Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rywalizacja [finał]

     Przyjęcie było takie jak zwykle, czyli cudownie ciepłe i przepełnione domową atmosferą bezpieczeństwa.
     ...a przynajmniej tak podejrzewała Muffet, ze złością krążąc swoim pięknym, drogim samochodem po wąskich uliczkach Snowdin. Oczywiście, Papyrus postanowił urządzić wszystko w domu, a skoro on zapalił się do tego pomysłu, i starszy Bone przystał na tę opcję. Chociaż, akurat w przypadku Sansa, dziewczyna miała jak najbardziej słuszną pewność co do tego, że ów i tak wolał zostać we własnym mieszkaniu i jedyne co zrobił w kwestii przygotowań to wywieszenie trupiej czaszki z czapką Świętego Mikołaja na drzwiach wejściowych.
     Ale nie o tym teraz! Kobieta była gotowa nawet i zachwalać ten jego niewymyślny żart, byleby tylko w końcu znaleźć się na miejscu.
     Arghh, jak ona nienawidziła paparazzi!

     Zacisnęła usta w wąską kreskę. Może jednak powinna, tak jak Grillby, zgodzić się na propozycję, jaką wysunął Frisk? W pierwszej chwili odmowa wydawała się jej logiczna – w końcu jazda z przywatnymi ochroniarzami ambasadora wywołałaby tylko jeszcze większe zamieszanie. Gdyby ktokolwiek się dowiedział, media za żadną cenę by tego nie przemilczały, rozdmuchując tę głupią sprawę i zapewne dorabiając też do niej setki nieprawdziwych historii.
     Ale z drugiej strony, przynajmniej byłaby już w cieple domowym, być może nawet delektując się jedynym wypiekiem, jaki mógł równać się jej własnym – ciastem Toriel. Och, ciasto Toriel! Ile Spider by dała, by móc wziąć chociaż drobny kawałek do ust... Ale najpierw musiała pozbyć się tych cholernych dziennikarzy.

     Spojrzała na swojego kierowcę, a równocześnie jednego z wielu swoich kuzynów, który zgodził się odegrać rolę szofera tego wieczoru.
     ❝Przepraszam, że cię w to wyciągnęłam. Nie sądziłam, że będzie tak ciężko❞ oznajmiła ze skruchą, jednak ten tylko machnął na to dłonią. I chociaż nawet uśmiechnął się do niej pokrzepiająco, brunetka potrafiła odczytać jego prawdziwe emocje, które nie były już tak pozytywne. Wiedziona poczuciem winy, zagryzła wargi i spojrzała na telefon w dłoni. Nie miała pojęcia jak rozwiązać ten problem, nie przychodziło jej do głowy nic poza wezwaniem pomocy, ale i tutaj pojawiał się problem – do kogo mogła zadzwonić? Komu, chowając do kieszeni dumę, była gotowa wyznać swą nieporadność i komu mogła bez wyrzutów sumienia przerwać te intymne, świąteczne chwile, by uratował ją z opałów?
     Jakby w odpowiedzi na zadane przez nią w myślach pytania, komórka zabrzęczała bezgłośnie, informując dziewczynę o nowej wiadomości.

     Gdzie jesteś?

     Zacisnęła szczęki, doskonale wiedząc co musi odpisać, próbując zmusić palce do wysyłania odpowiednich słów na klawiaturze. Z wysłaniem też miała problem, dobrą chwilę walcząc ze sobą, starając się zdusić rosnące w gardle uczucie upokorzenia. Na Gastera, dlaczego aż tak musiała to przeżywać? Przecież to nic takiego, każdemu z ich grona zdarzało się wpaść w sidła paparazzich, ten głupi Fire nie był wyjątkiem! To, że tym razem podjął słuszną decyzję i się im wywinął nie stawiało go w lepszym świetle od niej... prawda?

     Niedługo później chłopak za kierownicą zwolnił, rzucając jej krótkie, za to naprawdę wymowne spojrzenie pokroju szykuj się i skręcił nagle w naprawdę wąziutką uliczkę.
     Muffet, wiedząc co zaraz nastąpi, szybko chwyciła torebkę, jednym ruchem otworzyła drzwi i zgrabnie wyskoczyła z pojazdu, nawet nie żegnając się z członkiem rodziny. Nie było na to czasu, miała przecież zaledwie sekundy, by znaleźć się w drugim, równie drogim samochodzie.
     Kiedy tylko opadła na miękkie siedzenie, poczuła na sobie rozbawiony wzrok, w wyniku którego bezradnie zazgrzytała zębami. Nie mogła powiedzieć niczego złośliwego, nie kiedy tak dobrodusznie wybawił ją z opresji, nawet jeżeli przy okazji miał z niej niezły ubaw. Zamiast tego rzuciła mu tylko nieco krzywe spojrzenie, wymamrotała zupełnie niezrozumiałe przeprosiny i odrobinę głośniej ponagliła go, by ruszał, nim plotkarskie hieny zdążą ich dopaść.
     Na to Grillby tylko zaśmiał się krótko i odpalił silnik, po cichu wjeżdżając w niemal niewidoczną dróżkę, z której łatwo było już trafić do celu ich podróży. Odpalił jakąś miłą dla ucha płytę, którą jego pasażerka podarowała mu na Gwiazdkę rok czy dwa wcześniej i poczekał, aż ta nieco się rozluźni, uśmiechając delikatnie na dźwięk ulubionych nut.

     ❝Nie ma za co❞

________
och wow. aktualizacja. po dobrych... prawie dziewięciu miesiącach, raju.

cóż, nie wiem czy ktoś jeszcze tu jest, ale znalazłam to w szkicach i naprawdę przyjemnie mi się to dokańczało. jeszcze nie zdecydowałam czy wznowię te miniaturki, czy może jednak sobie odpuszczę, ale na pewno postaram się w ciągu wakacji opublikować jeszcze jedną, której początek zalegaja w tej publikacji od dosyć dawna.

ach, nie-kwiat, może cię to zainteresuje, w końcu to twój prezent, nie? uwu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro