Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

NIE MÓW O MNIE NIKOMU

Nie mów o mnie nikomu to pierwszy z dwóch One Shotów, napisanych na potrzeby wyzwania stworzonego przez grupę NOS (WATTPAD dla początkujących).

Zasady:

Kategoria romans

Zawarcie słów: RONDEL, DZIENNICZEK, DŁUG.

Inne OneShoty z tego wyzwania znajdziecie u: elessmere atriabooktok kuczynskaola MiriaMaddie Queenie_132 MagdaLewiska trohical JWrotters gdzie0wedruja Lovvska Bookowa thegirlfromstarsxox satner-

Okładka wykonana przeze mnie w Canvie :)


Cameron zapukał do drzwi punktualnie o siedemnastej. Pospiesznie mu otworzyłam i wpuściłam chłopaka do środka. Wyjrzałam na zewnątrz, by upewnić się, że nikt nie widzi, jak do wchodzi do mojego domu.

– Nikt cię nie widział? – zapytałam chłopaka.

– Spokojnie. Nie tylko mój ojciec potrafi się wykradać.

Zacisnęłam szczęki, słysząc kolejną wzmiankę na temat mojego romansu z Williamem. Wzięłam głęboki wdech i gestem dłoni wskazałam mu stół w części kuchennej, na którym był już przygotowany tekst.

Gdyby ktoś, rok temu powiedział mi, jak zmieni się moje życie przez jednego człowieka, palnęłabym go rondlem w łeb i wysłała do zakładu psychiatrycznego.

– Siadaj i pisz – pospieszyłam go. – Chcę mieć to już za sobą.

Młody Walker wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymywał. Dzięki Bogu, bo mogłabym nie pohamować się kolejny raz!

Chłopak chwycił długopis i czekał. Usiadłam obok niego i nachyliłam się nad kartką, by wytłumaczyć mu pierwsze zadanie. Skoro już tutaj był, mógł równie dobrze się czegoś nauczyć. Cameron chwycił skuwkę długopisu między zęby i uważnie mi się przyglądał. Nie wiedzieć czemu, poczułam się skrępowana pod jego spojrzeniem.

Przełknęłam ślinę, próbując zignorować, jak bardzo przypominał teraz Williama, gdy jego oczy śledziły każdy mój ruch: błękitne tęczówki oprawione wachlarzem ciemnych rzęs, brązowe włosy, które dopiero w blasku słońca ukazywały swój kasztanowy refleks, naturalnie opalona cera.

Chłopak zdawał się niezainteresowany moimi tłumaczeniami zadań.

– Co? – zapytałam.

Nawet ja usłyszałam w swoim głosie złość wymieszaną z niepewnością.

– Nic. Po prostu zastanawiam się, co mój ojciec w tobie widzi. – Wzruszył ramionami.

Nie powinnam przejąć się opinią tego podlotka, a jednak coś w moim wnętrzu zawrzało na tę jawną zniewagę.

– Wróćmy do testu – poleciłam.

– Zwyczajna twarz, zwyczajne ciało, zwyczajne włosy... – wyliczał, ignorując moje polecenie.

Nawinął sobie kosmyk moich włosów, lecz zaraz go puścił i wykrzywił twarz w wyrazie obrzydzenia.

– Nie twoja sprawa! – krzyknęłam.

– Moja. Pieprzysz mojego ojca – odparł beznamiętnie.

– Cameron, ostrzegam cię. Przekraczasz granice.

Zacisnęłam pod stołem dłonie w pięści, by opanować buzujące we mnie emocje. W głowie serwowałam temu smarkaczowi cały arsenał obelg, który nie mógł opuścić moich ust.

Jakim cudem moje życie przybrało taki obrót? Siedziałam we własnym domu, szantażowana przez jednego ze swoich uczniów, który na dodatek mi ubliżał. I to w imię czego? Romansu, który od początku był skazany na porażkę?

Przygładziłam włosy i wróciłam wzrokiem do kartki, cały czas mając nieodparte wrażenie, że ta sytuacja bawi Camerona. Wydawał się świetnie bawić, patrząc, jak miotałam się między tym, co powinnam zrobić, a tym, co rzeczywiście robiłam.

Skończyliśmy wszystkie zadania, odzywając się do siebie tylko wtedy, gdy to było konieczne. Dałam sobie spokój z tłumaczeniem mu czegokolwiek, a on przestał mnie dręczyć. Gdy na jego oczach oceniałam test, czułam się podle. Złamałam swoją etykę zawodową. Coś, z czego byłam dumna całą, swoją karierę.

Chwyciłam jego dzienniczek i wpisałam mu ocenę z testu.

Z zamyślenia wyrwał mnie subtelny dotyk palców chłopaka na moim przedramieniu. Z początku sądziłam, że było to przypadkowe muśnięcie, ale gdy nie zabrał dłoni, zdałam sobie sprawę z tego, co próbował zrobić.

– Cameron, przestań! Masz to, czego chciałeś, okej? Zaliczyłeś sprawdzian, więc daj mi już spokój. – Odsunęłam się od niego.

W odpowiedzi parsknął śmiechem, ale nie ruszył się z miejsca.

– Spokój? Naprawdę myślałaś, że jedno zaliczenie zamknie mi usta?

Co to, kurwa, jest za alternatywna rzeczywistość, w której się znalazłam?

– Chcesz, bym zaliczyła ci wszystkie testy? – zapytałam z niedowierzaniem.

– Nie. – Odetchnęłam z ulgą, jednak na krótko, bo chłopak po chwili dodał: - Chcę, byś zaliczyła mnie.

Przesłyszałam się! Niech mi ktoś powie, że się, do cholery jasnej, przesłyszałam!

– Słucham? Ty chyba nie mówisz poważnie.

Nie musiał odpowiadać. Wyraz jego twarzy i rozluźnione ciało mówiło za niego.

– Musisz coś w sobie mieć. A ja chcę wiedzieć co. – Wzruszył ramionami.

Zagotowało się we mnie. Każda komórka mojego ciała wrzała z wściekłości. Miałam wrażenie, że za chwilę zacznę się histerycznie śmiać, bo to wszystko stawało się jakąś chorą parodią.

– Wyjdź! Natychmiast wyjdź! Jesteś obrzydliwy, jeśli sądzisz, że się z tobą prześpię.

– Masz u mnie dług – wytknął mi.

– Mam to gdzieś! Już wolę, byś rozpowiedział całemu miasteczku, że miałam romans z twoim ojcem, niż uprawiać z tobą seks. – Wycelowałam w niego palcem.

– Jak chcesz – odparł.

To była ta chwila. Gdy Cameron zamknie za sobą drzwi, będę skończona. Jeśli taka jest cena za moje poczucie przyzwoitości, z radością ją zapłacę. Odprowadziłam chłopaka wzrokiem do drzwi, lecz coś mi w tej całej sytuacji wciąż nie pasowało.

– Chciałem, żebyś zrobiła to ze mną z własnej woli – powiedział tak cicho, że ledwo go usłyszałam. - Ale skoro nie... Nie pozostawiasz mi wyboru.

Następnym, co usłyszałam, był zgrzyt zamka. To nie było jednak najgorsze. Najgorszy był fakt, że gdy Cameron ponownie stanął twarzą do mnie, jego oczy były wyprute z emocji. Włoski na karku stanęły mi dęba, jak gdyby moje ciało wyczuło niebezpieczeństwo. Patrzył na mnie z czymś w rodzaju psychozy w oczach, gdy podniósł rękę, w której trzymał mój klucz od domu. Ten pierdolony socjopata zamknął nas tu. On był drapieżnikiem, a ja jego zwierzyną.

Staliśmy tak naprzeciwko siebie, ja w osłupieniu, on z uniesionym kącikiem ust.

– Cameron, to nie jest zabawne.

– Ależ jest. – Zaśmiał się na potwierdzenie swoich słów.

– Wyjdź, bo wezwę policję.

– I co im powiesz? Bo ja im powiem, że zaprosiłaś mnie tu pod pretekstem korepetycji i zagroziłaś, że jak się z tobą nie prześpię, to mnie oblejesz.

– Nikt ci nie uwierzy.

– Sprawdźmy to. To ty kazałaś przy całej klasie zostać po lekcji. Mój ojciec widział nas, jak rozmawialiśmy rano pod szkołą. I co najważniejsze, jesteśmy u ciebie.

Musiałam przyznać, że sprytnie to sobie zaplanował. Niestety miał rację. Ludzie uwierzą mu.

– Co zamierzasz zrobić? Napadniesz mnie i wykorzystasz?

– Tak. W sumie tak zakładał plan.

– I co potem?

Nie, żebym to rozważała. Po prostu potrzebowałam czasu, by znaleźć jakieś wyjście z tej chorej sytuacji.

– Nic. Wyjdę stąd, a twój sekret będzie ze mną bezpieczny.

– Jaką mam pewność, że dotrzymasz słowa?

– Nie masz. Będziesz musiała mi zaufać.

Rozejrzałam się dookoła, szukając alternatywy. Może i nie mogłam zadzwonić na policję, ale wciąż mogłam spróbować skontaktować się z Williamem. Tylko, że telefon miałam na górze w pokoju.

Ruszyłam biegiem w stronę schodów, a Cameron podążył za mną. Gdy wbiegałam na górę, poczułam szarpnięcie za koszulkę, ale na szczęście udało mi się ją wyrwać z uścisku chłopaka.

Zostały trzy schody, a potem dziesięć metrów w lewo. Jeśli dobrze pamiętałam, telefon został na łóżku. Chwycę go i zamknę się w łazience. A potem zadzwonię do Williama. Tak, to był dobry plan.

Gdy stopa oderwała się od ostatniego stopnia, poczułam dłonie na plecach, a chwilę później z impetem wpadłam na ścianę. Cameron przycisnął mnie do niej całym ciałem. Wziął w garść moje włosy. Pociągnął je tak mocno, że syknęłam z bólu, a w kącikach oczu pojawiły się łzy.

– Cameron, przestań! – próbowałam przemówić mu do rozumu.

Lecz on nie słuchał. Trzymał mnie mocno i zaciągał się zapachem moich włosów. Musiałam odchylić głowę do tyłu, gdy za nie szarpnął.

– To boli! – łkałam.

– Miałaś wybór – szepnął przy moich uchu. Zabrzmiał przy tym złowieszczo.

Nie chciałam się poddać i nie zamierzałam mu niczego ułatwiać. Ale był silniejszy ode mnie. Nie spodziewałabym się takiej siły, patrząc na jego smukłą sylwetkę.

Szarpnięciem obrócił mnie twarzą do siebie. Zmarszczył brwi, gdy zobaczył łzy na moich policzkach, ale nie przestawał. Wsadził kolano między moje nogi i jedną ręką zaczął odcinać mi dopływ tlenu. Z dwojga złego już wolałam być nieprzytomna.

Gdy poczułam jego język na swojej brodzie, a potem policzku, zebrało mi się na wymioty. Poczułam się brudna.

Po omacku wymachiwałam rękoma, aż trafiłam w zgięcie łokcia, dzięki czemu trochę rozluźnił uścisk. Piekące płuca wołały o tlen, ale nie miałam czasu na odpoczynek. Biorąc spazmatyczne hausty powietrza, próbowałam go od siebie odepchnąć.

– Nie wygrasz ze mną. – Jego słowa poprzedziło uderzenie w twarz.

Ból rozlał mi się po lewej stronie twarzy, a ja odruchowo chwyciłam się za policzek.

Wstyd. Odraza. Gniew. Te trzy emocje krążyły w moich żyłach, skutecznie odpychając strach. Jego dłoń znowu wylądowała na mojej twarzy. Chwycił mnie za policzki, potęgując ból z poprzedniego uderzenia. A potem mnie pocałował. Smak tytoniu z jego języka wywrócił mi żołądek do góry nogami.

Zamruczał. Ten jebany psychopata mruczał, usiłując mnie zgwałcić. Zrobił krok do tyłu i pociągnął mnie za sobą. Uderzałam w niego rękoma, ale on zdawał się tego nie czuć.

Walczyłam i parłam do przodu. Im dalej będę od ściany, tym większą będę miała szanse na ucieczkę. Cameron chyba stwierdził, że się poddałam, bo już nie trzymał mnie tak kurczowo. Gdy wepchnął mi język do ust, bez zastanowienia go ugryzłam.

Z gardła wydarł mu się krzyk, w tym samym momencie, w którym poczułam w ustach metaliczny posmak krwi. Rozproszyło go to na moment i wystarczyło, bym go odepchnęła. Wtedy wszystko zaczęło dziać się w zwolnionym tempie.

Chłopak zachwiał się do tyłu, będąc niebezpiecznie blisko krawędzi schodów. W jego niebieskich tęczówkach mignął lęk, gdy w panice próbował się czegoś złapać.

Wyciągnęłam rękę, by mu pomóc. A może tylko tak mi się wydawało, bo uderzenie serca później usłyszałam ciężki łoskot.

Zahipnotyzowana patrzyłam, jak ciało Camerona ląduje na dole. Nie mogłam się ruszyć, a jedyną oznaką tego, że żyłam, była szybko poruszająca się klatka piersiowa, gdy wypuszczałam krótkie urywane oddechy.

Czekałam. Na krzyk. Na skrzypnięcie desek. Na cokolwiek.

Powinnam wezwać pomoc. Wytłumaczyć, że to był wypadek. A jednak stałam u szczytu schodów i gapiłam się w jeden punkt. Ogarnęły mnie drgawki, gdy pierwszy szok minął.

On się nie rusza. On się, kurwa, nie rusza.

Ostrożnie pokonywałam stopnie, mając wrażenie, że każde skrzypnięcie drewnianych desek, jest słyszane w całym Wardale. Już w połowie drogi zorientowałam się, że klatka Camerona się nie unosi.

Przyklęknęłam przy jego ciele i przyłożyłam ucho do mostka. Dziesięć sekund, dwadzieścia, trzydzieści... Nic. Żadnego uderzenia.

To był ten moment, w którym powinnam wpaść w panikę i zadzwonić po pomoc. Zamiast tego stałam nad ciałem i wykrzywiłam wargi w grymasie obrzydzenia.

Musiałam się skupić. Musiałam się oddać w ręce policji albo ukryć ciało i do końca swojego życia mieć świadomość, że zabiłam człowieka. Przez przypadek, ale jednak.

Jednego na pewno nie mogłam zrobić – nie mogłam zadzwonić do Williama.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro