Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 1

- Profesorze! Profesorze! - wołała Ailey, biegnąc wręcz do pokoju mężczyzny. Zaraz otworzyła drzwi do pomieszczenia i weszła do środka, nie czekając nawet na pozwolenie Profesora. - Dzień dobry. Przepraszam, że przeszkadzam panu w... Cokolwiek pan robi. - dodała, dostrzegając go przy oknie, robiącego... Sama nie wiedziała, co dokładnie robił.

- Witaj, Ailey. - przywitał się mężczyzna z uśmiechem, spoglądając na nieco zdziwioną nastolatkę. - Wchodź, śmiało. - polecił, zachęcając ją do wejścia. Dziewczyna otrząsnęła się z chwilowego szoku i zamknęła za sobą drzwi, podchodząc kawałek do Profesora.

- Chciałam poinformować pana, że mogę zniknąć na jakiś czas. Muszę załatwić kilka spraw, rozumie pan.

- Jasne, nie ma problemu. - odparł mężczyzna, po czym oparł się plecami o parapet, patrząc na nią. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, co w sumie nie było dla Ailey nowością. - Ja też muszę wyjechać na kilka dni. Planowałem spotkać się z pewną osobą, z którą nie widziałem się dłuższy czas.

- Czyli nie będzie nas oboje, tak? - spytała dla upewnienia, sama opierając się o oparcie fotela.

- Na to wychodzi, moja droga.

- Okey. Gdyby pan wrócił szybciej, proszę zostawić mi list na szafce. Powinnam prędko wrócić. - oznajmiła Ailey. Chciała poinformować go o wszystkim, bo mu po prostu ufała. Z resztą był jej jedyną rodziną tutaj, a ona go bardzo lubiła i chciała, żeby wiedział.

- Zapamiętam. - odpowiedział Profesor, podchodząc do stolika, gdzie akurat stał czajnik z gorącą wodą, a także dwa kubki i pojemniki z herbatą i cukrem. - Herbaty? - zaproponował, na co Ailey momentalnie się uśmiechnęła. Nigdy nie odmawiała herbaty od Profesora.

- Owocowa?

- Taka najlepsza. - odparł mężczyzna zgodnie z prawdą. Ailey uśmiechnęła się szerzej, po czym podeszła do niego, by w spokoju zrobić sobie herbaty.

~*~

Godzinę później jasnowłosa siedziała w swoim pokoju, przygotowując się do przejścia do Narnii. Wróciła, by tylko poinformować Profesora, teraz mogła wracać z powrotem.

- Dobra, Ailey. Powinno się udać. - mruknęła sama do siebie, kładąc jeden z obrazów na ziemi. Był dość sporej wielkości i pokazywał krajobraz, który niemalże przypominał łąki w Narnii. - Najwyższej zniszczę obraz.

Dziewczyna westchnęła, a następnie nadepnęła na obraz jedną stopą. Niemal od razu poczuła przyjemnie zimną trawę, która łaskotala ją w palce. Nadepnęła prędko też drugą stopą, a wtedy magicznie przeniosła się do swojego świata, w którym była zaledwie kilka dni wcześniej. Otworzyła oczy i rozejrzała się wokoło, rozpoznając okolicę.

- Udało się, znowu. - powiedziała z uśmiechem. Zaraz jednak spojrzała w niebo, jedna z chmur przypominała Aslana, co dziewczyna uznała za znak. - Dzięki, ojcze.

Ailey przeszła kawałek, ale już po chwili się zatrzymała. Nie miała w końcu na sobie butów, a nie zamierzała iść na boso, gdy było zimno.

- Teraz tylko... - zaczęła jasnowłosa, a chwilę później zamiast dziewczyny, można było zobaczyć średniej wielkości lwicę. - Od razu lepiej. - skończyła, rozglądając się wokoło. Nie czekała ani chwili, by zacząć iść w odpowiednią stronę. - Idziemy odnaleźć księciunia.

~*~

Dotarcie w odpowiednie miejsce i odnalezienie Kaspiana nie zajęło Ailey dużo czasu. Spotkała go w tym samym miejscu, co poprzednim razem. Stal do niej tyłem, więc postanowiła to wykorzystać. Przemieniła się z powrotem w człowieka i podeszła do niego d tyłu. Prędko objęła jego szyję, przystawiając nóż do gardła.

- Oj, nie ładne zaszywać się w lesie. Nigdy nie wiesz, czy ktoś przypadkiem nie zaatakuje cię znienacka. - wyszeptała wprost do jego ucha, a chwilę później wypuściła go z objęć, uśmiechając się triumfalnie.

- Woah, woah, spokojnie. Nic nie zrobiłem.

- Nie potrafisz obronić się przed niewinną dziewczyną. To cię gubi, chłopcze. - powiedziała Ailey, bawiąc się swoim ostrzem, jak gdyby nigdy nic. Kaspian zlustrował ją wzrokiem, krzyżując ręce na piersi.

- Skąd wiesz, że nie jestem uzbrojony, co? - spytał Kaspian, nie spuszczając jej ze wzroku.

A ona zaśmiała się cicho, wskazując końcówką swojego noża na pasek oplatający jego biodra. Chłopak momentalnie spojrzał w dół, na siebie.

- Twój pas. Jest pusty. Nie masz przy sobie nawet ostrza, którym mógłbyś się bronić.

- Sama masz tylko nóż. - stwierdził, bo miała racje. Ailey znów zaśmiała się cicho, co nieco go zdezorientowało. Ogólnie wydawała mu się inna, nietypowa i to podobało mu się w niej najbardziej.

- Ale bronić się mogę nawet bez niego. - odparła dziewczyna, chowając swój nóż zza pasek spodni, które miała na sobie. - Pokazać ci coś? - zapytała, uśmiechając się tajemniczo. Kaspian od razu się zgodził, bo chciał wiedzieć na jej temat, jak najwięcej się dało. W końcu jeszcze nawet nie znał jej imienia.

- Jeszcze się pytasz. Jasne.

- Boisz się dużych kotów? - odezwała się, spoglądając na niego. Nie chciała go wystraszyć, a jedynie pokazać coś, czego nikt inny nie potrafił.

- Co? - spytał zdziwiony, na co jedynie machnęła lekceważąco ręką. Wtedy już wiedziała swoje.

- Nie ważne.

Odsunęła się kawałek w tył i przymknęła oczy. I zaraz na jej miejscu pojawił się duży kot, lwica, którą była po ojcu. Kaspian cofnął się zdziwiony, jednak nic nie powiedział. Ailey pokręciła głową, po czym ponownie zmieniła się w człowieka i stanęła zaledwie dwa kroki przed nim.

- A teraz? Rozumiesz, co miałam na myśli?

- Jesteś... - zaczął, aczkolwiek nie dokończył. Nie wiedział jak, z resztą ona dokończyła za niego, doskonale zdając sobie sprawę, co miał na myśli.

- Lwem. Tak, wiem. - odparła, poprawiając nieco bluzkę, którą miała na sobie. Zaraz wyprostowała się, splatając dłonie za plecami.

- Ale... Jak?

- Nijak. - mruknęła, po czym podeszła do niego znacznie bliżej. Choć nigdy tak nie robiła, to ona wyciągnęła do niego rękę, jako pierwsza. - Jestem Ailey. Królowa Ailey. Córka Wielkiego Lwa. - przedstawiła się, gdy uścisnął jej zimną dłoń z szeroko otwartymi oczami.

- Żartujesz.

- A wyglądam, jakbym żartowała? - spytała, choć nie oczekiwała odpowiedzi, gdyż każde z nich to wiedziało. - Ty jesteś Kaspian, prawda? - zapytała dla upewnienia. Czytała o nim, znalazła go w jednej z ksiąg, które znajdowały się w zamku. 

- Tak. Kaspian X tak dokładnie. - odparł oczywistym tonem, prostując się podobnie do niej. Ailey rozejrzała się wokoło, spojrzała w górę, po czym znów spojrzała na jego twarz.

- Miło było poznać i w ogóle, ale muszę uciekać. - oznajmiła zgodnie z prawdą, wskazując kciukiem w odpowiednią stronę.

- Zobaczymy się jeszcze kiedyś, królowo? - spytał Kaspian pełen nadziei. Pragnął ją bliżej poznać, dowiedzieć się czegoś o Narnii, o której tyle słyszał. Wiedział, że nią rządziła i podziwiał ją za to ogromnie.

- Jeśli tak bardzo chcesz... - powiedziała z delikatnym uśmiechem, wzruszając ramionami. Zaczęła się cofać, nie spuszczając z niego wzroku. - Czekaj na mnie jutro w tym miejscu o tej godzinie, co dzisiaj, okey? - zaproponowała, na co on jedynie pokiwał głową na znak zgody. Nie był w stanie odpowiedzieć, coś zabrało mu mowę, gdy patrzył na jej twarz, na jej jasne włosy, w ciemne oczy, które świeciły nieokreślonym błyskiem. - Do zobaczenia, księciuniu.

Znów zmieniła się w lwa i odbiegła, zostawiając go samego. A on patrzył jeszcze chwilę za nią, próbując pojąć, że prawdopodobnie zakochał się w królowej Narnii, która kiedyś była dla niego zwykłą legendą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro