Kraftboeck
Dzień, choć niesamowity i pełen wrażeń, nieubłaganie zbliżał się ku końcowi. Cienie rzucane przez wysokie nadmorskie drzewa stopniowo się wydłużały, kiedy słońce leniwie chowało się za horyzont. Na samym szczycie niewielkiego, piaskowego wzniesienia rozłożony był kraciasty kocyk, na którym stały dwa oparte o siebie plecaki, jednak na pierwszy rzut oka nigdzie w pobliżu nie było widać nawet śladu właścicieli. Gdy jednak przyjrzało się uważniej, można było zauważyć dwóch mężczyzn, którzy usadowili się u stóp wydmy i wtuleni w siebie łapali ostatnie promienie zachodzącego słońca.
Ciemnowłosy ułożył swoją głowę na udach drugiego mężczyzny, który z szerokim uśmiechem przeczesywał jego włosy. Czuć było bijący od nich spokój i szczęście. Blondyn co chwilę nachylał się i szeptał coś do ucha leżącego, a ten momentalnie stawał się tak czerwony, jak po całodniowym smażeniu się w słońcu. W końcu jednak ognista kula całkowicie zanurzyła się w morskiej toni, a od morza zawiał chłodny wiatr, więc blondyn zaproponował, żeby zaczęli się powoli zbierać.
Z ociąganiem wstali z nagrzanego piasku i spakowali swoje rzeczy do plecaków, po czym złapali się za dłonie i ruszyli w kierunku wyjścia z niewielkiej, ukrytej plaży.
—Wiesz, Michi, to najlepsze wakacje w moim życiu.—stwierdził ciemnowłosy odczepiając diwe pary sandałów od plecaka i stawiając je na ziemi
—Przecież jesteśmy tu dopiero jedne dzień.—zaśmiał się wspomniany Michael i otrzepał mokry piach, który przylgnął mu do stóp w czasie spaceru
—No wiem, ale pierwszy raz jesteśmy na wakacjach naprawdę, naprawdę sami! Czyż to nie cudowne?—spytał niższy zarzucając na plecy cięższy plecak, który już po chwili jego towarzysz podmienił na ten mniej wypchany
—Przecież Marisa i Klaudia i tak zawsze były zajęte sobą, a nas miały w dalekim poważaniu.—przypominał blondyn ponownie łapiąc niewielką dłoń
—Ludzie, Hayboeck, przecież wiesz, co mam na myśli, nie udawaj debila.—Karzełek o charakterystycznej urodzie ostentacyjnie przewrócił oczami doprowadzając Michaela do parsknięcia śmiechem
—A co jeśli nie udaję?—Twarz blondyna przybrała chyba najdziwniejszy wyraz podczas całej ich znajomości, więc brunet reż głośno się zaśmiał—Cieszę się, że Kamil i Peter pokazali nam, że ludzie nie muszą odrzucić homo i że mogłem w końcu publicznie cię pocałować, Stefan.—Michael potargał włosy ukochanego
—To takie ekscytujące, kiedy mogę na ulicy, tak po prostu, złapać cię za rękę.—przytaknął niższy—Jak myślisz, z jakiej pamiątki najbardziej się ucieszą?—zapytał Michaela, który chwilę się zastanowił, rozejrzał dookoła i wyszeptał Stefanowi odpowiedź—To... to wcale nie taki zły pomysł.—odpowiedział czerwieniąc się na całej twarzy
—Myślisz, że przy okazji znajdziemy coś dla siebie?—Michael sugestywnie poruszył brwiami i rzucił się do ucieczki przed zawstydzonym Kraftem
__________________
Okej, znowu poniosłam porażkę. Chyba naprawdę powinnam sobie ustawić przypomnienia 😂
Ale to wszystko przez sprawdzian z biologii!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro