Tande & Forfang
—Hej, Daniel!—Krzyk z salonu był tak głośny, że będący w łazience Tande nie miał problemów z usłyszeniem każdej literki wypowiedzianej przez ukochanego—Nie widziałeś może mojego klucza do mieszkania?!—spytał Johann podnosząc poduszki z kanapy i uważnie przyglądając się odsłoniętemu materiałowi sofy
—Są na najwyższej szafce w korytarzu! Jeśli chwilę poczekasz, to ci zdejmę!—odkrzyknął blondyn również nie oszczędzając gardła
—Podstawię stołek i dam radę!—Dumnie oznajmił Johann i rzeczywiście, bez problemów dosięgnął do klucza
Przez chwilę w mieszkaniu panowała cisza, przerywana szuraniem mebli i innych przedmiotów, kiedy blondyn ponownie zaczął przetrząsać mieszkanie. I mimo że przetrząsnął każdy kąt, wydawał się niezadowolony z braku wyniku w poszukiwaniach.
—Teraz czego szukasz?—zapytał Daniel, który właśnie wyszedł z łazienki i podszedł do zirytowanego mężczyzny
—Kluczy do rodziców. Muszę do nich wstąpić i podlać im kwiatki, ale w tej chwili, bez wygrawerowanego kodu do furtki, nie mogę nawet myśleć o wejściu na podwórko, nie wspominając o przedarciu się do domu—Zrezygnowany Norweg westchnął ciężko, a Tande pokręcił głową i zaśmiał się z głupoty ukochanego
—W kieszeni twoich spodni, kotku. Nie mów mi, że nie czujesz wrzynającego się w udo metalu.—Wskazał na odznaczający się kształt w mojej kieszeni
—Rzeczywiście! Dzięki Dan!—niższy blondyn cmoknął starszego w policzek, nałoży buty i jak torpeda wyleciał z mieszkania
Nie minęła jednak nawet minuta, a zdyszany Norweg z powrotem stał twarzą w twarz z ukochanym.
—A nie wiesz może jeszcze gdzie położyłem kluczyki do samochodu?—spytał z niewinnym uśmiechem Johann, na co jego narzeczony przybił sobie facepalma
—Chyba powinienem kupić ci na urodziny jakiś duży breloczek, którego nie da się zgubić. Jeszcze trochę i zapomnisz, jak się nazywasz.—zażartował wracając z salonu z pilotem do Audi w dłoni
—I bynajmniej nie będzie to moja wina. Myślisz, że łatwo się przestawić na nowe nazwisko po używaniu swojego przez całe życie?—zapytał z udawanym oburzeniem przejmując kluczyk i doprowadzając Tandego do niekontrolowanego wybuchu śmiechu—Śmiej się, śmiej, ale gdybym to ja był na górze, to ty miałbyś teraz ten problem.—oznajmił niby poważnie, jeszcze raz cmoknął Daniela i wyszedł
Ponownie jednak nie dał o sobie na długo zapomnieć, bo komórka Daniela rozbrzmiała po czterech i pół minuty ciszy.
—Hej, to znowu ja. Nie zrzuciłbyś mi z balkonu jeszcze rękawiczek?
____________________
Znowu opóźnienie, kto by się spodziewał 😂
To wszystko przez e.... korki! Zdecydowanie! Nie no, po prostu jestem leniwa i wciągnęłam się Naruto, więc mi się nie chciało. Powodzenia w nowym tygodniu!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro