Morgenstern & Schlierenzauer
Podczas pierwszego spotkania nie przypadliśmy sobie do gustu. Obaj byliśmy młodzi, rządni sukcesów i obawialiśmy się, że inny talent, jakieś wybitne dziecko skoków narciarskich przyćmi osiągnięcia któregoś z nas. Rywalizowaliśmy podczas treningów na wielu płaszczyznach do momentu, kiedy trener umieścił nas w jednym pokoju na zawodach.
Z całego serca nienawidziłem milczenia, bo miałem wtedy wrażenie, że zostałem sam, więc przełamałem swoją silną niechęć i spróbowałem porozmawiać z Gregorem. Z początku szło nam to dość opornie, ale gdy i on przestał odczuwać uprzedzenia względem mojej osoby okazało się, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Stał się moim najlepszym, choć młodszym o cztery lata przyjacielem. On zaraził mnie pasją do fotografii, którą kochał nad życie, a ja w zamian zapoznałem go z tajnikami mojej największej pasji - lotnictwa.
Oprócz hobby, które były naszą cechą rozpoznawczą łączyło nas zamiłowanie do wędrówek, bez względu na rodzaj, chociaż najprzyjemniejsze były te długie,górskie wycieczki, które zajmowały nie raz cały dzień i wyciskały z nas ostatnie poty. Zawsze wtedy rozmawialiśmy o naszych problemach, związanych z byciem dorosłym, bo przecież obaj dopiero wkraczaliśmy w ten etap życia, i sportem.
Nasze wypady często jednak nie przebiegały tak, jak to sobie zaplanowaliśmy. Raz zdarzyło nam się wziąć zdecydowanie za mało prowiantu na całodniową wycieczkę, innego dnia Schlierenzauer chciał zrobić zdjęcie z drzewa, a zamiast tego wylądował w szpitalu na ostrym dyżurze z rozwaloną głową. Najdziwniejszą akcję przeżyliśmy jednak kiedy Gregorowi zwiało mapę z zaznaczoną zaplanowaną trasą.
Był wtedy koniec czerwca, więc temperatury były dość wysokie, ale w górach i tak wiał silny wiatr, który porwał siedemnastolatkowi mapę z rąk. Nasz dość długi pościg za nią okazał się jedynie stratą czasu i energii, ponieważ nie udało nam się jej dogonić, a ona spadła do rzeki i odpłynęła. I chociaż teraz cieszę się, że wydarzenia potoczyły się właśnie tak, w tamtej chwili miałem ochotę z zimną krwią pozbawić Gregora życia. Byliśmy na nowej trasie, po włoskiej stronie Alp i nie mieliśmy mapy. Sytuacja jednym słowem beznadziejna.
Na swoje szczęście Schlierenzauer mniej więcej pamiętał nazwę miejsca, skąd wyruszyliśmy, więc mieliśmy jakieś szanse na trafienie z powrotem do cywilizacji. Przeceniłem wtedy jednak jego możliwości, bo po godzinie byliśmy w miejscu, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Zrezygnowany usiadłem na chwilę na kamieniu, żeby wymyślić wyjście z naszej beznadziejnej sytuacji, kiedy do Gregora podeszła dziewczyna na oko starsza od niego o rok. Słyszałem, że gratulowała mu po angielsku dobrych wyników w poprzednim sezonie, po czym zapytała, gdzie się wybiera. Gdy okazało się, że ona i jej towarzyszka zmierzają w tym samym kierunku co my, a na dodatek nie zgubiły swojej mapy, byłem przeszczęśliwy.
Całą drogę powrotną młodszy starał się rozmawiać z naszą wybawicielką, a ja rzucałem tylko ukradkowe spojrzenia na śliczną kobietę, która dała młodszej koleżance pole do popisu i szła równolegle ze mną.
Młoda blondynka na dobre zawróciła z głowie Gregorowi, bo zaprosił panie na spacer z nami następnego dnia. Później by jeszcze jeden, potem kolejny, aż w końcu dziewczyna dała Austriakowi numer telefonu, który sprawiał w tamtej chwili wrażenie najszczęśliwszego faceta na świecie.
Nigdy nie pozwolił jej uciec, jak tej felernej mapie, a w wieku dwudziestu pięciu lat udało mu się zaciągnąć ją do ołtarza. To była prawdziwa miłość, jednak nie jedyna, która była owocem tamtego feralnego incydentu, ponieważ Risa, towarzyszka ukochanej mojego przyjaciela, złapała mnie w swoje sidła i trzymała mocno, nawet gdy chciałem odejść czy skończyć ze sobą, czego owocem stał się nasz synek, Benjamin, który w dniu ślubu mojego przyjaciela skończył roczek.
____________
Ktoś ma namiary na jakiegoś skrytobójcę? Mam partnera z wymiany, którego mam ochotę się pozbyć.
Wybaczcie te poślizgi, ale ta wymiana to jedna, wielką porażka, a ja zdecydowanie zbyt staram się mu dogodzić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro