Żyłokot
Zawody znowu nie wyszły mi tak, jak chciałem. Po raz kolejny ledwie w dwudziestce. Nie miałem już do tego siły. Zdecydowanie potrzebowałem resetu, bo moja psychika była już na wyczerpaniu. Zniechęcony, jeszcze przed dekoracją Kamila, zaszyłem się w kadrowym busie. Nałożyłem na głowę słuchawki i starałem się dać ponieść muzyce. W pewnej chwili zarejestrowałem, że ktoś otwiera drzwi. Przez szparę wcisnął się do mnie Piotrek, i usiadł zaraz obok mnie.
- Nie oglądasz dekoracji?- zdziwiłem się, widząc go tutaj.
- Oj Maciuś, Maciuś, tyle, co ja się już tych dekoracji naoglądałem, to nikt nie zliczy. A przecież widzę, że coś cię trapi - Zaśmiał się i objął mnie ramieniem. - No dalej. Mów, co leży ci na wątrobie. Doktor Żyła zawsze chętnie ci pomoże - Mocno mnie uścisnął.
- Chodzi o to, że zawaliłem kolejny konkurs i już tego nie wytrzymuję. Aga pewnie będzie bardzo zawiedziona i jeszcze pewnie każe mi spać na kanapie - westchnąłem. - A tak na poważnie, to tracę formę, Piotruś. Nie chcę tego. Uważam, że muszę jak najlepiej wykorzystać swój wiek i osiągnąć, jak najwięcej się da, póki mogę - powiedziałem, przytulając się do mężczyzny.
- Słuchaj, Maciek - poprosił. - Musisz odpocząć. Odciąć się od całego świata skoków na czas świąt. Nie spędzać ich w towarzystwie papy Kota, tylko sam na sam z Agą. Poproszę Justynę żeby z nią pogadała, a ona na pewno zapewni ci odpowiedni relaks.
- Ale co z rodzinnymi świętami?
- A nie planujesz przypadkiem oświadczyć się Adze? To prawie jak rodzina, a jestem pewien, że oni ci to wybaczą. W końcu papie Kotowi bardzo zależy na twoich osiągnięciach, prawda? - Skinąłem głową.
Miałem nadzieję, że wszystko będzie dobrze, a taki przyjaciel jak Piotrek to prawdziwy skarb.
______________
Sobotni poranek (prawie piątek 😂)
Jeszcze żyję, więc łapcie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro