Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

x

Stałem przed dużym, sześciokątnym lustrem w łazience. Na tafli odbijało się moje oblicze, którego wolałbym więcej nie oglądać już nigdy więcej. Pozbawione jakiegokolwiek błysku oczy i fioletowe sińce pod nimi oraz przezroczysta skóra były efektem wielu nieprzespanych nocy i praktycznie nie wychodzenia z mieszkania. Niżej, na klatce piersiowej i na rękach widać było liczne siniaki i długie, jasne, ślady po żyletce - pamiątkę, którą postanowiłem sobie sprawić po ostatnich wydarzeniach. Na biodrach, owiniętych ręcznikiem, znajdowały się dobrze znane mi strupy, a jeszcze nie tak dawno dobrze umięśnione nogi zdobiły poprzeczne rany. Moje ciało, choć w opłakanej kondycji, w porównaniu z umysłem, było jednak oazą spokoju. W mojej głowie huczały tysiące myśli, które często zupełnie sobie zaprzeczały. W jednej chwili byłem z siebie dumny, a w drugiej miałem dość siebie i życia. Obie te części mnie mąciły moje wspomnienia, odczucia, które zgadzały się tylko w jednej kwestii. Zabiłem go. Zabiłem człowieka. Nie wiem nawet do końca, kto to był. Równie dobrze mogłem dźgnąć przypadkowego przechodnia, który miał pecha i spotkał mnie tamtego dnia, jak i najbliższa mi osoba, która chciała mi pomóc, tak jak każdego dnia, odkąd nie radziłem sobie sam. Nie chciałem dłużej walczyć ze sobą, o powrót do stanu "sprzed", chociaż wiedziałem, że do tego morderstwa doszło właśnie z powodu mojej ogromnej awersji do leczenia. Dlatego właśnie tak wiele razy próbowałem w końcu ze sobą skończyć, niestety z marnym skutkiem. Nie umiałem nawet porządnie skoczyć z balkonu na główkę, a wszystko przez to, że byłem pieprzonym tchórzem, który mimo że na to nie zasługiwał, chciał żyć.
_______________
Meh, gdzie są moje święta i wolne

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro