Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18,5. Czy my naprawdę zamierzamy...?

To już ostatni dodatek tutaj, obiecuję xD  Kto pamięta osiemnasty rozdział - ręka do góry!

Moje doświadczenie jest zerowe, robię to pierwszy raz, jest jakieś takie rozlazłe i jeśli zjebałam, BŁAGAM, napiszcie w komentarzu po prostu Ata, zjebałaś, a ja skasuję to w cholerę. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich.

All the love, Ata is out!

^^^

- S-Sosenko - zająknął się Bill - Pokażesz mi więcej? - spytał szeptem, otrzymując w odpowiedzi zadziorny uśmiech.

- Z przyjemnością.

Ale nie tak od razu, dodał w myślach. Dipper uśmiechał się do siebie, z całych sił starając się wyprzeć z głowy wszelkie myśli analizujące podstawy sytuacji, w jakiej właśnie się znajdował. Chciał się wyciszyć i skupić na tym, jak ta sytuacja rozwinie się dalej, a zmierzała w kierunku raczej oczywistym, choć na głos nigdy by się do tego nie przyznał. Chciał Billa, nawet jeśli sama ta myśl sprawiała ból jego dotychczasowym przekonaniom i kładła je na łopatki właściwie co do jednego. Z drugiej strony, jakby nie patrzeć ich pierwszy pocałunek także odbył się pod wpływem chwili i z powodów średnio zrozumiałych, a że Bill posiadał dziwaczną zdolność odbierania szatynowi umiejętności racjonalnego myślenia... Cóż, na to Pines nic już poradzić nie mógł. Uspokajał galopujące myśli, co rusz podpowiadające, że to, co właśnie robi, jest nieodpowiednie i skrajnie nieodpowiedzialne.

Cipher natomiast robił coś dokładnie przeciwnego. Zamiast uciszać wewnętrzne głosy, po prostu pozwolił im płynąć. Jeśli zmierzali do momentu, do którego myślał, że zmierzali (a jako demon bytujący na świecie od tryliona lat naprawdę rzadko się mylił), jakiekolwiek próby wyciszenia się z góry skazane były na porażkę. I choć do tej pory nie działo się nic wielkiego, blondyn w swojej subiektywnej opinii i tak czuł więcej, niż powinien i więcej, niż przypuszczał, że w ogóle mógłby. Skupiał się na stwierdzeniach, że ludzkie ciało jest nawet bardziej interesujące, niż na początku mu się wydawało. Z ciekawością badał swoje reakcje na działania Dippera. Nawet mimo świadomości, że szatyn podchodzi do sytuacji z pewną rezerwą, Bill bez problemu zauważał takie drobnostki, jak delikatne spięcia mięśni i lekkie ciarki przebiegające po kręgosłupie u siebie, czy niepewność przeplataną iskierkami ekscytacji w oczach Pinesa.

Wiedza demona na takie tematy nie była zupełnie zerowa, trochę jednak lubił obserwować ludzi już od ładnych kilkuset lat. Nigdy co prawda nie miał okazji doświadczyć bliskości z kimkolwiek na własnej skórze, ale teorię jako tako znał. Sam nie wiedział, czy się stresuje, bo od tego uczucia akurat trzymał się z daleka, a przynajmniej usiłował. Nagle zaczął się zastanawiać, jak Dipper stoi z rozeznaniem sytuacyjnym i jakimkolwiek doświadczeniem, a przy tym poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku - zdecydowanie stres, jak zaraz boleśnie sobie uświadomił.

Dłonie Dippera niespiesznie przesuwały się po odkrytym torsie blondyna. Wokół nich wisiała jedynie błoga cisza, przerywana lekko przyspieszonymi oddechami, słodkimi pocałunkami wymienianymi raz za razem i szybszym biciem serc. Pines chciał chociaż trochę przedłużyć tę chwilę błogiego spokoju. Przytłumione światło dawało swego rodzaju poczucie komfortu, którego w obecnej sytuacji szatyn się nie spodziewał, ale z pewnością potrzebował, żeby pchnąć akcję dalej naprzód.

Miał szczerą nadzieję, że Bill naprawdę może się zmienić i stać nieco mniej demoniczny, nawet jeśli w sporej części polubił jego odrobinę dziwaczną osobowość. Przyczyna była inna - pragnął móc z nim zostać i cieszyć się nie tylko towarzystwem, ale i całą resztą ziemskiej postaci demona, jakkolwiek nieodpowiednie to było. Ciągle nie byli w związku, ostatnie kilka dni najtrafniej można by określić słowami całkiem pokręcona relacja. Bądźmy szczerzy, kto normalny sypia z największym wrogiem po zakumplowaniu się z nim w niewiarygodnym tempie po tym, jak ów wróg rzucił czar odmładzający na waszą siostrę? Prawdopodobnie nikt. A jednak Dipper, uważając się za człowieka całkiem przy zdrowych zmysłach, musiał naprawdę mocno walczyć ze sobą, widząc, jak Bill lekko przygryza wargę, kiedy trącił palcem jego sutek. Póki co, skwitował reakcję demona jedynie łobuzerskim uśmiechem. Ma być powoli, napomniał się w myślach.

Niezależnie od podłoża i rozwoju sytuacji miał zamiar się pilnować, bo nie chciał blondyna (nawet ze świadomością, że ten gość jest demonem) w żaden sposób skrzywdzić, a nie wiedział przecież, na ile mógłby sobie pozwolić. Dlatego póki co nie podejmował żadnego ryzyka, postępując stosunkowo powoli. Badał odkryte części ciała demona, przesuwał palcami po klatce piersiowej, śledził linie żeber, muskał skórę nad biodrami na tyle, na ile pozwalały ciągle niezdjęte przez blondyna spodenki. Po chwili zastanowienia przeniósł ręce bardziej do tyłu, przesuwając dłoń po kręgosłupie chłopaka, co blondyn umożliwił przez oparcie rąk na ramionach Dippera i podciągnięcie się ponad płaszczyznę materaca.

Pines ciągle miał władzę, siedząc okrakiem na udach demona, i nie zamierzał tej władzy oddawać. Stworzone przez Billa ciało było idealne i samo dotykanie go nawet w ten dość niewinny sposób już było czymś niezwykłym, ale w końcu wypadało podjąć jakieś konkretniejsze działania. Choć dla Dippera to w końcu brzmiało w obecnej chwili bardziej jak nareszcie.

Nastał moment, w którym Cipher zaczął się gubić. Nie tylko we własnych myślach, ale także w świecie zewnętrznym. Do tej pory uważał, ba! był święcie przekonany, że bardziej z równowagi nie da się wyprowadzić. To była jedna z nieczęstych pomyłek, ale za to niepodważalna. Dipper lekko się pochylił, sprawiając, że plecy demona ponownie zetknęły się z materiałem pościeli. Blondyn nie był pewny, czy wstrzymuje oddech czy oddycha, ale o tym zapomniał. Pocałunki Pinesa nagle stały się mocniejsze, jakby bardziej zaborcze i zdecydowanie bardziej przepełnione pożądaniem. Gdyby Bill stał, intensywność doznania zapewne zwaliłaby go z nóg. Na swoje szczęście leżał, jednak to nie ratowało go przed lekkimi zawrotami głowy i uczuciem nieopanowanego gorąca. I pomyśleć, że na doprowadzenie go do tak opłakanego stanu wystarczyła zwykła pierdoła, którą połowa ludzkiej populacji traktuje z takim dystansem, jak konieczność jedzenia.

Machinalnie wplótł palce w rozczochrane włosy Pinesa, tym samym przyciągając chłopaka jeszcze bliżej. Nawet nie próbował walczyć, bo wiedział od początku, że Dipper nad nim pełną kontrolę. Zresztą, sam poprosił. Ta prośba już nie była wywołana czystą chęcią zrozumienia ludzi. On chciał doświadczyć ludzi, będąc zwyczajnie ciekaw, jaki odniesie skutek. Ludzie znajdują przyjemność w dziwacznych rzeczach i mają różne, czasami pokręcone zwyczaje. Po prostu naszło go wrażenie, że po tylu setkach lat warto zbadać kilka rzeczy na własnej skórze. Efekty przerosły jakiekolwiek oczekiwania, a byli dopiero na początku.

- Sosenko - zebrał się w sobie na tyle, żeby się odezwać, kiedy Dipper na chwilę odpuścił, odsuwając się nieznacznie - Czy my naprawdę zamierzamy...?

- A na co ci to wygląda? - uśmiechnął się zadziornie, w myślach nie mogąc wyjść z podziwu nad tym, jak zarumieniony Bill jest uroczy.

- Wiem, że prosiłem, ale nie musisz...

- Się zmuszać? - szatyn ponownie przerwał wypowiedź demona, a Cipher niepewnie skinął głową na potwierdzenie - Myśl, co chcesz, ale miej świadomość, że z własnej nieprzymuszonej woli nie mam najmniejszego zamiaru ci odpuszczać.

Jakby na potwierdzenie tych słów, Dipper ponownie przywarł do blondyna, tym razem skupiając uwagę na szyi chłopaka, co tamten skwitował cichym westchnięciem. Bill zupełnie szczerze nie miał pojęcia, co się dzieje. Przygryzł dolną wargę, nagle skrajnie zażenowany, prawdopodobnie pierwszy raz w swoim zdecydowanie niekrótkim życiu. Pines uśmiechnął się lekko, wracając ustami do tych blondyna dosłownie na dwie sekundy, aby złożyć na nich jeden z tych słodkich, ciągle niewinnych pocałunków. Potem ponownie skupił się na szyi, lekko przygryzając jasną skórę w kilku miejscach, tym samym zostawiając subtelne, jednak dość widoczne, czerwonawe ślady.

Bill walczył zaciekle ze swoim ludzkim ciałem, żeby nie wydawać zbędnych dźwięków. Czuł się dziwnie, jakby strach, stres, ale i ekscytacja połączyły się w jedno nieopisywalne uczucie, wysyłając sygnały po całym ciele. Czuł, jak te wyraźne impulsy wywołane kolejnymi pocałunkami Dippera, przebiegają po nerwach, uderzają do głowy, rozpływają się po wszystkich mięśniach. Miał wrażenie, jakby zaczął się topić, jednocześnie próbując stać się jednością z pościelą, ale i zostać w ramionach Pinesa i kontynuować to, co robili. Każdy ruch, dotyk dłoni i ust, każde delikatne ugryzienie szatyna wydawały się w stu procentach wykalkulowane, jakby wcześniej rozpisał sobie cały plan, choć Bill był pewny, że do tej pory chłopak nawet nie myślał o tego typu rzeczach, zwłaszcza z jego udziałem.

W końcu i Dippera uderzyło wewnętrzne gorąco, dodatkowo potęgowane dusznością pokoju, której wcześniej nie zauważył, albo zwyczajnie jej nie było. Oderwał się od ciała blondyna, szybkim ruchem zrzucając z siebie koszulkę, tym samym również zostając jedynie w krótkich spodenkach od piżamy. Poświęcił kilkanaście długich sekund, żeby przestudiować zaczerwienione policzki Billa, lekko przymknięte oczy i złote włosy tworzące skomplikowany układ na czarnym materiale poduszki. Widział, jak blade dłonie zaciskają się nieznacznie na poszewce kołdry w niemym oczekiwaniu na kolejny ruch ze strony szatyna.

Tym razem Dipperowi nie widziało się dodatkowe spowalnianie akcji, toteż niemal od razu przystąpił do przerwanego działania, znacząc ścieżkę mokrych pocałunków i delikatnych przygryzień skóry od prawego obojczyka, aż do linii gumki szortów, które nagle wydały się blondynowi potwornie drażniące. Spodenki zostały naturalnie wcześniej podprowadzone z dipperowej szafy i aż do tego momentu Bill uważał je za niesamowicie wygodne i przyjemne do noszenia. Teraz każdy otarcie materiału o skórę przyprawiało go o ciarki i sam już nie potrafił określić, czy to dobrze, czy źle.

Dipper zręcznie ominął strefę spodenek, postanawiając bardziej skupić się na odkrytych fragmentach ud blondyna, których wewnętrzne strony już po chwili obdarzał czułymi pocałunkami i drobnymi, zaczerwienionymi śladami. Tym razem Bill nie miał sil udawać przynajmniej po części niewzruszonego. Nagłe, głębokie westchnienie wydarło się z jego ust w parze ze zduszonym jęknięciem, na co Pines zareagował chytrym uśmiechem. Na to czekał od samego początku i mógł śmiało stwierdzić, że do takiego oblicza demona - lekko zagubionego i bezsilnego pod wpływem jego działań - pragnął się przyzwyczajać i ponownie odkrywać je na nowo jeszcze wiele razy. Nawet mimo niepewnego, zupełnie niedającego się określić statusu ich relacji.

Szatyn wrócił ustami do tych należących do demona, od razu wyczuwając, że pocałunki ze strony Billa stały się bardziej zdecydowane i pragnące. I brakowało naprawdę mało, żeby Dipper się złamał. Ostatkiem sił zdołał opanować targające nim emocje. Oparł dłoń na mostku blondyna i, nie przerywając pocałunku, powoli sunął nią coraz niżej, aż nie dotarł do linii szortów, która jednak nie powstrzymała go na dłużej, niż średnio solidne dwie sekundy. Bill jęknął zaskoczony, na chwilę tracąc oddech, w odzyskaniu którego zdecydowanie nie pomagała bliskość twarzy szatyna, niejako blokująca dopływ powietrza.

Cipher zebrał się w sobie i lekko odepchnął Dippera, żeby móc normalnie odetchnąć. Czuł, że zaraz chyba zwariuje. Oddech był urywany i drżący, serce waliło mu jak młotem, dłonie mimowolnie zaciskały się w splątanych krawędziach pościeli. Sytuacji raczej nie poprawiał fakt, że ciągle miał na sobie te przeklęte spodenki, a Pines najwyraźniej wybitnie upodobał sobie droczenie się z nim w najgorszy możliwy sposób. Lewa skarpetka zsunęła się ze stopy blondyna, po chwili lądując skopana na podłodze. Demon już nie wiedział, co robić. On tutaj dosłownie umierał, a Dipper nie dość, że nie miał najmniejszego zamiaru zaprzestać, to jeszcze perfidnie się uśmiechał.

Bill miał wrażenie, że traci zmysły, a część główna wciąż była dopiero przed nimi. W końcu, po nieokreślonym czasie trwającym w mniemaniu Ciphera ze dwie wieczności (warte przeżycia przynajmniej kolejnych kilka razy w najbliższej przyszłości), szatyn postanowił porzucić drobne gierki. Kontrolnie spojrzał na Billa, ale gdy zobaczył lekko zamglone, ale ciągle błyszczące złote oczy, wpatrujące się w niego z wyczekiwaniem, szybko pozbył się ostatniej części garderoby chłopaka bez większych oporów. Zaraz zrobił to samo ze swoimi szortami, bo cała gra, mimo że to on od początku dyrygował, zaczynała i jemu samemu powoli działać na nerwy.

Bez większego zastanowienia, pozwalając przejąć władzę tej nieco otępionej już części umysłu, szatyn wziął do ust dwa palce, aby trochę je nawilżyć, dając tym samym chwilę oddechu Billowi. Chwila ta jednak nie potrwała zbyt długo, bo niecałą minutę później usta demona ponownie były atakowane mocnymi pocałunkami, mającymi niejako odwrócić jego uwagę, podczas gdy Dipper, już nie całkiem powoli i odrobinę mniej delikatnie, starał się jak najlepiej przygotować go na to, co miało nastąpić za chwilę, ostatecznie przybijając ich relacji pieczątkę totalnie nieogarniętej mieszaniny uczuć i czynów, z którą jakimś niezrozumiałym sposobem ciągle byli w stanie sobie poradzić. Przy okazji usta Pinesa pochłaniały co głośniejsze jęki Billa, choć działanie to było nieumyślne, bo żaden z nich w tamtym momencie nie przejmował się, czy śpiąca na górze Mabel jest w stanie ich usłyszeć.

Dłonie demona z pościeli zawędrowały na ramiona, a następnie w okolice łopatek Dippera, co jakiś czas zostawiając na skórze czerwony ślad po mocniejszym zadrapaniu, jednak szatyn wydawał się na ten fakt nie zwracać większej uwagi. Gdy nareszcie stwierdził, że mają za sobą wystarczający, wręcz wyczerpujący niecierpliwym oczekiwaniem wstęp, szybko zmienił odrobinę swoją pozycję. Znalazłszy się między udami blondyna, uświadomił sobie pewną drobną rzecz.

- Cholera, nie mam...

- Masz - tym razem to Bill nie pozwolił szatynowi skończyć zdania, spoglądając na chłopaka zadziwiająco trzeźwo, a nawet z cieniem dezaprobaty.

- Wybacz, na chwilę zapomniałem, że mam przyjaciela demona.

- Przyjaciela? Chyba z korzyściami. Mam to traktować jako oficjalny awans społeczny? - uśmiechnął się zadziornie.

- Ja ci dam awans społeczny - mruknął Dipper, całując blondyna zaborczo kilka następnych, dłużących się sekund.

- Sosenko, przysięgam, że jeśli się nie pospieszysz, ukatrupię cię na miejscu. A ja dotrzymuję obietnic - głos blondyna był cichy i lekko zachrypnięty, a brzmiąc tuż przy uchu Pinesa, który czuł gorący oddech blondyna na szyi, wywołał ciarki przebiegające stadem po kręgosłupie.

Gdy Dipper zdecydował się na wykonanie ostatecznego ruchu, naprawdę starał się z całych sił nie dać się za mocno ponieść, żeby przypadkiem nie zrobić blondynowi w żaden sposób krzywdy. Bill wydał z siebie przeciągły jęk, wtulając twarz w zagłębienie szyi szatyna. Pines wyczuwał drżenie ciała chłopaka, gdy delikatnie, uspokajająco gładził go po plecach, dając czas na przyzwyczajenie się do nowego wrażenia. Wyraźnie czuł palce blondyna, mocno wbijające się w plecy pod łopatkami i już miał spytać, czy na pewno nie przesadzili, gdy blondyn odchylił się trochę do tyłu, aby mogli nawiązać kontakt wzrokowy. Jedno spojrzenie w oczy demona wystarczyło Pinesowi za gwarancję, że Cipher nie chciał przerywać i rezygnować w takim momencie.

- Sosenko - wymruczał, spoglądając na szatyna spod półprzymkniętych powiek - To chyba nie jest miłość, prawda?

- Chyba nie - zgodził się, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć.

- Więc co?

- Chyba po prostu oboje jesteśmy mniej normalni, niż nam się wydaje - tym razem odpowiedź przyszła szatynowi zadziwiająco łatwo - Reszta później wyjdzie w praniu.

Dipper uśmiechnął się ciepło, a blondyn ponownie uniósł ciało nieco do góry, aby mieć możliwość złączenia ich ust w pełnym oczekiwania pocałunku. Pines zrozumiał aluzję natychmiast, zaczynając ostrożnie poruszać biodrami, co spotkało się z reakcją w postaci kolejnych kilku zadrapań na łopatkach, które zamiast bólu, sprawiły szatynowi pewnego rodzaju satysfakcję. Niepojęte, ale cieszył się, że to właśnie on ma możliwość uczenia Billa tych wszystkich odczuć i że to on jako pierwszy pokaże demonowi, co to znaczy wspiąć się na szczyt.

Nie potrzebowali więcej słów, mających jakiekolwiek głębsze znaczenie. Ciszę zakłócały jedynie westchnienia i ciche jęki, tłumione przez łapczywe pocałunki, oraz wzajemnie wymieniane w kółko imiona. Bill okazjonalnie przeklinał w kilkunastu różnych językach, co Dipper za każdym razem kwitował pełnym samozadowolenia uśmiechem i najczęściej kolejnym trafieniem w czuły punkt w ciele blondyna. Bill był zupełnie zagubiony w nowych, przejmujących doznaniach. Już wiedział, że będzie chciał to powtarzać. Ledwo kontaktował, w połowie będąc w jakimś bardzo dalekim wymiarze, gdzie jedynym, co widział, była zarumieniona twarz Dippera, roztrzepane włosy, w które bezkarnie mógł wczepiać palce, i te niesamowite iskierki w jego brązowych oczach.

Gdy oboje dotarli na upragniony szczyt, przez chwilę mogli tylko oddychać i starać się nie odpłynąć zbyt mocno, aby pozostać w świadomości. W końcu Dipper powoli opuścił ciało Billa i po szybkich oględzinach stwierdził, że zarówno ich ciała jak i łóżko wymagają czyszczenia. Jednocześnie był tak cholernie zmęczony, że po prostu opadł na materac obok blondyna, ciągle nie będąc w stanie w stu procentach unormować oddechu, a co dopiero mówić o podjęciu jakichkolwiek radykalniejszych działań.

- Sosenko, mogę mieć pytanie? - mruknął cicho blondyn, obracając twarz w stronę Pinesa, który kiwnął głową na potwierdzenie, nawiązując z demonem kontakt wzrokowy - Robiłeś to już wcześniej?

- Zdarzyło się - odparł po chwili ciszy szatyn - Nikt o tym nie wie, nawet Mabel, więc dziób na kłódkę. Skąd w ogóle takie pytanie?

- Może i nie mam doświadczenia, ale i tak byłeś za dobry - uśmiechnął się tylko odrobinę wrednie, na co Dipper odpowiedział rozbawionym prychnięciem.

- Chyba powinniśmy się chociaż z grubsza umyć, nie sądzisz?

- Nie, nie sądzę - rzucił obojętnym tonem demon - Mogę zrobić porządek magią i zajmie mi to dwie sekundy.

Cipher pstryknął palcami, co w obecnym stanie okazało się najwyższego sortu wysiłkiem, i Dipper nie miał w kwestii czystości do czego się przyczepić. Bill przeturlał się trochę, żeby znaleźć się jak najbliżej szatyna i móc bezkarnie ułożyć głowę na jego klatce piersiowej. Pines objął demona ramieniem, przy okazji narzucając na nich cienką kołdrę. Blondyn przymknął powieki, gdy opanowało go nagłe zmęczenie. Czuł, jak szatyn delikatnie głaska go po przedramieniu i nie mógł się nie uśmiechnąć.

- Jak myślisz, coś się zmieniło? - spytał nieco sennie Dipper, opierając podbródek na głowie blondyna, wtulając policzek w lekko wilgotne kosmyki - Kim będziemy?

- Na razie człowiekiem i demonem, jak wcześniej - odparł, nawet nie mając zamiaru otwierać oczu - Reszta wyjdzie w praniu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro