Andreas & Stephan & Markus
Uśmiechnąłem się na widok jego uśmiechu. Wiatr rozwiał mu włosy. W takiej otoczce został mistrzem olimpijskim. Zaszkliły mu się oczy, które otarł rękawem bluzy. Był taki szczęśliwy. Podbiegłem do niego. Zamknąłem w mocnym uścisku. Miałem ochotę pocałować. Był tak blisko. Na wyciągnięcie ręki. Dotknąłem dłonią jego policzka i otarłem spływającą po nim łezkę. Jego twarz przybrała weselszy wyraz kiedy spojrzał za mnie. Puścił mnie i podbiegł do niego. Niemal niezauważalnie dotknęli się ustami, aby po chwili tonąć w swoich objęciach. Bolało. Ale nie miałem wyboru i musiałem zostać w cieniu. Bo za wszelką cenę musiał być szczęśliwy. Ja mogłem cierpieć. W końcu byłem tylko "dziką bestią".
____________________
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro