Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Żyła

Przeciągnąłem się na łóżku wygrzebując się spod ciepłej kołdry, która jeszcze kilka sekund temu chroniła mnie przed chłodnym powietrzem pokoju i pozwalała na kojącą drzemkę.

—Tego mi było trzeba—powiedziałem do siedzącego pod ścianą i wgapionego w telefon Maćka—Regenerujący sen zawsze wskazany—zażartowałem

—Nie wiem, czy cieszyłbym się tak na twoim miejscu. Ta twoja drzemka trwała tak długo, że prawie do dziesiątej. Jutro rano musimy się wymeldować, a ty nawet nie zacząłeś się pakować. Powodzenia stary—Kot uśmiechnął się od ucha do ucha i zaczął nakładać kurtkę.

—Gdzie lecisz, sokole? Nie pomożesz druhowi w niedoli?—zapytałem próbując złapać go na słodkie oczka

—Nie ma takiej opcji. Mówiłem, spakuj się wcześniej, a ty i tak poszedłeś spać, więc na mnie nie licz. No i umówiłem się z Agą, za dziesięć minut przy recepcji. Nie mogę się spóźnić, bo jeszcze się na mnie obrazi i nie zostanie na noc—Sugestywnie poruszył brwiami i już go nie było.

Ciężko westchnąłem widząc rozciągające się wokół mnie morze porozrzucanych koszulek i spodni.

—Przecież ja nie skończę tego do rana! Tu skarpeta, tam bokserki, a w rogu jeszcze pewnie znajdę jakieś maćkowe podkoszulki, których nie znalazł pod stertą moich rzeczy. Chyba się zastrzelę—jęknąłem załamany i przerażony wizją całonocnego sprzątania

Z tego powodu rzuciłem się na łóżko i kolejne dziesięć czy piętnaście minut użalałem się nad swoim beznadziejnym losem. Pogrążając się w rozpaczy w końcu zdecydowałem się ruszyć i podjąć wyzwanie rzucone mi przez los. Już miałem podnosić i składać pierwszy T-shirt, kiedy uświadomiłem sobie, że nie muszę wcale robić tego sam. Szybko chwyciłem z komórkę i wybrałem numer Markusa. Odebrał po kilku sygnałach, które niesamowicie mi się dłużyły.

—No, stary, już mieliśmy wychodzić bez ciebie—zaśmiał się na powitanie Niemiec—Za ile w holu?—konkretnie zapytał

—Jeżeli mi nie pomożecie, to w lecie—westchnąłem ciężko—Dacie radę wpaść i pomóc mi się spakować żebym mógł wyskoczyć z wami na piwo? Proszę?—dodałem nie słysząc odzewu-Stawiam kolejkę

—Dwie i spakujemy cię na cacy w dziesięć minut—postawił warunek Eisenbichler

—Wchodzę w to—oznajmiłem bez zastanowienia

~Jak to dobrze, że wychodzenie z beznadziejnych sytuacji obronną ręką planowałem jeszcze w podstawówce
_____________
Piątek:
W KOŃCU SKOKI! NIE MOGĘ SIE DOCZEKAĆ!
Sobota:
Nienajgorzej, nienajgorzej, wszyscy żyją, chociaż trochę mi się nie podoba konkurs o 11:30
Niedziela:
Super, może odwołajmy, bo z tym wiatrem to wszyscy się pozabijają! Żeby jakąś Eurowizja była ważniejsza...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro