odpowiedzieć tylko jedno, wasza królewska mość. - powiedział Podlizar. - A mianowicie, że jest wiele powodów, aby to wyzwanie odrzucić. W twarzy tego dziwnego rycerza czai się groza śmierci.

- A den znów swoje! - zawołał Miraz, porządnie już rozgniewany. - Czyżbyś chciał wykazać, że jestem takim tchórzem jak ty?

- Wasza królewska mość ma prawo mówić, co zechce. - odpowiedział Podlizar obrażony.

- Mówisz jak stara baba, Podlizarze. - powiedział król. - A jakie jest twoje zdanie, hrabio Sobiepanie?

- Nie przyjmuj wyzwania, panie. - padła odpowiedź. - A to, co wasza królewska mość nazywa taktyką przewagi, będzie bardzo użyteczne. Daje to waszej królewskiej mości wyśmienity pretekst do odmowy pojedynku bez narażania dobrego imienia i honoru.

- Wielkie nieba! - wrzasnął Miraże, podrywając się od stołu. - Czy CIEBIE też dziś coś opętało? Czy myślisz, że SZUKAM pretekstów do odmowy? Równie dobrze mógłbyś mnie nazwać tchórzem.

Rozmowa toczyła się dokładnie w tym kierunku, jakiego sobie życzyli dwaj telmarscy panowie, nie powiedzieli więc nic.

- Widzę, co to wszystko oznacza. - powiedział Miraz, wpatrując się w nich tak, jakby mu za chwilę oczy miały wyskoczyć z orbit. - Sami jesteście tchórzami jak zające i macie czelność przykładać swoją miarę do mojego serca! Pretekstu do odmowy, też mi coś! "Przepraszam, ale nie walczę!" Czy nie jesteście żołnierzami? A jeśli rzeczywiście odmówię ( co nakazywałyby wymogi taktyki wojennej ), będziecie uważać i innym to wmawiać, że stchórzyłem? Czy nie o to wam chodzi?

- Żaden rozsądny żołnierz nie nazwie tchórzem mężczyzny w wieku waszej królewskiej mości, jeśli ten odmówi walki z tak groźnym rycerzem w kwiecie wieku. - powiedział Podlizar.

- A więc według was jestem starym niedołęgą, stojącym jedną nogą w grobie? - zagrzmiał Miraz. - Powiem wam, do czego to wszystko prowadzi, moi panowie. Wasze babskie rady - haniebne nawet z jedynie rozsądnego punktu widzenia, a więc z punktu widzenia taktyki i polityki - wywołały skutek całkowicie odmienny od tego, o jaki wam chodziło. Chciałem odrzucić to wyzwanie. Ale przyjmę je. Słyszycie, przyjmuję je! Nie pozwolę się zhańbić tylko dlatego, że jakiś urok - albo i jad zdrady - zatruł wam krew.

- Zaklinamy waszą królewską mość. - zaczął Podlizar, ale Miraz wyleciał z namiotu i natychmiast usłyszeli jego wrzask, gdy oznajmił Edmundowi oraz Ailey, o czym jednak nie wiedział, że przyjmuje wyzwanie.

Dwaj telmarscy panowie spojrzeli na siebie i zachichotali cichutko.

- Wiedziałem, że to zrobi, jeśli tylko odpowiednio się go podbechta. - powiedział Podlizar. - Nigdy jednak nie zapomnę, że nazwał mnie tchórzem. Zapłaci mi za to.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro