Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kraftboeck

Najgorszy dzień w moim dotychczasowym życiu śnił mi się niemal co noc. Mimo że minęło już prawie dziesięć lat, ja wciąż doskonale pamiętam, co się wtedy stało i jak bezradny byłem.

Pojechaliśmy z Michaelem nad jezioro. Sezon dopiero co się skończył, więc chcieliśmy wykorzystać w pełni dwa tygodnie wolnego, które otrzymaliśmy przed rozpoczęciem treningu. Pogoda była cudowna. Słońce przygrzewało, wiatr nie wiał prawie wcale, wszystko więc zachęcało, żeby wskoczyć do wody. I rzeczywiście, jak tylko dotarliśmy na nagrzaną przez słońce, piaszczystą plażę i rozłożyliśmy niewielki koc, ściągnęliśmy ubrania, natychmiast biegnąc do wody. Obaj uwielbialiśmy pływać, niezależnie od miejsca, pogody czy pory roku. Pluskaliśmy się dość długo, aż w końcu zmuszony byłem opuścić wodę i udać się w krzaki, w celu wiadomym. Kiedy wróciłem nigdzie nie było widać mojego ukochanego. Rozejrzałem się dookoła i podbiegłem do opalającej się nieopodal kobiety.

—Przepraszam, nie widziała pani może wysokiego blondyna wychodzącego z jeziora?—spytałem trzęsącym się głosem, ale kobieta pokręciła głową

Bez chwili wahania rzuciłem się w wodę i zacząłem szukać Michaela. Nie wiem, ile czasu tak spędziłem, ale to, co wydarzyło się po kilku sekundach przyprawiło mnie o zawał.

Za którymś z rzędu podejściem zobaczyłem w odległości nie większej niż dwa metry duże, dryfujące coś. Mając najgorsze przeczucia z możliwych szybko tam podpłynąłem i wyciągnąłem to coś, a raczej kogoś na powierzchnię. Jak się okazało, na moje nieszczęście, było to ciało Michaela. Całe lekko sine, a jego klatka piersiowa nie unosiła się ani o milimetr. Przerażony wyciągnąłem bezwładnego Hayboecka na piasek i natychmiast zacząłem przeprowadzać resuscytację. Podczas gdy ja uciskałem jego mostek i wdmuchiwałem powietrze do płuc w okół mnie zebrał się spory tłumek. Ktoś zadzwonił po karetkę i po kilkunastu minutach, które dla mnie ciągnęły się w nieskończoność, przyjechali ratownicy. Natychmiast odsunęli mnie od blondyna i ze wszystkich sił starali się przywrócić mu oddech. Nie udało im się. Michi, nieoddychający już od dość dawna, nie żył. Utopił się w jeziorze jeszcze zanim udało mi się do niego dopłynąć. Upadłem na piasek, a ludzie spojrzeli na mnie ze współczuciem. Na pewno mnie rozpoznali i domyślali się, jak bardzo zabolała mnie strata ukochanego i jednocześnie najlepszego przyjaciela.

Na samą myśl o tamtym dniu wzdrygnąłem się. Skoki rzuciłem trzy dni później, informując trenera o tym na pogrzebie Michaela, podczas którego targały mną spazmy rozpaczy. Długo obwiniałem się o jego śmierć. Nie pomagał psycholog, ani przyjaciela. Zamknąłem się w sobie, nie wychodziłem nawet na zakupy, prawie nie jadłem i nie piłem. W tamtym okresie żyłem tylko dzięki dobroci brata Michaela, który mimo że przeżywał to prawie tak mocno jak ja, trzymał się znacznie lepiej i codziennie dostarczał mi jedzenie. Na początku po prostu bez słowa brałem od niego siatki, ale później zaczynałem zostawiać mu karteczki z krótkim dziękuję. W końcu po niemal roku otworzyłem mu osobiście i podziękowałem. Po jakimś czasie zaprosiłem do środka. Dzięki niemu nie zwariowałem. I choć nadal nawiedza mnie koszmar tamtego dnia, pogodziłem się z tym i normalnie funkcjonuję. Mam pracę, psa i przyjaciela, który dba o to, żebym nie zrobił sobie krzywdy i w tej chwili jestem mu za to ogromnie wdzięczny.

______________
Dobra, nie jest źle. Tylko 9 minut! Ale to wszystko wina sprawdzianu z geografii 😡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro