Otis/Eryk: To co słuszne
- Czyż nie jest to przyjemne? Jest tak cicho i spokojnie - odparła przemykając oczy.
Spojrzał na dziewczynę siedzącą obok niego. Opierali się oboje o drzewo, na które często się wspólnie wspinali. Słońce rozgrzewało jej rude loki i piegi na twarzy, podczas gdy on chował się w przyjemnym cieniu. Miała rację było spokojnie i cicho, a dopóki ona była obok, było to przyjemne.
- Mówiłam ci, że śmierć jest cicha. - Uśmiechnęła się, wciąż mając zamknięte oczy.
- Mówiłaś. - Kiwnął do niej głową w odpowiedzi. Mówiła. Gdy się poznali.
Chłopak równierz przymknął oczy. Lubił gdy było głośno, gdy gremliny grały bezmyślnie na swoich instrumentach, ale przy niej... nigdy nie przeszkadzała mu cicza. Przyzwyczajił się do niej. Lubił jak hałas zostawał zastąpiony szelestem liści na wietrze, rozmawami w oddali i stworzeniami w trawie. Czy to był dzień czy to była noc, nawet cisza bywała przjemna.
Wampir otworzył zielone oczy, było już ciemno. Zamiast słońca na niebie, były księżyce i ich światło. Usłyszał rechot w trawie. Rozejrzał się, widząc w trawie Dagie. Leżała na brzuchu i w milczeniu obserwowała żabę z muszlą na plecach.
- Obudziłeś się? - Zerknęła kątem oka na Otisa. Jej zielony oczy w świetle księżyca były bardziej jaskrawe niż ciągu dnia. - Żałuję, że nie zabrałam z sobą swojego notatnika. Nie mam na czym pisać i rysować.
- Może następnym razem.
- Mhm. - Spojrzała znów na żabę, która rechotając zaczęła skakać w odwrotnym kierunku. - Mówisz to za każdym razem.
Dziewczyna usiadła i uśmiechnęła się szeroko do niego. Czuł pewną pustkę widząc ten uśmiech, nie był taki jak go pamiętał. Wydawał się inny.
- Za chwilę będziesz musiał iść - odrzekła patrząc tym razem na księżyc.
Chłopak wstał spod drzewa i podszedł do niej. Widząc jak blisko jest, wyciągnęła ręce ku niego, dokładnie jakby wiedziała. Bo wiedziała. Zawsze wiedziała. Tak samo jak on zawsze wiedział gdzie nią znaleść.
Pochylił się obejmując dziewczynę. Niestety to nie był ten sam uścisk za którym tęsknił. Był... pusty.
- Bo to nie jest prawdziwe, wiesz to przecież - usłyszał jej łagodny głos przy swoim uchu. - Nie jestem prawdziwa. Umarłam.
- Przepraszam - odparł obejmując ją jeszcze ciaśniej.
- To nie twoja wina. To jest niczyja wina. Tak czasem wygląda po prostu śmierć. Tak miało po prostu się stać - pocieszyła go. Ale gdy otwierał w nocy oczy, wiedział, że to on pocieszał samego siebie. Przecież nie była wstanie mu tego powiedzieć. Nie była wstanie, bo nie żyła. Jej dusza zniknęła nie zostawiając po sobie żadnego śladu. Otwierał w nocy oczy i patrzył zza okno przy którym były rożrzucone suche kwiaty. Dziś księżyc świecił jasno, a zielony dym budził mieszkańców. Głos Dagie zanikł gdzieś w pamięci i znów miał nadzieję, że przynajmniej w śnie będzie wstanie sobie przypomnieć jak brzmiała i wyglądała.
Otis zawsze się budził razem z hałasem i zawsze szedł za tym hałasem. W barze nigdy nie słyszał głosów innych, nawet własnych myśli. Nie pił to co mu dawali, bo w barze był niczym gremlin. Siadał przy perkusji i walił. Walił dopóki nie przestawał czuć własnych kończyn, a później leciał spotkać się z swoimi przyjaciółmi i przez resztę nocy słuchał ich hałasu. Byli głośni na różne sposoby. Krzyczeli. Śpiewali. Robili różne rzeczy, podczas gdy on siedział i wsłuchiwał się.
Jedna z mniej znanych mu wampirzyc, przyleciała do nich na wieżę. Chyba jeszcze nigdy była ona tutaj z nimi na wieży.
- Na matkę genbu! Co tu robisz? - Objęła ją mocno Sylli.
- Hei hei - zaśmiała się odzejamniejąc objęcie. - Ja w sumie to do Otisa przyleciałam.
Spojrzał na nią pytająco, podobnie jak wrzyszyscy tutaj był zaskoczony. Czego mogło od niego chcieć? Było dziewczyną Theika, więc może miała jakąś wiadomość od niego. To było najbardziej prawdopodobne.
- Jakiś elf - Zadrżało mu ucho na to słowo. Czyżby to był Eryk? Dziewczyna konntynowała, ale już nie słuchał co mówiła. Spojrzał w dół. Zobaczył tam wysokiego lecz małego ludka. Rozpoznał go od razu. Nawet jeśli oboje wyglądali lekko inaczej, znali się zbyt dobrze, aby nie rozpoznać siebie nawzajem. Obojętnie ile czasu by minęło wciąż by wiedzieli na kogo patrzą.
- Kto to? - zapytał się go Han, który równierz spojrzał w dół. - To ten żywioł, co nie? Kolega z pracy?
- Tak. Eryk.
Otis poleciał na dół i nie pewnie stanął przed elfiem, znów urósł. Było niezręcznie, choć cisza między nimi nigdy taka nie była. Prawie jakby stali się sobie obcy.
Eryk miał nie długie włosy na głowie i delikatne włoski na twarzy. Miał równierz spuchnięte oczy, których Otis nie był wstanie zobaczyć w ciemności. Za to zauważył, że teraz elf miał więcej kolczyków w uszach. A gdy się delikatnie ruszał, to łańcuchy w kolczykach obijały się o siebie nawzajem hałasując. Był to przyjemny dźwięk. Blondyn równierz analizował czy coś się zmieniło w wyglądzie Otisa. Jedyne co zauważył, to fakt, że miał teraz o wiele dłuższe włosy. Pasowały mu.
- Hei - przywitał się Otis. Dopiero teraz dotarło do Eryka, że jeszcze nic nie powiedział. Po prostu stał i się patrzył na niego, jakby był iluzją stworzoną przez Wanzie albo snem stworzonym przez Clapis. Ale Clapis nie żyła, a Wanzie nie miała już żywiołu, więc to musiał być prawdziwy Otis.
- Hei. - Podniósł lekko prawy kącik ust. - Przechodziłem obok, więc pomyślałem, że zajdę się spytać, kiedy wrócisz.
Wampir długo nie odpowiadał, ale wkońcu otworzył usta patrząc się wprost na elfa przed nim.
- Eryk. Ja nie wrócę. - Pokręcił głową. Zanim mógł zapytać dlaczego, Otis konntynował. - To miejsce, Zoom, to jest mój dom. To jest słuszne dla mnie miejsce.
- A ja? - Zacisnął zęby. Może Kahlen miała rację, musiał mu to powiedzieć, bo potrzebował wkońcu to usłyszeć od niego. - Nie mogę być twoim domem? Nie jestem wystarczająco słuszny? - zadawał kolejne pytania, a wampir wciąż milczał w odpowiedzi. Eryk niestety wkońcu wiedział co Otis komunikował tym milczeniem; nie chciał powiedzieć czegoś co zrani elfa.
Wciąż miał nadzieję, że zdoła przekonać Otisa do powrotu, że za kilka miesięcy wszystko znów będzie takie jak wcześniej. Nie musiało się cokolwiek zmieniać w ich relacji. Wciąż mogli być po prostu najlepszymi przyjaciółmi.
- Naprawdę nie wrócisz? - wkońcu zapytał. Czuł się nieswojo z tym, że Otis wcale nie odpowiadał. Ale nie odpowiadał, bo wiedział, że cokolwiek by nie powiedział, nie byłoby to wystarczające dla Eryka. Aby zrozumiał, musiało mu się to pokazać.
- Choć.
Wampir wysunął swoją bladą kościetą dłoń, a Eryk niepewnie ją złapał. Od razu został pociągnięty do baru obok. Nic nie mówili do siebie przez tą krótką drogę. Elf nawet nie pytał się gdzie idą i po co, bo ufał przyjacielowi.
- Spójrz na to. Widzisz choas, prawda? - zapytał od razu po tym jak wszedli do baru.
Eryk się rozglądnął. Widział grające gremliny, które waliły bezmyślnie w instrumenty. Widział obciśckujące się osoby po różnych katąch, równierz na środku sali gdzie tańczył tłum. Nawet teraz gdzie stali przy ścianie, co chwilę ich ktoś popychał niechcący.
- Tak - odpowiedział. Dla niego był to choas. Za dużo się działo w jednym miejscu, nawet nie wiedział na czym się skupić, albo gdzie odwrócić wzrok.
- Jestem częścią tego chaosu. - Uśmiechnął się dotykając swoimi kłami dolną wargę. Eryk już dawno nie widział jego uśmiechu, zapomniał aż jak wyglądał. - Nawet jeśli bym nie chciał, to wciąż jestem. Inni to widzą. Widzą wampira i od razu myślą, że jestem potworem choasu. Nie należem więc nigdzie indziej niż tutaj. Spytaj się, a ci to powiedzą.
- Nie wiedziałem, że... czemu nic mi nie powiedziałeś?
- Eryk. Zoom jest jedynym miejscem gdzie mogę być wolny i uwolnić chaos który jest mi zabroniony wszędzie indzie. To jest moje miejsce. Ale to nie jest twoje miejsce, prawda?
Chłopak kiwnął głową. Nie chciał tego robić, bo czuł, że widział do czego dążył. Otis nie miał zamiaru wrócić. A on nie był wstanie tutaj zamieszkać. Rozumiał to.
- Każdy ma coś co wydaje się słuszne. Może nam się wydawać wiele, ale czy faktycznie jest tak jak nam się wydaje?
- Nie jesteśmy sobie słuszni - słyszał Eryk. Choć Otis nie wypowiedział tych słów, to wciąż je słyszał.
- Czyli nie wrócisz? - zapytał ponownie.
- Nie wrócę. - Kiwnął do niego głową znów się usmiechając. - Możesz przestać na mnie czekać.
Eryk puścił dłoń wampira, dłoń która była mu jednocześnie obca ale też bardzo znajoma. Otis którego znał, by się przed nim nie otworzył w taki sposób. Napewno by nie zrobił tego z własnej woli. Zmienił się więc i Eryk go za to podziwiał. Wiedział czego chciał i teraz była jego kolej. Musiał się ruszyć z miejsca w którym utknął i odkryć co tak naprawdę jest słuszne dla niego.
- Możemy wciąż być przyjaciółmi? - spytał elf po chwili.
- Oczywiście - odpowiedział wampir. - Wiesz już gdzie mnie znaleść.
- Uhm.
Śmierć się zmienia, a osoby się zmieniają razem z śmiercią. Czy to życie, czy śmierć, niektóre rzeczy mają prawo pozostać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro