Prolog
Mam dwadzieścia pięć lat i niedawno przejąłem firmę ojca. Mieszkam sam w mojej willi na zamożnym osiedlu. Sam pomijając, że czasem jakaś panienka pojawi się w moim łóżku na noc. Nie jestem w związku, a ostatni jaki pamiętam był w liceum. Po tym jak zostałem zdradzony przez miłość mojego życia, nie ufam płci przeciwnej. No chyba, że kobietą z mojej rodziny.
Moje życie nie jest piękne. Urodziłem się, ale mój brat bliźniak umarł przy mnie. Staram się jak najczęściej jeździć do niego na cmentarz. Zawsze mogło być tak, że to teraz by James żył, a ja bym leżał pod ziemią jako noworodek.
Przechodząc do dzisiejszego dnia. Dziś mamy piątek i oglądamy meczu u mnie na chacie z moimi dwoma przyjacielami. Z Danielem i Lukiem znamy się od podstawówki. Mimo, że każdy wybrał inną drogę na życie nadal utrzymujemy kontakt.
Luke to niebieskooki brunet, który ma już w drodze dziecko. Jego już narzeczona nosi pod sercem kilku tygodniowego szkraba. Muszę przyznać, że chłopakowi się w życiu udało. Został prawnikiem i ma wspaniałą narzeczoną i matkę swojego dziecka. Lili to naprawdę fajna kobieta. Jest niską blondynką z zielonymi oczami, z którymi lepiej nie zadzierać. Można powiedzieć, że to nawet moja zasługa, że się poznali, ale to nie temat na teraz.
Daniel blondyn, z którym mam trochę lepszy kontakt poprzez wspólne mieszkanie z czasów liceum. Jego oczy koloru brązowego jak to mówią dziewczyny spojrzysz raz i już nigdy się od nich nie oderwiesz. Co prawda nie jest w związku jak ja, ale ma już na oku jakaś laskę, do której boi się zagadać. To trochę do niego niepodobne.
Właśnie wszystko szykowałem, gdy rozbrzmiał drzwiek dzwonka, co znaczyło, że już przyszli. postawiłem wszystko i poszłem otworzyć.
- Siema stary! - powiedział na wstępie Luke.
-
Siedzieliśmy tak już od godziny. Mecz niedawno się zaczął. Była dwudziesta trzydzieści, a za oknem robiło się już ciemno. Nagle rozbrzmiał drzwonek.
- Zapraszałeś jeszcze kogoś? - zapytał Daniel.
- Nie. - odpowiadam krótko i podnoszę się z sofy.
Idę przez korytarz i nie wiem kogo się spodziewać za drzwiami. Mamy? Taty? A może córki sąsiadów, która jest tak na mnie napalona? Tak w domu naprzeciwko mnie mieszka bardzo miła rodzina. Mają trójkę dzieci, a jedno z nich to siedemnastoletnia Olivia. To dziewczyna robi wszystko, żebym tylko zwrócił na nią uwagę. Jej nawet nie przeszkadza różnica wiekowa.
Przekręcam klucz w drzwiach i je otwieram. Moim oczom ukazuje się czarny wózek. Podchodzę bliżej i rozglądam się dookoła po podwórku, ale nikogo nie ma.
- Halo?! - powiedziałem podnosząc głos, ale nic cisza.
Spojrzałem na wózek i zobaczyłem, że jest to dziewczynka. Widać, że ma na oko z kilka miesięcy. Na różowym kocyku zobaczyłem kartkę, którą wziąłem do ręki i zacząłem czytać.
"Witaj William. Zostałeś tatusiem, a jeśli nie wierzysz zrób badania na ojcostwo będziesz miał stuprocentową pewność. Jest twoja i napewno nigdy po nią nie wrócę. Życzę powodzenia w wychowaniu."
Stałem jak wryty. Czy to serio jest moje dziecko? Spojrzałem na dziewczynkę, która zaczęła się kręcić w wózku.
- Co jest Will? - usłyszałem zza pleców głos Daniela.
- Zostałem ojcem. - powiedziałam poważnym tonem i odwróciłem się przodem do chłopaków.
Ich miny były bezcenne.
-
Jeśli chcesz pierwszy
rozdział zostaw gwiazdkę ⭐
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro