6. Pomogę. Na paluszek
Przez następną godzinę Bill i Mabel oglądali powtórki Kaczego Detektywa, zajadając tosty z dżemem. Dipper natomiast ocucił omdlałą Wendy, po czym wyjaśnił przyjaciółce sytuację. Ku jego zdziwieniu, ale jednocześnie uldze, rudowłosa uwierzyła we wszystko bez zbędnych pytań. Historia co prawda należała do tych abstrakcyjnych i średnio realnych, ale w tym mieście wiele rzeczy miało prawo się dziać. Więcej, niż gdziekolwiek. Przyjaciele siedzieli w kuchni przy kawie, słuchając dochodzących z salony odgłosów telewizora.
- Nie ufam mu - rzucił szatyn, pociągając łyk ciepłego napoju - Na nieszczęście, Mabel go uwielbia i chce się z nim bawić non stop. Wiesz, z jednej strony nie muszę za nią biegać, ale z drugiej jednak się martwię.
- Mówiłeś, że zawarliście pakt. Obiecał być grzeczny, nie?
- Tylko przez jakiś czas - westchnął chłopak - Potem i tak pewnie spróbuje nas zabić. Ale nie chcę siać niepotrzebnej paniki. Będzie dobrze przynajmniej do powrotu wujków, a to jeszcze sporo czasu.
- Wiesz, mam szalony pomysł - rzuciła ruda, uśmiechając się tajemniczo - Masz jakieś dwa tygodnie, nie? Spróbuj jakoś go przekonać, żaby darował sobie zagładę świata. Wiesz, tak podprogowo. Jak mu się spodoba bycie człowiekiem i się zaprzyjaźnicie, to może mu się odwidzi.
- To mógłby być niezły plan, gdyby nie jeden szczegół. My się nie zaprzyjaźnimy. To mój śmiertelny wróg, który mnie nie cierpi, delikatnie mówiąc. Zresztą z wzajemnością. Jak niby mielibyśmy się zaprzyjaźnić, albo chociaż zaufać sobie?
- Spróbuj z nim porozmawiać. Wiesz, kiedy poczujesz odpowiednią chwilę na jakiś ważny temat, to pogadajcie. Kiedy mówił do Mabel zamkniętej w łazience, wydawał się całkiem ludzki i dosyć uroczy. Może nawet coś z niego będzie. Teraz wybacz Dip, ale muszę otwierać sklep.
Nie dając szatynowi nawet szansy na odezwanie się, po prostu wstała i wyszła. Owszem, sytuacja była dziwaczna i wiedziała to, ale przecież niestandardowe okoliczności wymagają niestandardowych rozwiązań. A skoro Bill Cipher, demoniczny niszczyciel światów, mógł grać w łapki z czterolatką, która była jego drugim największym wrogiem, to Dipper mógł przynajmniej spróbować trochę go uczłowieczyć. Może nawet uda im się przeżyć? Potrząsnęła głową, otwierając drzwi sklepu, po czym usiadła za kasą, wyciągając z kieszeni telefon i słuchawki. Miała do nadrobienia cały sezon serialu.
Dipper siedział jeszcze chwilę ogłupiały w kuchni, jednak dość szybko się otrząsnął i wziął za zmywanie. Potem postanowił wybrać się do pobliskiego sklepu. Widząc, że Mabel jest zajęta rysowaniem, a Bill pozował do tego dzieła, ruszył do miasta samotnie. Wujowie zostawili pieniądze w słoiku na ciastka, żeby dzieciaki przeżyły same te kilkanaście dni. A że półki i lodówka ziały pustkami, ktoś musiał zrobić zakupy. A jak nie on, to kto?
^^^
Gdy tylko wszedł do Chaty, został zaatakowany niesamowitą ilością powtórzeń pytania o słodycze. Mabel dostała w ręce tęczowego lizaka i uradowana pobiegła na górę, by pochwalić się zdobyczą Nabokiemu. Bill został na kanapie w salonie, sącząc z puszki gazowany napój. Dipper rozpakował zakupy i westchnął sam do siebie. Uczłowieczanie Ciphera czas zacząć. Misja - zapobiec kolejnej zagładzie wszechświata. Punkt pierwszy, drobne przyjemności. Wyciągnął z szafki tabliczkę czekolady, połamał ją w kostki i ruszył do salonu.
Usiadł na kanapie niby od niechcenia, praktycznie na samym brzegu. W telewizji leciał jakiś nędzny serial w kategorii tasiemcowej brazylijskiej telenoweli. Beznadzieja. Zauważył, że demon wpatruje się w ekran z podobną obojętnością, jednak dostrzegł w jego oczach także cień zainteresowania. Dipper otworzył trzymane opakowanie i wrzucił sobie do ust dwie kostki czekolady.
- Też chcesz? - zapytał, wyciągając dłoń ze słodkością w stronę blondyna.
- Jasne, dzięki - mruknął wpatrzony w ekran, na którym właśnie rozgrywała się typowa dramatyczna akcja.
- Jak mogłeś pocałować moją siostrę? Mieliśmy się pobrać!
- Uwiodła mnie. Wiesz, że kocham tylko ciebie jedną.
- Oh, Fernando!
- Oh, Carmen!
Dipper miał szczerą ochotę się roześmiać. Jedna z największych chał, jakie widział w życiu. Tylko w tego typu serialach kłótnia kochanków może trwać siedem sekund. Spojrzał na Billa, właściwie ciekawy jego reakcji. Blondyn gapił się w ekran, przeżuwając kawałek czekolady. Na jego twarzy malowało się wyraźne niezrozumienie. Przez chwilę wyglądał, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał, a potem zwrócił wzrok na siedzącego obok szatyna.
- Nie rozumiem - mruknął w końcu - Zdradził ją z jej własną siostrą, a ona i tak mu wybaczyła. Mogę się założyć, że prawdziwe życie nie działa w taki sposób.
- Bo to nie jest prawdziwe życie - wzruszył ramionami - To tylko durny serial. Na tym polega, żeby się kłócili i godzili milion razy w ciągu każdego odcinka. Wydaje mi się, że znakomita większość ludzi jednak nie wybacza zdrady, a na pewno nie tak szybko.
- Nie obraź się, ale ludzie są idiotyczni - blondyn wziął z opakowania dwie kolejne kostki czekolady i włożył je do ust - Jest się z kimś, jeśli się kogoś kocha, tak? Skoro kochasz, to ufasz i nie chcesz, żeby tej drugiej osobie działa się krzywda. To dlaczego zdradzają?
- Jesteś niezłym obserwatorem, bo zgaduję, że z doświadczenia własnego tego nie wyciągasz - pokiwał głową z uznaniem - Uwierz lub nie, ale nie mam zielonego pojęcia. Czasami kiedy myślę nad tym wszystkim, też dochodzę do wniosku, że ludzie są idiotyczni.
- Nienawidzę cię, Fernando.
- Kocham cię, Carmen.
- Pocałuj mnie.
- Oh, Carmen!
Chłopcy na chwilę przerwali rozmowę, słysząc ciut głośniejszy dialog między bohaterami serialu. Dipper patrzył na ekran z grymasem na twarzy, zastanawiając się, dlaczego telenowele w ogóle powstają. Czy z własnej woli ogląda je ktoś poza babciami i stadami kotów? Żeby akcja jeszcze miała podstawę i sens, dałoby się oglądać. Ale to było pozbawione wszystkiego, czego tylko mogło. Absolutna beznadzieja. Spojrzał w kierunku siedzącego obok blondyna, spodziewając się zobaczyć na jego twarzy wyraz dezaprobaty.
Jednak Bill wpatrywał się w ekran z żywym zainteresowaniem. Nawet jeśli scenariusz nie miał nic wspólnego z realiami współczesnego świata, pocałunek zdecydowanie był prawdziwy. Zagrali go, to oczywiste, ale wyglądał dość naturalnie. Demon wyczuł na sobie spojrzenie szatyna, ale nie odezwał się ani nawet nie obrócił w jego stronę. Zastanawiał się. Może i niezbyt obchodzili go ludzie, bo przecież prędzej czy później i tak wszyscy zginą, ale w tamtym momencie górę wzięła ludzka strona jego osoby. Był ciekawy.
Widział i wiedział całkiem sporo, ale czuł niewiele. I już od dłuższego czasu zastanawiał się, jakim cudem wymiana śliny i bakterii może sprawiać ludziom radość czy przyjemność. Głupie i nielogiczne, nawet jak na nich. A jednak prawdziwe. Mimo że jego początkowym celem była jedynie rozmowa z Fordem i zabranie się stąd, stwierdził, że skoro i tak nie może opuszczać Chaty, spróbuje się dowiedzieć czegoś pożytecznego. Na przykład dlaczego uczucia sprawiają, że ludzie chcą ratować się nawzajem i za siebie ginąć.
Doszedł do wniosku, że sporo może dowiedzieć się od Dippera. Szatyn chyba zaczynał powoli się przekonywać, że blondyn nie jest specjalnie groźny, przynajmniej na razie. Może mógłby mu pomóc? Przecież ponoć im więcej się wie o kimś, tym łatwiej go złamać i pokonać. Póki co Bill czuł się zdecydowanie rozluźniony i niezbyt przejmował się stresem. Praktycznie go nie czuł. Był przekonany, że nie ma słabości, podobnie jak ludzkie ciało nie ma zalet. Trzeba je karmić, dawać odpocząć, jest słabe i podatne na uszkodzenia. Jednak nie tylko ciało ma słabości. A na umysł zdecydowanie źle działają uczucia. Musiał tylko znaleźć te, które wywołują niepożądane efekty u Dippera.
- Głupie pytanie i pewnie mi nie powiesz, ale i tak zapytam - mruknął blondyn, zabierając kolejny kawałek czekolady z opakowania - Robiłeś to już? - widząc niezrozumienie na twarzy szatyna, doprecyzował - Całowałeś się kiedyś, Sosenko?
- Tak - oparł bez zastanowienia - Dlaczego pytasz?
- Tak po prostu. Zastanawiałem się, jak to jest - wzruszył ramionami, utrzymując obojętny wyraz twarzy.
- Jeśli dążysz do złamania mnie, nie uda ci się. Teraz nie mam nikogo, kogo mógłbyś mi odbić. Wiesz, zdrada, załamanie i tak dalej. Nie ma tak dobrze, Cipher. Zresztą, to nie jest rozmowa na teraz - ostatnie zdanie wymruczał ciszej, zapychając buzię resztą czekolady.
Powiedział prawdę, ale nie miał zamiaru tłumaczyć się Billowi ze swojego życia uczuciowego. Po pierwsze, co go to obchodzi? I po drugie, nie są przyjaciółmi, żeby bawić się w nastoletnie plotkary. Dipper leniwie podniósł się z kanapy, wyrzucił opakowanie po czekoladzie, po czym stwierdził, że wypadałoby zrobić obiad. Przygotowanie posiłku zajęło mu godzinę. Poprosił Billa, żeby poszedł na górę zawołać Mabel, a on w tym czasie nałoży jedzenie na talerze.
Blondyn wyłączył telewizor, po czym ruszył na górę, lewitując nad schodami. Po chwili dotarł do pokoju bliźniaków, gdzie spodziewał się zastać dziewczynkę. Jednak w pomieszczeniu był tylko Naboki, szatynka jakby rozpłynęła się w powietrzu. Zajrzał jeszcze do łazienki, ale także jej nie znalazł. Dipper go zabije, jeśli mała się nie znajdzie, bo jakby nie patrzeć to przez blondyna właśnie była taka nieznośna. Po chwili zastanowienia wydostał się na dach. Jak się spodziewał, Mabel siedziała na krawędzi poziomego podestu, machając nogami w powietrzu.
- Dipper woła na obiad. Szukałem cię. Czemu tutaj przyszłaś? To średnio bezpieczne - rzucił, mając nadzieję, że szatyn się o tej sytuacji nie dowie, bo inaczej blondyna czekałaby pewna śmierć z jego rąk.
- Źle się czuję - mruknęła dziewczynka z obojętnością, o jaką ciężko byłoby ją podejrzewać.
- To na pewno nie takie proste - orzekł demon, siadając obok niej i także wystawiając nogi poza krawędź.
- Dipper chyba się na mnie gniewa - przyznała, spuszczając głowę - Bo lubię się z tobą bawić. On chyba nie za bardzo cię lubi, wiesz?
- Zauważyłem. Ale na pewno nie jest na ciebie zły, Gwiazdeczko. Po prostu martwi się. Jesteś jego ukochaną siostrzyczką, a ja nie za bardzo ogarniam uczucia i tym podobne sprawy. Dipper myśli, że nie powinien spędzać z tobą czasu, bo się o ciebie boi.
- Ale przecież ty nic mi nie zrobisz. Jesteś milutki i słodziaśny - dziewczynka uśmiechnęła się, a Bill walczył z chęcią skoczenia z dachu przez ostatnie określenie. On słodziaśny? Demon niszczący światy słodziaśny? Co za świat...
Przez chwilę siedzieli w ciszy, wpatrując się w horyzont. Mabel nieświadomie bawiła się palcami, a Cipher zaczął się zastanawiać, jakim cudem ta małolata tak dużo zauważa. Panującą między chłopakami wzajemną niechęć, pewną słabość blondyna do jej cudacznej osoby, brak zagrożenia, mimo że technicznie był dla niej kimś nieznajomym. Czy dzieciaki naprawdę wyczuwają, czy ktoś jest dobry czy zły? Cóż, nawet jeśli, to zmysł samozachowawczy Mabel chyba się popsuł.
- A może przekonamy Dippera, że jesteś dobry? Musisz być miły i zacząć pokazywać to, co czujesz. Wtedy może przestanie być taki niefajny i pozwoli mi się z tobą bawić cały czas.
- I tak spędzamy ze sobą dużo czasu, ale jeśli chcesz, to czemu nie. Zostaniesz moją nauczycielką manier i uczuć?
- Ale to musi być tajemnica, dobrze? Taka bardzo poważna. Najlepiej na paluszek, tej się nie łamie.
Dziewczynka wyciągnęła dłoń w stronę blondyna, który powtórzył jej ruch. Skrzyżowali małe palce, pieczętując tę niewinną, dziecięcą umowę. Oficjalny pakt to nie był, ale Bill i tak miał ochotę się zaśmiać. Po raz kolejny myślenie przejęła ta ludzka część, którą postać Mabel najzwyczajniej w świecie skrajnie rozczulała. Czy naprawdę razem z ciałem musiał dostać te wszystkie idiotyczne emocje? Wieczorem trzeba będzie obejrzeć jakiś krwawy i pełen nieszczęść film, żeby przywrócić równowagę.
Wstał i pomógł podnieść się także szatynce, trzymając ją mocno za rękę, żeby przypadkiem nie spadła. Potem zeszli na dół, gdzie Dipper czekał z obiadem. Dochodziła dopiero szesnasta, więc na pierwsze próby realizacji umowy z Gwiazdeczką miał jeszcze sporo czasu. Wątpił, żeby dowiedział się czegoś niezwykłego i poważnego od czterolatki, ale spróbować zawsze warto. Kto wie, może mała wymyśli coś, co faktycznie się przyda? Albo chociaż odpowie na pytanie, dlaczego ludzie są tak bardzo nielogiczni.
~~~
Przez najbliższe dwa tygodnie rozdziały w środę nie będą się pojawiać. Nie mam warunków, aby je dodawać. Najbliższego należy spodziewać się dopiero w kolejną niedzielę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro