Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kasia &Kevin

NA KOŃCU DŁUGA NOTKA, więc tym, którzy nie mają ochoty czytać dziękuję już na wstępie za długą współpracę, i proszę, żebyście spojrzeli na ostatni akapit <3

Była połowa listopada, jednak mimo to w USA, w stanie Utah, dalej świeciło słońce. Na dworze próżno było się doszukiwać oznak zimnej i nieprzyjemnej jesieni, ponieważ to ta złota królowała we wszystkich parkach i lasach. Ja niestety nie miałam możliwości podziwiać tych wspaniałych widoków, bo dziewiąty miesiąc ciąży skutecznie przykuwał mnie do łóżka. Już miesiąc wcześniej miałam problemy z poruszaniem się, ponieważ ciężki brzuch skutecznie przeważał mnie do przodu, więc wstawałam tylko żeby skorzystać z łazienki lub kuchni. Termin mojego porodu minął prawie tydzień wcześniej, więc mój panikujący, że zacznę rodzić sama w domu, mąż postawił na swoim i trzy dni temu przetransportował mnie na oddział "patologii ciąży".

Od rana na swojej sali przebywałam sama. Moja  dotychczasowa współlokatorka, Emma, zaczęła rodzić jeszcze przed wschodem słońca, a ponieważ wciąż było wcześnie nie miałam jeszcze żadnych odwiedzin. Nie miałam ochoty na oglądanie żadnych seriali, ani nawet na czytanie książek, więc tylko przeglądałam jedną z gazet podrzuconych mi poprzedniego wieczoru przez Kevina i uśmiechałam się, widząc jego zdjęcia na kilku stronach. Bickner został naprawdę szanowanym sportowcem. Poprawił rekord Ameryki Północnej w długości lotu, a nawet udało mu się znaleźć w czołowej dziesiątce Pucharu  Świata, co z jednym drugim i czterema trzecimi miejscami dawało naprawdę dobry rezultat. Magazyny sportowe czasem nawet prowadziły między sobą kłótnie o to, kto tym razem przeprowadzi rozmowę z "Łazarzem amerykańskich skoków". Uwielbiałam czytać jego wypowiedzi. Zawsze uśmiechałam się do gazety widząc zdanie "To moja żona zmieniła mnie na lepsze", a mój humor był tak dobry do końca dnia, że byłam w stanie wybaczyć mu nawet zjedzenie moich ulubionych ciasteczek.

Byłam akurat pod koniec wywiadu, który odbył się już dość dawno, bo ponad miesiąc temu, a który stresował Kevina do tego stopnia, że biedaczek trzy noce nie mógł zmrużyć oka, kiedy poczułam skurcz, który w tym etapie ciąży zdarzał się raz na jakiś czas, więc nieprzejęta tym, wróciłam do czytania. Chwilę potem ból powrócił, jakby ze zdwojoną siłą, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy to na pewno tak powinno być. Po kilku minutach powtórzyło się to jeszcze raz, a ja poczułam, jak coś zaczyna ściekać po mojej nodze. Nieco spanikowana, szybko zawiadomiłam pielęgniarki, które starając się nieco uspokoić moje kołaczące ze strachu i stresu serce przetransportowały mnie na porodówkę. W międzyczasie dołączyła do nas pani doktor, która pomogła mi przebrnąć przez nieco ponad sześć godzin bólu i cierpienia.

Bickner pojawił się kiedy tak naprawdę było już po wszystkim. Zapewne, gdyby nie to, że moi rodzice przyszli odwiedzić mnie wcześniej niż planowali nie zdążyłby nawet na chwilę wejść na oddział. Gdy wpuszczono go do sali nasze maleństwo było już umyte i zważone, a pielęgniarka zawijała naszego małego synka w cieplutki kocyk. Mężczyzna spojrzał na mnie, potem na dziecko, a do jego oczu napłynęły łzy.

- Tak bardzo się cieszę - wydukał ściskając moją dłoń, a ja ostatkiem sił się uśmiechnęłam

-Ja też Kev, już nie mogłam się doczekać.

Następnego dnia w porannej gazecie w całych Stanach Zjednoczonych można było przeczytać:

"Rekordzista w długości lotu narciarskiego Ameryki Północnej - Kevin Bickner i jego piękna żona Katarzyna Bickner - zostali rodzicami. Serdecznie gratulujemy świeżo upieczonym rodzicom i życzymy powodzenia na pełnej wyrzeczeń ścieżce rodzicielstwa" - widniało w wielu czasopismach. My jednak nie patrzyliśmy na to, co pisali tam ludzie, ale za to, prawie na przemian, głaskaliśmy główkę pełną rudych loczków.

- Robert naprawdę do niego pasuje - stwierdził Bickner i ucałował mnie w czoło ciągle trzymając dłoń na ciele chłopca

- Też tak sądzę - zgodziłam się z Kevinem i z radosnym uśmiechem wyjrzałam za ono, gdzie akurat jakiś ptak szykował się do odlotu

______________

To już ostatni shot w historii tego zbioru, mam nadzieję, że tak jak ja spędziliście tutaj niezapomniane chwile, ponieważ ja, dzięki Wam, Waszym komentarzom i pomysłom czuję, że niesamowicie się rozwinęłam, zwłaszcza pod względem kreatywności. W pewnej chwili miałam nawet mały challenge "napisz w ciągu jednego wieczoru opowiadanie 300+ w oparciu o słowo, które wylosujesz ze słownika". To było coś, dzięki temu teraz interpretowanie króciutkich wierszy nie stanowi dla mnie większego wyzwania.

Dziękuję wszystkim, którzy byli tu ze mną od początku, tym którzy dołączyli w trakcie trwania mojego małego projektu oraz tym, którzy przeczytają to kiedyś w przyszłości. Byliście dla mnie niesamowitą motywacją w dążeniu do nowych celów i wymyślaniu coraz to bardziej zaskakujących, czy głupszych pomysłów, na których opierałam swoją twórczość.

Nie uważam się za jakiegoś niesamowitego autora, wiem, że jeszcze długa droga przede mną, zanim będę mogła z dumą powiedzieć "czuję się spełniona", ale jeśli ktoś chciałby coś zmienić w swoim pisaniu to bardzo polecam ćwiczenie, o którym wspomniałam wcześniej.

Bardzo dziękuję za okładkę, którą zrobiła moja przyjaciółka, która zapewne nigdy tego nie przeczyta, ale jeśli kiedyś tu trafi, to niech wie, że ją kocham.

Przede wszystkim jednak dziękuję współautorce tego konta, Kasi. Chociaż tutaj nie ma żadnego jej "dzieła", to ona natchnęła mnie do wymyślenia takiego zbioru. Chyba dwa lata temu chciałam jej dać na urodziny coś zupełnie wyjątkowego i od serca, więc postanowiłam, że spróbuję stworzyć 200 shotów, które udostępnię jej w dniu urodzin. Niestety, mimo że zaczęłam w grudniu nie udało mi się. Dlatego właśnie bardzo się cieszę, że mam możliwość skończyć moją przygodę tutaj w dniu Jej urodzin, ponieważ z powodu braku dostępu do sklepów papierniczych i innych nie miałam możliwości zrobić dla Niej innego prezentu. Mam nadzieję, że kiedyś z sentymentem wróci tutaj i będzie wspominała mnie, Was i z uśmiechem na ustach stwierdzi "Jak ja mogłam lubić tego zarośniętego Amerykanina?"

Nie przedłużając już i tak przydługiej części, jestem w szoku że dobiliście takich ogromniastych liczb, czapki z głów.


Na sam koniec chciałabym Was zapytać, czy chcielibyście jeszcze drugi zbiór one-shotów na profilu kasia_zuzia. Jeśli tak, dajcie mi znać komentarzem, w wiadomości prywatnej, na tablicy - jak tylko sobie zamarzycie.

Dziękuję i kocham Was całym serduszkiem!

EDIT: Nowa książka z one-shotami jest już na profilu, serdecznie zapraszam!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro