#2.3
Uwaga! Przekleństwa!
-Aua, co jest?- powiedziałam i powoli otworzyłam oczy. Zobaczyłam jakąś starszą panią, która mi się przypatruje, a w rogu stał ten typek z lisimi uszami. Po chwili mi się przypamniał ten potwór i dziwny kryształ.
-Kim ty jesteś, że widziałaś klejnot Shikon?!- zapytał facet.
-A może grzeczniej? Gdzie jestem, ile czasu minęło i kim wy do chuja jesteście?
-Jesteś w małej wiosce, minęły dwa dni i jestem Inu-Yasha, wilkołaku, który nie powinien widzieć klejnotu.
-Taa fajnie. Czekaj... DWA DNI?! JA MUSZĘ KURNA DO TEJ JEBANEJ SZKOŁY CHODZIĆ! I NIE WIADOMO JAKIM GATUNKIEM JESTEM I NIKT NIE WIE, ŻE JESTEM WILKOŁAKIEM W MOIM ŚWIECIE, BO ZGADUJĘ, ŻE JEST JAKIŚ 17 WIEK! SORY, ALE WRACAM D SIEBIE! GDZIE TA JEBANA STUDNIA?
-Widać, że ty nie jesteś stąd i grzeczniej do demona.
-Pół demona.- wtrąciła się staruszka i ponownie zamilkła.
-Aha, fajnie tylko cofnęłam się o jakieś 4 wieki taki problem. Idę.- powiedziałam i spróbowałam wstać, ale moje rany się na razie nie zagoiły, więc przemieniłam się w wilka i wyszłam kulejąc.
-Ej, może jakieś podziękowanie?! I kim ty jesteś?! Oddawaj klejnot!
-Aiko! I teraz wracam do dziewczyny!- Odkrzyknęłam i rzuciłam się jak najszybciej przez las. Po chwili ujrzałam studnię i do niej weszłam, czy raczej spadłam, a potem znalazłam się u siebie. Przemieniłam się w człowieka i wdrapałam na górę, po czym ruszyłam uważając na kostkę do domu. Nie miałam ochoty na gadanie z kimś, ale wiedziałam, że muszę zadzwonić do Haylin. Wyciągnęłam komórkę i wykręciłam numer. Po chwili usłyszałam głos jej matki.
-Dzień dobry, jest Haylin?- zapytałam grzecznie. Usłyszałam w zamian szloch jej matki.
-TY! TO WSZYSTKO PRZEZ CIEBIE! PRZEZ CIEBIE HAYLIN...- urwała wypowiedź.
-C-co się stało?- zapytałam drżącym głosem.
-HAYLIN PRÓBOWAŁA SIĘ DO CIEBIE DODZWONIĆ I POTRĄCIŁ JĄ SAMOCHÓD! ZMARŁA NA MIEJSCU PRZEZ CIEBIE!- wykrzyczała kobieta i się rozłączyła.
-C-co?- powiedziałam, ale wiedziałam, że nie dostanę odpowiedzi. Upadłam na kolana i zaczęłam krzyczeć.
-DLACZEGO HAYLIN, A NIE JA! GDYBYM TAM BYŁA TAK BY SIĘ TO NIE SKOŃCZYŁO! GDYBYM TYLKO NIE ZNIKNĘŁA! JEJ MAMA MA RACJĘ, TO MOJA WINA!- poczułam jak po policzkach lecą mi łzy. Nie chciałam ich wycierać, tylko wyjęłam nóż i napisałam całą historię na ciele, ciesząc się z każdego bólu i odoru krwi. Po chwili było jej tak mało, że nie umiałam nawet utrzymać noża, więc położyłam się na trawie wpatrując w niebo, ale po chwili zamknęłam oczy i zapadłam w niespokojny sen.
~~~~~~~~~~~~~~
Wow, dwie części jednego dnia! Brawo ja! Proszę o oklaski ^^ Albo nie, bo kto by chciał to czytać, skoro to taki rak rakowej dziewczynki :') Czy komuś to w ogóle chce się to czytać xD? Pewnie nie, sama bym tego nie czytała, bo to jest okropne hah... Po co ja to w ogóle publikuję xD? W każdym bądź razie... Miłego dnia/wieczoru/nocy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro