Richard & Sara cz.5
Naburmuszona siedziałam opatulona w koce na kanapie. Na stoliczku przede mną stał dzbanek ciepłej herbaty, oraz wieża zbudowana z chusteczek higienicznych. Nie czułam się najlepiej. Kręciło mnie w stawach już kilka dni, a od kataru pękała mi głowa. Zdawało mi się, jakby mój nos miał zaraz odpaść, a oczy wręcz błagały o sen. ja jednak byłam twarda i chciałam udowodnić Richardowi, że zrobił niewłaściwie zostawiając mnie w domu. Przypomniałam sobie jak bardzo zły był, kiedy w poniedziałek wyszłam po niego na lotnisko. Jeszcze zanim dotarliśmy do domu porządnie mi się oberwało za wychodzenie na dwór z przeziębieniem. Był na mnie wściekły, bo nawet nie poszłam do lekarza i zaraz po odstawieniu do domu walizek kazał mi się ubierać z powrotem. Marudziłam. Nienawidziłam lekarzy całym sercem, ale wiedziałam że mężczyzna nie odpuści. Nałożyłam więc na nowo kurtkę i jęcząc, że jest zdecydowanie zbyt nadopiekuńczy pozwoliłam zawieźć się do mojego lekarza rodzinnego. On tak samo jak ja nie przepadał za tym doktorem, ale tylko dlatego, że też był facetem, a mimo to mógł bezkarnie się na mnie gapić, co powinno być przywilejem zarezerwowanym tylko dla chłopaka czyli jego. Gdy wróciliśmy do domu Freitag z użyciem siły zaniósł mnie do łóżka i nie chciał mnie widzieć poza nim dopóki nie wyzdrowieję. Cały czas pod nosem mamrotał coś o nieodpowiedzialnej kobiecie, która chyba chciała zrobić sobie krzywdę. Próbowałam się z nim droczyć, ale najwyraźniej nie miał nastroju bo odkąd dowiedział się, że mam grypę chodził markotny. Do czwartku, kiedy mieliśmy wyjeżdżać do Willingen zachowywał się jak nadopiekuńczy ojciec i prawie non stop się mną zajmował. A to przyniósł rosołek, a to poprawił poduszkę. Jedynymi chwilami, kiedy mogłam trochę odetchnąć były momenty kiedy szedł na trening. Nie mógł wtedy nade mną czuwać, więc przez te dwie godzinki dziennie musiałam nadrobić czas spędzany w łóżku. Kiedy jednak w czwartek powiedział mi, że nie jadę z nim na konkurs miałam ochotę go zamordować. Zrobiłam mu ostrą awanturę, że też chcę jechać, ale był nieugięty, dlatego obrażona siadłam na kanapie. Wstałam dopiero kiedy miał jechać i się z nim pożegnałam. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie miny, jaką zrobił gdy dałam mu kopniaka na szczęście. Mimo wszystko byłam na siebie zła. A właściwie byłam wściekła na swoją grypę. A wszystko przez to, że kichnęłam akurat w momencie gdy Richi oddawał drugi skok. Ponieważ zamknęłam oczy nie widziałam jak skoczył, ale ucieszyłam się, kiedy pokazali, że jest na podium. I chociaż mój entuzjazm nieco zmalał kiedy zobaczyłam o ile przegrał pierwsze miejsce, to i tak byłam szczęśliwa. Cała choroba na moment ze mnie wyparowała, bo wiedziałam, że Freitag i tak będzie nieziemsko szczęśliwy z powrotu na podium. Zwłaszcza, że zrobił to na "swoim terenie", co na pewno zmobilizuje go do jeszcze większej walki w niedzielę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro