Markus & Richard
Każdy uczeń ma przedmiot, którego nienawidzi całym sercem. W przypadku Markusa było ich sporo, jednak Richard, jego najlepszy przyjaciel i kompan ze szkolnej ławki, znacznie bardziej lubił się uczyć, a jedynymi zajęciami, których wprost nie potrafił scierpieć była geografia. Już od pierwszego spotkania wiedział, że z tym nauczycielem się niezaprzyjaźni. O ile babka od chemii umiała go zaciekawić, gościówa od niemieckiego ignorowała go pozwalając nadrobić nieprzespaną nockę, a facet od fizyki pobudzić do działania, tak ten od gegry wywoływał w nim same negatywne uczucia.
Całą lekcję potrafił gadać od rzeczy i rozmawiał tylko ze swoimi pupilkami, zupełnie nieinteresując się klasą. Nie uczył nic poza wiedzę książkową, którą ciężko nazwać było nawet podstawą wymagań egzaminacyjnych, a nie raz spędzał czterdzieścipięć minut na wysyłaniu wiadomości.
Z tego też powodu Markus i Richard zdecydowali się znaleźć sobie jakieś zajęcie, aby choć odrobinę zminimalizować straty spowodowane siedzeniem w klasie.
Raz w miesiącu wybierali się do sklepu modelarskiego i wybierali jakąś niewielką replikę, po czym przez osiem lekcji geografii składali ją z minami profesjonalistów. Czasem zajmowało im to mniej czasu, czasem, przy skomplikowanych modelach, więcej, ale nigdy nie kupowali dwóch w miesiącu - to była ich niepisana zasada. W każdy pierwszy poniedziałek nowego miesiąca szli zaraz po szkole z dokładnie obmyślomym planem, ostatecznie i tak spędzając na wybieraniu kilka godzin.
Tym razem ich wybór padł na dział ze starożytnymi i średniowiecznym broniami, a konkretnie na katapultę, którą naprawdę można było wystrzelić lekki pocisk. Z uwagą przykręcali każdą śrubkę i sprężynkę, za każdym razem sprawdzając, czy ich kolejny krok był poprawny poprzez wykonanie ruchu przyczepioną cześcią - jeśli się ruszało, to wszystko było dobrze, a jeśli nie, musieli cofać się o cały ruch i wykonywać bo jeszcze raz, tym razem nieco inaczej.
Gdy katapulta był złożona, postanowili ją wypróbować. Przygotowali zwinięty w kulki papier, który służyć miał za pociski, odchylili łyżkę i wystrzelili. Pech chciałam że grad miniaturowych pocisków spadł akurat na SMSującego nauczyciela. Ten, niemal natychmiast zrobił się purpurowy na twarzy i wstał, gwałtownie rozglądając się po klasie. Kiedy zauważył, kto spowodował incydent, wziął głęboki wdech.
-Do dyrektora, ale już! Niewychowana hałastra! Kto to widział! Wstyd!-krzyczał zły, więc koledzy zebrali się jak najszybciej i uciekli z sali
Co najlepsze, w tym krótkim epizodzie z ich życia, dowiedzieli się, że dyrektor również nie pała do geografa zbytnią sympatią i puścił im to płazem. Zagroził jednak, że następnym razem zmuszony będzie podjąć odpowiednie środki, po czym puścił do nich oczko i puścił do domu.
_____________
To jest upośledzone 😂 Sama się zastanawiam, jak wpadam na tak dziwne pomysły
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro