Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Szczęście

Szczęście. Dziwne słowo, nie uważasz? Dla każdego niesie ono inne znaczenie. Niektórzy próbują odnaleźć je w pieniądzach i zbytku, inni poprzez tworzenie i pasję. Następni z kolei pragną je odnaleźć przez pięcie się po drabinie zawodowej, a są też tacy, co uwijają rodzinne gniazdo, budują miejsce, dokąd zawsze będą mogli wracać.

A wiesz, czym było ono dla mnie? Nie. Jakbyś mógł wiedzieć, skoro nigdy Ci o tym nie powiedziałam? Teraz już zawsze będę tego żałować. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że znalazłam to uczucie, a los wyrwał mi je z rąk zbyt wcześnie. Słuchanie Twojego dźwięcznego śmiechu, obserwowanie iskierek w Twoich oczach, które za każdym razem kojarzyły mi się z psotnymi chochlikami. Nigdy nie zapomnę Twojego głosu, a każdy leniwy wieczór z Tobą na kanapie jest tym, co najchętniej wspominam. Mogliśmy siedzieć i rozmawiać godzinami, śmiać się z Twoich żartów czy milczeć. Tęsknię każdego cholernego dnia, nawet za naszymi drobnymi, niekiedy bezsensownymi, sprzeczkami. To wszystko było szczęściem w czystej postaci.

Pamiętam dobrze dzień, w którym się poznaliśmy. Wyszłam z mieszkania, schodziłam po schodach, wpadłeś na mnie i wtedy karton, który trzymałeś w dłoni, upadł na podłogę. Przeprosiłeś i uśmiechnąłeś się do mnie. Od tamtej pory ten uśmiech nigdy mnie nie opuszcza, na stałe zadomowił się w mojej pamięci i nieważne, że minęło już tyle czasu.

Okazało się, że wprowadziłeś się do mieszkania znajdującego się naprzeciwko mojego. Od dawna stało puste, co wydawało mi się zwyczajnie smutne. Poza tym twoje wprowadzenie się oznaczało powiew świeżości w tym nudnym blokowisku, gdzie nigdy nic się nie działo.

Szybko dałeś się poznać jako dżentelmen, co przysporzyło ci mnóstwa adoratorek. Wiedziałam, że pani Bogusia i pani Marianna zakładają się o to, która z nich będzie cię mieć za zięcia, na co reagowałam pobłażliwym uśmiechem.

Za każdym razem gdy mijaliśmy się przed drzwiami lub na klatce, posyłałeś mi uśmiech i mówiłeś dzień dobry, a dzień jak na zawołanie właśnie taki się stawał. Po tym jak się trochę zadomowiłeś, zdecydowałam zaprosić cię na herbatę i kawałek ciastka, ale uprzedziłeś mnie i zaprosiłeś do kawiarni.

Nie wahałam się ani chwili, intuicja podpowiadała mi, że nie mogę odmówić. Już wtedy uważałam, że mało takich mężczyzn jak ty zostało na świecie. A każda nasza rozmowa jedynie utwierdzała mnie w tym przekonaniu.

Nie wiem, czego właściwie oczekiwałam po tym pierwszym spotkaniu. Przyszedłeś ubrany w koszulę trzymając słonecznik w ręku, co zupełnie mnie rozbroiło, bo to mój ulubiony kwiat. Podszedłeś, przywitałeś się, a ja poczułam się głupio w dżinsach, rozciągniętym swetrze i rozwalonym koku. Onieśmieliłeś mnie, przez co plątałam się w słowach.

Prędko jednak się rozluźniłam i doszłam do wniosku, że masz dar uspokajania ludzi miłym słowem. Myślałam, że rozpłynę się, kiedy opowiadałeś o pasji i pracy, o tym jak leczysz zwierzęta. Obawiałam sie, że nasza rozmowa może być sztywna, ale rzucałeś żartami jak z rękawa i nawet nie przejmowałam się tym, że mój śmiech brzmiał głupio. Po raz pierwszy od bardzo dawna mogłam być przy kimś sobą.

Kiedy mówiłam o tym, jak bardzo kocham pisać, czytać i malować, słuchałeś mnie uważnie, nie wyśmiałeś ani nie nazwałeś artystką od siedmiu boleści. Uznałeś, że to piękne i mógłbyś słuchać mnie godzinami. Serce zaczęło bić mi szybciej, gdy powiedziałeś, że chciałbyś zobaczyć to, co tworzę. To była dla mnie niespodzianka. Ale jakże cudowna niespodzianka! Wreszcie poczułam, że istnieje na tym świecie ktoś, kto ma w głowie coś więcej niż pieniądze, kto rozumie więcej i tak jak ja zna język sztuki.

Wyszliśmy z kawiarni, dopiero kiedy miasto rozświetliły już latarnie tworzące swoje własne konstelacje. Szliśmy blisko siebie, stykając się ramionami. Kończyłam jeść ciastko karmelowe, kiedy dotarliśmy do parku. Żadnej duszy, tylko my, cisza i spokój. Nie wiem, jak to się stało, że moja dłoń znalazła się w twojej, ale zdawało się to naturalne.

Choć było lato, zrobiło mi się chłodno, gdy zawiał wiatr. Spytałeś, czy wracamy, na co się oburzyłam. Nic sobie nie robiłeś z mojej groźnej miny i stwierdziłeś tylko, że nie możesz traktować poważnie kogoś, kto ma mniej niż metr sześćdziesiąt pięć. Ale nie chciałam jeszcze wracać do domu. Ten wieczór był wyjątkowy, gdyż był pierwszym naszym wieczorem.

Spojrzałam w górę, w niebo. Szukałam gwiazd, a gdy chciałam ci jakąś pokazać, powiedziałeś, że właśnie na jedną patrzysz. Dla większości osób takie teksty na pierwszej randce, ba, na pierwszym spotkaniu byłyby przesadą, ale my byliśmy inni. Chyba już wtedy po prostu wiedzieliśmy. Chociaż nie. To nie jest kwestia rozumu, ale serca. Czuliśmy to.

Odprowadziłeś mnie do domu, co nie było niczym niespodziewanym, bo przecież mieszkałeś tuż obok. Żałowałam, że to koniec naszego spotkania, lecz byłam pewna, że będą następne, więc otworzyłam drzwi wejściowe i weszłam do mieszkania. Nadal się uśmiechałam i nie umiałam przestać.

Kilka miesięcy i wiele, wiele spotkań później nie mogłam spać po nocach, ponieważ myślałam o tobie. Nieraz pojawiałeś się w moich snach. Obraz twojej twarzy, twoje oczy, uśmiech, a także głos zostały w mojej pamięci do teraz.

Gdy przypominam sobie nasz pierwszy pocałunek, śmieję się przez łzy. Wyszliśmy z restauracji, gdzie zabrałeś mnie na kolację. Schodziliśmy po schodach, potknęłam się, a ty mnie złapałeś. Spytałeś, gdzie tak lecę, a ja zażenowana z powodu swojej niezdarności roześmiałam się.

Wpatrywałeś się w moją twarz, jakbyś chciał zapamiętać każdy szczegół. Jakby od tego miało zależeć twoje życie. Uniosłam brew. Miałam wrażenie, że powietrze między nami zgęstniało, zaparło mi dech. Jestem niemal pewna, że to ja cię pocałowałam, choć sama się dziwiłam, bo odwaga nigdy nie była moją mocną stroną.

Gdy oderwałam się od ciebie, zatopiłam twarz w dłoniach. Ale zaraz wziąłeś moją dłoń w swoją. Kilka razy otwierałam usta, by coś powiedzieć, ale nie byłam w stanie, aż w końcu roześmiałeś się i mnie pocałowałeś. Wtedy myślałam, jakie to było dla mnie niezręczne. Teraz zaś wiedziałam, że nie mogło być lepiej.

Często wspominam pierwszy raz, gdy powiedziałeś, że mnie kochasz. Pamiętam, jak wyrzucałam sobie tchórzostwo, ponieważ chciałam ci powiedzieć, wiele razy. Tak naprawdę nie mam pojęcia, czego się obawiałam. Wiedziałam przecież, że odwzajemniasz moje uczucia.

Oglądaliśmy film, wybrany przeze mnie. Komedię romantyczną, którą nazwałeś głupią i naiwną. Nadal bawi mnie, jak wpierw oburzyłam się przez twoje słowa, a potem że śmiechem próbowałam ci wyjaśnić, że takie właśnie są takie filmy.

W pewnym momencie zorientowałam się, że wpatrujesz się we mnie, a nie w ekran. Spojrzałam na ciebie pytająco, a ty jedynie się uśmiechnąłeś i wypowiedziałeś tak wyczekiwane przeze mnie słowa. Przeszedł mnie dreszcz oznaczający falę emocji. Była to istna mieszanka niedowierzania, euforii, radości i czułości. Ciepło rozlało się po moim ciele. Oparłam głowę o twoją klatkę piersiową i odwzajemniłam wyznanie. Chyba nigdy nie mówiłam ci, że ten wieczór należy do moich ulubionych wspomnień związanych z tobą.

Jeszcze gdy oboje byliśmy na studiach, wzięliśmy ślub, czemu dziwił się każdy nasz znajomy. Bo jak to? Tak szybko, w tak młodym wieku? A my zwyczajnie wiedzieliśmy, że nie ma na co czekać, zdawaliśmy sobie sprawę, że byliśmy jak dwie połówki. I oboje wiedzieliśmy, że nie ma na co czekać.

Ceremonia była skromna, ale to się nie liczyło. Zresztą to nie miało znaczenia. Bo obok byłeś ty. Wśród gości jedynie nasi rodzice, rodzeństwo oraz najbliżsi przyjaciele, jednocześnie pełniący funkcję świadków. Inni powiedziliby pewnie, że to właściwie żadne wesele, ale dla mnie było jak z bajki.

Przy pierwszym tańcu nie mogłam oderwać od ciebie oczu, myśląc, jakie to cudowne, że na tym okrutnym, pogmatwanym świecie udało się nam znaleźć. Bo wiedziałam, że nie wszyscy mają to szczęście. Mijają się i nigdy ostatecznie się nie poznają, mimo że przeznaczenie powinno im pomóc.

Spytałeś, o czym myślę. Powiedziałam ci prawdę, o tym, jaką jestem szczęściarą, że cię spotkałam. Nareszcie w twoich ramionach znalazłam swoje miejsce, bezpieczne i wierzyłam, że na zawsze.

Niestety, myliłam się. Los po raz kolejny udowodnił mi, że przywiązanie się do kogoś, oznacza stratę. Siedem lat po naszym ślubie, dwa lata po tym, jak urodziła się nasza córka, diagnoza spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Rak trzustki. Ostatnie stadium. Pamiętam, że tego dnia nie płakałam, czułam się surrealistycznie, tak jak gdyby to był zły sen, z którego za moment się obudzę. To wszystko nie mogło dziać się naprawdę, nie mogło przydarzyć się właśnie tobie.

Od tego dnia w pełni poświęciłam swój czas tobie. Sprzedałam własną firmę, szukałam pomocy, choć złośliwy głos w mojej głowie podpowiadał, że to się nie uda, że tej walki nie wygram. Chciałam, żeby się mylił. Tak cholernie chciałam, byś został przy mnie i naszej córce. Nie mogłam pogodzić się z twoją chorobą. Ale byłam przy tobie do końca. Płakałam tylko wtedy, gdy odeszłam od twojego łóżka. Nigdy jednak nie pozwoliłam ci zobaczyć moich łez.

Tego ranka obudził mnie deszcz bijący w okna. Podeszłam do ciebie, ale już było za późno. Nie wyczułam oddechu, ale natychmiast zadzwoniłam po pomoc. Nie zgodziłeś się na pobyt w szpitalu, do końca pragnąłeś być przy nas.

Potem pamiętam już tylko pustkę, chaos i łzy. Nie mogłam sobie wyobrazić życia bez ciebie, nie chciałam takiego życia i myślałam o tym, że nasze dziecko nawet nie będzie cię pamiętać, a byłeś wspaniałym ojcem. Coś rozrywało mnie od środka, nie wiedziałam co to, ale nie miało to znaczenia. Zostałam sama.

Dopiero po kilku dniach rozpaczy zrozumiałam, że nie miałam racji, bo był przy mnie mój największy skarb, nasze dziecko. I tylko to trzymało mnie przy życiu.

Gdyby ktoś prosił mnie o dobrą definicję słowa szczęście, odpowiedziałabym, że to efemeryczne, nieuchwytne uczucie, które często docenia się po czasie. Tak właśnie było ze mną, lecz Ty nigdy się tego nie dowiesz, gdyż mówię to dopiero teraz, stojąc nad Twoim grobem.

Czy żałuję? Nie. Nigdy nie żałowałam, nie mogłabym. Wszystkie nasze wspólne chwile, twoje drobne gesty, którymi pokazywałeś mi, że byłam dla ciebie całym światem, godziny, które spędziliśmy na rozmowach, pełne czułości noce... Nawet gdybym mogła pozbyć się w ten sposób bólu, nie wymazałabym tych wspomnień z pamięci. Bo są ważne, bo tylko one zostały, bo kochałam cię za bardzo. Byłeś dla mnie wszystkim, całym światem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro