Simon & Adam
Było mi niedobrze. Tak niedobrze, że gdybym właśnie stał pewnie przewróciłbym się na podłogę. W moim żołądku trwała prawdziwa rewolucja, a ja nawet nie miałem siły zastanawiać się, co ją wywołało. Z resztą, jaki to miało teraz sens? Największe szkody już zostały poczynione, a ja i tak utknąłem w swoim obecnym położeniu na dłuższą chwilę. Cały byłem rozpalony, ale zamiast siedzieć i wygrzewać się w łóżku musiałem klęczeć w łazience, przed muszlą klozetową, ponieważ czułem jak zawartość żołądka podchodzi mi do gardła. Na początku próbowałem to wstrzymać, jednak podrażnione gardło i jeszcze gorsze samopoczucie nie były warte tej chwili wytchnienia. Prędzej czy później i tak zwrócę przecież wszystko co zjadłem czy wypiłem.
Odruch wymiotny nawiedzał mnie raz po raz, jednak przerwy robiły się coraz dłuższe. Obok mnie siedział Simon, który co chwilę przykładał mi do czoła wilgotny ręcznik i patrzył na mnie z troską. Co jakiś czas podawał mi też butelkę wody, żebym mógł przynajmniej zwilżyć usta, albo pozbyć się nieprzyjemnego smaku z ust.
Nie mam pojęcia, ile czasu tak siedzieliśmy, ale kiedy w końcu poczułem się lepiej zaczynało już świtać. Simon pomógł mi dojść do łóżka i przykrył kołdrą po sam czubek głowy, w międzyczasie podając mi jakąś tabletkę przeciwgorączkową.
—Musisz się w końcu przespać, Adaś. Całą noc nie zmrużyłeś oka.—zdrobnienie mojego imienia w jego ustach brzmiało tak zabawnie, że aż się uśmiechnąłem—Zobaczysz, od razu poczujesz się lepiej.—pogłaskał mnie po wilgotnych od mokrego ręcznika włosach
—Tak, masz rację. Przepraszam, że ty też nie mogłeś dzisiaj spać. Trzeba było iść do gościnnego albo do salonu. Naprawdę, jesteś uparty jak osioł.—wyciągnąłem spod kołdry rękę i ścisnąłem jego dłoń—"Co z tego że na dziewiątą jestem umówiony, najwyżej się spóźnię". Mam nadzieję, że mimo zarwanej nocki poradzisz sobie chociaż przyzwoicie.—puściłem mu oczko i przekręciłem się na bok, żeby zasnąć w mojej ulubionej pozycji
—No to chyba się przeliczysz, bo ja nigdzie się nie wybieram. Jeszcze tego brakowało, żebym zostawił cię tu samego. Andreas i tak już się ze mnie śmieje, że jestem nieodpowiedzialny, a ja nie zamierzam dać mu powodu do kolejnych żartów. No i nie ufam tym waszym lekarzom. Chyba cały świat wie, jak narzekacie na służbę zdrowia. Z resztą wyślę Andreasowi SMS'a i zaproszę go na wieczór. Chwila zwłoki jeszcze nigdy go nie zabiła.
___________
Stwierdziłam, że 2 maja będzie idealnym dniem na opublikowanie w tym zbiorze ostatniego opowiadania, więc do soboty planuję wrzucać codziennie. Trzymajcie się!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro