Eryk: Pytać, słuchać, obserwować
Po pożegnaniu się z Otisem, Eryk położył się na twardej glebie przy posągu Eteru. Wpatrywał się w gasnący księżyc i pojawiające się na niebie słońce. Kiedyś nie raz tak właśnie spędzał poranki – leżąc w śpiworze i z towarzyszami, patrzył w niebo. Kąciki jego ust uniosły się lekko na te wspomnienia. Tęsknił za tym. Tęsknił za nimi. Za Dagie, która odeszła, i za Otisem, który również już zniknął.
Lubił wyobrażać sobie, że Dagie przeszła przez drzwi i teraz żyje na Ziemi – tak jak kiedyś mu mówiła, że chciałaby zrobić. To pozwalało mu się z nią pożegnać. Ale z Otisem było inaczej. Wciąż tu był, a jednak wydawał się dalej w zasięgu ręki niż sama Dagie.
Otis kazał mu pomyśleć o przyszłości, ale to wydawało się niemożliwe. Przez ostatnie miesiące Eryk robił tylko jedno – czekał na niego. Myślał o nim z niecierpliwością, snując głupie scenariusze: co, gdyby nie pozwolił Otisowi odejść; gdyby przyszedł wcześniej; gdyby teraz zawrócił i pocałował jego blade, chłodne usta. Wiedział jednak, że Otis miał rację. Nie byli sobie przeznaczeni. Niezależnie od jego pragnień, nie byli dla siebie odpowiedni – ani wtedy, ani teraz.
Wpatrując się w twarz posągu Eteru zasnął. Kiedy po południu otworzył oczy, zobaczył, że słońce jest przysłonięte. Zmusił się do otwarcia zmęczonych powiek i ujrzał przed sobą czyjąś twarz. Stał tam krasnolud o ciemnej skórze, z piegami w kształcie gwiazd, białymi włosami i jednym różowym pasemkiem zaplecionym w warkoczyk. Eryk od razu rozpoznał tę osobę, choć było w innym obliczu – to kiepskie przebranie.
– Ty. – Eryk odsunął się lekko, ale bez większych emocji.
Podniosła brwi w lekkim zaskoczeniu.
– Znasz mnie?
– Tak. Nie udawaj, że mnie nie pamiętasz. – W jego głosie była nuta wyzwania, choć zauważył, że wyglądała na niepewną. Może lepiej, że nie pamiętała ich pierwszego, niezbyt przyjaznego spotkania, kiedy próbowała ich zabić. – Włosy i piegi trudno zapomnieć, nawet przy zmianie rasy.
– Ah, ty jesteś jednym z tych, którzy weszli do posągu rok temu – przypomniała sobie, z lekką ironią. – Nadal masz ten sam irytujący ton.
– Dzięki, miło – wymamrotał.
– Mogę zadać ci kilka pytań?
– Zależy jakie – uniósł brwi, ciekaw, czego mogła chcieć.
Usiadło obok niego na glebie.
– Jesteś z Ziemi, prawda? Jak długo już tu jesteś?
– Ponad rok.
– Czy jest coś, co naprawdę lubisz w Ebvolacie? Albo coś, czego nie znosisz?
– Hm. Podoba mi się, że wszędzie można dojść pieszo w kilka dni. A co mnie irytuje? Wróżki i inne istoty, które uważają się za lepsze. Na przykład goblin, który sprzedał mi fałszywą książkę z zaklęciami. I nie rozumiem, czemu wszyscy traktują wampiry jak coś gorszego. Przecież to rasa jak każda inna.
– Rozumiem. Ale dlaczego wróżki? – zapytała. – Wybieram się tam niedługo, a jesteś pierwszą osobą, która o nich mówi negatywnie.
Prychnął. Samo wspomnienie tego, jak go potraktowano, sprawiło, że znowu poczuł przypływ złości. Nagle jednak przypomniał sobie o dzieciach klontów i pomyślał, że to idealna okazja, by im pomóc.
- Dzieci klontów bardzo cierpią przez wróżki - odparł. - Możesz ich zapytać o szczegóły gdy będziesz w lesie. Docenią, że ktoś kto jest wstanie pomóc ich wysłucha.
– Nie idę tam, by zmieniać cokolwiek. Pytam, słucham, obserwuję.
– Co? – Eryk skrzywił się. – Przecież jesteś nowym władcą. To twoja rola; pomagać i zmieniać świat na lepsze, prawda?
Paarli pokręciło głową.
– Nie jestem władcą, lecz strażnikiem. Moim zadaniem jest upewnić się, że Ebvolat funkcjonuje prawidłowo... Obecnie tylko nowy Ebvolat będzie w stanie działać tak, jak powinien. Genbu poleciła mi jednak wstrzymać się z niszczeniem tego Ebvolatu. Kazała działać powoli, słuchać i obserwować, zanim zastąpię ten świat.
– Co źle "funkcjonuje"?
Dla Paarli wszystko funkcjonowało nieprawidłowo. Gdy spotkała Eryka i innych, dotarło do niej, że humanoidy nie zachowywały się tak, jak wyobraził to sobie Eter. Po wyjściu z posągu, po tysiącach lat, i podczas swoich podróży zauważyła, że obecny świat jest skażony złem, nierównowagą i cierpieniem. Ale jak mogła to przekazać w sposób, który zrozumiałby nastolatek?
– Eter stworzył świat z marzeniem o pokoju, nie o konfliktach i cierpieniu. Ten świat nie jest tym, czego pragnęli. Przywrócę więc świat do formy z wizji Eteru.
– Taki jest nasz świat - powiedział powoli Eryk. - Jeśli pragniesz doskonałości, musiałabyś wyeliminować wszystkich humanoidów. Dopóki tu jesteśmy, konflikty i cierpienie będzie się działo.
Paarli odwróciło wzrok, jakby rozważała jego słowa.
– Wezmę to pod uwagę - wkońcu odpowiedziała. - Jesteś zaskakująco przydatny. Nie chciałbyś mi pomóc?
– W czym?
– Pytaj, słuchaj, obserwuj.
Eryk zmarszczył brwi, ale szybko pomyślał, że może właśnie tego potrzebował – misji, która by do niego pasowała. Nie umiał pomagać innym jak Dagie, bo brakowało mu tej głębokiej empatii, która pozwalała jej dostrzegać potrzeby innych. Nie wiedział, jak zmieniać społeczeństwo jak River, bo nie miał w sobie tej determinacji i wytrzymałości, by walczyć o lepszy świat. I nie potrafił milczeć jak Otis, bo zawsze musiał wyrazić swoje zdanie. Ale jedno umiał dobrze: zadawać pytania, słuchać i obserwować. Może więc, podróżując z Paarli, znajdzie sposób, by naprawdę zmienić Ebvolat na lepsze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro