Lellinger
—Stephan, Stephan, wstawaj!—krzyknął ktoś nad moim uchem, więc niechętnie otworzyłem oczy i zobaczyłem zwisającego nad moją twarzą Richarda, który darł się jak nienormalny
—Freitag, do jasnej ciasnej, daj mi spać. Trzymałeś mnie w tym cholernym klubie do czwartej, muszę trochę odespać.—powiedziałem zirytowany i przewróciłem się na brzuch, nakrywając głowę ciepłą kołdrą, która przy dodatniej temperaturze panującej w Seefeld była zdecydowanie zbędna
—Wstawaj, a nie pożałujesz!—ponownie spróbował swoich sił upierdliwy Niemiec, ale w odpowiedzi pokazałem mu tylko, żeby spadał
Freitag westchnął zrezygnowany, po czym usłyszałem odgłos rozdzieranego papieru.
—Kochany Stephanie, wiem, że od walentynek minęło już sporo czasu, ale długo nie mogłem się w sobie zebrać, aby w końcu przekazać ci, co czuję.—zaczął czytać na głos, a ja odrobinę zainteresowałem się tym, co miał mi do przekazania, więc usiadłem na łóżku i uważnie słuchałem—Każdy uścisk przyprawia mnie o szybsze bicie serca, a sama świadomość, że ty możesz czuć to samo, napędza mnie do działania. Za każdym razem, kiedy widzę twój uroczy uśmiech mój dzień nabiera barw, jakby rozjaśniony nowymi promieniami słońca. O, tu ktoś zaszalał.—wtrącił swoje trzy grosze Freitag—Chciałbym kiedyś poczuć twoje usta, które potrafią ułożyć się tak cudownie, że aż chce się żyć, na moich, żebyś powiedział, że też mnie kochasz. Na zawsze twój, Anonim. Ktoś się postarał.—stwierdził z uznaniem Freitag odkładając list w kształcie serca na komodę
—Nie udawaj, przecież wiem, że napisałeś mi tą walentynkę, bo wy dostaliście, a ja nie. Wcale nie było mi aż tak przykro, żebyś musiał się poświęcać i wymyślać jakieś romantyczne teksty.—Leyhe przewrócił oczami i ponownie przykrył się kołdrą po same uszy
—Kiedy to naprawdę nie byłem ja, przysięgam!—krzyknął Richard—Ale widziałem, kto podrzucał dzisiaj rano ten list na twoją walizkę i, uwaga, uwaga, spodoba ci się ta informacja.
—Oświeć mnie, o wszechwiedzący Richardzie.—westchnąłem, będąc w głębi duszy ciekawy nadawcy walentynki
—Andreas.—To jedno imię sprawiło, że skoczyłem na równe nogi i spojrzałem na współlokatora ogromnymi oczami
—Przecież ostatnio to on powiedział, że nie chce ze mną pokoju!—mój zapał odrobinę osłabł
—Ludzie, Leyhe, ogarnij się. Po prostu idź i mu powiedz, że czujesz to samo, co on tu opisał. Może się biedaczyna zestresował. Przecież widzisz, jaki chodzi struty odkąd mieszka z Markusem.—Tym razem to on przewrócił oczami
—A co jeśli...
—Nie ma jeśli. Podnosisz swój tłusty zadek i zasuwasz do niego w te pędy!—Prawie rozkazał, więc nawet nie martwiąc się o przebranie z piżamy ruszyłem w kierunku pokoju mojego obiektu westchnień—I przyślijcie tu Markusa, zanim zaczniecie się migdalić! Mamy jeszcze pół flaszki do skończenia.
_________________
Cześć i czołem 😁
Nie mam pojęcia, czy przez następne dwa tygodnie coś się pojawi, ponieważ jadę na obóz gdzie podobno ma nie być zasięgu
Trzymajcie się 💪
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro