Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nauczka

W lato, do pewnej wsi z dala od miast, pośrodku jakiegoś lasu zajechał czarny terenowy samochód. Zaparkował podjedyną budką turystyczną, w której pewien mężczyzna zakupił mapkę okolicy. Jako, że stanęli po wielogodzinnej podróży, dzieci, a raczej bachory od razu wyszły z pojazdu by wyprostować nogi i znaleźć w pobliżu zasięg internetu. Najmłodsze dziecko, około czteroletni chłopczyk zaczęło pstrykać zdjęcia jakimś tabletem lub Ipodem.

- No, to zapowiada się przygoda na łonie natury. - Odezwał się dumny    ojciec. - Będziecie mieli okazję poczuć to świeże powietrze oraz chodzić po czystych nie dotkniętych ręką człowieka lasach.

- Ale fotosy z naszego wyjazdu będę mogła wrzucić na istagrama dopiero, gdy wrócimy. - odpowiedziała matka pilnując, by jej syn nie dotykał    szyszek z brudnej ziemi. - Huberciku, zrób nam zdjęcie. - powiedziała do najmłodszego dziecka przyciągając do siebie znudzone rodzeństwo.

Całą tą żenującą scenkę obserwowała pewna staruszka patrząc zza zasłonki przez uchylone okno. Marszczyła przy tym brwi i wykrzywiała usta, jakby właśnie zjadła cytrynę. Gdy jakaś trzynastolatka wyrzuciła papierek po batonie na brukowaną drogę, wysunęła szczękę patrząc się mściwie na rodzinkę.

- Znowu te głupie mieszczuchy z Warszawy. - powiedziała do siebie delikatnie opuszczając haftowaną zasłonkę i odsuwając się od okna, by    usiąść na bujany fotel.

Gdy rozsiadła się wygodnie na starym lekko trzeszczącym meblu zaczęła wspominać ich poprzedni przyjazd.

Nie lubiła ich od kiedy tylko ich zobaczyła. Od razu ubyło po nich widać jacy są bogaci i zarozumiali. Zachowywali się,jakby byli pępkiem świata i, że wszystko im się należy. Tak, właśnie, że należy im się wszystko, czego dotkną. Rozwydrzone bachory leciały ze swoimi tłustymi łapskami do zaprzyjaźnionego dzikiego kota Witolda, a potem się dziwiły, dlaczego wstrętny kocur je podrapał. Wszędzie wyrzucali śmieci, jakby to, że co piętnaście metrów nie ma kosza na śmieci znaczyło, że mogą nimi rzucać gdzie chcą. Wszystkie mydła, proszki do prania, szampony, czy płyny do mycia naczyń wylewali do rzeki lub w zarośla nie będąc świadomym, że woda, którą mają w kranie na miejscu kempingowym pochodzi właśnie z tej samej wody z okolicy.

Staruszka cieszyła się z ich odjazdu przeklinając głupotę tych ludzi i mając nadzieję, że już nigdy nie wrócą.

Ale wrócili.

Nie mogła pozwolić na to, by tego lata rządzili się równie swobodnie, co zeszłego. Postanowiła interweniować.

Po długich rozmyślaniach i filiżance herbatki postanowiła zgotować im taką nauczkę, jaką ich ograniczone umyły popamiętają do końca życia.

Spojrzała na blade zdjęcie w ramce stojące nakominku. Przedstawiało ją stojącą obok zielonego smoka patrzącego się ciekawie w obiektyw. Przypomniały jej się niezliczone przygody i wędrówki pomiędzy światami.

Wapienne góry, niedaleko których mieszkała mieściły się w miejscu, gdzie istniała szczelina między zazębiającymi się wymiarami. Nikt nie pamięta, kiedy powstała, lecz można się przez nią swobodnie przemieszczać. Przez to też, powstało tutaj wiele ciekawych legend, z których słynie ta wioska na odludziu. Nie da jej się znaleźć w internecie. Można dowiedzieć się o niej tylko z okolicznych miejscowości, które często organizują wycieczki edukacyjno-przyrodnicze w poszukiwaniu leśnych duchów i innych dziwadeł.

Staruszka wstała, by więcej nie rozmyślać o tych nieprzydatnych informacjach. Co się naopowiadała, to jej. Założyła swoje wysokie skórzane buty po wielu przejściach, a gdy skończyła je sznurować, przypasała sobie lekko wyszczerbiony miecz, którym wiele razy ratowała sobie życie przed niebezpiecznymi stworzeniami mieszkającymi po Drugiej Stronie.

Zamierzała podzielić się swoim planem z Balbinką.

<*>*<*>*<*>*<*>*<*>*<*>*<*>

Tablet zgasł wydając ostatni pomruk.

- Kurde, prawie go miałem! - krzyknął Hubert.

- Jakby nas to cokolwiek obchodziło. - odpowiedziała mu siostra.

- Tak szybko wykorzystałeś ostatniego power-banka? - zdziwił się Ojciec. -    Jesteśmy tutaj dopiero drugi dzień!

- Ta gra zżera dużo energii. - odpowiedział pięciolatek któremu po    chwili zaczęła lekko trząść się noga ze stresu. - Mamy w pobliżu jakieś gniazdka?

- Nie synku, jesteśmy na łonie natury.

- W lesie nie ma gniazdek?! - krzyknął zaskoczony. To nie mogła być prawda. Jeśli nie będzie grał przez najbliższe trzy dni, nie dostanie Gigantusa, Legendarnego Bossa.

- Przestań krzyczeć! - Krzyknęła matka z drugiej części namiotu.

- Bosz, ale jesteś głupi, nie mogłeś się domyśleć? - wtrąciła się siostra.

Eryk nie mógł znieść żenady, która w ostatnim czasie wzrosła o wiele wyżej ponad średni poziom. Wychodząc z namiotu zauważył, że w plastikowej ścianie wytapia się dziura spowodowana tym, że jego matka gotuje obiad na kuchence gazowej wewnątrz pomieszczenia. Nic nie powiedział przyzwyczajony do takich sytuacji i czym prędzej opuścił to miejsce oddalając się się spory kawałek.

Gdy doszedł do jednego z wielu strumyków w tej okolicy, nabrał wody w ręce i przetarł nimi twarz. Im bardziej dorastał, tym większy dyskomfort czuł w obecności jego rodziny. Może pozostali tego nie dostrzegali, ale według niego zachowywalisię jak hipokryci. Chciałby, by było inaczej, lecz co może zrobić taki dwunastolatek jak on? Mógłby wrócić do swoich poprzednich poglądów i nie przejmować się zachowaniem rodziny, lecz sumieniemu na to nie pozwalało. I tak trwał od dłuższego czasu w kropce nie robiąc nic, by coś zmienić.

Spojrzał na swoje krzywe odbicie w płynącym strumyku.

- Chciałbym, by to się zmieniło. - powiedział do siebie mając nadzieję, że    jego słowa zrobią coś więcej niż tylko jego myśli.

Staruszka, która miała zaraz wdrożyć pierwszą część planu w działanie dosłyszała jego słowa swoim lekko czulszym niż u zwykłych ludzi słuchem. Bezgłośnie oddaliła się od tego miejsca i poszła do namiotu turystów okrężną drogą przemyśliwując pewne modyfikacje planu.

- Dzień dobry  –  przywitała się uprzejmie, gdy dotarła na miejsce.

- Cześć. -  odpowiedzieli wszyscy.

Staruszka lekko zacisnęła wargi, po czym powiedziała:

- Mam dla was propozycję, mogę was oprowadzić okolicznych jaskiniach po    ścieżce edukacyjnej za okazyjną cenę.

Dorośli chwilę się zastanowili, po czymodpowiedzieli:

- Dobrze, jesteśmy zainteresowani. Ile to będzie nas kosztowało?

- Normalne bilety kosztują zazwyczaj dziesięć złotych, a ulgowe po pięć. Ja mogę was oprowadzić po siedem złotych za każdego.

- W takim razie bierzemy. - odparli będąc przekonanym, że na pewno coś    dzięki temu zaoszczędzą.

Nie sądziłam, że to się uda. – pomyślała staruszka. - Normalnie zapłaciliby tyle samo.

- Spotkamy się jutro o czternastej na tamtym pagórku? - zapytała się    wskazując go.

- OK. - odpowiedzieli.

Po ich dziwnej odpowiedzi zapłacili jej, po czym każdy udał się do swoich domów.

<*><*>*<*>*<*>*<*>*<*>*<*>*<*>

Szli przez śliskie jaskinie trzymając latarki co jakiś czas ślizgając się na mokrych skałach. Staruszka opowiadała im historie o tym miejscu i opowieści o różnych stworkach zamieszkujących najciemniejsze zakamarki korytarzy. Ani razu się przy tym nie poślizgnęła oraz czasami wyprzedzała ślimaczącą się rodzinkę.

Nie byli by sobą, gdyby nie odstawili co najmniej jednej żenującej sceny, także i to się stało. Hubercik potknął się i przewracając obtarł sobie rączki wydzierając się jakby goktoś obdzierał ze skóry.

Staruszka błyskawicznie wyciągnęła miecz i stanęła w pozycji obronnej. Gdy zorientowała się, co naprawdę się stało, schowała go z powrotem do pochwy.

Nikt tego niezauważył skupiając się na ryczącym maluchu. Gdy w końcu bachor się uspokoił, ruszyli dalej.

Oczywiście każdy urwał sobie po stalaktycie ,,na pamiątkę" mimo iż na samym początku staruszka powiedziała im, by tego nie robili.

W końcu dotarli do wielkich drewnianych drzwi okutych metalem zamkniętych na wielką zasuwę.

Nie czekając na pytania turystów staruszka powiedziała:

- Za tymi drzwiami rozciąga się inny wymiar, gdzie żyją smoki, elfy,    wróżki, czarodzieje i wszystkie stwory, o których wam  opowiedziałam.

- Wow, możemy tam wejść? - zapytał się Hubercik, który już dawno    zapomniał o swoim upadku.

- Oczywiście, jednak pamiętajcie, że smoki to bardzo groźne stworzenia, które nie mają litości dla nikogo.

- Są jak Indominus Rex?

Staruszka nie wiedziała co to Indominus Rex, ale przytaknęła znając sens tych słów po łacinie.

- Najbardziej wkurzają je cienkie krzyki, także nie krzyczcie, jeśli spotkacie jednego. - dodała czując satysfakcję.

- Żadne smoki nie istnieją, więc nie ma się czego bać. - odparła chamsko nastolatka. - Bez sensu to gadanie.

Otworzyli wrota i ujrzeli jasną plamkę światła dochodzącą  z dalszej części korytarza. Gdyby rodzinka turystów nie byłaby tak zamknięta umysłowo, poczuliby, że w powietrzu unosi się charakterystyczny rodzaj lekko wibrującej energii wskazującej na magię ziemi.

Staruszka ruszyła za nimi. Gdy wyszli z jaskiń i zaczęli podziwiać piękny krajobraz, ona skręciła w najbliższe krzaki, skąd dała znak Balbince. Zanim smok ruszył na powitanie turystów, zdążyła się już dobrze ukryć.

Wielki stwór wyskoczył z zarośli i ryknął. Od jego skoku zatrzęsła się ziemia.

Słysząc przerażone krzyki ludzi uśmiechnęła się zgłęboką satysfakcją. Długi czas napawała się tym uczuciem co jakiś czas słysząc głosy dochodzące z jaskini. Balbinka również była zadowolona, ponieważ jej ludzka przyjaciółka już wcześniej telepatycznie opowiedziała jej plan i jego przyczynę.

Potem jednak zaczęły rozmawiać i wspominać, że ludzie nie odwiedzają już tego wymiaru tak często jak kiedyś. Coraz więcej przejść zostaje zapomniane, a ludzie zamykają swoje umysły na dobre odcinając się od magii. Wyjeżdżają do miast, zapominając o legendach z rodowitych wiosek na miejsce nauki. Ludzkich magów z dnia na dzień ubywa, nie mając następców.

- Eh... - westchnęła Feliksa. - Wiesz co Balbinko? Przydałoby się więcej    młodych ludzi o predyspozycjach na czarodziei.

- Oj przydałoby się. Jeśli nic się nie zmieni, historia zatoczy koło, a ludzie od nowa będą musieli się wszystkiego nauczyć. Lecz słońce musi zajść, by móc na nowo wzejść. A nawet w    najczarniejszą noc świecą gwiazdy.

- Pff, ty i te twoje porównania. - prychnęła staruszka.

- Wiem, że nie lubisz symbolizmu, ale do tej sytuacji to porównanie jest    wyjątkowo trafne.

- Zobaczymy co przyniesie przyszłość.

<*>*<*>*<*>*<*>*<*>*<*>*<*>*<*>

Gdy wyszli z jaskiń w zebranej grupie był już wieczór. Cała rodzina błądziła przez długi czas w plątaninie korytarzy bez przerwy nawołując się w panice. Mimo wielu kilometrów tunelów, odnaleźli się dzięki znakom na ścieżce edukacyjnej.

Staruszka zaprowadziła wyczerpanych turystów do ich namiotu, po czym poszła w ciemny las, by wrócić do domu.

Drugiego dnia po południu już ich nie było. Zostały tylko ich śmieci i śledzie do namiotu.

Od tej pory w wiosce ponownie zapanował spokój a woda w rzece na powrót stała się czysta. Sąsiedzi z wioski spotkali się w największym domu we wsi, by usłyszeć historię Feliksy. Każdy przyniósł coś do jedzenia, a że wszyscy się znali, spotkanie miało rodzinną atmosferę. Pogratulowali Feliksie przygody i życzyli jej by żyła kolejne sto lat.

Co się stało z rodziną turystów? Zupełnie zieloni w sprawach duchowych zamówili parę mszy w ich intencji oraz wizytę egzorcysty. Potem wrócili do codziennego życia będąc przeświadczonym, że już wszystko jest jak dawniej.

No, może z wyjątkiem Eryka. Szok emocjonalny wywarł na niego duży wpływ. Przez następny tydzień chodził totalnie zamyślony ledwie rejestrując co się wokół niego dzieje, a gdy wrócił do rzeczywistości, stał się zupełnie inną osobą. Zaczął myśleć samodzielnie i przestał wierzyć we wszystko, co mówili jego rodzice. Zaczął otwarcie wyrażać swoje zdanie, przez co wywołał mnóstwo kłótni z bliskimi. Jednak trwał przy swoich racjach wiedząc, że są prawdziwe.

Jego rodzina przez długi czas nie akceptowała jego zmiany. Bali się zmian, a ona dotknęła jednego z nich. Wyładowywali strach na biednym chłopaku w postaci różnych emocji, lecz po kolei, zaczynając od młodszego pokolenia zaczynali otwierać się na możliwości, których istnienia do siebie nie dopuszczali lub kiedyś nie chcieli widzieć.

Z upływem lat rodzeństwo wyrosło na dobrych inteligentnych ludzi. Rodzice zaś, zmienili jedynie część swoich poglądów na świat idobrze się z tym czuli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #opowiadania