Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kraftboeck

Podium w zawodach rangi Pucharu Świata od zawsze było dla mnie czymś wyjątkowym. Nie ważne, czy stawałem na nim po raz pierwszy, czy siedemdziesiąty pierwszy, za każdym razem wprowadzało mnie w ten sam stan euforii, w którym miałem ochotę krzyczeć ze szczęścia i przytulać wszystkich, których spotkałem na swojej drodze. Miejsce też się nie liczyło, nawet jeśli z pierwszym wiązały się największe bonusy, które można było potem na coś przeznaczyć.

Kochałem to uczucie, kiedy z wypiętą piersią mogłem przyglądać się zgromadzonym wokół mnie kibicom, a kadrowi koledzy z Michaelem na czele robili mi mnóstwo zdjęć. Gdybym spróbował zliczyć wszystkie fotografie z podium, jakie wysłał mi od początku kariery, to chyba bym się poddał przy dwusetnym, widząc ile jeszcze przede mną.

Najbardziej lubiłem, kiedy potem w pokoju hotelowym komentowaliśmy konkurs, co zdarzało nam się dość rzadko, bo zazwyczaj staramy się oddzielać życie na skoczni od tego prywatnego. Zazwyczaj dawałem wtedy Michaelowi bukiet, czasem dostawał też ode mnie również pluszaka, czy inną nagrodę rzeczową, ale zawsze śmiał się, że najfajniejsze są kwiatki, które od razu wstawiał do jakiegoś znalezionego w pokoju kubka.

Mimo wszystko bardziej, od podiów indywidualnych, cieszyłem się z tych drużynowych. Czułem wtedy, jakbyśmy naprawdę funkcjonowali jak jeden organizm, a nasze umysły były połączone. Nigdy nie wypominaliśmy nikomu gorszych skoków, kiedy cieszyliśmy się, cieszyliśmy się razem, a kiedy trzeba było przełknąć gorycz porażki też trzymaliśmy się razem, bo przecież w grupie siła. Po zawodach zawsze ciągnęliśmy zapałki o to, kto pierwszy robi zdjęcie z naszymi nagrodami, a przegrany musiał przekonać całą ekipę do wspólnego świętowania pozostałą część drużyny.

Najbardziej jednak kochałem moment, kiedy razem z Michaelem staliśmy na jednym podium w konkursie indywidualnym. To było coś, o czym marzyłem za każdym razem kiedy przystępowaliśmy do konkursu. Uśmiech na twarzy mojego przyjaciela to było coś, za co oddałbym wszystkie swoje zwycięstwa. Co prawda kiedy tylko ja stałem na tak zwanym pudle jego radość również była nie do ukrycia, jednak kiedy staliśmy tam razem uśmiechu nie można było mu zetrzeć z twarzy przez dobrych kilka dni.

Tym razem, po raz pierwszy od dwóch lat, byliśmy na podium we dwóch. Co prawda i tym razem nie staliśmy obok siebie, ale z jego wyrazu twarzy mogłem bez problemu wyczytać, że następnym razem da z siebie jeszcze więcej, żeby wygrać i w końcu stanąć ze mną ramię w ramię.

To właśnie za tę wolę walki i wytrwałość kochałem go najbardziej. Oczywiście, był miły, uczynny i troszczył się o mnie bardziej, niż o siebie, ale gdyby łatwo odpuszczał nigdy nie bylibyśmy razem. Pewnie obaj tkwilibyśmy właśnie w związkach bez przyszłości, z cudownymi kobietami u naszych boków, które jednak cierpiały by równie mocno co my z powodu naszego chłodnego zachowania.

Uwielbiałem też to, że nie ważne, jak źle by mu nie poszło, czy jak bardzo nie byłby na siebie zły po zepsutym skoku, sprzeczce z sąsiadką albo całym dniu zmagania się z urzędnikami państwowymi zawsze miał siłę i czas przytulić mnie do swojej dużej, ciepłej klatki piersiowej, docisnąć ramionami jakbym miał zaraz zniknąć i nigdy nie wrócić, pocałować w czoło i spytać:

—"Jak ci minął dzień, Krafti?"

___________

jestem tak wypompowana, że powinnam w tej chwili spać, ale mam wyrzuty sumienia że nie widziałam dzisiejszych zawodów, więc w ramach rekompensaty coś sobie tematycznie nabazgrałam

księża, którzy robią Gorzkie Żale powinni mieć sumienie, bo dzisiaj przez takiego troszkę nadgorliwego prawie zaliczyłam pierwsze mdlenie w życiu

życzcie mi zdrowia, bo jak się rozchoruję na sprawdzian z matmy to się chyba zastrzelę

kocham was wszystkich, jesteście najlepsi, moi Drodzy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro