Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Lellinger

Andreas miał wrażenie, jakby uszło z niego całe życie. Czuł się wypompowany z każdego grama energii, która jeszcze kilka godzin temu przepełniała go całego. Wykończony opadł na kanapę, nie trudząc się nawet ściągnięciem płaszcza, a buty kopnął gdzieś daleko żeby nie denerwować Stephana naniesionym na dywan błotem. Ruszając się jak mucha w smole sięgnął po leżącego na stoliku pilota i włączył telewizor, aby już po chwili smacznie spać na miękkiej kanapie. 

W tym właśnie momencie Leyhe kończył robić spore zakupy, ponieważ w mieszkaniu brakowało wielu rzeczy codziennego użytku, które od listopada nie były im w zasadzie potrzebne. Wiele wysiłku kosztowało go wniesienie ciężkiej torby na piąte piętro, a niedziałająca winda chyba nigdy nie otrzymała tylu niezwykle kwiecistych komplementów w tak krótkim czasie. Kiedy w końcu przekroczył próg mieszkania zauważył rzucone niedbale buty i domyślił się, że jego chłopak wrócił już z treningu.

—Hej, Andi, wróciłem już! Mógłbyś rozpakować siatkę?—zapytał ściągając kurtkę i ciężkie buty, idealnie pasujące do marcowej pluchy

Nie otrzymał odpowiedzi na swoje pytanie, więc zajrzał do pokoju i widząc, że wyczerpany Andreas głęboko śpi, zlitował się nad nim i sam zajął się układaniem rzeczy w kuchni i łazience.

Kończył akurat zmywać blaty, które zabrudziły się podczas filetowania dorsza, kiedy Wellinger przeciągnął się na sofie i z przeciągłym ziewnięciem podniósł do pozycji siedzącej. Wciąż był trochę niedobudzony, więc z potarganymi włosami, dalej w płaszczu, przemieścił się do kuchni nie zauważając nawet krzątającego się tam Niemca. Dopiero po wypiciu szklanki wody zorientował się, że nie jest w mieszkaniu sam.

—Hej, Stephan. Już wróciłeś?—zapytał ponownie ziewając

—Wróciłem jakiś czas temu. Spałeś po treningu, więc nie chciałem ci przeszkadzać. Na pewno byłeś wykończony.—Uśmiechnął się starszy skoczek i odłożył gąbkę na skraj zlewu

—Dawno tak nie padałem z nóg, mówię serio. Myślałem, że po drodze wyzionę ducha.—Usiadł na krześle i przeciągnął się

—Nawet mi nie mów. Ta winda znowu się zepsuła i tarabaniłem się z pełnymi siatkami na piąte piętro. Aż cud, że nic sobie nie naciągnąłem.—Leyhe potarł dłonie, które od momentu odstawienia siatek paliły go ogniem

—My dzisiaj pracowaliśmy na DSJ. Łatwo nie było.

—Co masz na myśli mówiąc DSJ?—zapytał zdziwiony

—No tą gierkę, gdzie wcielasz się w skoczka. Mówię ci, masakra.

—Ja tu biegam po sklepach, robię zakupy przez jakieś cztery i pół godziny, taszczę siatki na piate piętro, gotuję obiad, a ty jesteś zmęczony po czterech godzinach grania w grę?! Jaja sobie ze mnie robisz?!—zapytał zdenerwowany Stephan, któremu para niemal wylatywała uszami ze złości

—To przez Markusa, nie rozumie, że nie może wiecznie wygrywać.—Wellinger mruknął cicho pod nosem, jednak nie wystarczająco cicho

—Trzeba było cię obudzić i samemu iść spać. No ale mądrym się jest po szkodzie. Następnym razem to ty robisz zakupy
________________
Patrzcie kto dzisiaj pamiętał 😎

GDZIE JEST MÓJ ŚNIEG

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro