rywalizacja [finał]
Przyjęcie było takie jak zwykle, czyli cudownie ciepłe i przepełnione domową atmosferą bezpieczeństwa.
...a przynajmniej tak podejrzewała Muffet, ze złością krążąc swoim pięknym, drogim samochodem po wąskich uliczkach Snowdin. Oczywiście, Papyrus postanowił urządzić wszystko w domu, a skoro on zapalił się do tego pomysłu, i starszy Bone przystał na tę opcję. Chociaż, akurat w przypadku Sansa, dziewczyna miała jak najbardziej słuszną pewność co do tego, że ów i tak wolał zostać we własnym mieszkaniu i jedyne co zrobił w kwestii przygotowań to wywieszenie trupiej czaszki z czapką Świętego Mikołaja na drzwiach wejściowych.
Ale nie o tym teraz! Kobieta była gotowa nawet i zachwalać ten jego niewymyślny żart, byleby tylko w końcu znaleźć się na miejscu.
Arghh, jak ona nienawidziła paparazzi!
Zacisnęła usta w wąską kreskę. Może jednak powinna, tak jak Grillby, zgodzić się na propozycję, jaką wysunął Frisk? W pierwszej chwili odmowa wydawała się jej logiczna – w końcu jazda z przywatnymi ochroniarzami ambasadora wywołałaby tylko jeszcze większe zamieszanie. Gdyby ktokolwiek się dowiedział, media za żadną cenę by tego nie przemilczały, rozdmuchując tę głupią sprawę i zapewne dorabiając też do niej setki nieprawdziwych historii.
Ale z drugiej strony, przynajmniej byłaby już w cieple domowym, być może nawet delektując się jedynym wypiekiem, jaki mógł równać się jej własnym – ciastem Toriel. Och, ciasto Toriel! Ile Spider by dała, by móc wziąć chociaż drobny kawałek do ust... Ale najpierw musiała pozbyć się tych cholernych dziennikarzy.
Spojrzała na swojego kierowcę, a równocześnie jednego z wielu swoich kuzynów, który zgodził się odegrać rolę szofera tego wieczoru.
❝Przepraszam, że cię w to wyciągnęłam. Nie sądziłam, że będzie tak ciężko❞ oznajmiła ze skruchą, jednak ten tylko machnął na to dłonią. I chociaż nawet uśmiechnął się do niej pokrzepiająco, brunetka potrafiła odczytać jego prawdziwe emocje, które nie były już tak pozytywne. Wiedziona poczuciem winy, zagryzła wargi i spojrzała na telefon w dłoni. Nie miała pojęcia jak rozwiązać ten problem, nie przychodziło jej do głowy nic poza wezwaniem pomocy, ale i tutaj pojawiał się problem – do kogo mogła zadzwonić? Komu, chowając do kieszeni dumę, była gotowa wyznać swą nieporadność i komu mogła bez wyrzutów sumienia przerwać te intymne, świąteczne chwile, by uratował ją z opałów?
Jakby w odpowiedzi na zadane przez nią w myślach pytania, komórka zabrzęczała bezgłośnie, informując dziewczynę o nowej wiadomości.
Gdzie jesteś?
Zacisnęła szczęki, doskonale wiedząc co musi odpisać, próbując zmusić palce do wysyłania odpowiednich słów na klawiaturze. Z wysłaniem też miała problem, dobrą chwilę walcząc ze sobą, starając się zdusić rosnące w gardle uczucie upokorzenia. Na Gastera, dlaczego aż tak musiała to przeżywać? Przecież to nic takiego, każdemu z ich grona zdarzało się wpaść w sidła paparazzich, ten głupi Fire nie był wyjątkiem! To, że tym razem podjął słuszną decyzję i się im wywinął nie stawiało go w lepszym świetle od niej... prawda?
Niedługo później chłopak za kierownicą zwolnił, rzucając jej krótkie, za to naprawdę wymowne spojrzenie pokroju szykuj się i skręcił nagle w naprawdę wąziutką uliczkę.
Muffet, wiedząc co zaraz nastąpi, szybko chwyciła torebkę, jednym ruchem otworzyła drzwi i zgrabnie wyskoczyła z pojazdu, nawet nie żegnając się z członkiem rodziny. Nie było na to czasu, miała przecież zaledwie sekundy, by znaleźć się w drugim, równie drogim samochodzie.
Kiedy tylko opadła na miękkie siedzenie, poczuła na sobie rozbawiony wzrok, w wyniku którego bezradnie zazgrzytała zębami. Nie mogła powiedzieć niczego złośliwego, nie kiedy tak dobrodusznie wybawił ją z opresji, nawet jeżeli przy okazji miał z niej niezły ubaw. Zamiast tego rzuciła mu tylko nieco krzywe spojrzenie, wymamrotała zupełnie niezrozumiałe przeprosiny i odrobinę głośniej ponagliła go, by ruszał, nim plotkarskie hieny zdążą ich dopaść.
Na to Grillby tylko zaśmiał się krótko i odpalił silnik, po cichu wjeżdżając w niemal niewidoczną dróżkę, z której łatwo było już trafić do celu ich podróży. Odpalił jakąś miłą dla ucha płytę, którą jego pasażerka podarowała mu na Gwiazdkę rok czy dwa wcześniej i poczekał, aż ta nieco się rozluźni, uśmiechając delikatnie na dźwięk ulubionych nut.
❝Nie ma za co❞
________
och wow. aktualizacja. po dobrych... prawie dziewięciu miesiącach, raju.
cóż, nie wiem czy ktoś jeszcze tu jest, ale znalazłam to w szkicach i naprawdę przyjemnie mi się to dokańczało. jeszcze nie zdecydowałam czy wznowię te miniaturki, czy może jednak sobie odpuszczę, ale na pewno postaram się w ciągu wakacji opublikować jeszcze jedną, której początek zalegaja w tej publikacji od dosyć dawna.
ach, nie-kwiat, może cię to zainteresuje, w końcu to twój prezent, nie? uwu
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro